sobota, 23 września 2023

II.I

 „Zapłać mi skarbem swojej przeszłości”


Księżyc odbijający się w tafli wód archipelagu Hebrydów, strach, który mógłby być równocześnie niepokojem o to, co mogło się tam wydarzyć. Ciepło jego ciała i powrót do Rezerwatu, ale było tam coś więcej  – mała drewniana łódka, wyłaniająca się z wąskiej cieśniny Islay – Annabel była zbyt przejęta, by móc dokładnie jej się przyjrzeć. Teraz żałuje. Podniosła rękę, a w niej trzymała niewielki flakonik, w którym wirowała srebrzystoniebieska substancja. Nie była ona ani gazem, ani cieczą, z wyglądu bardziej przypominała gruby strzępek pajęczej nici. Przyglądała się jej uważnie, a blask wyciągu skrawka tamtych wspomnień odbijał się od siatkówki jej oka. Czekała cierpliwe na Artura Weasleya, który dzięki swoim znajomościom w Ministerstwie zdołał uzyskać dla niej dostęp do myślodsiewni, a nawet wziął na siebie trud przetransportowania jej bezpiecznie do Rezerwatu, za co była mu niezmiernie wdzięczna.

Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech, próbując przytoczyć jedną z opowieści „Baśni Barda Beedle'a” o Fontannie Szczęśliwego Losu, gdzie wędrujące do owej Fontanny w towarzystwie Barona Pechowca czarownice: Amata, Asza i Altheda napotykały na swojej drodze zagadki, które musiały rozwiązać, aby móc dotrzeć do celu. Jedna z nich brzmiała: „Zapłać mi skarbem swojej przeszłości”, a rozwiązująca ją Amata za pomocą różdżki wydobyła z głowy wszystkie wspomnienia szczęśliwych chwil spędzonych z ukochanym mężczyzną i wrzuciła je do strumienia. Annabel wiedziała, że podobieństwo pomiędzy zachowaniem Amaty a sposobem korzystania z myślodsiewni jest oczywiste, w obu przypadkach za pomocą różdżki można wydobyć z głowy czarodzieja wspomnienia i w obu przypadkach można je czasowo traktować, jak przedmioty materialne – umieścić w myślodsiewni lub nawet wyrzucić. Zastanawiała się nawet, czy ostatni rok, który poświęciła na odnalezienie swojej kuzynki nie wyglądałby zupełnie inaczej, gdyby postanowiła pozbyć się tego wspomnienia na dobre, odcinając się równocześnie od minionych wydarzeń na Islay i o swoim zaniechanym dziedzictwie. Jednak to, że tak szybko przyzwyczaiła się do nowego życia, nie świadczyło o tym, iż pozbawiła się uczuć względem Christine, która swoim zaginięciem wypaliła wielką dziurę pośrodku jej serca. Pustkę, której nie potrafiła załatać, nawet wtedy gdy Charlie był w pobliżu. Tak samo jak teraz. Stał w kącie jej namiotu, a ciemność dosięgała jego twarzy, gdzie przygaszony i skupiony wzrok kierował się na zakorkowany flakon. Spojrzała na niego, a blask bijący z jego wnętrza oświetlił lekko uniesione kąciki jej ust. Zachęcony uśmiechem usiadł u boku Annabel, a następnie przybliżył się do niej, aby w dwa palce złapać wolną przestrzeń pod jej palcami. 

– Też zauważyłeś, że to światło jarzy się podobnym blaskiem co moje smocze ślepię? – spytała, dostrzegając jego dłoń blisko swojej.

– Ponoć kolor wspomnień nigdy nie został sprecyzowany i nie posiadał od tego żadnej reguły. Więc może być i tak, że w jakiś sposób oddaje część nas. – odpowiedział jej, w dalszym ciągu spoglądając na flakonik.

– Jeśli dzięki temu wspomnieniu uda mi się odnaleźć Christine, nigdy nie zdołam odwdzięczyć się wam za zaoferowaną mi pomoc.

– Nikt nie będzie niczego od ciebie oczekiwał. Doskonale o tym wiesz. – westchnął delikatnie. – Chociaż jeśli miałbym zgadywać, to mój ojciec z pewnością będzie chciał dowiedzieć się więcej o zwyczajach panujących w mugolskich rodzinach Królewskich.

