Październik chylił się ku końcowi – coraz częściej wiały zimne, północne wiatry, a deszcz stukał w okna i nikt nie pamiętał już jak wyglądało piękne gwieździste niebo.
Annabel uniosła głowę i spojrzała na krople deszczu wolno spływające po szybie. W jej sercu po raz kolejny zapanował niepokój, tak samo jak za każdym razem gdy otrzymywała list od swojego kuzyna. Doskonale wiedziała, że od kilku lat coś niedobrego dzieje się w jej królestwie.
Wyspa Islay była bardzo wyjątkowa, stanowiła osobne Państwo i różniła się od innych miejsc które znała. Oczywiście do czasu aż nie otrzymali kruka z wiadomością, która jednoznacznie świadczyła o spisku szykującym się wśród mieszkańców. O buncie, który ponoć zapoczątkował serię zbrodni na królewskich strażnikach. Od tamtego czasu nic nie było takie samo. Różnego rodzaju rzadkie magiczne istoty zamieszkujące jak dotąd wyspę niespodziewanie zniknęły. Te, które posiadały skrzydła najpewniej przeniosły się za ocean, a te lądowe… właściwie to nikt nie wie co mogło się z nimi stać. Dziewczyna miała wrażenie, że mogły zostać wybite, po to aby wyspa straciła na zainteresowaniu i atrakcyjności wśród innych Czarodziejów. Przeczuwała, że mogło to jedynie być podstawą do zniszczenia błogiego spokoju w Państwie. Oczywiście opowiedziała o swoich przeczuciach królowi, ale w odpowiedzi usłyszała jedynie, że ma się tym nie przejmować ponieważ wszystko jest pod kontrolą. Niestety, kilka dni później dowiedziała się, że dla własnego bezpieczeństwa ma opuścić kraj i udać się do Szkocji, do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.
Na samym początku była temu przeciwna, wiedziała kim jest i właśnie dlatego nie zdziwiła się wiadomością, że posiada jakieś specyficzne magiczne zdolności. Zawiodła się, gdy przypadkowo dowiedziała się, że posiada coś, czego nawet Czarodzieje bez ówczesnej kilkuletniej nauki nie potrafią. Mało tego, siedem lat posłusznie uczęszczała na zajęcia. Jako osoba nadzwyczaj skryta i pochodząca z domu węża nie szczyciła się zbytnia popularnością. Nie wracała do kraju ani na wakacje, ani na święta, a do tego po ukończeniu szkoły otrzymała stanowczy zakaz powrotu do domu. Dlatego też wyjechała do Rumunii, a w jej kraju działo się coraz gorzej.
Jednak dzisiejszy list stał się apogeum złych wiadomości. Na ostatnim posiedzeniu rady Jego Wysokość, Król William Isbell został zamordowany przez jednego z swoich zaufanych ludzi. Zwyrodnialca niemal natychmiast złapano i posłano go na ścięcie, a nowym królem Islay został jego syn – Victor Isbell. Znała go bardzo dobrze, był dla niej jak brat, chociaż tak naprawdę był on jej kuzynem. Wraz z jego siostrą Christine bawili się wspólnie na dworze królewskim. Dlatego nie potrafiła sobie wyobrazić, jak ten niezdarny chłopiec poradzi sobie z obowiązkami Króla.
– Foutley, Matei wzywa nas do siebie.
Spojrzała w tamtą stronę. U wejścia do namiotu stał Charlie Weasley.
Był wyraźnie zaskoczony, wiedziała dlaczego. Zapewne miało to związek z tymi dwoma młodymi smokami, które odnaleźli wspólnie w lesie. Skinęła tylko głową, spojrzała spode łba na chłopaka i wymijając go udała się do namiotu ich przywódcy.
Spojrzała w niebo, nie wiedziała nawet kiedy przestało padać. Słabe słońce lekko przebijało się przez szare chmury, które powoli rozpływały się w powietrzu. Wzięła głęboki wdech. Zapach mokrej trawy zawsze potrafił ją uspokoić, chociaż tym razem nie odczuwała stresu.
– Jak myślisz? O co może mu chodzić? – spytał chłopak podbiegając do swojej współpracowniczki.
– Zgaduję, że chodzi o smoki.
– Przecież wszystko wyjaśniliśmy poprzednim razem. – odburknął jakby od niechcenia.
– W takim razie wyjaśnimy jeszcze raz.
Przyśpieszyła kroku, aby jak najszybciej znaleźć się u celu. Tak naprawdę chciała wrócić do swojego namiotu i spędzić w nim resztę dnia zastanawiając się i opłakując całą tą sytuację. Ale póki co musiała być dzielna. Nie mogła pozwolić, aby ktoś zobaczył jak płacze, od dzieciństwa uczyła się nie okazywać zbyt wielu emocji, co bardzo przydawało się w jej wcześniejszym życiu. Nie zdążyła nawet zapukać, a usłyszała wołanie do środka. Mimowolnie spojrzała jeszcze tylko na Charliego i weszła razem z nim wgłąb namiotu.
