środa, 20 lutego 2019

I

Paździer­nik chy­lił się ku koń­cowi – coraz czę­ściej wiały zimne, pół­nocne wia­try, a deszcz stu­kał w okna i nikt nie pamię­tał już jak wyglą­dało piękne gwie­ździ­ste niebo.
Anna­bel unio­sła głowę i spoj­rzała na kro­ple desz­czu wolno spły­wa­jące po szy­bie. W jej sercu po raz kolejny zapa­no­wał nie­po­kój, tak samo jak za każ­dym razem gdy otrzy­my­wała list od swo­jego kuzyna. Dosko­nale wie­działa, że od kilku lat coś nie­do­brego dzieje się w jej kró­le­stwie.
Wyspa Islay była bar­dzo wyjąt­kowa, sta­no­wiła osobne Pań­stwo i róż­niła się od innych miejsc które znała. Oczy­wi­ście do czasu aż nie otrzy­mali kruka z wia­domością, która jed­no­znacz­nie świad­czyła o spi­sku szy­ku­ją­cym się wśród miesz­kań­ców. O bun­cie, który ponoć zapo­cząt­ko­wał serię zbrodni na kró­lew­skich straż­ni­kach. Od tam­tego czasu nic nie było takie samo. Róż­nego rodzaju rzad­kie magiczne istoty zamiesz­ku­jące jak dotąd wyspę nie­spo­dzie­wa­nie znik­nęły. Te, które posia­dały skrzy­dła najpew­niej prze­nio­sły się za ocean, a te lądowe… wła­ści­wie to nikt nie wie co mogło się z nimi stać. Dziew­czyna miała wra­że­nie, że mogły zostać wybite, po to aby wyspa stra­ciła na zain­te­re­so­wa­niu i atrak­cyj­no­ści wśród innych Cza­ro­dzie­jów. Prze­czu­wała, że mogło to jedy­nie być pod­stawą do znisz­cze­nia bło­giego spo­koju w Pań­stwie. Oczy­wi­ście opowie­działa o swo­ich prze­czu­ciach kró­lowi, ale w odpo­wie­dzi usły­szała jedy­nie, że ma się tym nie przej­mo­wać ponie­waż wszystko jest pod kon­trolą. Nie­stety, kilka dni póź­niej dowie­działa się, że dla wła­snego bez­pie­czeń­stwa ma opu­ścić kraj i udać się do Szko­cji, do Szkoły Magii i Cza­ro­dziej­stwa w Hogwar­cie.
Na samym początku była temu prze­ciwna, wie­działa kim jest i wła­śnie dla­tego nie zdzi­wiła się wia­domością, że posiada jakieś spe­cy­ficzne magiczne zdol­no­ści. Zawio­dła się, gdy przy­pad­kowo dowie­działa się, że posiada coś, czego nawet Cza­ro­dzieje bez ówcze­snej kil­ku­let­niej nauki nie potra­fią. Mało tego, sie­dem lat posłusz­nie uczęsz­czała na zaję­cia. Jako osoba nad­zwy­czaj skryta i pocho­dząca z domu węża nie szczy­ciła się zbyt­nia popu­lar­no­ścią. Nie wra­cała do kraju ani na waka­cje, ani na święta, a do tego po ukoń­cze­niu szkoły otrzy­mała sta­now­czy zakaz powrotu do domu. Dla­tego też wyje­chała do Rumu­nii, a w jej kraju działo się coraz gorzej.
Jed­nak dzi­siej­szy list stał się apo­geum złych wia­domości. Na ostat­nim posie­dze­niu rady Jego Wyso­kość, Król Wil­liam Isbell został zamor­do­wany przez jed­nego z swo­ich zaufa­nych ludzi. Zwy­rod­nialca nie­mal natych­miast zła­pano i posłano go na ścię­cie, a nowym kró­lem Islay został jego syn – Vic­tor Isbell. Znała go bar­dzo dobrze, był dla niej jak brat, cho­ciaż tak naprawdę był on jej kuzy­nem. Wraz z jego sio­strą Chri­stine bawili się wspól­nie na dwo­rze kró­lew­skim. Dla­tego nie potra­fiła sobie wyobra­zić, jak ten niezdarny chło­piec pora­dzi sobie z obo­wiąz­kami Króla.