– Nie jest to najlepszy moment, aby mu mówić o tym kim tak naprawdę jestem. Bądź byłam. – poprawiła się szybko, a później na chwilę ucichła.

Charlie pokiwał twierdząco głową, nie zamierzał jej do niczego zmuszać. Zastanawiał się tylko, czy wspomnienia o jej wyrzeczeniu są dla niej naprawdę tak obojętne, jak chciała mu to pokazać. Pragnął jedynie pewności, że nie obwinia go za to, że musiała odejść z wyspy. Jednak za każdym razem, gdy próbując zbadać swoją teorię, ich rozmowa schodziła na tematy wyspy, odpowiadała mu bardzo zdawkowo, nie rzadziej również nie mówiła nic, wpatrując się w swoje dłonie. Tak po prostu, tylko milczała. Myśl ta zaprzątała mu głowę od kiedy powrócili tego wieczoru do Rezerwatu i tak po prawdzie czuł gdzieś w głębi, że wina leży po jego stronie. Raz nawet rozmyślał o tym na tyle intensywnie, że jeszcze tej samej nocy śniła mu się Annabel – przybita kajdankami w lochu, a na plecach miała świeże rany po biczu. Leżała skulona w kącie, ale wpatrywała się w niego swoimi dużymi, pozbawionymi nadziei oczami, szepcząc coś o tym, że gdyby nie jej uczucia do niego, pogodziłaby się ze swoim losem, poślubiając Lorda Hørena. Była tak bezradna, a jej smocze wcielenie zniknęło, tak samo jak blask, którym tak często emanowała. Wówczas wtedy, gdy po przebudzeniu, jego noga postała na ziemi, ta wizja wydawała mu się tak odległa, że aż nierealna, ale przez to jeszcze bardziej niepokojąca.

– Załóżmy czysto hipotetycznie, że dowiemy się prawdy. – odparł, przerywając ciszę. – Co zamierzasz zrobić później? Mam nadzieję, że nie rozważasz powrotu na Islay, z nadzieją, że twój kuzyn popatrzy na ciebie łaskawszym okiem.

Annabel spojrzała na Charliego z powagą, a jej oczy zamgliły się refleksją. Siedzieli razem w cieniu namiotu, otoczeni blaskiem srebrzystoniebieskiego światła unoszącego się z flakonika, który trzymała w dłoni. Rozważała to pytanie od dłuższego czasu, ale teraz, kiedy byli tak blisko odnalezienia odpowiedzi na tajemnicę zniknięcia jej kuzynki, musiała przemyśleć, co zrobić dalej. Tamte wydarzenia zostawiły jednak trwały ślad, i choć tęskniła za wyspą, to nie była pewna, czy mogłaby odnaleźć tam swoje miejsce po tym wszystkim. Nawet wówczas gdyby pojawiła się skruszona przed obliczem Króla, błagając go o łaskę i otrzymałaby jego rozgrzeszenie.

– Powrót na Islay to szaleństwo, na które być może nigdy nie będę gotowa. – odpowiedziała mu stanowczo, a substancja jakby wyczuwając jej emocje, zawirowała błyskawicznie. – To, co zrobię, będzie zależało od tego, co zobaczę w tym wspomnieniu, chociaż wiem, że gdy tylko uznam, że nie żyje, zaakceptuję prawdę i spróbuję żyć dalej tak jak dotychczas. 

Czyli jak? Pytała siebie. 

Charlie uważnie wsłuchiwał się w słowa Annabel, próbując zrozumieć uczucia, które sama sobie próbowała poukładać. Był świadkiem jej nieustannie trwającej walki z przeszłością i tajemnicą zniknięcia kuzynki. Poświęcała tej sprawie większość swojego wolnego czasu, a fakt, że spaliła za sobą most, opuszczając wyspę, dodatkowo utrudniał jej sprawę. Wiedział też doskonale, że to, co przechodzi, było niezwykle trudne i osobiste. Tym bardziej teraz, gdy niespełna miesiąc temu byli zmuszeni do tego, aby wypuścić na wolność swoich podopiecznych, wśród skrzydeł których, Annabel znajdowała nie raz ukojenie w swoich obawach.