To co zobaczyła jako pierwsze to ogromny, drewniany stół, a na nim stała specjalna klatka z dwoma wcześniej znalezionymi smokami. Miała wrażenie jakby w tym miejscu wyglądały jeszcze gorzej niż za pierwszym razem. Nie dziwiła się temu, nikt nie lubił przebywać w zamknięciu, szczególnie istoty, które większość swego życia przebywają w powietrzu.
– Foutley, Weasley. Usiądźcie.
Posłusznie wykonali polecenie i usiedli na krzesłach specjalnie dla nich przygotowanych.
Nastąpiła niezręczna cisza. Mężczyzna przez jakiś czas nie odezwał się do nich słowem, stał tylko odwrócony plecami i uważnie obserwował stworzenia, poruszające słabo skrzydełkami i próbujące wzbić się w powietrze. Nikt nie wiedział o czym w danym momencie myśli. Umysł czarodzieja stanowił jedną wielką zagadkę. Powiadano nawet, iż za młodu służył Czarnemu Panu. On za to nigdy nie potwierdził, ani nawet nie zaprzeczył. Mimo wszystko cieszył się ogromnym autorytetem wśród smokologów., a jego umiejętności przeszły już nawet do historii.
– Zastanawiacie się pewnie, dlaczego kazałem Wam tutaj przyjść.
– Chodzi o te smoki, prawda?
– Otóż to. – mruknął pod nosem mężczyzna i spojrzał wnikliwym wzrokiem na Annabel.
Skuliła się lekko. Jego spojrzenie zawsze przyprawiało ją o ciarki. Tak jakby wiedział o niej więcej niżeli się przyznawał. Za to reakcję dziewczyny zauważył Charlie, który popchnął ją lekko ramieniem, aby zwrócić jej uwagę.
– Źle się czujesz? – szepnął troskliwie.
Weasley nigdy nie potrafił zrozumieć dlaczego za wszelką cenę chciał dowiedzieć się o dziewczynie wielu rzeczy. Zawsze wydawała się mu chłodna i zdystansowana. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie jest również zbytnio rozmowna. Ba, nawet kompletnie się do tego nie nadawała. Jednak były to tylko pozory, często był świadkiem jak dziewczyna rozmawiała z młodymi smokami, którymi się opiekowali, opowiadała im o wszystkim, wydawała się kompletnie inna robiąc to, weselsza. Na początku sądził iż zwariowała, ale one… zdawały się jej słuchać i rozumieć każde jej słowo.
– Nie, wszystko dobrze. – odparła szybko, przybierając poważną minę.
– Chciałbym, abyście na podstawie własnych doświadczeń czy też wiedzy określili mi co to jest za rasa smoka.
Spojrzeli po sobie, a później na pryncypała. Jego oczekujący wzrok nie pozostawiał im żadnych złudzeń. Wyrwali się do góry i posłusznie podeszli bliżej klatki.
Annabel od razu rozpoznała iż smoki nie posiadają jednej rasy. Różniły się nie tyle wielkością, co kolorem. Jeden z nich miał czarne, prawdopodobnie szorstkie łuski niczym czarny walijski, błyszczące fioletowe oczy, a wzdłóż grzbietu rząd małych, ostrych jak brzytwa wyrostków kostnych. Zdawało jej się, że wie jaka może być to rasa, jednakże miała za mało dowodów na to, aby potwierdzić tą tezę. Skupiła teraz swój wzrok na ogonie. Powszechnie wiadomo, że smoka najłatwiej poznać po kształcie ogona. Ten był zakończony szpikulcem w kształcie grotu strzały. Zastanowiła się przez chwilę. Niespodziewanie jej uwagę przykuły skrzydła, które przypominały te od nietoperza. Teraz już miała pewność jaka może być to rasa, chociaż nie należała ona do rezerwatu, w którym obecne się znajdowali.
– Ten smok po lewej stronie to Czarny Hebrydzki, przynajmniej o tym świadczą ogon i skrzydła, a ten drugi to…
– Długoróg Rumuński… – wtrącił się Charlie. – Jeden z gatunków długorogów zamieszkujących nasz rezerwat, chociaż jego złote rogi jeszcze się nie rozrosły. Po ich wielkości wydaje mi się, że musiały pochodzić z pierwszego miotu tego roku. Czyli ma najwyżej sześć do siedmiu miesięcy, a jeśli popatrzeć na wzrost, to jest on proporcjonalny do drugiego osobnika. Muszą być w podobnym wieku.
– Wzorowa obserwacja Panie Weasley.
