wtorek, 9 maja 2023

XVII



Miała wrażenie, że sufit wiruje. Lekarstwa, które otrzymała od medyka w Świętym Mungu musiały zawierać jakieś substancje, których jej organizm nie toleruje. Leżała w stanie ogłupienia na oddziale wpatrując się w swoją dłoń, która wirowała wraz z sufitem, próbując przypomnieć sobie więcej szczegółów z dnia poprzedniego. Z biegiem czasu, coraz więcej wspomnień do niej docierało, a lekarstwo traciło na mocy i zaczęła wracać do siebie. Pamiętała pojedynek, pamiętała ból po uderzeniu w nią zaklęciem i pamiętała tę przeklętą maskę. To wspomnienie jak nic od razu postawiło ją na równe nogi, zaczęła się krzątać po izbie, w której o dziwo leżała sama, szukając kawałka pergaminu i pióra. Chciała napisać list do swojego kuzyna, poinformować go o zaistniałej sytuacji i bynajmniej nie po to, aby zdobyć jego współczucie, albo pożalić się Królowi na okrutny los, który ją spotkał, a dlatego, żeby ostrzec go, że dawno jak im się wydawało już nieistniejąca grupa oporu została reaktywowana po nieomal piętnastu latach i że to prawdopodobnie oni stoją za śmiercią jego ojca, a Annabel wujka. 

Annabel opisała ze szczegółami sytuację, która prowadziła do odkrycia przez nią tego niewygodnego faktu, wspomniała o handlarzach, kłusownikach i Synach Nomadu*, którzy zawarli bardzo nietrwały w jej ocenie sojusz i o tym, że jej tożsamość została przez nich odkryta, co stawia ją w bardzo niebezpiecznej sytuacji. W normalnych warunkach zachowałaby tę informację dla siebie. Często miewała wrażenie, że kuzyn miał ją za osobę skrajnie nieodpowiedzialną i lekkomyślną odkąd dowiedział się, że Annabel planuje wyprowadzić się z wyspy na stałe i zajmować się smokami. Patrząc na jej sytuację, mogło w istocie tak być, jednak praca z nimi dawała jej nadzieję, że poznając lepiej smocze zwyczaje uda jej się zapanować nad swoją drugą tożsamością lepiej niż była w stanie zrobić to jej matka. Jednak tym razem Victor musiał poczuć nad sobą presję, która jego ojca zmusiła do wielu działań powodujących rozpad grup kłusowniczych na wyspie, tak aby zdusić ich teraźniejsze działania w zarodku. W ostatnich słowach listu poprosiła także o to, aby darował jej karcące uwagi na temat Charlesa Weasleya, który stał się tylko niewinną ofiarą jej poczynań i zapewniła, że zrobi wszystko, ażeby wyjaśnić mu zaistniałą sytuację w jak na bardziej subtelny sposób, przy okazji zapewniając go, że wiele razy dowiódł tego, iż można mu ufać.