– To zrozumiałe. – odpowiedział spokojnie. – Twoja decyzja musi być oparta na tym, co poczujesz, kiedy zajrzysz do tego wspomnienia. Jednak niezależnie od tego, co zdecydujesz, będę tu, by cię wspierać.

Annabel uśmiechnęła się wdzięcznie, doceniając wsparcie Charliego. Towarzyszyli sobie w trudnych chwilach, a ich więź stawała się coraz silniejsza, wzmocniona dodatkowo faktem, iż jak już wcześniej zdążyli sobie pokazać – Byli oni i ich smoki, teraz zostali tylko oni i świata poza sobą nie potrafili dojrzeć. 

Coś przecięło powietrze, a następnie skumulowało się w jednym miejscu. Ich oczom ukazała się męska postać o rudych, lecz przerzedzonych już lekko włosach i o subtelnym uśmiechu. Jednak nim Annabel zdążyła jej się przyjrzeć, Charlie wstał z kanapy i już znajdował się w objęciach swojego ojca.

– Dobrze cię widzieć staruszku. – odparł żartobliwie, odłączając się od Artura, a zaraz później wskazał ręką na swoją partnerkę.– Tato, to jest Annabel. Właśnie o niej wspominałem w listach.

 – Cieszę się, że mogę w końcu cię poznać. – Artur uśmiechnął się jeszcze szerzej, wyciągając do niej rękę. – Charlie wiele nam o tobie pisał. 

– Doprawdy?  – dziewczyna spojrzała na swojego partnera ukradkiem, a ten tylko machnął ręką, jakby chcąc zapewnić ją, że jego ojciec nie wie więcej, niż tylko to, co niezbędne. – Również mi miło pana poznać, panie Weasley. Jestem wdzięczna za Pana pomoc.

Annabel podniosła się z kanapy, aby przywitać się z Arturem i szybko zrozumiała, dlaczego Charlie tak bardzo go cenił. Wydawał się on człowiekiem pełnym uroku i energii, który emanował ciepłem dobrej woli, a podobieństwo pomiędzy tą dwójką było widzialne gołym okiem.

– Nie mogłem przecież zignorować prośby mojego syna. – odparł, klepiąc go delikatnie w plecy. – Poza tym uważam, że czarodzieje, mając do dyspozycji tak potężne magiczne narzędzia, powinni pomagać mugolom, w końcu ich osiągnięcia techniczne są niebywałe.

– Największym marzeniem mojego ojca, jest to, aby dowiedzieć się, jak samoloty latają bez pomocy magii. – wtrącił z uśmiechem Charlie, a Artur spojrzał na niego z zainteresowaniem. 

 – To prawda. Fascynuje mnie to zjawisko od lat, ale niestety wciąż nie udało mi się go zrozumieć. – przyznał z uśmiechem. – Ale dość o mnie, nie mamy zbyt wiele czasu. Ministerstwo zgodziło się udzielić mi pozwolenia na transport myślodsiewni, jednak na bardzo krótki czas. 

Mężczyzna wyjął z kieszeni płaszcza swoją różdżkę, a wolną dłonią odszukał w sakiewce figurkę czegoś, co wyglądało jak miniaturowa miska. Przyjrzał się jej dokładnie, a gdy upewnił się, że wszystko z nią w porządku, ułożył ją na ziemi i wycelował w nią różdżką.

 – Gotowi? – zapytał Artur, a zarówno Annabel, jak i Charlie kiwnęli głowami. 

Wypowiedział zaklęcie, a figurka zaczęła się powiększać. Kiedy rozpierzchła się mgiełka, która towarzyszyła temu zjawisku, pośrodku dymu, pojawiła się myślodsiewnia. Annabel przyjrzała się jej dokładnie. Już teraz nie wyglądała jak miska. Teraz było to naczynie wielce podobne do chrzcielnicy, ale szerokie i płytkie, stworzone z białego kamienia. Emanowała od niej dziwna aura, a tajemniczości dodawały różnorakie runy, które widniały na jej ścianach, gdzie w samym ich centrum plasował się czerwony, drogocenny kamień.