Annabel spojrzała srogo na Charliego, ale ten nawet nie zauważył. Uśmiechał się tylko szeroko, a z jego oczu aż biła duma z samego siebie. Chociaż nigdy poważnie nie rozmawiali, znała go na tyle dobrze, aby stwierdzić, iż posiada on ogromne mniemanie o sobie. Nie znosiła u niego takich zachowań, irytowała ją jego pewność siebie. Jednak nie mogła oprzeć się dziwnemu wrażeniu, że od zawsze zazdrościła mu wiedzy i poświęcenia, jakie sobą reprezentował.
– Wybaczy pan, ale nadal nie rozumiem celu naszej wizyty tutaj. – odparła nienaturalnym głosem, próbując ukryć niezadowolenie.
– Otóż obydwa smoki zdają się być bardzo nieśmiałe, do tego stopnia, że aż nie przyjmują pokarmu z rąk żadnego z opiekunów.
– Mówi pan, że od co najmniej dwóch dni nic nie jadły?
Zdenerwowanie ustąpiło z umysłu Annabel na rzecz troski. Doskonale wiedziała, że młode smoki muszą jeść o wiele częściej niż dorośli przedstawiciele niezależnie od gatunku, w końcu spalają trzy razy więcej pokarmu od nich.
– Tylko co my mamy z tym wspólnego? – spytał ciekawsko Weasley.
Matei uśmiechnął się tylko chytrze i strzelił palcami.
U wejścia namiotu pojawił jeden z naszych stażystów. Był bardzo młody, młodszy nawet od niej. Czarownicy wydawało się, że nie mógł nawet ukończyć Hogwartu. Co z początku wydało jej się dziwne, ale po głębszym zastanowieniu uznała, że musiał się czymś specjalnym wyróżnić, aby móc tutaj przebywać. Poczuła kolejne ukłucie zazdrości, ale o wiele mniejsze niżeli te o Weasley’a.
– Chcemy przeprowadzić pewien test. – odezwał się Matei i podszedł do stażysty.
Dziewczyna dopiero teraz dostrzegła, że chłopak trzyma naczynie kształtem przypominające tackę, na której znajdowały się cztery kawałki mięsa pokrojone w kostkę.
– Chyba pan sobie żartuje. – odparła z oburzeniem i spojrzała na Charliego.
Chciała, aby chłopak ją poparł. Oni nie mieli uprawnień do tego, aby karmić smoki. Nie przeszli odpowiednich szkoleń, a co najważniejsze nie zdali testów potwierdzających tego, że wiedzą jak wygląda cała procedura. Jednak on zdawał się kompletnie nie zwracać na to uwagi. Jego oczy stały się większe i był ucieszony co najmniej tak, jakby spełniło się jego marzenie.
Annabel nie znała nikogo bardziej nieodpowiedzialnego od niego. Po za tym nie dowierzała, że ich szef mógłby, aż tak złamać zasady narzucone im z góry przez Ministerstwo.
– Wyobraź sobie, że tylko kolejne to zajęcia Kettleburna, Foutley.
– To jest kompletnie inna sytuacja Panie Matei. Wydaje mi się, że nie powinniśmy tego robić. – zignorowała chłopaka.
– Doprawdy?
– Oczywiście. Uważam, że powinniśmy przejść najpierw masę szkoleń, zupełnie tak, jak nasi poprzednicy.
– To nudne. – westchnął Weasley.
– Za to bezpieczne.
– To są tylko młode, nie stanowią na dla nas żadnego większego zagrożenia.
– A ogień?
– Cykasz się.
– To niedorzeczne.
Annabel wyprostowała się i skrzyżowała ręce na piersi. Przymknęła oczy i oburzona odwróciła głowę na bok. Wiedziała, że to ona miała rację, ale jej duma w tym momencie ucierpiała. Nastąpiła niezręczna cisza. Czekała, aż szef się opamięta i jednak zmieni swoje stanowisko, jednak nic takiego się nie stało. Oprócz tego czuła spojrzenie Charliego na sobie. Wiedziała o czym mógł myśleć. Nie mogła pozwolić na to, aby ktoś posądził ją o tchórzostwo i mimo iż było to ryzykowne złapała w palce jeden z kawałków mięsa i podbiegła do klatki. Młode oddaliły się do siebie i jakby drżąc zaczęły wydobywać z siebie ciche piski. Stała przed nią kilka sekund i biła się z myślami. Miała żal do siebie, że dała się tak łatwo podpuścić, ale nie mogła się w tym momencie wycofać. Obydwa smoki zerwały się z miejsca, gdy dziewczyna przybliżyła się do nich i schowały się pod jednym stopniem próbując się ukryć, a spod spodu zaczął buchać słaby dym. One nawet nie potrafiły porządnie używać ognia
– Są wyraźnie przerażone. – mruknęła przez ramię, a jej wzrok spotkał się z zaciekawionym spojrzeniem Charliego. – Weasley, mógłbyś stanąć obok?