– Foutley, Matei wzywa nas do sie­bie.
Spoj­rzała w tamtą stronę. U wej­ścia do namiotu stał Char­lie Weasley.
Był wyraź­nie zasko­czony, wie­działa dla­czego. Zapewne miało to zwią­zek z tymi dwoma mło­dymi smo­kami, które odna­leźli wspól­nie w lesie. Ski­nęła tylko głową, spoj­rzała spode łba na chło­paka i wymi­ja­jąc go udała się do namiotu ich przy­wódcy.
Spoj­rzała w niebo, nie wie­działa nawet kiedy prze­stało padać. Słabe słońce lekko prze­bi­jało się przez szare chmury, które powoli roz­pły­wały się w powie­trzu. Wzięła głę­boki wdech. Zapach mokrej trawy zawsze potra­fił ją uspo­koić, cho­ciaż tym razem nie odczu­wała stresu.
– Jak myślisz? O co może mu cho­dzić? – spy­tał chło­pak pod­bie­ga­jąc do swo­jej współ­pra­cow­niczki.
– Zga­duję, że cho­dzi o smoki.
– Prze­cież wszystko wyja­śni­li­śmy poprzed­nim razem. – odburk­nął jakby od nie­chce­nia.
– W takim razie wyja­śnimy jesz­cze raz.
Przy­śpie­szyła kroku, aby jak naj­szyb­ciej zna­leźć się u celu. Tak naprawdę chciała wró­cić do swo­jego namiotu i spę­dzić w nim resztę dnia zasta­na­wia­jąc się i opła­ku­jąc całą tą sytu­ację. Ale póki co musiała być dzielna. Nie mogła pozwo­lić, aby ktoś zoba­czył jak pła­cze, od dzie­ciń­stwa uczyła się nie oka­zy­wać zbyt wielu emo­cji, co bar­dzo przy­da­wało się w jej wcze­śniejszym życiu. Nie zdą­żyła nawet zapu­kać, a usły­szała woła­nie do środka. Mimo­wol­nie spoj­rzała jesz­cze tylko na Char­liego i weszła razem z nim wgłąb namiotu.
To co zoba­czyła jako pierw­sze to ogromny, drew­niany stół, a na nim stała spe­cjalna klatka z dwoma wcze­śniej zna­le­zio­nymi smo­kami. Miała wra­że­nie jakby w tym miej­scu wyglą­dały jesz­cze gorzej niż za pierw­szym razem. Nie dzi­wiła się temu, nikt nie lubił prze­by­wać w zamknię­ciu, szcze­gól­nie istoty, które więk­szość swego życia prze­by­wają w powie­trzu.
– Foutley, Weasley. Usiądź­cie.
Posłusz­nie wyko­nali pole­ce­nie i usie­dli na krze­słach spe­cjal­nie dla nich przy­go­to­wa­nych.
Nastą­piła nie­zręczna cisza. Męż­czy­zna przez jakiś czas nie ode­zwał się do nich sło­wem, stał tylko odwró­cony ple­cami i uważ­nie obser­wo­wał stwo­rze­nia, poru­sza­jące słabo skrzy­deł­kami i pró­bu­jące wzbić się w powie­trze. Nikt nie wie­dział o czym w danym momen­cie myśli. Umysł cza­ro­dzieja sta­no­wił jedną wielką zagadkę. Powia­dano nawet, iż za młodu słu­żył Czar­nemu Panu. On za to ni­gdy nie potwier­dził, ani nawet nie zaprze­czył. Mimo wszystko cie­szył się ogrom­nym auto­ry­te­tem wśród smo­ko­lo­gów., a jego umie­jęt­no­ści prze­szły już nawet do histo­rii.
– Zasta­na­wia­cie się pew­nie, dla­czego kaza­łem Wam tutaj przyjść.
– Cho­dzi o te smoki, prawda?
– Otóż to. – mruk­nął pod nosem męż­czy­zna i spoj­rzał wni­kli­wym wzro­kiem na Anna­bel.
