wtorek, 9 stycznia 2024

II.IV

"Prawda to cudowna i straszliwa rzecz, więc 
trzeba się z nią obchodzić ostrożnie."


Ministerstwo Magii, ukryte głęboko w sercu magicznego świata, emanowało tajemniczością na każdym kroku. Główna sala, przez którą przechodzili Annabel i Charlie, była jak katedra zaklęć i enigmatycznych sekretów. Od razu dostrzegli czarne marmurowe ściany oraz okazałe kolumny, sięgające sufitu. Ich złote detale zdawały się migotać niczym ukryte światła gwiazd, a ściany zdobiły portrety przedstawiające dawnych Ministrów Magii. Światła zaś, unoszące się w powietrzu, odbijały się od powierzchni kryształowych kandelabrów, tworząc zjawiskowe refleksy na podłodze. Runy, znajdujące się na owych kolumnach, nieczytelne dla przeciętnego czarodzieja, układały się w zaklęcia ochronne, pulsujące magicznym światłem przy każdym kroku. Dźwięki delikatnych szmerów brzmiały tak, jakby wiatr prześlizgiwał się między zakamarkami przestrzeni, a szeptane konferencje czarodziejów z różnych departamentów dopełniały atmosferę tajemnicy. Pracownicy Ministerstwa przemykali między kolumnami jak duchy z innej epoki. Drzwi do różnych działów były bogato zdobione, a każdy zakamarek Ministerstwa zdawał się skrywać niezgłębione sekrety. Szum papierów unoszących się na powietrzu, jakby pod wpływem niewidzialnych czarów, dodawał temu miejscu jeszcze większej tajemniczości. Wąskie przejście między kolumnami prowadziło do Izby Pamięci, po której przejściu mieli dotrzeć do Departamentu Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami.

– Jesteś absolutnie pewien, że udajemy się w dobrym kierunku? – odezwała się zaniepokojona Annabel. Atmosfera wszelkiej biurokracji wywoływała u niej lekką dozę ryzyka. Czuła się co najmniej tak, jakby przebywała tutaj w zupełnie nielegalny sposób.

– Ojciec mówił, że najbliższa droga prowadzi przez Izbę Pamięci. – odpowiedział jej Charlie, ale niepokój jego partnerki sprawił, iż nie był już tego tak bardzo pewien, jak wcześniej.

– A czym ona jest? – spytała zapobiegawczo.

– Coś jak ogromna biblioteka. – odpowiedział jej z lekkim uśmiechem. Już dawno przestało go dziwić to, jak mało o magicznym świecie wie jego partnerka. – Przechowuje się tam wspomnienia, dokumenty i archiwa dotyczące historii czarodziejów i magii. To miejsce, gdzie ponoć każdy detal przeszłości jest starannie zachowany – wyjaśnił Charlie, próbując rozwiać jej obawy.

Annabel spojrzała na niego z mieszanką ciekawości i niepokoju, ale ufała jego intuicji i postanowiła podążyć za nim, a gdy w końcu dotarli do wysokich, zdobionych drzwi, usłyszeli szept historii, który przenikał przez korytarze izby, jak niewidzialne strugi magii. Znaleźli się wtedy przed imponującymi drzwiami, które zdawały się pulsować energią przeszłości. Charlie dobył swojej różki i przyłożył ją do jednej z run, która zaczęła migotać, a równocześnie z nią inne symbole na drzwiach zrobiły to samo, układając się w magiczny wzór. Drzwi powoli się otworzyły, odsłaniając wnętrze Izby Pamięci. Czarownica, wdychając zapach starego pergaminu i czując kurz unoszący się w powietrzu, spojrzała na nie z zaciekawieniem. W pomieszczeniu rozmieszczono ogromne regały, wypełnione starożytnymi zwojami, zakurzonymi tomami i tajemniczymi przedmiotami. Ściany zdobiły ogromne portrety wielkich Czarodziejów, którzy zapisali się w historii. Wielu z nich poruszało się tak naturalnie, ale znaleźli się też tacy, którzy zajęci rozmowami między sobą, zignorowali obecność dwójki czarodziei, którzy właśnie dziarsko wstąpili do środka.

– To jest przerażające. – westchnęła Annabel, zerkając na portret Salazara Slytherina, który właśnie wymieniał się uwagami z Merlinem.