 – Jak ona działa? – spytała, podchodząc bliżej i muskając delikatnie palcami jej obrzeży, czując pod nimi niemal perfekcyjne żłobienia.

– To proste. Musisz po prostu umieścić wspomnienie w jej wnętrzu. – poinstruował ją, ale od razu dodał coś jeszcze. – A jeśli mogę coś zasugerować. Dla lepszych doznań wspomnienie to, powinno być „ruchome". 

Annabel spojrzała na Charliego, ale ten uniósł tylko ramiona w górę, sugerując, że nie wie o co mogło chodzić jego ojcu. Zastanowiła się przez chwilę, wiedząc, że w takim wypadku powinna w samotności domyślić się, w jaki sposób wprowadzić je w ruch. Okręciła się wokół misy, błądząc wzrokiem po runach i próbując doszukać się w nich jakiejś wskazówki, ale nie była w stanie tego zrobić. Symbole różniły się od tych, z którymi miała do czynienia na lekcji Starożytnych Run u profesor Bathshedy Babbling i na nic konkretnego nie wskazywały. Artur zaś kierował za nią swój zaciekawiony wzrok. Doskonale wiedział jak tego dokonać, ale z jakiegoś powodu nie chciał jej tego zdradzić. Okręciła się więc jeszcze raz, a gdy kątem oka, dostrzegła światło swoich wspomnień, odzwierciedlając blask księżyca na tafli wód Hebrydów, dobyła swojej różdżki i wycelowała nią w misę. 

– Aguamenti – odparła rysując w powietrzu poziome S, a z końca jej różdżki zaświeciło się niebieskie światło, przez które zaczął przepływać strumień jasnej, czystej wody.

Artur uśmiechnął się niczym dumny ojciec i spojrzał z uznaniem na Charliego. Nigdy nie miał dobrego zdania o Ślizgonach. Przedstawicieli tego domu traktował bardziej jako osoby zbyt wyniosłe, które potrafiły jedynie obnosić się w swoim bogactwem i czystością krwi. Tym sposobem jednak, podsuwając dziewczynie zagadkę, którą Annabel bezbłędnie rozwiązała, okazał przychylność jego partnerce. Zrobił to, ponieważ domyślał się, iż jego syn darzy ją uczuciem mimo, że nigdy o tym w listach nie wspominał. Annabel zaś stała nieruchomo i zupełnie nieświadoma zadania, które jej podsunięto, kontrolowała wysokość wody, która stopniowo napełniała misę. Gdy ciecz osiągnęła odpowiedni poziom, poprosiła Charliego, aby podał jej fiolkę z jej wspomnieniem. Zrobił to niemal natychmiast.

– Zapunktowałaś.– szepnął jej do ucha, bezbłędnie odczytując zachowanie swojego ojca.