Sku­liła się lekko. Jego spoj­rze­nie zawsze przy­pra­wiało ją o ciarki. Tak jakby wie­dział o niej wię­cej niżeli się przy­zna­wał. Za to reak­cję dziew­czyny zauwa­żył Char­lie, który popchnął ją lekko ramie­niem, aby zwró­cić jej uwagę.
– Źle się czu­jesz? – szep­nął tro­skli­wie.
Weasley ni­gdy nie potra­fił zrozu­mieć dla­czego za wszelką cenę chciał dowie­dzieć się o dziew­czy­nie wielu rze­czy. Zaw­sze wyda­wała się mu chłodna i zdy­stan­so­wana. Zda­wał sobie sprawę z tego, że nie jest rów­nież zbyt­nio roz­mowna. Ba, nawet kom­plet­nie się do tego nie nada­wała. Jed­nak były to tylko pozory, czę­sto był świad­kiem jak dziew­czyna roz­ma­wiała z mło­dymi smo­kami, któ­rymi się opie­ko­wali, opo­wia­dała im o wszyst­kim, wyda­wała się kom­plet­nie inna robiąc to, wesel­sza. Na początku sądził iż zwa­rio­wała, ale one… zda­wały się jej słu­chać i rozu­mieć każde jej słowo.
– Nie, wszystko dobrze. – odparła szybko, przy­bie­ra­jąc poważną minę.
– Chciał­bym, aby­ście na pod­sta­wie wła­snych doświad­czeń czy też wie­dzy okre­ślili mi co to jest za rasa smoka.
Spoj­rzeli po sobie, a póź­niej na pryn­cy­pała. Jego ocze­ku­jący wzrok nie pozo­sta­wiał im żad­nych złu­dzeń. Wyr­wali się do góry i posłusz­nie pode­szli bli­żej klatki.
Anna­bel od razu roz­po­znała iż smoki nie posia­dają jed­nej rasy. Róż­niły się nie tyle wiel­ko­ścią, co kolo­rem. Jeden z nich miał czarne, praw­do­po­dob­nie szorst­kie łuski niczym czarny walij­ski, błysz­czące fio­le­towe oczy, a wzdłóż grzbietu rząd małych, ostrych jak brzy­twa wyrost­ków kost­nych. Zda­wało jej się, że wie jaka może być to rasa, jed­nakże miała za mało dowo­dów na to, aby potwier­dzić tą tezę. Sku­piła teraz swój wzrok na ogo­nie. Pow­szech­nie wia­domo, że smoka naj­ła­twiej poznać po kształ­cie ogona. Ten był zakoń­czony szpi­kul­cem w kształ­cie grotu strzały. Zasta­no­wiła się przez chwilę. Nie­spo­dzie­wa­nie jej uwagę przy­kuły skrzy­dła, które przy­po­mi­nały te od nie­to­pe­rza. Teraz już miała pew­ność jaka może być to rasa, cho­ciaż nie nale­żała ona do rezer­watu, w któ­rym obecne się znaj­do­wali.
– Ten smok po lewej stro­nie to Czarny Hebrydzki, przynaj­mniej o tym świad­czą ogon i skrzy­dła, a ten drugi to…
– Dłu­go­róg Rumuń­ski… – wtrą­cił się Char­lie. – Jeden z gatun­ków dłu­go­ro­gów zamiesz­ku­ją­cych nasz rezer­wat, cho­ciaż jego złote rogi jesz­cze się nie roz­ro­sły. Po ich wiel­ko­ści wydaje mi się, że musiały pocho­dzić z pierw­szego miotu tego roku. Czyli ma naj­wy­żej sześć do sied­miu mie­sięcy, a jeśli popa­trzeć na wzrost, to jest on pro­por­cjo­nalny do dru­giego osob­nika. Muszą być w podob­nym wieku.
– Wzo­rowa obser­wa­cja Panie Weasley.