Podpisała się i zrobiła krok w stronę drzwi, dopiero wtedy, gdy wszystkie emocje przeniosła na papier, poczuła jak bardzo silne było zaklęcie, które zniszczyło jej tarczę i zwaliło ją z nóg. Zgięła się delikatnie i złapała ręką za brzuch. Jednak rozumiejąc powagę sytuacji, zrobiła kilka kroków na drugi koniec pokoju. Złapała klamkę, która w tym momencie poruszyła się, a drzwi zostały otwarte od zewnątrz. Do pokoju wszedł jeden z uzdrowicieli, który zauważając Annabel chwiejącą się lekko na nogach poprosił dosadnie, mimo jej sprzeciwów, żeby wróciła do łóżka, co po krótkim dialogu była zmuszona uczynić.
– Wyniki są dobre, nie ma żadnych wewnętrznych krwotoków, ani urazów organów, chociaż gdyby zaklęcie trafiło ciut wyżej mogłoby połamać Pani żebra. – zaśmiał się niepewnie.- Nazywam się Hopokates Smethwyck, dyżurny uzdrowiciel.
– Kiedy będę mogła stąd swobodnie wyjść? – spytała Annabel - Muszę powadomić moją rodzinę, że wszystko za mną w porządku.
– Bez nadzoru pewnie kilka dni – uśmiechnął się ciepło.– Z nadzorem nieco krócej, ale proszę się tym nie przejmować Pan Matei zapewnił, że przekaże Pani rodzinie informację o wypadku.
– Cudownie. – mruknęła ironicznie Annabel i poprawiła się na łóżku. Spojrzała ukradkiem na uzdrowiciela, który uzupełniał coś w pergaminie. Jego brązowe włosy do ramion bezwiednie opadały mu na ramiona, a kilka niesfornych kosmyków upadało na jego oczy przez to, co chwilę musiał zaczepiać je o lewe ucho.
– Zawsze sądziłem, że zagrożenie pracy ze smokami ogranicza się jedynie do kilku poparzeń. – odparł po chwili. – Tymczasem pojedynek z kłusownikami i wyjście z tego jedynie z niewielkim wstrząśnieniem mózgu. Imponujące.
– Gdybym była sama mogłoby się to skończyć gorzej.– odpowiedziała bez namysłu i zaraz przypomniała sobie o dwóch niesfornych skrzydlatych bestyjkach pod jej opieką.– Przepraszam, czy jest tutaj i mój współpracownik? Chciałabym zamienić z nim kilka słów
– Zjawił się niedawno na kontrolę, wszystko z nim w porządku. Miał tylko kilka siniaków i był w delikatnym szoku - odpowiedział przez ramię. - Właśnie, prosił przekazać Pani, że biżuteria ma się dobrze, cokolwiek to mogło oznaczać.

– Niewiele pamiętam z wieczoru kiedy napadnięto na Rezerwat. Zostaliśmy sprowadzeni na ziemię, napastnicy byli zamaskowani, a później ocknęliśmy się w jednej z jaskiń handlarzy. Wydostaliśmy z celi dzięki wyszczerbionemu smoczemu kłowi i uciekliśmy, a chwilę później znaleziono nas w jednej z pobliskich wiosek niedaleko Hoia Baciu, rozwiązał się między nami pojedynek a później wkroczyli do akcji aurorzy, którzy nas uratowali.– Charlie był już lekko podirytowany. Powtarzał od dwóch godzin tę samą opowieść, jednocześnie próbując przekształcić niektóre fakty, po to ochronić Annabel przed poniesieniem odpowiedzialności za niewpisanie się do rejestru animagów, dodatkowo od dłuższego czasu nie mógł sprawdzić, czy z młodymi smokami jest wszystko w porządku po odwróceniu przez niego zaklęcia transmutacji.
– Potrafisz wskazać dokładniej miejsce pobytu handlarzy?
– Nie, błądziliśmy do gęstym lesie. Wiem tyle, że niedaleko w linii prostej znajdują się wygięte drzewa.
Jeden z pracowników Departamentu Przestrzegania Praw Czarodziejów, przesłuchujący go spojrzał na aurora wyznaczonego do poprowadzenia tej sprawy i zaraz potem spojrzał na młodego smokologa.
– Ten las słynie z takich drzew, niewiele nam pomoże w odkryciu ich lokalizacji. – odparł sucho.
– To może zajmiecie się w końcu tą sprawą, zamiast męczyć mnie tu od kilku godzin, powiedziałem co pamiętam, a to przecież wasza praca, a ja przez tę waszą pracę nie mogę wrócić do swojej.
– Panowie, to już naprawdę za długo trwa. – odezwał się Matei, stojący obok i przysłuchujący się całej rozmowie.– Mało, że wasza obecność stresuje smoki, to jeszcze najmłodsze z nich oczekują na posiłek od dłuższego czasu. Są bardzo niecierpliwe, a Pan Weasley jest już zbyt zmęczony przesłuchaniem. Jestem pewien, że jeśli tylko coś więcej sobie przypomni niezwłocznie przekaże tą informację odpowiednim organom.
Czarodzieje spojrzeli po sobie i przytaknęli zgodnie, prawdopodobnie dlatego, że wiedzieli, iż młody smokolog nic więcej nie będzie w stanie im powiedzieć. Pożegnali się więc szybko i wyszli przed namiot, po czym rozległ się huk teleportu.
– Chciałbym wrócić do swoich obowiązków. – Charlie zwrócił się do Matei'a gdy tylko mężczyźni zniknęli z jego pola widzenia.
– Możemy wypuścić młode na rejon polowań, jeśli potrzebuje Pan więcej odpoczynku.- odparł troskliwie.
– Nie szefie, po prosu proszę mi pozwolić wrócić do pracy. Na ten moment tylko tego potrzebuję.
Matei spojrzał chwilę na rozemocjonowanego podwładnego i niepewnie wskazał dłonią wyjście, godząc się na jego prośbę.

Przez całą drogę Charliego zaczepiali współpracownicy, pytając jak się czuje. Inni znowu dopytywali go o handlarzy, ale znaleźli się też tacy, którzy jedynie odprowadzili go wzrokiem, nie wydając z siebie ani słowa, wśród tych trzecich był także Damon, który właśnie oporządzał swojego smoka.
Przyśpieszył więc kroku i unikając jakiejkolwiek dalszej konfrontacji z innymi smokologami (w szczególności z nim), szybko znalazł się za barierą, która odcinała młode smoki od tych starszych, spojrzał w górę, gdzie rozpoznał syk Luminiego, a gdy młody Długoróg Rumuński dostrzegł go na wejściu, poszybował szybko w dół i w kilka sekund pojawił się przed Charliem obkręcając się radośnie wokół własnej osi trzy razy.
– Widzę, że cieszysz się ne mój widok.- mruknął chłopak, a Lumini ryknął przyjaźnie. W tym samym czasie Charlie uniósł dłoń w której trzymał, duży soczysty kawałek mięsa, a który został mu natychmiast "skradziony"– Albo nie mogłeś się doczekać na jedzenie. – zaśmiał się szczerze.
Płat mięsa takiego rozmiaru, że chłopak miał problem z utrzymaniem go w powietrzu więc ucieszył się z takiego obrotu sytuacji. Nie dziwiło go to, ponieważ dowiedział się, że podczas jego kilkudniowej nieobecności młode smoki zostały wypuszczane na polowanie do specjalnie przygotowanego do tego miejsca, tutaj w Rezerwacie.
Młode nadal nie tolerowały pożywienia, którym próbował je nakarmić ktoś inny, a jeść musiały, dlatego postanowiono, że najlepiej będzie, gdyby same upolowały sobie pożywienie. Podobno wówczas miały taki duży apetyt, że za każdym razem obierały za cel największe osobniki.

Podczas gdy Lumini pożerał swoją porcję Charlie przyglądał mu się wnikliwie, oceniając jego stan zdrowia. Łuski wydawały się błyszczące i o regularnym kształcie, czyli dokładnie tak, jak powinny wyglądać, ale ich kolor nieznacznie różnił się od pozostałych długorogów w tym wieku, były o dwa odcienie ciemniejsze niż powinny, bardziej malachitowe niżeli ciemno-zielone. Kły wydawały się odpowiedniej wielkości, ale dokładniej będzie musiał sprawdzić później, a rogi zaś były około 2-3 cm mniejsze niż powinny, ale o regularnej złotej barwie. Charlie wypisał na pergaminie wszystkie spostrzeżenia, po czym przybliżył się do swojego podopiecznego i przejechał delikatnie palcem po jego grzbiecie, aby sprawdzić dodatkowo nawilżenie łusek i w razie czego poratować go wodą. Jednak poczuł nie tylko odpowiednie nawilżenie, ale także malutkie ostrza. Zaskoczyło go to, ale gołym okiem nie był w stanie ich dokładnie dostrzec. Wyczarował więc lupę i spoglądając przez nią zauważył niewielkie wyrostki kostne wystające około 5 mm nad łuskami, co było niemałym zaskoczeniem, ponieważ typowe długorogi nigdy nie posiadały owych wyrostków na żadnym etapie życia. Usatysfakcjonowany swoim odkryciem ponownie nachylił się nad pergaminem i napisał na nim kilka słów. Później ponownie przejechał palcem po wyrostkach, aby spróbować określić ich kształt, a jego wzrok zboczył na jedną z tylnych łap, gdzie dostrzegł znak handlarzy, bestialsko wypalony na jego skórze, wtedy humor diametralnie mu się zmienił. Próbował tłumić negatywne emocje, ale ostatnie wydarzenia dawały mu się we znaki. Zmęczenie i bezsilność splatały się razem, a żal i złość ogarniały często jego myśli - "Księżniczko" - przypomniał sobie, w tamtej sytuacji nie brzmiało to jak najzwyklejszy zwrot, którym określa się bardzo wrażliwe i nierzadko głupiutkie dziewczęta, a jako coś innego, czego nie potrafił wyjaśnić, jednak zagłębiając się bardziej we wszystko to, co się wydarzyło na przestrzeni miesięcy, byłby w stanie stwierdzić, że Annabel miała wiele sekretów, a on nie był do końca pewien czy chciałby w dalszym ciągu uczestniczyć w jej gierkach, narażając siebie na utratę zdrowia bądź życia.
– Weasley. – do pomieszczenia wszedł Damon.
Jeszcze tego mu brakowało.
– Hut­che­anance. – odparł sucho Charlie.– Jeśli przychodzisz mi zaproponować pomoc w opiece nad Aserielem do powrotu Annabel, bo "oddajesz w wątpliwość moje zdolności opieki nad smokami" to mogę zapewnić z czystym sercem, że na pewno dam sobie z nim radę.
– Właściwie nie o to mi chodziło, chociaż skoro o tym wspomniałeś.
Charlie zbombardował go wzrokiem, a Lumini uniósł się nad ziemię i jakby wyczuwając irytację swojego opiekuna, zaczął wydawać bliżej niezidentyfikowane dźwięki.
– Nie mam nastroju, muszę nadrobić zaległości w pracy.
– Moment znajdziesz. – chłopak spojrzał na starszego smokologa, który wcale nie brzmiał tak arogancko jak zwykle. – Podziwiam to jak postawiliście się handlarzom i kłusownikom pomimo ich znacznej przewagi liczebnej- w jego ustach zabrzmiało to jak obelga - ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tam wydarzyło się coś więcej, niż nam powiedziano.
– Nie wiem, co kto słyszał, ale wiem, że na plotki trzeba wziąć z trzy poprawki, zanim zacznie się je powtarzać. – wstał, aby spakować swoje przyrządy do płóciennej sakwy, w której często nosił wszelkiego rodzaju notatki dotyczące smoczej egzystencji.- A że inni plotkują znaczy, że mają tak nudne życie, że muszą interesować poczynaniami innych.
– Nie jestem twoim wrogiem Weasley, po prostu znam sposoby działania handlarzy lepiej niż ktokolwiek inny, a jeśli w grę wchodzą tak potężni czarodzieje to znaczy, że nie sprawa jest o wiele poważniejsza niż próbujesz to przedstawić.
– Poważnie? Ciekawe skąd znasz ich tak dobrze? Czyżby informacje o tym, że w poprzedniej pracy zajmowałeś się handlem i po kryjomu wynosiłeś różne od smocze materiały i sprzedawałeś ja na czarnym rynku były prawdą?
– Nie wiesz, o czym mówisz. – zaczął niecierpliwić się Damon, a wspomnienie tamtych czasów, gdzie wyrzucono go z pracy bez żadnych konkretnych powodów za takie oskarżenia, które okazały się ujmą na jego honorze sprawiły, że po raz kolejny poczuł się pokrzywdzony.– Dobrze wiesz, że gdyby byłyby jakieś dowody na moją winę to odebrano by mi prawo wykonywania zawodu. – odparł twardo i w geście obronnym przyjął wyprostowaną postawę.
– Chyba że ma się znajomości.– ciągnął, podburzając Damona. Charlie zdawał sobie sprawę z tego, że nie powinien tak bardzo się mu stawiać, ale w tym momencie nie potrafił zapanować nad słowami, które wylewały się z niego falami.– A obecnie w Rezerwacie jest ktoś, kto współpracuje z handlarzami i przekazuje im informacje o naszych zabezpieczeniach. Mam mówić dalej, czy takie dziwne zrządzenie losu wystarczy, żeby nie mieć do ciebie krzty zaufania?
Damon próbował zapanować nad sobą, jego impulsywna osobowość doprowadziła do wielu potwarzy, które są powtarzane do dziś, a które są często używane przeciw niemu. Jeszcze na samym początku pracy tutaj za te oskarżenia oberwałby zaklęciem, ale tym razem nie mógł sobie pozwolić na żadne wyskoki. Praca ze smokami jest dla niego wszystkim, dlatego wiedział, że po ostatnim starciu z Weasleyem z udziałem smoków, którymi się opiekują Matei dał mu ostatnią szansę na pracę jako smokolog, a nie miał już więcej perspektyw, ponieważ przez krzywdzące plotki powtarzane przez tak wielu w żadnym innym rezerwacie nie odważono się go przyjąć do pracy.
– Chciałem zapytać konkretnie o Annabel, o to jak się czuje, Martwię się mimo, że jej zachowanie tamtej nocy było nieodpowiednie i doprowadziło do tego, że teraz leży w świętym Mungu. - wskazał na niego palcem. – Myślałem, że powiesz mi więcej i pomimo naszym niesnaskom uda nam się jakoś dogadać przez wzgląd na Annabel, ale się pomyliłem. Powinienem od razu się u niej pojawić w odwiedziny, zamiast próbować nawiązać kontakt z kimś, kto ocenia mnie tylko przez pryzmat bzdur i wyssanych z palca historyjek.
Po tych słowach Damon odwrócił się na pięcie i nie czekając na odpowiedź Charliego wyszedł z pomieszczenia, zostawiając go samemu sobie. Chłopak pozostał bez słowa, tym razem przekroczył wszelkie granice. Nie spodziewał się, że nagle Hut­che­anance zrobi się aż tak wylewny i zechce nawiązać z nim jakiś kontakt, może tej nocy on również nie spał i poszedł zobaczyć co dzieje się w rezerwacie. - "Mimo że jej zachowanie tamtej nocy było nieodpowiednie"? - pomyślał. - Czyżby też tam wtedy był?
Weasley pokręcił głową, żeby odgonić od siebie dalsze teorie spiskowe. Może i zachował się teraz jak egoista, ale wcześniejsze zachowanie starszego smokologa również nie należało do najlepszych, więc czego teraz mógł się po nim spodziewać.
Lumini ryknął, informując Charliego o tym, że spożył cały płat mięsa i oczekuje na trochę atencji ze strony swojego opiekuna.
– Przesadziłem, prawda? – zwrócił się do smoka, drapiąc go po szyi, na co ten mrugnął wdzięcznie jednym okiem.– Tak, chyba jednak przesadziłem.

Wieczorem, tego samego dnia chłopak siedząc w swoim starym namiocie studiował notatki dotyczące Luminiego i Aseriela. Mimo późnej pory i świadomości, że powinien porządnie się wyspać i zregenerować się po ostatnich wydarzeniach, pewne myśli nie dawały mu spokoju. Z jego zapisków wynikało, że u obydwóch młodych wystąpiły pewne anomalie w ich rozwoju. Od początku wiedział, iż posiadają pewne cechy odróżniające ich od reszty, jednak nie mógł określić, na jaką skalę mogły się rozwinąć lub zatracić wraz z upływem czasu. Młode smoki każdego gatunku posiadają pewne uchybienia, które z wiekiem zanikają, jednak w tym wypadku różnice między znanymi mu cechami poszczególnych gatunków pogłębiają się coraz bardziej. Mimo odmiennych ras na chwilę obecną coraz bardziej są do siebie podobne pod względem rozwoju. Zyskują cechy charakterystyczne dla siebie nawzajem, co mogłoby oznaczać, że nie tylko wychowały się razem, ale także przyszły na świat razem, jako wynik krzyżówki pomiędzy dwoma różnymi gatunkami. Charlie wiedział, że jest to coraz rzadsze zjawisko, a smoki-hybrydy nie przeżywają pierwszych miesięcy, co uniemożliwia dokładne zbadanie owego zjawiska i poznawania dobrodziejstw takich mieszanek, ale czy jest to wystarczający powód do tego, aby handlarzom mogło aż tak zależeć na ich podopiecznych? Według Charliego - tak, ponieważ mało kto mógł dorównać mu miłością do tych skrzydlatych bestii, ale według każdego innego - nie. Więc dlaczego tak bardzo im na nich zależy?
Chłopak był zafascynowany, a jednocześnie przerażony. W tym momencie wraz z Annabel mogą zapisać się w historii jako ci, którzy odpowiadają za wychowanie i opiekę nad nowym gatunkiem smoków, to oni będą tymi, którzy będą prowodyrami do kreowania młodych umysłów i ich uwielbienia dla tych istot, zaszczepiania im zalążka pasji i głodu wiedzy. W jego wyobrażeniach o swoim życiu właśnie tak widział swoją rolę w nauce. Mimo że miał również predyspozycje do zbytniego bujania w obłokach, jednak pomimo tak przyjemniej wizji, wciąż odczuwał gniew względem swojej współpracowniczki. Wydawało mu się, że przez ostatnie dni bariera między nimi powoli zanikała, jednak te sekrety począwszy od jej zdolności do tego, kim tak naprawdę była powodowały większy rozłam, mocniejszą barierę. Czuł się oszukany, mimo że cały czas starał się być z nią szczery, opowiedział jej przecież historię swojej rodziny i chciał ją z nimi zapoznać w wakacje, gdy rodzice przyjadą w odwiedziny. Pozwolił jej się do siebie zbliżyć, ale dlaczego? Wiedział przecież, jak się zachowuje. Znał ją od tylu lat, więc czemu miał nadzieję, że uda im się ze sobą dogadać. - Dosyć, Charlie. Za dużo myślisz.- powtarzał sobie.
Musiał wiedzieć więcej, jednak nie wiedział, jak tego dokonać. Teraz nic nie mógł zrobić, musiał czekać, póki nie wypiszą ją z Munga, wtedy miał nadzieję, że szczerze wyjaśni mu wszystko, co pozwoli im w jakiś sposób odbudować swoją relację. Położył się więc do łóżka i wbrew swoim poprzednim odczuciom, zasnął niemal od razu.

Tej nocy śniła mu się maska, tylko maska, podobna do oblicza harpii i pusta przestrzeń, potem głos, inny głos nie ten, którego właściciel mógł odebrać mu życie. Coś mówił, potem szeptał. Charlie nie mógł nic z tego zrozumieć, ale słyszał jak zmienia się jego barwa, a także skala, od kobiecego po męski, starczy styrany i niemowlęcy płaczący. Potem wcielił się w kłusownika, nie chciał tego, ale został zmuszony do miotania zaklęciami oszołamiającymi w żmijozęba peruwiańskiego, poranionego i powoli odpuszczającego pod natłokiem rzucanych w niego zaklęć, spojrzał raz jeszcze żmijoząb ustąpił innemu smokowi, o błękitnych ślepiach.- Annabel - myślał, chociaż nie miał ku temu powodów, ale wiedział, słyszał jej ryki, tylko ryki. Zbudził się. Był zlany potem, spojrzał po swoim namiocie, a potem na zegar, który wskazywał piętnaście po szóstej. Rzucił się ciałem na łóżko, ten sen okazał się odzwierciedleniem jego myśli, westchnął ciężko, zdając sobie sprawę, że naprawdę spaprał sprawę.


Od bardzo dawna nie miała tyle czasu wolnego, chociaż minęło dopiero kilka dni. Leżała w szpitalnym łóżku na obserwacji, mimo tego, że czuła się już bardzo dobrze, a przynajmniej na tyle, aby móc już samodzielnie funkcjonować. Wierciła się, a potem siadała, spacerek do stołówki i chwila na szpitalnym dziedzińcu - mniej więcej tak wyglądał każdy jej dzień. Martwiła się, że pomimo wysłania tak obszernego listu do jej kuzyna, nadal nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Wiadomym było, na raz obsypała go wieloma informacjami i złymi wiadomościami, dlatego zdawała sobie sprawę z tego, że powinna dać mu trochę czasu na dokładne zapoznanie się z sytuacją i wdrożenie odpowiednich działań. Jednak gdyby tylko odesłał jedno słowo, dał jakiś znak, że list bezpiecznie dotarł, byłaby o tyle spokojniejsza. Niedawno odwiedził ją również Damon, pojawił się tylko na chwilę, aby spytać o jej samopoczucie. Nie wnikał w to co wydarzyło się, gdy doszło do porwania, a przecież ostrzegał ją, aby nie stawała oko w oko z handlarzami tamtej nocy. Annabel była tym mile zaskoczona, spodziewała się raczej obszernego wykładu na ten temat, jednak w pełnym momencie rozmowa zeszła im na Charliego, co uświadomiło jej, że przez ten czas nie skontaktowała się z nim ani razu.

Sądziła, że potrzebował czasu, on przecież również ucierpiał, była pewna, że gdy tylko będzie dane spotkać im się po raz kolejny, będą potrzebowali szczerej rozmowy. Prawdy.
Jednak nie mogła pozbyć się wrażenia, że ostatnie zdanie do niej skierowane wydawało się pełne żalu. - Przecież taka jestem - powtarzała sobie - Jak mogłeś myśleć inaczej, no i "biżuteria ma się dobrze"? Jesteś błaznem Weasley. - zaśmiała się w myślach.- Czy powinna czuć się winna?
Od Damona dowiedziała się, że wrócił do pracy i radzi sobie z młodymi "zadziwiająco dobrze", chociaż Aseriel na co dzień wyczekuje mojego powrotu do pracy, ale czy powinna wracać? Wokół niej tyle się dzieje, przez to kim jest, naraża wielu ludzi na niebezpieczeństwo. Czy powinna wrócić na Islay, gdzie byłaby bezpieczniejsza? Gdzie pomogłaby kuzynowi planować odwet na Synach Nomadu za tą zniewagę, której wtedy doświadczyła? Spalić ich, zanim historia się powtórzy i ponownie staną się plagą jej wyspy? Perspektywa wydawała się jej kusząca, ale nie mogłaby nigdy zostawić Aseriela i Luminiego, tym bardziej nie na tym etapie rozwoju, przecież są dla niej jak dzieci, a przynajmniej wiedziała, że tak odbierał to smok, który gdzieś tam w niej siedział.
Weasley za to nie potrzebował do tego żadnych konkretnych zdolności, instynktownie wiedział, czego potrzebują i jak się czują, rozumiał je, chociaż ich uwaga często gęsto była skupiona tylko na niej.
Tak samo jak jej smocza połowa często koncentrowała się tylko na nim.

Relacja pomiędzy nimi była rzadka, niezwykła, ale czy szczera? Czy uczucia, którymi się kierują, są uzależnione od młodych, wspólnie ich wychowujących? Czy zależne jedynie od jej zdolności przemiany w smoka? Musieli sami to ocenić, tymczasem nad Islay zaczęły powoli zbierać się ciemne chmury.



* Synami Nomadu niegdyś zwała się grupa czarowników, która sprzeciwiała się monarchii Islay i ich rządom po ustaleniu prawa, które zakazywało tropienia i handlowania magicznymi bestiami żyjącym na Islay.*



* Notka z historii I : Wyspa Islay, dzięki swojej bogatej rzadko spotykanej gdzie indziej faunie i florze została okrzyknięta oazą dla zagrożonych gatunków, takich jak np. znikacze, uważane do niedawna za gatunki wymarłe przez Departament Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, a których ostatnia parka została niedawno zauważona gdzieś w północnych lasach wyspy Islay. Klasyfikacja Ministerstwa: XXXX (Ministerstwo przewiduje duże kary za schwytanie lub skrzywdzenie go)*
* Notka z historii II : Większość wysp Hebrydów Wewnętrznych należących do Szkocji ma swoich władców pochodzących z rodzin czarodziejskich. Poprawka uchwalona w 1498r. przez ówczesnego Ministra Magii Roodneya Longowitza przewiduje, że w przypadkach gdy wyspa należąca do mugoli stanie się siedliskiem magicznych bestii, lub miejscem wyrostu wielu roślin pochodzących ze świata magicznego zostaje wybrany czarodziej, który będzie zarządzać danym miejscem w imieniu Ministerstwa, aby uchronić niczego niespodziewających się normalsów przed niezrozumiałym wpływem na ich świat. Zdarzają się jednak sytuacje, gdy wybrany czarodziej nie chce podjąć się owego zadania (np. z powodu osobistych), więc wybiera osobę godną zaufania, która obejmie tron, a on sam będzie stanowił pieczę nad nowym władcą i zostanie wybrany jako łącznik pomiędzy nim a Ministerstwem.