– Jak dla mnie całkiem fajne. – zaśmiał się Charlie. – Wyobraź sobie, że twoja dusza po śmierci nie umiera całkowicie, a pewna jej część świadomości przenosi się do portretu.

– Brzmi jak coś, co może być doskonałym preludium do wiecznej monotonii. – skwitowała.

– Nie wszyscy czarodzieje decydują się na taką formę wiecznego istnienia? Za to ci, którzy się na nią zgodzili, uważali to za swoisty zaszczyt i szansę na przekazywanie wiedzy kolejnym pokoleniom. To jakby mieć na własność kawałek nieśmiertelności – wyjaśnił Charlie, podążając przed siebie między regałami.

– Dobrze, w takim razie, obok kogo chciałbyś zawisnąć po śmierci? – spytała, a chłopak uśmiechnął się szeroko, tak jakby od urodzenia czekał, żeby ktoś zadał mu takie pytanie.

– Ja na przykład chciałbym, aby moja podobizna zawisła obok Ignatiusa Pyrrhusa*. Wyobrażasz to sobie? Toczyć nieskończone rozmowy z kimś, kogo podziwiało się od dziecka i o czymś, co jest twoją pasją.

– Twój świat jest naprawdę dziwny, Charlie. – Annabel spojrzała na niego z niedowierzaniem, ale i z lekkim uśmiechem.

– Nie mniej niż twój. – odpowiedział kokieteryjnie, sugerując, że jej świat, choć inny, również jest pełen tajemnic. – Już o twoim darze zamiany w smoka nie wspomnę. Ignatius byłby nim zachwycony.

Czarownica spojrzała na niego z przymrużeniem oka. Jego uśmiech i żartobliwe spojrzenia sprawiały, że każdy gest, każde słowo zdawało się zawierać ukryte znaczenie, a ona sama była wdzięczna, że po tym, co przeszli, czego dowiedzieli się o sobie, nadal miała w nim partnera, przy którym każda taka przygoda zdawała się czymś niezwykłym.

– Mogę tylko rzec, że jesteś jego lwią częścią. – odparła w podobnym tonie do jego. Charlie uśmiechnął się ciepło w odpowiedzi i typowym dla siebie gestem ujął jej dłoń, dając tym samym wyraz pewności i wsparcia, po czym lekko ucałował jej grzbiet. Wiedział bowiem, że Annabel wychowała się w świecie, gdzie taka forma ukazywania swojego przywiązania, czy też bliskości była czymś zupełnie naturalnym i ważnym.

Wtenczas przechodzili również przez gęste korowody regałów pełnych pergaminów i tomów, aż dotarli do zakamarków Izby Pamięci, gdzie zgromadzone były archiwa dotyczące historycznych legend i opowieści o magicznych istotach. W tej części sali, światło ogromnych świec skupiało się na starych manuskryptach, przywołując do życia ilustracje i zapiski o fantastycznych stworzeniach. Na jednym z regałów wyróżniały się zwoje opisujące magiczne bestie, takie jak hipogryfy, smoki, jednorożce i błędne rycerze. Charlie zatrzymał się w miejscu i sięgnął po jeden z nich, a strony zaczęły samoczynnie przewracać się w szybkim tempie, odsłaniając piękne rysunki i starannie zapisane opowieści. Uwagę Annabel przykuł zaś duży fresk, przedstawiający smoka, ale nie takiego zwykłego. Dziewczyna zadrżała na ten widok. Jego czarna jak muł łuska przypominała nieustannie zmieniający się nieboskłon, absorbujący światło i odbijający je w tajemnicze odcienie. Skrzydła smoka były potężne, jakby potargane przez wiatr wieków, które jednocześnie dodawały im charakteru i groźnego piękna. Kiedy skrzydła rozwijały się na fresku, zdawały się rozpinać na tle leśnych krajobrazów, unosząc się w blasku magicznego światła. Oczy smoka zaś emanowały błękitnym blaskiem, który przykuwał uwagę i przenikał ją niczym mroźny wiatr z wysokich gór. To wszystko zdawało się idealnie odwzorować tajemniczą moc, co sprawiało, że błękitne spojrzenie smoka przenikało przez jej duszę. Nienaturalny ogień, który żywo buchał z gardła smoka, również przykuwał wzrok. Płomienie, wydobywające się z jego pyska miały intensywny kolor jego ślepi, pulsujące niczym serce magicznego świata.

– Niebywałe. – odparła Annabel na tyle głośno, że zdołała odwrócić uwagę swojego partnera od księgi, którą tak intensywnie wcześniej oglądał.