Anna­bel spoj­rzała srogo na Char­liego, ale ten nawet nie zauwa­żył. Uśmie­chał się tylko sze­roko, a z jego oczu aż biła duma z samego sie­bie. Cho­ciaż ni­gdy poważ­nie nie roz­ma­wiali, znała go na tyle dobrze, aby stwier­dzić, iż posiada on ogromne mnie­ma­nie o sobie. Nie zno­siła u niego takich zacho­wań, iry­to­wała ją jego pew­ność sie­bie. Jed­nak nie mogła oprzeć się dziw­nemu wra­że­niu, że od zawsze zazdro­ściła mu wie­dzy i poświę­ce­nia, jakie sobą repre­zen­to­wał.
– Wyba­czy pan, ale na­dal nie rozu­miem celu naszej wizyty tutaj. – odparła nie­na­tu­ral­nym gło­sem, pró­bu­jąc ukryć nie­za­do­wo­le­nie.
– Otóż oby­dwa smoki zdają się być bar­dzo nie­śmiałe, do tego stop­nia, że aż nie przyj­mują pokarmu z rąk żad­nego z opie­ku­nów.
– Mówi pan, że od co naj­mniej dwóch dni nic nie jadły?
Zde­ner­wo­wa­nie ustą­piło z umy­słu Anna­bel na rzecz tro­ski. Dosko­nale wie­działa, że młode smoki muszą jeść o wiele czę­ściej niż doro­śli przed­sta­wi­ciele nie­za­leż­nie od gatunku, w końcu spa­lają trzy razy wię­cej pokarmu od nich.
– Tylko co my mamy z tym wspól­nego? – spy­tał cie­kaw­sko Weasley.
Matei uśmiech­nął się tylko chy­trze i strze­lił pal­cami.
U wej­ścia namiotu poja­wił jeden z naszych sta­ży­stów. Był bar­dzo młody, młod­szy nawet od niej. Cza­row­nicy wyda­wało się, że nie mógł nawet ukoń­czyć Hogwartu. Co z początku wydało jej się dziwne, ale po głęb­szym zasta­no­wie­niu uznała, że musiał się czymś spe­cjal­nym wyróż­nić, aby móc tutaj prze­by­wać. Poczuła kolejne ukłu­cie zazdro­ści, ale o wiele mniej­sze niżeli te o Weasley’a.
– Chcemy prze­pro­wa­dzić pewien test. – ode­zwał się Matei i pod­szedł do sta­ży­sty.
Dziew­czyna dopiero teraz dostrze­gła, że chło­pak trzyma naczy­nie kształ­tem przy­po­mi­na­jące tackę, na któ­rej znaj­do­wały się cztery kawałki mięsa pokro­jone w kostkę.
– Chyba pan sobie żar­tuje. – odparła z obu­rze­niem i spoj­rzała na Char­liego.
Chciała, aby chło­pak ją poparł. Oni nie mieli upraw­nień do tego, aby kar­mić smoki. Nie prze­szli odpo­wied­nich szko­leń, a co naj­waż­niej­sze nie zdali testów potwier­dza­ją­cych tego, że wie­dzą jak wygląda cała pro­ce­dura. Jed­nak on zda­wał się kom­plet­nie nie zwra­cać na to uwagi. Jego oczy stały się więk­sze i był ucie­szony co naj­mniej tak, jakby speł­niło się jego marze­nie.
Anna­bel nie znała nikogo bar­dziej nie­od­po­wie­dzial­nego od niego. Po za tym nie dowie­rzała, że ich szef mógłby, aż tak zła­mać zasady narzu­cone im z góry przez Mini­ster­stwo.
– Wyobraź sobie, że tylko kolejne to zaję­cia Ket­tle­burna, Foutley.
– To jest kom­plet­nie inna sytu­acja Panie Matei. Wydaje mi się, że nie powin­ni­śmy tego robić. – zigno­ro­wała chło­paka.
– Doprawdy?
– Oczy­wi­ście. Uwa­żam, że powin­ni­śmy przejść naj­pierw masę szko­leń, zupeł­nie tak, jak nasi poprzed­nicy.
– To nudne. – wes­tchnął Weasley.
– Za to bez­pieczne.
– To są tylko młode, nie sta­no­wią na dla nas żad­nego więk­szego zagro­że­nia.