Ten wzruszył ramionami i sam podniósł kawałek mięsa z tacki. Stanął przy niej, a zauważając całą tą sytuację ukląkł w taki sposób, aby jego oczy były na wysokości ich pyszczków. Podniósł pożywienie tak, aby mogły go dostrzec. Jednak i to nie podziałało.
Spod stopnia znowu rozprysł się szary dym. Weasley od razu odsunął się w bok. Nie był specjalnie przerażony, dlatego ponowił próbę, ale tym razem podszedł bliżej. Złapał dziewczynę za rękę i pociągnął na dół, aby uklękła razem z nim.
– Co ty próbujesz osiągnąć?
– Smoki dobrze zapamiętują twarze, jeśli nie będziemy się ruszać skojarzą nas z wczorajszą sytuacją.
– Może i masz rację. – niechętnie, ale przyznała mu rację.
Oboje klęczeli w bezruchu i czekali na reakcję młodych. Nie wiedzieli, że Matei przygląda im się wnikliwie i ocenia ich posunięcia, aby na samym końcu wydać werdykt.
Trwało to kilka minut, Annabel już zaczynała tracić nadzieję i powoli tworzyła w głowie plan, jak czarami zmusić je, aby w końcu coś zjadły. Nie chciała tego, ale bez pożywienia nie przetrwałyby nawet tygodnia. To było dla ich dobra.
Nagle coś się wydarzyło. Czarny smok jakby wyczuwając ich dziwne zachowanie wyściubił pyszczek zza stopnia. Annabel zauważyła rząd kilkunastu małych, ostrych kłów zdolnych już przegryźć ludzką skórę. Zawahała się na ten widok, a gdy Charlie próbował wykonać ruch powstrzymała go. Coś kazało jej przeczekać jeszcze chwilę, aby upewnić się, że na pewno postępują właściwie tak bardzo się śpiesząc.
Chłopak usłuchał i nadal tkwił w bezruchu. W końcu sylwetka smoczątka w całości wyłoniła się z ciemności. Foutley uniosła wolno dłoń w której trzymała mięso i obracała nim delikatnie na boki.
Młody spojrzał na nią i już chciał wypuścić kolejny kłąb dymu, ale powstrzymał się w ostatnim momencie. Zamiast tego podleciał szybko do dziewczyny. Wystawił pysk przez kratkę i odebrał zdobycz, zaraz potem odleciał w drugi kąt. Nie minęła sekunda, a drugi smok zjawił się przy nim z zamiarem odebrania mu pożywienia.
– Spokojnie koledzy. – mruknął Charlie i rzucił drugi kawałek do środka.
Długoróg odłączył się od towarzysza, wydał z siebie jakby się mogło wydawać, wdzięczny dźwięk i zaczął pożerać swój kawałek mięsa, uprzednio podgrzewając go na swoim ogniu.
– Patrz, udało nam się! – odparła wesoło Annabel i uśmiechnęła się lekko.
Kamień spadł jej z serca. Zaraz potem odwróciła się do Weasley’a, a ich spojrzenia skrzyżowały się na chwilę. Trwało to kilka sekund, ale dziewczyna lekko speszona odwróciła głowę. Nie podobało się jej to, co właśnie się wydarzyło.
– Jeszcze przed chwilą dałbym sobie różdżkę złamać, że wam się nie uda. – odparł w końcu Matei. – A teraz zostałbym bez niej. Dobra robota młodzi.
– Cieszymy się, że mogliśmy pomóc. – odparła dziewczyna.
W powietrzu po za zapachem palonego mięsa rozniosła się już mniej widoczna, ale za to bardziej wyczuwalna miłość do tych pozornie groźnych stworzeń. Ulga, jaką poczuli nasi bohaterowie była nie do opisania. Nie było wiadomo ile te młode smoki spędziły czasu przykute do piedestału, a każdy z kolejnych dni bez pożywienia przybliżał ich do śmierci. Jednak była to tylko pierwsza w ich wspólnych przygód, bowiem Vasile Matei przygotował dla tych początkujących smokologów jeszcze jedną niespodziankę. Ogłosił więc wszem i wobec, że od teraz odpowiedzialność, za zdrowie i wychowanie tych młodych biorą Annabel i Charlie.
Annabel uniosła głowę i spojrzała na krople deszczu wolno spływające po szybie. W jej sercu po raz kolejny zapanował niepokój, tak samo jak za każdym razem gdy otrzymywała list od swojego kuzyna. Doskonale wiedziała, że od kilku lat coś niedobrego dzieje się w jej królestwie.
Wyspa Islay była bardzo wyjątkowa, stanowiła osobne Państwo i różniła się od innych miejsc które znała. Oczywiście do czasu aż nie otrzymali kruka z wiadomością, która jednoznacznie świadczyła o spisku szykującym się wśród mieszkańców. O buncie, który ponoć zapoczątkował serię zbrodni na królewskich strażnikach. Od tamtego czasu nic nie było takie samo. Różnego rodzaju rzadkie magiczne istoty zamieszkujące jak dotąd wyspę niespodziewanie zniknęły. Te, które posiadały skrzydła najpewniej przeniosły się za ocean, a te lądowe… właściwie to nikt nie wie co mogło się z nimi stać. Dziewczyna miała wrażenie, że mogły zostać wybite, po to aby wyspa straciła na zainteresowaniu i atrakcyjności wśród innych Czarodziejów. Przeczuwała, że mogło to jedynie być podstawą do zniszczenia błogiego spokoju w Państwie. Oczywiście opowiedziała o swoich przeczuciach królowi, ale w odpowiedzi usłyszała jedynie, że ma się tym nie przejmować ponieważ wszystko jest pod kontrolą. Niestety, kilka dni później dowiedziała się, że dla własnego bezpieczeństwa ma opuścić kraj i udać się do Szkocji, do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.
Na samym początku była temu przeciwna, wiedziała kim jest i właśnie dlatego nie zdziwiła się wiadomością, że posiada jakieś specyficzne magiczne zdolności. Zawiodła się, gdy przypadkowo dowiedziała się, że posiada coś, czego nawet Czarodzieje bez ówczesnej kilkuletniej nauki nie potrafią. Mało tego, siedem lat posłusznie uczęszczała na zajęcia. Jako osoba nadzwyczaj skryta i pochodząca z domu węża nie szczyciła się zbytnia popularnością. Nie wracała do kraju ani na wakacje, ani na święta, a do tego po ukończeniu szkoły otrzymała stanowczy zakaz powrotu do domu. Dlatego też wyjechała do Rumunii, a w jej kraju działo się coraz gorzej.
Jednak dzisiejszy list stał się apogeum złych wiadomości. Na ostatnim posiedzeniu rady Jego Wysokość, Król William Isbell został zamordowany przez jednego z swoich zaufanych ludzi. Zwyrodnialca niemal natychmiast złapano i posłano go na ścięcie, a nowym królem Islay został jego syn – Victor Isbell. Znała go bardzo dobrze, był dla niej jak brat, chociaż tak naprawdę był on jej kuzynem. Wraz z jego siostrą Christine bawili się wspólnie na dworze królewskim. Dlatego nie potrafiła sobie wyobrazić, jak ten niezdarny chłopiec poradzi sobie z obowiązkami Króla.
– Foutley, Matei wzywa nas do siebie.
Spojrzała w tamtą stronę. U wejścia do namiotu stał Charlie Weasley.
Był wyraźnie zaskoczony, wiedziała dlaczego. Zapewne miało to związek z tymi dwoma młodymi smokami, które odnaleźli wspólnie w lesie. Skinęła tylko głową, spojrzała spode łba na chłopaka i wymijając go udała się do namiotu ich przywódcy.
Spojrzała w niebo, nie wiedziała nawet kiedy przestało padać. Słabe słońce lekko przebijało się przez szare chmury, które powoli rozpływały się w powietrzu. Wzięła głęboki wdech. Zapach mokrej trawy zawsze potrafił ją uspokoić, chociaż tym razem nie odczuwała stresu.
– Jak myślisz? O co może mu chodzić? – spytał chłopak podbiegając do swojej współpracowniczki.
– Zgaduję, że chodzi o smoki.
– Przecież wszystko wyjaśniliśmy poprzednim razem. – odburknął jakby od niechcenia.
– W takim razie wyjaśnimy jeszcze raz.
Przyśpieszyła kroku, aby jak najszybciej znaleźć się u celu. Tak naprawdę chciała wrócić do swojego namiotu i spędzić w nim resztę dnia zastanawiając się i opłakując całą tą sytuację. Ale póki co musiała być dzielna. Nie mogła pozwolić, aby ktoś zobaczył jak płacze, od dzieciństwa uczyła się nie okazywać zbyt wielu emocji, co bardzo przydawało się w jej wcześniejszym życiu. Nie zdążyła nawet zapukać, a usłyszała wołanie do środka. Mimowolnie spojrzała jeszcze tylko na Charliego i weszła razem z nim wgłąb namiotu.
To co zobaczyła jako pierwsze to ogromny, drewniany stół, a na nim stała specjalna klatka z dwoma wcześniej znalezionymi smokami. Miała wrażenie jakby w tym miejscu wyglądały jeszcze gorzej niż za pierwszym razem. Nie dziwiła się temu, nikt nie lubił przebywać w zamknięciu, szczególnie istoty, które większość swego życia przebywają w powietrzu.
– Foutley, Weasley. Usiądźcie.
Posłusznie wykonali polecenie i usiedli na krzesłach specjalnie dla nich przygotowanych.