– Co się stało? – spytał, podchodząc do dziewczyny, a ona zapatrzona w sylwetkę smoka, otrząsnęła się lekko i spojrzała na Charliego rozstrojona, a zaraz po tym wskazała palcem na to samo malowidło na ścianie. Gdy chłopak zatrzymał się przed freskiem przedstawiającym skrzydlatą bestię, nie rozpoznawał w niej nic niezwykłego. Zamiast tego najpierw zafascynował się malowniczymi szczegółami anatomii, próbując rozszyfrować, jaki gatunek smoka znajduje się na obrazie. Zastanawiał się, czy może to być przedstawienie jakiegoś konkretnego smoka, może nawet wariację Czarnego Hebrydzkiego. Po chwili jednak zamarznięty w zachwycie, jakby zatrzymany w czasie, spostrzegł prawdziwą naturę tego obrazu.

– Nie potrafisz to wyjaśnić, prawda? – zamarł, patrząc na Annabel, a potem wrócił wzrokiem do fresku smoka. Zrozumiał, że obraz przedstawiał nie jakiegokolwiek smoka, ale dokładną replikę jej transformacji. Oczywiście, detale były inne, ale istota była ta sama.

– Nawet nie zdawałam sobie sprawy o istnieniu tej izby. Jak wobec tego mogłabym wiedzieć, że ktoś stworzył takie malowidło.

– Patrz tu, masz nawet opis. – Charlie podniósł kawałek pergaminu, na którym została spisana historia niemal poetyckim zacięciem i pięknym, zdobionym, ręcznym pismem.

„Na wyspie, gdzie cienie tańczyły między gałęziami starożytnych drzew, narodziła się Aislinn, jej imię oznaczało »rzeźba snów«, lecz dla mieszkańców wyspy stała się symbolem prastarej tajemnicy, zwiastunką nieznanych mocy i tajemniczego losu. Jej oczy, jak refleksy księżycowego światła na powierzchni jeziora, ukazywały przenikliwość, która przekraczała granice ludzkiego zrozumienia. Przeklęcie to, które spoczęło na Aislinn, było nie do odczytania w układzie gwiazd czy starych runach. Zamiast tego, to był szept wiatru, nieuchwytny i nieodgadniony, który zawiązał jej los z wyspą. Moc zamiany w smoka stała się jej darem i jednocześnie łańcuchem, który skrępowany był tajemnicą porozumienia. W mrocznych zaś chwilach, gdy księżyc osnuwał wyspę swym srebrzystym płaszczem, Aislinn odnawiała przysięgę, przemieniając się w smoka, który ukrywał się w gęstwinie drzew. Zaklęta w dualizmie, Aislinn była zarówno strażniczką, jak i uwięzioną duszą. Jej życie było połączeniem piękna i tragedii, a tajemnica płonącego smoka ukazywała głęboką więź między ludźmi a naturą, której żadne z nich nie mogło uniknąć. Rozterki Aislinn były przez to głębokie jak otchłań oceanu. Pragnęła normalności, spokoju i codziennego życia. Marzyła o prostych radościach, które oferowała ludzka egzystencja. Jednak jej los był związany z obroną wyspy, a moc smoka nie pozostawiała jej wyboru. Gdy błyszczała więc w oczach mężczyzny, który podziwiał jej piękno, czy w sercu przyjaciół, którym służyła radą, czuła się samotna w swojej tajemnej misji. Pragnęła bliskości i zrozumienia, ale obawa przed ujawnieniem prawdziwej natury zamykała ją w klatce własnych tajemnic. Moc, której doświadczała, była jak wyjęta z zakazanej księgi, nasycona magią nieznaną czarodziejom. Rytuał ten był zarówno sztuką, jak i tajemniczym aktem oddania się przeznaczeniu. Mieszkańcy wyspy cieszyli się ochroną smoczej magii, ale jednocześnie byli świadomi ceny, jaką płaciła Aislinn za swą potężną rolę.