– A ogień?
– Cykasz się.
– To nie­do­rzeczne.
Anna­bel wypro­sto­wała się i skrzy­żo­wała ręce na piersi. Przy­mknęła oczy i obu­rzona odwró­ciła głowę na bok. Wie­działa, że to ona miała rację, ale jej duma w tym momen­cie ucier­piała. Nastą­piła nie­zręczna cisza. Cze­kała, aż szef się opa­mięta i jed­nak zmieni swoje sta­no­wi­sko, jed­nak nic takiego się nie stało. Oprócz tego czuła spoj­rze­nie Char­liego na sobie. Wie­działa o czym mógł myśleć. Nie mogła pozwo­lić na to, aby ktoś posą­dził ją o tchó­rzo­stwo i mimo iż było to ryzy­kowne zła­pała w palce jeden z kawał­ków mięsa i pod­bie­gła do klatki. Młode odda­liły się do sie­bie i jakby drżąc zaczęły wydo­by­wać z sie­bie ciche piski. Stała przed nią kilka sekund i biła się z myślami. Miała żal do sie­bie, że dała się tak łatwo pod­pu­ścić, ale nie mogła się w tym momen­cie wyco­fać. Oby­dwa smoki zerwały się z miej­sca, gdy dziew­czyna przy­bli­żyła się do nich i scho­wały się pod jed­nym stop­niem pró­bu­jąc się ukryć, a spod spodu zaczął buchać słaby dym. One nawet nie potra­fiły porząd­nie uży­wać ognia
– Są wyraź­nie prze­ra­żone. – mruk­nęła przez ramię, a jej wzrok spo­tkał się z zacie­ka­wio­nym spoj­rze­niem Char­liego. – Weasley, mógł­byś sta­nąć obok?
Ten wzru­szył ramio­nami i sam podniósł kawa­łek mięsa z tacki. Sta­nął przy niej, a zauwa­ża­jąc całą tą sytu­ację ukląkł w taki spo­sób, aby jego oczy były na wyso­ko­ści ich pyszcz­ków. Pod­niósł poży­wie­nie tak, aby mogły go dostrzec. Jed­nak i to nie podzia­łało.
Spod stop­nia znowu roz­prysł się szary dym. Weasley od razu odsu­nął się w bok. Nie był spe­cjal­nie prze­ra­żony, dla­tego pono­wił próbę, ale tym razem pod­szedł bli­żej. Zła­pał dziew­czynę za rękę i pocią­gnął na dół, aby uklę­kła razem z nim.
– Co ty pró­bu­jesz osią­gnąć?
– Smoki dobrze zapa­mię­tują twa­rze, jeśli nie będziemy się ruszać sko­ja­rzą nas z wczo­raj­szą sytu­acją.
– Może i masz rację. – nie­chęt­nie, ale przy­znała mu rację.
Oboje klę­czeli w bez­ru­chu i cze­kali na reak­cję mło­dych. Nie wie­dzieli, że Matei przy­gląda im się wni­kli­wie i oce­nia ich posu­nię­cia, aby na samym końcu wydać wer­dykt.
Trwało to kilka minut, Anna­bel już zaczy­nała tra­cić nadzieję i powoli two­rzyła w gło­wie plan, jak cza­rami zmu­sić je, aby w końcu coś zja­dły. Nie chciała tego, ale bez poży­wie­nia nie prze­trwa­łyby nawet tygo­dnia. To było dla ich dobra.
Nagle coś się wyda­rzyło. Czarny smok jakby wyczu­wa­jąc ich dziwne zacho­wa­nie wyściu­bił pysz­czek zza stop­nia. Anna­bel zauwa­żyła rząd kil­ku­na­stu małych, ostrych kłów zdol­nych już prze­gryźć ludzką skórę. Zawa­hała się na ten widok, a gdy Char­lie pró­bo­wał wyko­nać ruch powstrzy­mała go. Coś kazało jej prze­cze­kać jesz­cze chwilę, aby upew­nić się, że na pewno postę­pują wła­ści­wie tak bar­dzo się śpie­sząc.