Annabel uśmiechnęła się do siebie, ale wzrok miała skupiony na fiolce, którą zdążyła wcześniej odkorkować i zaczęła powolutku wlewać jej zawartość do wyczarowanej przez siebie wody tak, aby przypadkowo nie rozlać ani kropli. W zderzeniu z wodą substancja rozlała się po całej powierzchni, tworząc niebieską, zawiniętą spiralę, a zaraz potem bez dalszych instrukcji zanurzyła w niej głowę. Poczuła wilgoć, a w kolejnej sekundzie zmaterializowała się jak duch na tamtej skale. Nie czuła nic, nie było jej zimno, do jej nosa nie dochodziły żadne zapachy, tak jakby straciła powonienie, a jej stopy tylko w teorii dotykały podłoża. Po prostu stała rozglądając się dookoła i próbując opanować sprzeczne emocje, które się w niej wzbierały. Zobaczyła Islay, którego brzegi były otoczone wysokimi klifami, a niedaleko brzegu usłyszała znajome dźwięki. Widziała to, na własne oczy. Obserwowała jak stała roztrzęsiona i wtulona w tors Charliego, podczas kiedy on głaskał jej włosy i szeptał do niej, aby się uspokoiła. "Spokojnie. Już po wszystkim" – powtarzał jak mantrę. Słyszała to wyraźnie, bez problemu łapała każdy swój szloch, który cyklicznie ucichał na dźwięk jego głosu. Annabel spoglądała na tą sytuacją z pewną rezerwą. Nie pamiętała aż takiego wybuchu emocji, który miał jej wtedy towarzyszyć. Była święcie przekonana, że sytuacja potoczyła się całkowicie inaczej. Czyżby to ona zmieniła jego ciąg z niezrozumiałego dla niej powodu? Wytłumaczeń tego zjawiska mogło być wiele, a ona sama zdawała sobie sprawę z tego, że nie bez przyczyny myślodsiewnie występowały tak rzadko. Ta moc była przepotężna, przecież któż mógłby kłócić się z czymś, co zostało wyciągnięte z jego własnej głowy? Przyglądała się tej sytuacji jeszcze przez chwilę. O ile teraz pozostawała tylko czymś niedorzecznym, tak gdzieś głęboko czuła, że jej serce przyśpiesza puls. Czy moje wspomnienia przedostają się do rzeczywistości? – ta myśl przygalopowała do niej znienacka. Tamta Annabel wydawała się już być spokojniejsza, ale wtem upadła na kolana, a Charlie opadł na równi za nią. Tak było. – uświadomiła sobie nagle, czyli jednak były to autentyczne wspomnienia – Teraz. Gdy Charlie dotknął wargami jej czoła, zostawiając na nim lekko wilgotny ślad, ona otworzyła szeroko oczy i spojrzała w północno - wschodnim kierunku w ślad za nią samą i o ile tamta Annabel tylko patrzyła w przestrzeń, ponownie wsłuchując się w bicie serca swojego partnera i ignorując to, co wydarzyło się przed jej oczyma, tak ta Annabel mrużyła je, próbując dostrzec jak najwięcej szczegółów. Nie widziała za wiele, ale szybko stwierdziła, że w łódce siedzą dwie osoby – kobieta i mężczyzna. Próbowała udać się w jej kierunku, gdyż jednym źródłem światła było białe światło latarki, trzymane w ręce przez kobietę, ale na tyle słabe, że z tej odległości nie miałaby szans stwierdzić kto to był. Z całych sił chciała przez to poruszyć nogami, ale te jakby były pozbawione mięśni. Łódka pruła przed siebie, przecinając delikatne fale, napędzana o dziwo silnikiem, nie siłą czyichś rąk. Gdzieś tam postać kobiety poruszyła się niespokojnie, a światło padło na jej kolana, ujawniając kawałek białej sukni. Christine! – zawołała, ale zaraz uświadomiła sobie, że przecież nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Christine! – ponowiła próbę, ale jakby głośniej, a w tym momencie jej nogi uniosły się w powietrze. Lewitując, szybko skierowała się w tamtą stronę, wiedząc że niedługo wspomnienie zostanie urwane. Nie minęło kilka sekund, a stała pośrodku łódki. Od razu skierowała swój wzrok na Christine, a nawet próbowała chwycić jej twarz, ale dostrzegła jedynie cień. Pusta namiastka ciała, ubranego w jej suknię ślubną. Ręce Annabel przeleciały przez miejsce, gdzie powinny zatrzymać się na wysokości kości policzkowych jej kuzynki. Była zła? Przerażona? Szczęśliwa? Żywa...? – pytała się w myślach. Odwróciła się teraz do mężczyzny. Nie było w nim nic charakterystycznego, był odziany w szare, bezkształtne szaty. Nie wyróżniały się one niczym niezwykłym, nie świadczyły nawet o konkretnym stanie majątkowym posiadacza. Jego twarz również chowała się za cieniem, a włosy miał kruczoczarne. Nie widziała nawet czy był to jego prawdziwy kolor, czy wyglądały tak tylko dlatego,  że otaczała ich wszechobecna ciemność. Postacie zaś poruszały się, jakby żywo że sobą rozprawiając i mocno gestykulując. Wyglądało to jakby oglądała najprawdziwszy teatrzyk cienii. Dwie bezwładne bryły, o humonaidalnym kształcie, poruszające się jak marionetka, kierowane przez nieznaną nikomu siłę. Annabel widziała takie rzeczy jedynie w koszmarach, jednak ich ruch oznaczał, że jej kuzynka żyła. Christine jeszcze wtedy żyła i najprawdopodobniej znała swojego porywacza, ale samo patrzenie na to z boku sprawiało, że Annabel poczuła niepokój, który opanował jej umysł. W końcu, kiedy wspomnienie zaczynało blaknąć i zanikać, Annabel z całej siły próbowała przypomnieć sobie więcej szczegółów, ale wszystko co wtedy widziała, to zaledwie kontury postaci i ich ruchy. Czuła, że musi wysilić się jeszcze bardziej, gdyż ta pusta namiastka Christine, poruszająca się w łódce, nie dawała jej spokoju. Musiała znaleźć jakieś wskazówki, jak wyjaśnić to, kto ją porwał, ale to było już za późno, nic już nie mogła zrobić. Nagle wyrosła przed nimi ogromna fala, która cisnęła wprost na nich, a ostatnią rzeczą, jaką zauważyła przez obaleniem się łódki, był dziwny materiał z dobrze znanym jej nadrukiem, oświetlonym przez światło latarni, niedaleko której zdążyli przepłynąć.