... Dziedziczki przeklętej czarownicy, zrodzone jako kobiety w długich sukniach, kroczyły ścieżką kamieni obrosłych mchem, będącymi świadkami wieków ich rodowego dziedzictwa. Każda z nich przekazywała swą spuściznę kolejnemu pokoleniu, a ich oblicza nosiły piętno nie tylko piękna, ale i ciężaru, jaki wynikał z ich wyjątkowej misji. Od matki do córki były przedstawione w odświętnych próbach, z oczami, których spojrzenia wędrowały przez wieki, twarze zaś ukrywały sekrety przekazywane w ciszy i mrocznych zwrotach losu. I choć magia ukrywała się w odległych zakątkach, Aislinn i jej dziedziczki przypominały o jej istnieniu, pozostając niewidzialnymi strażniczkami tajemnic, których korzenie sięgały głęboko w ziemię i niewysłowioną historię magicznego świata.

Na fresku w Izbie Pamięci Ministerstwa Magii, artysta zatrzymał chwilę przemiany Aislinn. Jej postać, połączona z mistycznym światłem księżyca, roztaczała wokół siebie aurę niezrównanej mocy. Na tle wyspy jawiło się jako kraina ukrytych zakątków, gdzie duchy magicznych stworzeń przemykały między korzeniami drzew, a strumienie niosły ze sobą szepty nieodgadnionych proroctw. Współczesne dziedziczki Aislinn, zapatrzone we fresk, czuły, jak w ich żyłach pulsuje ta sama magia, a oczekiwanie na ich losy splatało się z uniesieniem mgieł wyspy. Nikt nie wiedział, co skrywa przyszłość, ale każda z nich miała przed sobą tajemniczą ścieżkę, która musiała być przebyta w imię magii, przyjaźni z naturą i ochrony tych, którzy ukrywali się w cieniu drzew i gór tej tajemniczej wyspy...”


Charlie uniósł głowę do góry, a gdy spojrzał na twarz swojej partnerki, zauważył, że ta w dalszym ciągu patrzy na tekst z głębokim zaciekawieniem, chłonąc łapczywie każde słowo, zapisane na pergaminie. Rozumiejąc więc, że to dla niej coś więcej niż tylko historia, postanowił delikatnie złamać ciszę.

– Wygląda na to, że ta Aislinn była kimś naprawdę wyjątkowym. I te dziedziczki, które noszą jej spuściznę przez wieki...

– Wiem, jak to wygląda Charlie. – wymamrotała, zanim spojrzała na chłopaka. – Niestety muszę cię rozczarować. Nie miałam pojęcia, że taka historia została gdziekolwiek opisana.

– To może być historia twojego daru. Nigdy nie interesowało cię to, skąd go masz?

– Nie, już sama jego świadomość jest dla mnie przytłaczająca. – westchnęła i poprawiła kłosy włosów, zastanawiając się, jak najlepiej wyjaśnić Charliemu swoje postępowanie. – Nie zdajesz sobie sprawy, jak długo te moce ukrywane były przed moimi oczami. Matka nigdy nie mówiła mi o żadnych magicznych dziedzictwach czy przeklęciach. Byłam wychowywana na księżniczkę, która uczyła się etykiety i manier, jazdy konnej, czy też polowań. Tak samo roli matki i polityki małżeńskiej. Dopiero w  momencie, gdy odleciała, wszystko stało się jasne. Wówczas pierwszy raz usłyszałam ryk jej smoczego oblicza i dowiedziałam się czym jestem. Moja zdolność była dla mnie zawsze po prostu częścią tego, kim jestem i nigdy nie śmiałabym się spodziewać, że kryje się za tym jakaś legenda.

„W mrocznych zaś chwilach, gdy księżyc osnuwał wyspę swym srebrzystym płaszczem, Aislinn odnawiała przysięgę, przemieniając się w smoka, który ukrywał się w gęstwinie drzew”. – zacytował – Aislinn zmieniała się podczas pełni? Mało to osobliwe, ale nie ma słowa o tym, że zmieniając się w smoka, traciła kontrolę na swoim umysłem.

– Czy ty właśnie próbujesz mi coś zasugerować? – spytała retorycznie, posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie.

– To, że być może nie musisz wcale obawiać się swoich zdolności.– zaczął, lecz piorunujący wzrok Annabel jakby przyparł go do muru.

– Mam zapomnieć o swoim strachu, tylko dlatego, że jakieś bajanie mi o tym opowiedziało?

– Nie mówię, że masz zapomnieć o swoich obawach. Wręcz przeciwnie, powinnaś być świadoma konsekwencji.– odpowiedział szybko i ogarnął jej włosy z twarzy, która ukazywała niezadowolenie z jego słów. – Myślę, że może warto zgłębić tę historię, zrozumieć, jak Aislinn radziła sobie z własnym darem, jakie wybory podejmowała. Może przez to będziesz w stanie kontrolować smoka bardziej świadomie.

– To, co opisane jest w legendzie, to nie jest dosłowne przekazywanie rzeczywistości, Charlie. Opowieści nie takie mają zadanie. To, co one opisują, stanowi bardziej metaforę, wiesz, symboliczne przedstawienie mocy. Nie wiem, czy w takim przypadku mogę pokładać w niej jakąkolwiek wiarę.– zaprzeczyła.

– Ale fresk... stworzenie na nim jest niemal identyczne, jak to, co widziałem, kiedy się zmieniłaś.

– To tylko twórcza interpretacja artysty, zainspirowana legendą o Aislinn. – wyjaśniła Annabel – Wszelkie malowidła są jedynie artystycznym przedstawieniem historii, z pewnym stopniem dramatyzmu, aby przyciągnąć uwagę i wzbudzić emocje.

– To wyjątkowe, Annabel i mało prawdopodobne. – odparł z pełnym przekonaniem. – W magicznym świecie nie ma miejsca na przypadki. Chciałbym po prostu zrozumieć, co to może oznaczać dla ciebie.

– Dla mnie to tylko historia. Ciekawa, przyznaję, ale nie definiująca istoty mojej mocy. – upierała się.

– Czy masz pewność, że Aislinn wcale nie była twoją przodkinią? – zauważył słusznie, próbując, chociaż w taki sposób zachęcić partnerkę do dalszych działań.

– Może była, moja wiedza na temat historii rodziny nie sięga aż tak daleko, ale równie dobrze może być to jedynie wymyślona postać.  Historia też jest pewnie mocno przekształcona przez lata.

Charlie spojrzał na malowidło i ponownie na pergamin. Zastanawiał się nad tym, co właśnie odkrył, i próbował zrozumieć, jak zdolność Annabel wpływa na ich teraźniejszość. Nie potrafił zrozumieć tego, dlaczego jego partnerka tak bardzo wzbrania się przed uznaniem, chociaż minimalnej prawdy w tej opowieści. Ta zaś jakby równocześnie z jego myślami spojrzała na pergamin z pewną refleksją. „Jednak jej los był związany z obroną wyspy, a moc smoka nie pozostawiała jej wyboru". Czyżby jej kuzyn od samego początku miał rację? Czy powinna postąpić wbrew sobie i porzucić obawy, którymi tak wielokrotnie zasłaniała się przed działaniem? Nie potrafiła wycentrować swoich myśli. Jednak nie był to dobry czas na dociekanie czyjejś racji.

– Czyli chcesz o tym zapomnieć? 

– Na razie skupmy się na tym, po co tu przyszliśmy. Musimy dotrzeć do Departamentu Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami. Mam nadzieję, że to już niedaleko.



W komnacie pełnej dębowego blasku, z kandelabrami rozświetlającymi ciemne narożniki, Król Victor zasiadał na swym tronie, w którym przetopione miecze pokonanych wcześniej wrogów wyglądały tak, jakby przerywały aurę otaczającej go elegancji. Król ubrany był w bogaty, ciemnofioletowy płaszcz zdobiony złotymi nićmi. Jego korona, utkana z białego złota i wysadzana rubinami wieńczyła jego głowę, emanując ogromem władzy i majestatu. Przybrany w takie szaty, wydawał się trzymać ciężar całego królestwa na swoich barkach. Jednak jego ruchy, choć obdarte z wewnętrznego spokoju, były pełne godności i pewności siebie. Dookoła rozpostarta była aura dostojności, a ściany zdobiły herby i tapiserie przedstawiające bohaterów minionych bitew. Na stole przed Królem leżała mapa Islay, która przy każdym nieregularnym oddechu Victora przypominała o bitwie, która rozlała się boleśnie na jej wschodnich rubieżach. W zachodzącym wówczas słońcu promienie światła wtargnęły przez okna — symboli wygranych onegdaj bitew, ożywiając komnatę niczym pozłacane strzały.
Wewnątrz komnaty znajdowała się również dziewka o szmaragdowych oczach. Jej sukienka zdobiona srebrem błyszczała w świetle, a koronka na głowie kreowała wspomnienie dziewiczego piękna. Jednak w oczach koloru tych samych szmaragdów malowała się trwoga. Uroda i tragedia tańczyły ze sobą w jej spojrzeniu, a skrzyżowane palce drżały, próbując ukryć zaniepokojenie.