Chło­pak usłu­chał i na­dal tkwił w bez­ru­chu. W końcu syl­wetka smo­czątka w cało­ści wyło­niła się z ciem­no­ści. Foutley unio­sła wolno dłoń w któ­rej trzy­mała mięso i obra­cała nim deli­kat­nie na boki.
Młody spoj­rzał na nią i już chciał wypu­ścić kolejny kłąb dymu, ale powstrzy­mał się w ostat­nim momen­cie. Zamiast tego podle­ciał szybko do dziew­czyny. Wysta­wił pysk przez kratkę i ode­brał zdo­bycz, zaraz potem odle­ciał w drugi kąt. Nie minęła sekunda, a drugi smok zja­wił się przy nim z zamia­rem ode­bra­nia mu poży­wie­nia.
– Spo­koj­nie kole­dzy. – mruk­nął Char­lie i rzu­cił drugi kawa­łek do środka.
Dłu­go­róg odłą­czył się od towa­rzy­sza, wydał z sie­bie jakby się mogło wyda­wać, wdzięczny dźwięk i zaczął poże­rać swój kawa­łek mięsa, uprzed­nio pod­grze­wa­jąc go na swoim ogniu.
– Patrz, udało nam się! – odparła wesoło Anna­bel i uśmiech­nęła się lekko.
Kamień spadł jej z serca. Zaraz potem odwró­ciła się do Weasley’a, a ich spoj­rze­nia skrzy­żo­wały się na chwilę. Trwało to kilka sekund, ale dziew­czyna lekko spe­szona odwró­ciła głowę. Nie podo­bało się jej to, co wła­śnie się wyda­rzyło.
– Jesz­cze przed chwilą dał­bym sobie różdżkę zła­mać, że wam się nie uda. – odparł w końcu Matei. – A teraz został­bym bez niej. Dobra robota mło­dzi.
– Cie­szymy się, że mogli­śmy pomóc. – odparła dziew­czyna.
W powie­trzu po za zapa­chem palo­nego mięsa roz­nio­sła się już mniej widoczna, ale za to bar­dziej wyczu­walna miłość do tych pozor­nie groź­nych stwo­rzeń. Ulga, jaką poczuli nasi boha­te­ro­wie była nie do opi­sa­nia. Nie było wia­domo ile te młode smoki spę­dziły czasu przy­kute do pie­de­stału, a każdy z kolej­nych dni bez poży­wie­nia przy­bli­żał ich do śmierci. Jed­nak była to tylko pierw­sza w ich wspól­nych przy­gód, bowiem Vasile Matei przy­go­to­wał dla tych począt­ku­ją­cych smo­ko­lo­gów jesz­cze jedną nie­spo­dziankę. Ogło­sił więc wszem i wobec, że od teraz odpo­wie­dzial­ność, za zdro­wie i wycho­wa­nie tych mło­dych biorą Anna­bel i Char­lie.
  

2 komentarze:

  1. Pierwszy rozdział, a już spełnia marzenia - Czarny Hebrydzki! W dzieciństwie czytając o rasach smoków w świecie Harrego Pottera, ten jeden szczególnie mi się spodobał, tak jak jego nazwa i długo żałowałam, że nie pokazali go w żadnym filmie.
    Miła niespodzianka ;)
    Ciesze się, że Annabel potrafi się cieszyć.
    Z początku sprawiała wrażenie oziębłej (niczym gad) i pozbawionej pozytywnych emocji.
    Kto wie, może smoki też jej czegoś nauczą, jak spędzi choćby z jednym trochę więcej czasu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytane, ale tradycyjnie nie potrafię w komentowanie. No co tu więcej mówić - podoba mi się. Ciekawa jestem jak to się wszystko potoczy, wojna domowa (Annabel jest spokrewniona z rodziną królewską? Aw), kto te smoki tam przykuł i dlaczego?
    I Charlie, jejku, ten zapomniany Weasley, który nawet potomka kanonicznie nie spłodził i którego kiedyś myliłam z Billem, bo to Bill miał kolczyk-kieł, a mojej głowie do tego bardziej pasował "ten Weasley od smoków". Chcę już ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń