czwartek, 1 lutego 2024

II.V

"Przysięgam uroczyście, że knuje coś niedobrego."


Agatha czuła, iż w powietrzu wisiało coś niepokojącego. Od chwili, gdy usłyszała od Annabel, iż ten odpowiedzialny za zaginięcie Księżniczki Christine może być ktoś, kto działał na zlecenie Anthony'ego Flockharta, wiedziała, iż musi działać szybko. Jura, wyspa otoczona często mgłą, była miejscem, gdzie magia i polityka splatały się w oczywisty sposób. Skrzydła jej czarnego, znoszonego płaszcza delikatnie szumiały, gdy przemykała między drzewami ogrodu, ukrywając się w cieniu. Wspierała się zaklęciem kameleona, który miał ją chronić przed ewentualnym rozpoznaniem i niewygodnymi pytaniami. Doskonale wiedziała, iż większość mugoli na dworze Anthony'ego nie zna magii, ale sam Król już tak. Wszakże dzięki niej obalił poprzedniego Króla i rościł sobie prawa do jego tronu, dlatego musiała działać rozważnie, aby dostać się do jego zamku, gdzie miała nadzieję dowiedzieć się więcej na temat zaginięcia Księżniczki Christine, a kto wie — może nawet uwolnić ją z niedoli.

W ciemnościach nocy, trzymając w ręce swoją różdżkę, Agatha skradła się na teren dworu, eliksirem usypiając czujne straże i znikając w cieniu. Wnętrze zamku emanowało luksusem, ale Agatha nie pozwoliła sobie na rozproszenie uwagi. Skierowała się ku sali tronowej, gdzie miała szansę dowiedzieć się czegoś istotnego. Szybkim rozpoznaniem terenu, stwierdziła, że w komnacie panował względny spokój. Dwór Króla Anthony'ego przygotowywał się do wielkiego bankietu, który miał odbyć się w związku z przejęciem wysp podlegających jurysdykcji Islay. Wiedziała, że to doskonała okazja, aby zanurzyć się w tłumie i zebrać informacje, dlatego właśnie wybór tego dnia nie był przypadkiem. W mrocznym blasku komnaty, Król Anthony zasiadał na swoim tronie, otoczony rycerzami, którzy rozglądali się dookoła, a ich niepokój niemal wibrował w powietrzu.
Naprzeciwko niego zaś stał Burgess Flockhart — pierworodny króla, który najwyraźniej zaniepokoił go tym, co od niego usłyszał. Skoncentrowała się więc na obserwacji tej dwójki z ukrycia, starając się podsłuchać rozmowy między nimi. Jej czujne uszy wychwyciły szepczące głosy i pomruki, które przemieszczały się wśród dworzan. Postanowiła więc zbliżyć się nieco bliżej, trzymając różdżkę, aby utrzymać zaklęcie, które na siebie rzuciła.

– Nasza kraina stoi w obliczu wojny, a ja muszę skoncentrować się na prowadzeniu armii i utrzymaniu porządku, synu. – Anthony, z wyrazem niezadowolenia, oparł dłonie na drewnianej powierzchni tronu.

– Ojcze, Sliloh odmawia uczestnictwa w dworskim życiu od dłuższego czasu, nawet dzisiaj, podczas bankietu, pozostaje w cieniu i nie zamierza się na nim pojawić. – odparł Burgess z marszczonym czołem. – Spędza całe dnie na kontroli statków towarowych i pływa swoim w nieznane, przez mgły, które nawiedzają naszą wyspę.

– Nie zauważyłem niczego, co by uzasadniało twoje obawy. Może po prostu znalazł sobie rozrywkę w postaci jakiejś dziewki. Młodzi ludzie często łapią się za takie rzeczy. – machnął ręką.

Burgess zamyślił się nad słowami ojca, które bagatelizowały sytuację. Z goryczą zauważył, że ta odpowiedź była łatwą ucieczką od problemu, jaką ojciec zdawał się często stosować wobec Sliloha. Nigdy nie ukazywał tego publicznie, ale w jego sercu tliło się oburzenie, widząc, jak ojciec lekceważy zaniepokojenie związane z jego młodszym synem, mimo tego, starając się zachować godność, postanowił przekonać go do swojej racji nieco innymi argumentami.

– Sliloh nie posiada magii, wobec jego nocne eskapady są niebezpieczne. Być może rozmowa z ojcem przyniosłaby rozwiązanie tej sprawy. W końcu w grę wchodzi również opieka nad statkami, dzięki którym nie musimy, chociażby głodować.

Agatha uważnie słuchała rozmowy między Królem Anthonym a jego synem. Jej obserwacje były skupione na detalach, które mogły rzucić światło na zagadkę zniknięcia Księżniczki Christine, gdyż już wcześniejsze ustalenia prowadziły ją do Sliloha. Równocześnie musiała uważać na siebie, aby nie zostać wykrytą. Burgess zaś, starając się przekonać ojca do powagi sytuacji, postanowił skoncentrować się na bezpieczeństwie wyspy i potrzebie rozmowy z bratem.

– Synu, waż na słowa. Sliloh zawsze był nieco wycofany, ale to nie oznacza, że powinniśmy się martwić. Jego obowiązki nad statkami są ważne dla naszego królestwa. Pokładam wiarę w to, że doskonale o tym wie i nie zaryzykuje wobec tego żadnym głupstwem.

– Ojcze, to nie tylko o jego wycofanie chodzi. Wiesz doskonale, że Sliloh zawsze był inny, ale teraz coś się zmieniło. Jeśli nie zastanowimy się nad tym poważnie, możemy stracić najlepszego żeglarza na wyspie, a nie jest ich wielu. Tym bardziej teraz, w dobie szarży, którą planujemy przeprowadzić na wrogiej wyspie.

Anthony spojrzał na syna z pewnym niezadowoleniem. Wydawało się, że umniejsza roli jego obawom. Jednakże, gdy Burgess wspomniał o ich planach, wydawał się zainteresować losem Sliloha. Dopiero teraz, gdy widział w nim korzyści, postanowił zareagować.

– Jeśli jesteś tak pewien, że to ważne, to porozmawiaj z bratem. Jednak nie chcę, abyś zbyt mocno go naciskał. Nie chcemy, aby bardziej zamknął się w sobie. Możesz już iść.

Usłyszała dość. Postanowiła zacząć się wycofywać z miejsca podsłuchiwania, zanim zostanie zauważona. Skierowała się w stronę wyjścia, a później teleportowała się na tyły gospody, na obrzeżach wyspy, gdzie pod fałszywym nazwiskiem wynajmowała pokój. Pozdrowiła gestem przemiłą właścicielkę dobytku, a chwilę później zamknęła swój pokój na klucz. Ukrywając się w środku, zaczęła zdawać sobie sprawę z zawiłości sytuacji. Zdawało się, że istnieje jakiś związek między zniknięciem Królewskiej siostry a tamtym młodzieńcem. Jednak rozmowa, którą podsłuchała, dobitnie wskazywała na to, że nawet jeśli to książę jest odpowiedzialny za zniknięcie księżniczki, to zrobił to sam, bez rozkazu, a natura jego zaangażowania była niejasna. Zamknęła oczy, zastanawiając się, jak połączyć kawałki układanki. Sliloh, choć najmniej wcześniej podejrzany, był ważnym człowiekiem na wyspie. Jego nocne żeglugi wydawały się skrywać sekret, zwłaszcza w kontekście zaginięcia Christine i ich wcześniejszych relacji. Znakiem tego wiedziała, że musi zbadać sprawę bliżej. Postanowiła przekształcić się w postać bardziej odpowiednią do udziału w dworskim życiu. Zmieniła swój strój, nadając mu elegancki charakter, i zaczęła przygotowywać się do bankietu, który miał odbyć się wieczorem. Miała nadzieję, że w tłumie dworzan znajdzie więcej informacji.



Po pewnym czasie dotarli do wyjścia z Izby Pamięci, kierując się w stronę Departamentu Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami. Drzwi były wielkie i zdobione rzeźbami fantastycznych istot. Wchodząc do środka, Annabel i Charlie zostali przywitani widokiem olbrzymiego akwarium, w którym pływały druzgotki pomniejszone o kilka rozmiarów. Magiczne stworzenia poruszały się z gracją, a ich bladozielona skóra mieniła się w różnych odcieniach. Gdy zauważyły jednak dwójkę czarodziejów, natychmiast podpłynęły bliżej, a ich długie palce delikatnie dotknęły przeźroczystej ściany akwarium. Zdawało się nawet, że próbują otwierać paszczę z walecznym nastawieniem, ale nie były w stanie zaatakować.

– Dość swoiste zwierzątka domowe. – odparła Annabel, patrząc na rząd ich ostrych zębów, które pokazywały, próbując bądź co bądź ochronić terytorium.

– Wydają się niezadowolone z naszej obecności – zauważył Charlie, obserwując reakcję magicznych stworzeń. – Ale przynajmniej nas nie zaatakują.

– Uważaj Weasley, skoro mogą udusić człowieka palcami, to nie jest wcale pewne, że z wściekłości nie będą w stanie nimi rozkruszyć szkła. – odpowiedział dobrze znany im głos. Młodzi smokolodzy odwrócili się, a w kolejnych drzwiach na końcu korytarza dostrzegli Damona, który stał z założonymi rękami, a jego wzrok skierował się na akwarium. – Trytony potrafią je udomowić, natomiast wobec ludzi są bardzo agresywnie nastawione.

– W takim razie Hutcheanance nie dziwi mnie to, że to właśnie one witają czarodziejów u progu twojego biura. – podszedł do niego Charlie, po czym wymienił z dawnym współpracownikiem przyjacielski uścisk dłoni.

– Damonie, jak ja dawno cię nie widziałam. – Annabel dołączyła do powitania, uśmiechając się lekko. – Co prawda nadal jestem zła, że postanowiłeś nas opuścić, ale i tak miło cię w końcu zobaczyć.

– Błędnie sądziłem, że gdy wypuścicie na wolność swoje smoki to zrozumiecie, dlaczego byłem zmuszony to zrobić. – odparł już bardziej oficjalnym tonem. – Jednak teraz pracuję tutaj, mam pełne ręce pracy i absolutny brak czasu na rozmyślania. Proszę, wejdźcie do środka.

Wnętrze biura emanowało atmosferą profesjonalizmu. Ściany były utrzymane w stonowanych odcieniach drewna, co nadawało pomieszczeniu ciepły i przytulny charakter. Były one ozdobione ilustrowanymi mapami różnych regionów mugolskich, na których zamieszkiwały magiczne istoty. Obwieszone informacyjnymi notatkami i zakreśleniami. W centrum pomieszczenia stało solidne, ciemne biurko z drewna dębowego, za którym zasiadał Damon. Na blacie biurka leżały sterty zwojów pergaminu, otwarte księgi i notatki pełne szczegółowych danych na temat magicznych stworzeń, jak i również starannie wykonany drewniany organizer z przegródkami, w którym Damon trzymał pióra, a także swoją różdżkę. W jednym z kątów znajdował się również niewielki kredens, a obok zajmował miejsce kącik z wygodnymi fotelami dla gości, przy którym stał okrągły stolik z herbatą, zapraszając do chwil relaksu podczas rozmów. Czarodziej wskazał przyjaciołom miejsca siedzące, po czym sam usadził się za biurkiem. Annabel i Charlie z uznaniem przyglądali się biurze Damona, doceniając elegancję i porządek, który w nim panował. Usiedli na wygodnych fotelach, czując się jak w miejscu, gdzie mogą spokojnie porozmawiać.

– Muszę przyznać, Damonie, że twoje biuro robi wrażenie. – skomplementowała Annabel, rozglądając się po pomieszczeniu. – Namioty w Rezerwacie są o wiele mniej okazałe.

– Staram się, aby wszystko było odpowiednio uporządkowane. Praca w Departamencie Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami wymaga precyzji i odpowiedniej organizacji. – spojrzał na nich poważnie. – Jednak wiem, że nie przyszliście tu tylko po to, aby podziwiać wnętrze. Jak mogę wam pomóc?

Młodsi smokolodzy spojrzeli po sobie, a później zaczęli opowiadać historię o Zephyr, która niedawno pojawiła się w ich rezerwacie. Nie szczędzili szczegółów dotyczących stanu, w jakim przywieziono ją do rezerwatu i w jakich warunkach była przetrzymywana, a także wyrazili głośną nieufność wobec nowej szefowej Rezerwatu — Pani Luci. Wiedząc także, że Damon jest ich przyjacielem, podzielili się z nim również podejrzeniami dotyczącymi motywacji działania Czarownicy, jednocześnie domagając się wyjaśnienia co tak naprawdę stoi za tajemniczym projektem Zephyr i bezprawną próbą zwiększenia jej populacji przez handlarzy. Damon wysłuchał ich relacji uważnie, a jego poważne spojrzenie wskazywało na głębokie zaniepokojenie. Po zakończeniu relacji Annabel i Charliego Damon przez chwilę milczał, zastanawiając się nad sytuacją. Następnie spojrzał na nich zdecydowanym wzrokiem.

– Rzeczywiście stan, w którym przewieziono do was Zephyr, jest kontrowersyjny. Jednak z mojego niewielkiego doświadczenia wiem, że mógł to być po prostu błąd w procedurze przewiezienia, lub co bardziej prawdopodobne uznano, że smoczyca była na tyle agresywna bądź wystraszona, że uznano, iż najlepiej zająć się jej stanem pod barierą, a nie otwartym niebem. – Damon odszukał pośród swoich notatek kilka dokumentów dotyczących transportu magicznych stworzeń, po czym przejrzał je uważnie, analizując każdy szczegół. – Punkt szczególny procedury mówi jasno, że magiczne stworzenie przewożone na teren rezerwatu powinno być poddane delikatnemu i profesjonalnemu traktowaniu, aby nie wywoływał stresu i ewentualnych urazów, z uwzględnieniem zminimalizowania ryzyka ucieczki. To, o czym mówicie wydaje się być zwykłym zaniedbaniem ze strony przewoźników, ale w pełni uzasadnionym prawnie.

– A co z Panią Lucą? – spytała Annabel, wbijając srogie spojrzenie w oczy Damona, tak jakby chciała w ten sposób zmusić go do natychmiastowych działań. – Nie wydaje ci się dziwnym, że jej ostatnie reformacje w Rezerwacie nie wpisują się w kanony jego wcześniejszego działania?

– Słyszałem od współpracowników, że Pani Luca nigdy nie zamierzała dążyć do drastycznych zmian w funkcjonowaniu Rezerwatu, ale zgadzam się, że jej reformy wydają się znacznie bardziej radykalne niż to, co wcześniej obserwowaliśmy.

– „Bardziej radykalne?” – powtórzyła. – Damonie, one są niepokojące. Wprowadza zmiany bez konsultacji z doświadczonymi smokologami, ignorując tym samym zdanie wielu znawców w tej dziedzinie.

– To jest naprawdę poważna sprawa. – dodał Charlie, włączając się do dyskusji. – To nie tylko kwestia złego traktowania pojedynczego smoka. Wprowadzenie Zephyr do naszego rezerwatu mogło skończyć się tragicznie. Źle znosi obecność innych smoków, robi sobie krzywdę, miota się w szale po klatce i rozdrapuje przy tym swoje skrzydła. Codzienne zaleczanie tych ran jest wobec tego bezcelowe, powinna zostać od razu odseparowana od reszty smoków.

– Decyzja o umieszczeniu Zephyr w waszym Rezerwacie nie została podjęta przez Panią Lucę. Gdyby tak było, wierzę, że to, o czym mi mówicie, byłoby dla niej wystarczającym powodem do separacji smoczycy. – Damon spojrzał na nich poważnie. – Rozporządzenie o umieszczeniu Zephyr w waszym Rezerwacie podjęła Rada Czarodziejów ds. Magicznych Stworzeń. Była to sprawa z góry narzucona, a ona jako urzędnik musiała ją zreflektować.

– Rada Czarodziejów? – zdziwił się Charlie. – Nigdy o niczym takim nie słyszałem. Dlaczego mieliby zdecydować o przewiezieniu Zephyr do naszego rezerwatu?

– Swoją decyzję argumentowali odbudową populacji smoków. – Damon spojrzał na nich z powagą. – W ostatnich latach zauważono znaczący spadek liczby smoków w dzikiej naturze. Z różnych powodów, takich jak działalność handlarzy, czy kłusowników, lub utrata środowiska naturalnego na rzecz mugoli. Rada Czarodziejów podjęła decyzję, że konieczne jest podjęcie działań mających na celu przywrócenie równowagi w ekosystemie. Brano pod uwagę różne środki, a jednym z nich jest umieszczanie takich smoków w rezerwatach, aby na bieżąco monitorować ich rozwój i pomóc w odbudowie populacji.

– Zephyr nie jest smokiem, który wcześniej występował w naturze i stanowi wręcz zagrożenie dla ekosystemu tych gatunków. – odparła Annabel. – Jedno przeczy drugiemu.

– Annabel, musisz zrozumieć, że Rada Czarodziejów ma inne spojrzenie na tę kwestię. Oni patrzą na większą skalę, na całe środowsko magicznych stworzeń. Zephyr jest jednym z wielu środków, jakie podjęli, aby przywrócić równowagę.

– Handlarze robili to nielegalnie, a decyzja rady, aby kontynuować ich „eksperyment” ukazuje jedynie ich hipokryzję.

– To jest kwestia, którą wielu ekspertów podnosiło, również wewnątrz samej Rady Czarodziejów. Dlatego właśnie uznano, że zanim cokolwiek zrobią, muszą zbadać dokładnie cały proces „powstania” jej gatunku, jego zachowań charakterystycznych i możliwych komplikacjach z tego wynikających. Dlatego pozostałe podobnie jej smoki zostały ulokowane w pozostałych rezerwatach.

– Od lat uczono nas, że osobne gatunki smoków są jednostkami niemieszalnymi. Dlaczego próbujesz ich bronić Damonie? Myślałam, że dobro smoków zawsze było dla ciebie priorytetem.

– Bo tak jest, ale ja, tak samo, jak i Pani Luca musimy wykonywać polecenia rady. Musimy działać zgodnie z zasadami i procedurami, nawet jeśli osobiście się z nimi nie zgadzamy. – Damon spojrzał na Annabel, a rozczarowanie, które wyczytał z jej twarzy, było dla niego bolesne i równie zauważalne, co jej determinacja.– Ale to nie oznacza, że nie mogę działać w obronie smoków w granicach neutralnej możliwości. Mam jednak ograniczone pole manewru, zwłaszcza wobec decyzji Rady Czarodziejów.

– Czyli co możemy zrobić, żeby pomóc Zephyr? – zapytał Charlie, próbując znaleźć konstruktywne rozwiązanie.

– Annabel, ty jako opiekunka Zephyr jesteś w stanie zrobić więcej, niż ja mógłbym uczynić. Obserwuj ją uważnie, gdy tylko coś wyda ci się podejrzane — poinformuj mnie od razu. To samo polecę zrobić innym opiekunom smoków jej gatunku w różnych rezerwatach. Jestem absolutnie pewien, że takie hybrydy na pewno muszą ukazywać jakieś uchybienia, chociażby anatomiczne. Muszą mieć w sobie coś, co dyskwalifikuje je do dalszej egzystencji, tylko tak możemy zatrzymać ten projekt. – Damon spojrzał na Annabel i Charliego z powagą. – Warto również przekazać obserwacje i obawy swoim współpracownikom w Rezerwacie, abyście nie byli sami w tej sytuacji. Jeśli uda wam się przekonać innych opiekunów smoków o potencjalnym zagrożeniu, może to doprowadzić do zbiorowego sprzeciwu wobec decyzji Rady Czarodziejów.

– Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by odwieść ich od tego pomysłu. – oznajmiła z determinacją Annabel, a Charlie kiwnął głową, wyrażając zgodę.

– A jeśli zdobędziemy wsparcie innych rezerwatów i ekspertów, to może uda nam się zmusić Radę do ponownego rozważenia swojej decyzji. –  dodał chłopak, myśląc o możliwości rozprzestrzenienia się informacji o kontrowersyjnych działaniach Rady. 

– Działać jednostkowo to jedno, ale razem możecie mieć większy wpływ. – potwierdził Damon. – Pamiętajcie jednak, że rada Czarodziejów to potężna instytucja, a opór wobec niej nigdy nie należał do łatwych.



Agatha ukazująca się na bankiecie, przyodziana była w suknię o głębokim odcieniu amarantu, delikatnie podkreślającą kobiece kształty. Na jej dłoniach lśniły srebrne, misternie zdobione bransolety. Włosy natomiast były starannie splecione w skomplikowaną fryzurę, z której wyłaniały się drobne, srebrne ozdoby, dodając całości elegancji. Jej makijaż był skromny, ale podkreślał naturalne piękno, a zarazem wydobywał naturalną zmysłowość. Pod gorsetem zaś skrywała różdżkę, gotową do użycia w razie potrzeby.

Sala, gdzie odbywał się bal, była olśniewająca. Wysokie, zdobione kolumny podtrzymywały sklepienie, na którym malowane były sceny z historii wyspy Skye. Okna sali zdobiły zasłony z delikatnej, złotej tkaniny, przepuszczając w pomieszczenie złote światło księżyca. Na środku umiejscowiony był okazały stół, przybrany bukietami egzotycznych kwiatów i zdobieniami ze srebrzystego jedwabiu. Świeczniki, rozmieszczone wzdłuż stołu, rzucały ciepłe światło na kolorowe potrawy i srebrne naczynia. Wzrok każdego gościa przyciągały efektowne, perłowe serwetki, ułożone w skomplikowane wzory. Dworzanie tańczyli już w rytm muzyki, wydobywającej się z zespołu lutnistów i skrzypków. Każdy gest, każdy ukłon emanował gracją, a ruchy sukni kobiet tworzyły malownicze obrazy w tańcu. Agatha przemieszczała się po sali, zlewając się z tłumem, a jednocześnie obserwując każdy detal. Jej zdolności magiczne wspierały utrzymanie zaklęcia kameleona, co pozwalało bez wysiłku przemieszczać się między gośćmi, którzy chcieli ją zatrzymać. Starała się tym samym podsłuchać rozmowy, które mogły rzucić światło na zagadkę zniknięcia Księżniczki Christine. W jednym z kątów ujrzała swój cel – kapitana głównego portu Jury – przystojnego mężczyznę imieniem Gareth. Jego czarne włosy falowały się w rytm muzyki, a niebieskie oczy świeciły stanowczym blaskiem. Kapitan ubrany był w elegancki, morski strój, co zdobił go jak śmiały żeglarz gotów na każde wyzwanie. Agatha, według planu, użyła eliksiru miłosnego, schowanego w kieszonce, aby przykuć uwagę mężczyzny. Niezauważona wlała amortencję do jego kielicha, po czym delikatnie dotknęła go podczas mijania, zaczynając subtelny taniec z innym gościem, by nie wzbudzić podejrzeń.

Gareth natychmiast zwrócił uwagę na tajemniczą damę w sukni amarantu, unoszącą się lekko w tańcu. Jego wzrok ujął blask srebrnych zdobień na sukni Agathy i migotliwe światło jej oczu. Czarownica, z uśmiechem, skierowała się ku niemu, świadoma działania eliksiru, który zaczynał działać. Gareth zaś, niezdolny oderwać wzroku od tajemniczej kobiety, postanowił podążyć za nią na środek sali, gdzie ich rozmowa skierowana została w pytania o port, statki i podróże. Kapitan, pod wpływem działania eliksiru, zaczynał opowiadać o swoich przygodach na morzu, ujawniając jednocześnie więcej informacji, niż zamierzał. W międzyczasie Agatha zauważyła, że mężczyzna zaczął być bardziej otwarty na rozmowę, a jego wzrok stał się bardziej zalotny. Wiedziała, że musi działać ostrożnie, aby nie wydać swoich prawdziwych intencji. Postanowiła więc subtelnie zmienić temat na podróże księcia Sliloha, a po kilku tanecznych momentach, zdołała uzyskać cenne informacje. Kapitan opowiedział o tajemniczych wyprawach Sliloha, które odbywał w tajemnicy co tydzień o podobnej porze od lat. Przyznał również, że dworzanie śmiało podejrzewają, że te podróże mają związek z tajemniczą dziewczyną, z którą książę upodobał sobie spędzać czas. Agatha, z wysublimowanym uśmiechem, kontynuowała swój misterny taniec z kapitanem, utrzymując z nim subtelny kontakt.

– Czy miałeś może okazję zobaczyć tę tajemniczą parę? – spytała Agatha z delikatnym uśmiechem, pozwalając na to, aby kapitan ujął jej dłoń w swoją.

– Niestety, nie miałem zaszczytu widzieć ich osobiście. Książę Sliloh jest jednak mistrzem utrzymywania tajemnic. Żyje własnym życiem z dala od powszechnego zainteresowania, a jego wyprawy są zawsze perfekcyjnie przygotowane. – odparł Gareth, lekko pochylając się w stronę Agathy, a później okręcając ją wokół swojej dłoni. – Wiem to stąd, że tylko moje pozwolenie upoważnia do wypłynięcia w morze.

– Słyszałam wiele opowieści na temat tych podróży. Czy nie martwisz się, że książę może wpadać w kłopoty? Warunki na morzu otaczającym wyspę bardzo często zmieniają się w te niezbyt odpowiednie do żeglugi.

– Książę ma swoje powody, o których niewiele mi wiadomo. To jego przywilej, a ja nie chciałbym, aby widział we mnie wroga, stamtąd to już prosta droga do lochu. – wzruszył lekko ramionami, unosząc jednocześnie brwi.

– Książę wydaje się fascynującą postacią. Pewnie wiele kobiet pragnęłoby być tą tajemniczą dziewczyną, której towarzyszy podczas podróży.

– Takie spekulacje krążą, ale prawda jest zazwyczaj bardziej skomplikowana. Kobieta, która zdobyłaby serce księcia, musiałaby być wyjątkowa. – Gareth uśmiechnął się, a w jego oczach pojawił się lekki blask. – W tajemnicy muszę jednak powiedzieć, że w jednej jego sieci rybackiej odnalazłem zaplątany w nią liścik skierowany do Księcia. Oczywiście treść zamazała słona woda, ale podpis był całkiem wyraźny. – mężczyzna przysunął swoje usta do jej ucha, a Agatha zadrżała lekko czując jego oddech na swojej szyi. – Dziewka ta zwie się Chrisie.