Nastąpiła niezręczna cisza. Mężczyzna przez jakiś czas nie odezwał się do nich słowem, stał tylko odwrócony plecami i uważnie obserwował stworzenia, poruszające słabo skrzydełkami i próbujące wzbić się w powietrze. Nikt nie wiedział o czym w danym momencie myśli. Umysł czarodzieja stanowił jedną wielką zagadkę. Powiadano nawet, iż za młodu służył Czarnemu Panu. On za to nigdy nie potwierdził, ani nawet nie zaprzeczył. Mimo wszystko cieszył się ogromnym autorytetem wśród smokologów., a jego umiejętności przeszły już nawet do historii.
– Zastanawiacie się pewnie, dlaczego kazałem Wam tutaj przyjść.
– Chodzi o te smoki, prawda?
– Otóż to. – mruknął pod nosem mężczyzna i spojrzał wnikliwym wzrokiem na Annabel.
Skuliła się lekko. Jego spojrzenie zawsze przyprawiało ją o ciarki. Tak jakby wiedział o niej więcej niżeli się przyznawał. Za to reakcję dziewczyny zauważył Charlie, który popchnął ją lekko ramieniem, aby zwrócić jej uwagę.
– Źle się czujesz? – szepnął troskliwie.
Weasley nigdy nie potrafił zrozumieć dlaczego za wszelką cenę chciał dowiedzieć się o dziewczynie wielu rzeczy. Zawsze wydawała się mu chłodna i zdystansowana. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie jest również zbytnio rozmowna. Ba, nawet kompletnie się do tego nie nadawała. Jednak były to tylko pozory, często był świadkiem jak dziewczyna rozmawiała z młodymi smokami, którymi się opiekowali, opowiadała im o wszystkim, wydawała się kompletnie inna robiąc to, weselsza. Na początku sądził iż zwariowała, ale one… zdawały się jej słuchać i rozumieć każde jej słowo.
– Nie, wszystko dobrze. – odparła szybko, przybierając poważną minę.
– Chciałbym, abyście na podstawie własnych doświadczeń czy też wiedzy określili mi co to jest za rasa smoka.
Spojrzeli po sobie, a później na pryncypała. Jego oczekujący wzrok nie pozostawiał im żadnych złudzeń. Wyrwali się do góry i posłusznie podeszli bliżej klatki.
Annabel od razu rozpoznała iż smoki nie posiadają jednej rasy. Różniły się nie tyle wielkością, co kolorem. Jeden z nich miał czarne, prawdopodobnie szorstkie łuski niczym czarny walijski, błyszczące fioletowe oczy, a wzdłóż grzbietu rząd małych, ostrych jak brzytwa wyrostków kostnych. Zdawało jej się, że wie jaka może być to rasa, jednakże miała za mało dowodów na to, aby potwierdzić tą tezę. Skupiła teraz swój wzrok na ogonie. Powszechnie wiadomo, że smoka najłatwiej poznać po kształcie ogona. Ten był zakończony szpikulcem w kształcie grotu strzały. Zastanowiła się przez chwilę. Niespodziewanie jej uwagę przykuły skrzydła, które przypominały te od nietoperza. Teraz już miała pewność jaka może być to rasa, chociaż nie należała ona do rezerwatu, w którym obecne się znajdowali.
– Ten smok po lewej stronie to Czarny Hebrydzki, przynajmniej o tym świadczą ogon i skrzydła, a ten drugi to…
– Długoróg Rumuński… – wtrącił się Charlie. – Jeden z gatunków długorogów zamieszkujących nasz rezerwat, chociaż jego złote rogi jeszcze się nie rozrosły. Po ich wielkości wydaje mi się, że musiały pochodzić z pierwszego miotu tego roku. Czyli ma najwyżej sześć do siedmiu miesięcy, a jeśli popatrzeć na wzrost, to jest on proporcjonalny do drugiego osobnika. Muszą być w podobnym wieku.
– Wzorowa obserwacja Panie Weasley.
Annabel spojrzała srogo na Charliego, ale ten nawet nie zauważył. Uśmiechał się tylko szeroko, a z jego oczu aż biła duma z samego siebie. Chociaż nigdy poważnie nie rozmawiali, znała go na tyle dobrze, aby stwierdzić, iż posiada on ogromne mniemanie o sobie. Nie znosiła u niego takich zachowań, irytowała ją jego pewność siebie. Jednak nie mogła oprzeć się dziwnemu wrażeniu, że od zawsze zazdrościła mu wiedzy i poświęcenia, jakie sobą reprezentował.
– Wybaczy pan, ale nadal nie rozumiem celu naszej wizyty tutaj. – odparła nienaturalnym głosem, próbując ukryć niezadowolenie.
– Otóż obydwa smoki zdają się być bardzo nieśmiałe, do tego stopnia, że aż nie przyjmują pokarmu z rąk żadnego z opiekunów.
– Mówi pan, że od co najmniej dwóch dni nic nie jadły?
Zdenerwowanie ustąpiło z umysłu Annabel na rzecz troski. Doskonale wiedziała, że młode smoki muszą jeść o wiele częściej niż dorośli przedstawiciele niezależnie od gatunku, w końcu spalają trzy razy więcej pokarmu od nich.
– Tylko co my mamy z tym wspólnego? – spytał ciekawsko Weasley.
Matei uśmiechnął się tylko chytrze i strzelił palcami.
U wejścia namiotu pojawił jeden z naszych stażystów. Był bardzo młody, młodszy nawet od niej. Czarownicy wydawało się, że nie mógł nawet ukończyć Hogwartu. Co z początku wydało jej się dziwne, ale po głębszym zastanowieniu uznała, że musiał się czymś specjalnym wyróżnić, aby móc tutaj przebywać. Poczuła kolejne ukłucie zazdrości, ale o wiele mniejsze niżeli te o Weasley’a.
– Chcemy przeprowadzić pewien test. – odezwał się Matei i podszedł do stażysty.
Dziewczyna dopiero teraz dostrzegła, że chłopak trzyma naczynie kształtem przypominające tackę, na której znajdowały się cztery kawałki mięsa pokrojone w kostkę.
– Chyba pan sobie żartuje. – odparła z oburzeniem i spojrzała na Charliego.
Chciała, aby chłopak ją poparł. Oni nie mieli uprawnień do tego, aby karmić smoki. Nie przeszli odpowiednich szkoleń, a co najważniejsze nie zdali testów potwierdzających tego, że wiedzą jak wygląda cała procedura. Jednak on zdawał się kompletnie nie zwracać na to uwagi. Jego oczy stały się większe i był ucieszony co najmniej tak, jakby spełniło się jego marzenie.
Annabel nie znała nikogo bardziej nieodpowiedzialnego od niego. Po za tym nie dowierzała, że ich szef mógłby, aż tak złamać zasady narzucone im z góry przez Ministerstwo.
– Wyobraź sobie, że tylko kolejne to zajęcia Kettleburna, Foutley.
– To jest kompletnie inna sytuacja Panie Matei. Wydaje mi się, że nie powinniśmy tego robić. – zignorowała chłopaka.
– Doprawdy?
– Oczywiście. Uważam, że powinniśmy przejść najpierw masę szkoleń, zupełnie tak, jak nasi poprzednicy.
– To nudne. – westchnął Weasley.
– Za to bezpieczne.
– To są tylko młode, nie stanowią na dla nas żadnego większego zagrożenia.
– A ogień?
– Cykasz się.
– To niedorzeczne.
Annabel wyprostowała się i skrzyżowała ręce na piersi. Przymknęła oczy i oburzona odwróciła głowę na bok. Wiedziała, że to ona miała rację, ale jej duma w tym momencie ucierpiała. Nastąpiła niezręczna cisza. Czekała, aż szef się opamięta i jednak zmieni swoje stanowisko, jednak nic takiego się nie stało. Oprócz tego czuła spojrzenie Charliego na sobie. Wiedziała o czym mógł myśleć. Nie mogła pozwolić na to, aby ktoś posądził ją o tchórzostwo i mimo iż było to ryzykowne złapała w palce jeden z kawałków mięsa i podbiegła do klatki. Młode oddaliły się do siebie i jakby drżąc zaczęły wydobywać z siebie ciche piski. Stała przed nią kilka sekund i biła się z myślami. Miała żal do siebie, że dała się tak łatwo podpuścić, ale nie mogła się w tym momencie wycofać. Obydwa smoki zerwały się z miejsca, gdy dziewczyna przybliżyła się do nich i schowały się pod jednym stopniem próbując się ukryć, a spod spodu zaczął buchać słaby dym. One nawet nie potrafiły porządnie używać ognia
– Są wyraźnie przerażone. – mruknęła przez ramię, a jej wzrok spotkał się z zaciekawionym spojrzeniem Charliego. – Weasley, mógłbyś stanąć obok?
Ten wzruszył ramionami i sam podniósł kawałek mięsa z tacki. Stanął przy niej, a zauważając całą tą sytuację ukląkł w taki sposób, aby jego oczy były na wysokości ich pyszczków. Podniósł pożywienie tak, aby mogły go dostrzec. Jednak i to nie podziałało.
Spod stopnia znowu rozprysł się szary dym. Weasley od razu odsunął się w bok. Nie był specjalnie przerażony, dlatego ponowił próbę, ale tym razem podszedł bliżej. Złapał dziewczynę za rękę i pociągnął na dół, aby uklękła razem z nim.
– Co ty próbujesz osiągnąć?
– Smoki dobrze zapamiętują twarze, jeśli nie będziemy się ruszać skojarzą nas z wczorajszą sytuacją.
– Może i masz rację. – niechętnie, ale przyznała mu rację.
Oboje klęczeli w bezruchu i czekali na reakcję młodych. Nie wiedzieli, że Matei przygląda im się wnikliwie i ocenia ich posunięcia, aby na samym końcu wydać werdykt.
Trwało to kilka minut, Annabel już zaczynała tracić nadzieję i powoli tworzyła w głowie plan, jak czarami zmusić je, aby w końcu coś zjadły. Nie chciała tego, ale bez pożywienia nie przetrwałyby nawet tygodnia. To było dla ich dobra.
Nagle coś się wydarzyło. Czarny smok jakby wyczuwając ich dziwne zachowanie wyściubił pyszczek zza stopnia. Annabel zauważyła rząd kilkunastu małych, ostrych kłów zdolnych już przegryźć ludzką skórę. Zawahała się na ten widok, a gdy Charlie próbował wykonać ruch powstrzymała go. Coś kazało jej przeczekać jeszcze chwilę, aby upewnić się, że na pewno postępują właściwie tak bardzo się śpiesząc.
Chłopak usłuchał i nadal tkwił w bezruchu. W końcu sylwetka smoczątka w całości wyłoniła się z ciemności. Foutley uniosła wolno dłoń w której trzymała mięso i obracała nim delikatnie na boki.
Młody spojrzał na nią i już chciał wypuścić kolejny kłąb dymu, ale powstrzymał się w ostatnim momencie. Zamiast tego podleciał szybko do dziewczyny. Wystawił pysk przez kratkę i odebrał zdobycz, zaraz potem odleciał w drugi kąt. Nie minęła sekunda, a drugi smok zjawił się przy nim z zamiarem odebrania mu pożywienia.
– Spokojnie koledzy. – mruknął Charlie i rzucił drugi kawałek do środka.
Długoróg odłączył się od towarzysza, wydał z siebie jakby się mogło wydawać, wdzięczny dźwięk i zaczął pożerać swój kawałek mięsa, uprzednio podgrzewając go na swoim ogniu.
– Patrz, udało nam się! – odparła wesoło Annabel i uśmiechnęła się lekko.
Kamień spadł jej z serca. Zaraz potem odwróciła się do Weasley’a, a ich spojrzenia skrzyżowały się na chwilę. Trwało to kilka sekund, ale dziewczyna lekko speszona odwróciła głowę. Nie podobało się jej to, co właśnie się wydarzyło.
– Jeszcze przed chwilą dałbym sobie różdżkę złamać, że wam się nie uda. – odparł w końcu Matei. – A teraz zostałbym bez niej. Dobra robota młodzi.
– Cieszymy się, że mogliśmy pomóc. – odparła dziewczyna.
W powietrzu po za zapachem palonego mięsa rozniosła się już mniej widoczna, ale za to bardziej wyczuwalna miłość do tych pozornie groźnych stworzeń. Ulga, jaką poczuli nasi bohaterowie była nie do opisania. Nie było wiadomo ile te młode smoki spędziły czasu przykute do piedestału, a każdy z kolejnych dni bez pożywienia przybliżał ich do śmierci. Jednak była to tylko pierwsza w ich wspólnych przygód, bowiem Vasile Matei przygotował dla tych początkujących smokologów jeszcze jedną niespodziankę. Ogłosił więc wszem i wobec, że od teraz odpowiedzialność, za zdrowie i wychowanie tych młodych biorą Annabel i Charlie.
Pierwszy rozdział, a już spełnia marzenia - Czarny Hebrydzki! W dzieciństwie czytając o rasach smoków w świecie Harrego Pottera, ten jeden szczególnie mi się spodobał, tak jak jego nazwa i długo żałowałam, że nie pokazali go w żadnym filmie.
OdpowiedzUsuńMiła niespodzianka ;)
Ciesze się, że Annabel potrafi się cieszyć.
Z początku sprawiała wrażenie oziębłej (niczym gad) i pozbawionej pozytywnych emocji.
Kto wie, może smoki też jej czegoś nauczą, jak spędzi choćby z jednym trochę więcej czasu.
Przeczytane, ale tradycyjnie nie potrafię w komentowanie. No co tu więcej mówić - podoba mi się. Ciekawa jestem jak to się wszystko potoczy, wojna domowa (Annabel jest spokrewniona z rodziną królewską? Aw), kto te smoki tam przykuł i dlaczego?
OdpowiedzUsuńI Charlie, jejku, ten zapomniany Weasley, który nawet potomka kanonicznie nie spłodził i którego kiedyś myliłam z Billem, bo to Bill miał kolczyk-kieł, a mojej głowie do tego bardziej pasował "ten Weasley od smoków". Chcę już ciąg dalszy.