– Nigdy nie mogłam zrozumieć tej sztuki wojennej – powiedziała cicho, znikając za zasłoną.

Król Victor spojrzał na Elolise O'MacLeod z szacunkiem. Jej obecność była przypomnieniem o zawiłych układach politycznych, jakie kształtują losy wielu królestw.

– Twój ojciec, Lord Høren, jest sojusznikiem naszego królestwa, a ty jesteś zwiastunem jedności między naszymi ludami – powiedział, starając się brzmieć pocieszająco. – Sztuka wojenna także jest nieodłączną częścią życia i losu każdego królestwa, a bezpieczeństwo naszej wyspy wymaga czasem bolesnych wyborów i nieuchronnych konfliktów.

– Wasza Królewska Wysokość – zaczęła, starając się utrzymać stabilny głos. – Rozumiem konieczność sojuszy i obowiązków wojennych, lecz serce me trwoży się o tych, których żegnamy na polu bitwy.

– Wojna to tragiczna rzeczywistość, której nie da się uniknąć. Jednak, choć twe lata mogą być młode, to twój umysł jest już dojrzały. Obawa o życie poddanych jest cechą jak najbardziej szlachetną. – Król Victor spojrzał na nią z wyrazem empatii. – Będzie z ciebie wspaniała Królowa.

– Zawsze będę lojalna wobec ciebie. Będziesz w końcu moim mężem, Panie.– odpowiedziała, starając się brzmieć pewnie, choć wewnętrznie odczuwała nutę niepewności. – Dziedzictwo sprawiedliwości, mądrości, miłości do ludu również jest dla mnie ważne. Te wartości są jak latarnia morska w mroku, kierując naszą drogę nawet w najcięższych chwilach. Modlę się o to, by zawsze były twoim przewodnikiem – kontynuowała, a w jej głosie brzmiała głęboka mądrość.

Zanim zdążył jej odpowiedzieć, drzwi otworzyły się z wielkim hukiem. Do sali tronowej wbiegł chwiejącym się krokiem doradca, ubrany w płaszcz barwy krwi. Jego oblicze ukazywało zmęczenie, a siwe włosy świadczyły o wielu bitwach, w których uczestniczył. Przez jego oczy przebijała się ta dobrze mu znana niepewność, wyglądał jak dzikie zwierzę, które zaczęło czuć się zagrożone.

– Najjaśniejszy! – zawołał, kłaniając się nisko – Doniosłem wiadomości, które przygniotą nas swoim ciężarem.

– Mów, Alaric. Jaka nowina przynosi cię do tej komnaty? – Król Victor uniósł brwi, spoglądając na doradcę z powagą, a Elolise przyglądała się im obojgu, czując napięcie unoszące się w powietrzu.

– Siły Wysokopańskie przekroczyły nasze granice. Doszło do potyczki na wschodnich rubieżach, a nasze oddziały poniosły znaczne straty. Niestety, utrzymaliśmy tylko niewielką część terytorium. Wróg zdobywa nad nami coraz większą przewagę.

W komnacie nastała chwila ciszy, przerywanej jedynie skrzypieniem drewna w ognisku. Król Victor spojrzał na mapę Islay, a na jego twarzy malowało się zaniepokojenie.

– Mówisz, że utrzymaliśmy tylko niewielką część terytorium? – westchnął król. Jego głos brzmiał poważnie, a Alaric skinął głową.

– Tak, Najjaśniejszy. Wrogiem dowodzi zręczny strateg, znany jako Lord Walerian. Jego armie zdają się liczniejsze i lepiej przygotowane niż przewidywaliśmy. Potrzebujemy natychmiastowego pospieszenia z pomocą, zanim utracimy więcej ziem.

– Zwołajcie najwyższą radę i wszystkich dowódców wojskowych, mobilizujcie armię. Elolise, powiadom ojca, że potrzebujemy pełnego zaangażowania jego sił w obronie wschodnich rubieży. –
Na ten rozkaz dziewczyna przytaknęła, a zaraz potem opuściła salę tronową, zostawiając króla wraz z jego doradcą. – Zadbajcie również o bezpieczeństwo tamtejszej ludności cywilnej, przewieźcie ich do stolicy, dajcie schronienie – dodał król i natychmiast ruszył w kierunku sali komnaty, gdzie czekała już na niego najwyższa rada.

Wszyscy zasiedli wokół okrągłego stołu, zdobionego piękną, wyrzeźbioną w drewnie mozaiką. Ich stroje — zarówno szaty, jak i zbroje — były ciemne i mroczne, z geometrycznymi wzorami będącymi odzwierciedleniem ich własnych planów i strategii. Ich twarze były sternikami — pełnymi enigmatycznych uśmiechów i szepczących spojrzeń. Wśród nich dominował jednak wysoki mężczyzna o głowie obłożonej siwymi włosami, ten najstarszy i najbardziej szanowany w swoim królestwie. Dawny przyjaciel i towarzysz broni jego ojca — Dowódca Armii, człowiek o niezrównanej mądrości i doświadczeniu, przemawiał z pewnością i autorytetem, jakby znalazł się na polu bitwy.

– Wielki generalski Mistrz Nicholas, jeden z naszych najbliższych przyjaciół, został pojmany przez wojska Anthony’ego Flockharta. Atak zaskoczył nas od strony gór, a Nicholas został schwytany. – rozpoczął mężczyzna, ale jego głos brzmiał jak szept wiatru niosący nieprzyjemne doniesienia z frontu.

Generałowie Króla, stojący wokół stołu, spoglądali na mapę, a ich twarzach malowało się zaniepokojenie. Najjaśniejszy zaś zdębiał na brzmienie tej wieści. Gorycz porażki zalała jego umysł, zgniatając każdą nutę nadziei. Zamyślił się przez chwilę, spojrzawszy na się na swojego towarzysza ze smutkiem w oczach.

– Dlaczego znów? Jak mogliśmy być tak naiwni? – wymamrotał cicho jakby do siebie, a jego oczy świeciły jak płomienie, odbijające się od rubinów w jego koronie.

– Najjaśniejszy, Flockhart znał nasze plany zbyt dobrze, zdaje się, że z każdym naszym ruchem, wrogie armie są o krok przed nami.

– Pytanie, dlaczego nasze operacje nie są już tajne? Dlaczego ta kolejna akcja została zdradzona wcześniej, niż zdążyliśmy zareagować?

– To musi być zdrada, mój Panie. – odezwał się sir Euan, który dzięki trwającej wojnie, galopem wdarł się w łaski Króla na tyle skutecznie, ażeby zasiadać w ławie najwyższej rady.

– Ktoś z nas? Ktoś na naszym dworze? – zagrzmiał Król głośno.

Również inni doradcy zaczęli się zastanawiać nad tą możliwością. Wzajemnie spojrzeli, doszukując się odpowiedzi w oczach swoich towarzyszy. Wreszcie jeden z nich, wzruszając ramionami, zwrócił uwagę Monarchy.

– Śmiem zasugerować, że zdrajca musi żyć pośród osób wyróżniających się wysokim stanem. – odparł beznamiętne, co najmniej tak jakby miał inne ciekawsze zajęcia, a narady stanowiły tylko kolejny punkt, który był zmuszony odhaczyć. – Nikomu, o niższym statusie takie informacje nie byłyby znane.

– Szpieg na naszym dworze – powtórzył Król, a jego słowa brzmiały jak echo wciąż rosnącego groźnego szumu burzy. – Ktoś, kogo utrzymuję i karmię. Nie, nie możemy sobie pozwolić na kolejną zdradę. – oznajmił zdecydowanie, patrząc na mapę. Światło świec migotało, odbijając się od jego oczu i tworząc grę cieni, jak tańczące demony, ukazując tłumiony gniew, który wzbierał się w Królu. – Zlecę najlepszym zwiadowcom, aby dociekali, kto podaje Flockhartowi nasze plany. – oznajmił zdecydowanie, patrząc na naścienne herby. – Nie możemy sobie pozwolić na kolejne zaprzepaszczone tereny.

– Rozumiem, Panie. Natychmiast się tym zajmę. – Dowódca skłonił głowę, uginając kolano przed Królem.