– Łosoś! Łosoś zawinięty w siatkę! – krzyknęła, gdy tylko czyjeś ręce pociągnęły ją w górę, powodując rozerwanie ciągłości własnego wspomnienia, w którym przed chwilą uczestniczyła.

– Annabel, wszystko w porządku? – spytał Charlie, w dalszym ciągu trzymając ją mocno za ramię – Przez chwilę wyglądało to tak, jakbyś tonęła.

Artur również pojawił się blisko niej, zarzucając za jej mokrą głowę koc, który pospiesznie ściągnął w kanapy i zawiesił na jej ramionach.

– Ostrzegałem, że jest to niebezpieczne narzędzie synu. Nie powinna z niego korzystać sama.

– Ale co się wydarzyło? – spytał zaniepokojony. – Czy tak powinno być?

– Granica pomiędzy wspomnieniem a rzeczywistością jest bardzo cienka. Szczególnie jeśli używa się myślodsiewni jednorazowo za długo. – wyjaśnił, chociaż sam dokładnie nie wiedział na jakiej zasadzie to narzędzie działa.– Wydaje się, że przez długi czas była w stanie głębokiego skupienia, łącząc się z tym wspomnieniem, a jej ciało w geście obronnym zachowało się tak, jakby tonęła pod wodą.

Annabel oddychała ciężko, miała wrażenie że coś zalało jej płuca. Pokasływała głośno kilka razy pod rząd, próbując pozbyć się resztek wody, które przypadkowo musiała wciągnąć przez nos. Jej ręce opadły na ziemię, a kaszel się wzmógł, ale teraz to się nie liczyło. Jej kuzynka żyła. To była jedyna rzecz, która zdawała się mieć dla niej znaczenie w tamtym momencie, a pamięć o tym, co widziała na łódce, była jeszcze świeża w jej umyśle.

– Łosoś. – powtórzyła raz jeszcze słabym głosem, łapiąc się za gardło, które zdążyła już zedrzeć. – Łosoś był w siatce. 

Słysząc jej powtarzające się słowo "łosoś," Charlie i Artur wymienili spojrzenia, próbując zrozumieć znaczenie tego, co Annabel mogła zobaczyć podczas podróży wgłąb własnych wspomnień.

– Wszystko w porządku młoda damo? – spytał troskliwie Artur pochylając się nad nią, a Annabel pokiwała słabo głową, ciężko łapiąc oddech. Charlie zaś uklęknął przy niej, przyciskając ją do siebie i próbując ogrzać jej ciało, które w momencie utraciło na temperaturze. Ku jego uldze, po chwili poczuł jak oddech Annabel uregulował swój rytm, a kaszel ustawał. Czuł, że było jej duszno, ale mimo to zachowywała spokój.

– Łódź połowowa Flockhartów. – wydusiła z siebie, spoglądając na swojego partnera. – Zabrała ją łódź połowowa Flockhartów.