Inni uczestnicy narad skinęli głowami, a później za poleceniem Króla opuścili pokój, zwracając mu ostatnie spojrzenie pełne troski, a gdy drzwi do sali narad zamknęły się z hukiem za nimi, Victor pozostał sam, wśród mroczności oświetlającej jedynie skąpe światło świec. Jego myśli zaczęły biec jak wściekłe psy, unosząc się w przestrzeni ze szalonym rykiem, a strach i frustracja coraz bardziej niwelowały monarchę, niszcząc jego wewnętrzne fundamenty. Słabość nie była opcją, o ile chciał zachować swoją władzę i ocalić przewagę, którą zbudował przez ostatnie miesiące. Jednakże, wraz z każdą kolejną porażką, wściekłe myśli zbierały cenne żniwo w jego wnętrzu. Rozproszone świece, palce trzęsące się i napięcie w jego oczach nie kłamały. Victor był bliski całkowitego załamania nerwowego.



W chaotycznej sytuacji, kiedy musiał wykonywać kilka rzeczy naraz, miał wyrwaną z rąk szklankę, co niestety skończyło się uszkodzeniem i dezintegracją kilku papierów, które musiał odzyskać. Poświęcił więc kawałek czasu, by zażegnać kryzys i zrobił notatkę, żeby przepisać zniszczone pergaminy, potem dość długo gotował zakwas na chleb, uprał kilka koszul, co już od jakiegoś czasu odkładał w celu wykonania, i przygotowywał się na przyjęcie kolejnych statków towarowych. Późnym popołudniem zaś, kiedy już nic ważnego nie musiał wykonywać, zrelaksował się w wannie z ciepłą wodą i mugolską gazetą. Wtedy też, zaczął mówić po norwesku, by sobie przypomnieć podstawowe słownictwo, a gołąb nagle wleciał przez otwarte drzwi, przedziwnie wiążąc się z tymi obco brzmiącymi wyrazami. Odwrócił głowę, by szczegółowo przebadać ptaka, który jednak nie zawsze był dobrym posłańcem. Miał w pamięci, że w przeszłości gołębie przynosiły jego rodzinie ważne wiadomości, ale to było już tak dawno temu, że niepokoił się jedynie tym, czy ten przyjaciel nie przywłaszczył sobie czegoś z jego prywatnej przestrzeni. Zobaczył jednak, że gołąb jest lekko przerażony, ale jednocześnie zdecydowany, więc dał mu szansę, aby wykonał swoje zadanie.

Usiadł na bokach wanny, trzymając gazetę przed sobą, a ptak przyniósł mu notatkę od niejakiej Chrisy, która zażądała, by odwiedził ją jeszcze tego samego wieczoru. Nie podała żadnych szczegółów ani powodów, ale wiedział, że takie bezpośrednie wezwanie było używane tylko w przypadku sytuacji niecierpiącej zwłoki. Czuł się trochę zestresowany, ale wiedział, że gdyby stało się to, co ich przeraża, nie zdołałaby się z nim skontaktować, ale nie ufał swoim intuicjom zbyt często, dlatego ubierając się, zastanawiał się nad tym, co tak właściwie miała mu do przekazania i z czym przyjdzie mu się jeszcze dzisiaj zmierzyć.



Notka z historii:
* Ignatius Pyrrhus ukończył Szkołę Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, gdzie zdobył wybitne umiejętności w dziedzinie opieki nad magicznymi stworzeniami. Jego fascynacja smokami jednak sięgała znacznie głębiej. Po latach poszukiwań, podróży po całym świecie i niezliczonych spotkaniach ze smokami, Ignatius zaczął dostrzegać pewien układ w ich zachowaniach. Za sprawą swojej niezwykłej spostrzegawczości i zdolności do nawiązywania niezwykłego zrozumienia z magicznymi stworzeniami, profesor Pyrrhus zaczął systematyzować informacje na temat smoków. Jego szereg notatek, skrupulatnie zebrane w skomplikowanej księdze, stał się podstawą do stworzenia pierwszego schematu zachowań smoków występujących w świecie magicznym. Ignatius Pyrrhus podzielił smoki na kategorie według wielu czynników, takich jak, preferowane siedliska, preferencje żywieniowe i zdolności ofensywne. Opracował nawet unikalny system komunikacji ze smokami, zdolny do zminimalizowania ryzyka podczas zbliżania się do tych potężnych stworzeń. Jego badania i odkrycia stały się nieocenionym źródłem wiedzy dla kolejnych pokoleń smokologów. Dzięki profesorowi Pyrrhusowi podchodzono do smoków z większym zrozumieniem i szacunkiem. Jego dziedzictwo przetrwało, a stworzony przez niego schemat zachowań smoków jest nadal używany w nauczaniu magii stworzeń magicznych i stosowany w wielu Rezerwatach zamieszkujących smoki do dziś.