wtorek, 4 czerwca 2019

VI


Wybiła godzina wie­cze­rzy. Jadal­nia jak zwy­kle prze­peł­niona miesz­kań­cami zamku, tym razem zda­wała się kom­plet­nie opu­sto­szała. Przy wiel­kim, drew­nianym stole sie­działy tylko dwie osoby. Brat i sio­stra. Pokre­wień­stwo, co już bliż­szego być nie może. Kie­dyś – do ognia by za sobą sko­czyli, dzi­siaj- nie potra­fią już nawet na sie­bie spoj­rzeć.
Oby­dwoje nie­cier­pli­wie wycze­kują na poja­wie­nie się gościa, który prze­rwie nie­zręczną ciszę mie­dzy nimi. Spo­glą­dają co rusz na zegar, który jako jedyny wydaje z sie­bie jakieś dźwięki. 5,10,15 minut. Król znie­cier­pli­wiony stu­kał swym gru­bym mosięż­nym pier­ście­niem o drew­niany stół. Nie cier­piał spóź­nial­skich, ażeby to udo­wod­nić zawsze poja­wiał się na umó­wio­nym miej­scu wcze­śniej.
Jedno pozo­sta­wało pewne – jesz­cze ni­gdy nikt w całym jego życiu nie kazał mu tyle na sie­bie cze­kać.
Stu­kał coraz gło­śniej, coraz czę­ściej. Zda­wał zacho­wać pozory spo­koju, ale jego sio­stra znała go aż za dobrze. Nie­śmiało patrzyła na brata, który obda­rzał ją– jak jej się wyda­wało nie­szcze­rym uśmie­chem.
– Jak minęło spo­tka­nie z księ­ciem Skye Chri­stine? – ode­zwał się Król, pró­bu­jąc prze­rwać ciszę.
– Skye to bar­dzo piękna wyspa, Wasza Wyso­kość. Książę jest nazbyt uprzejmy, a Jego pod­dani powi­tali mnie bar­dzo cie­pło.
Chri­stine pró­bo­wała opowie­dzieć o swo­jej wizy­cie bar­dzo ogól­ni­kowo. Nie dawała po sobie poznać iż nie­po­koją ją posu­nię­cia brata w toczą­cej się woj­nie, w tym posła­nie jej w ramiona obcego męż­czy­zny dla kilku tysięcy ludzi. Od dziecka była uczona posłu­szeń­stwa Kró­lowi, a póź­niej mężowi. Nie­istot­nym było to iż posia­dała swój wła­sny rozum, miała sta­nowić jedy­nie ozdobę uwie­szoną na szyi przy­pi­sa­nego jej męża. Lalkę salo­nową, a póź­niej Kró­lową Matką. Mimo iż czuła się sprze­dana nie miała odwagi na to, aby pójść wła­sną drogą. Nie była przy­go­to­wana do samo­dziel­nego życia.
– Jeremy wyda­wał się zachwy­cony twoją urodą, sio­stro. Pisał mi nawet w liście, że nie może docze­kać się ożenku.
Chri­stine wzdry­gnęła się lekko na słowa brata. Wie­działa z czym wiąże się wyj­ście za mąż. Nie chciała o tym myśleć, cze­kała na cud, na koniec wojny, albo kogoś, kto będzie w sta­nie prze­mó­wić Kró­lowi do roz­sądku nie bojąc się nara­że­nia na gniew Władcy.
W tym momen­cie w drzwiach poja­wiła się Anna­bel. Wyda­wała się zdy­szana, ale pró­bu­jąc na siłę to ukryć uśmiech­nęła się łagod­nie, po czym pochy­liła się nisko.
– Wybacz spóź­nie­nie Wasza Wyso­kość, zabłą­dzi­łam w ogro­dach, pła­wiąc się ich pięk­nem. – schy­liła posłusz­nie głowę.
– Mar­twi­li­śmy się o cie­bie kuzynko. Sir Euan powi­nien zawsze być do two­jej dys­po­zy­cji i ochra­niać przed takimi wła­śnie sytu­acjami. – Król zmarsz­czył czoło.
– Sir Euan bar­dzo dobrze wyko­nuje swoją pracę Królu, to ja pro­si­łam o chwilę dla sie­bie, a póź­niej nie­mą­drze odda­li­łam się od niego. – ponow­nie uchy­liła głowę.
Anna­bel nie chciała mie­szać w jej sprawy sir Euana, wyda­wał się jej lojal­nym pod­wład­nym Króla, dla­tego ciężko byłoby uwie­rzyć komu­kol­wiek w jego zanie­dba­nie. Po za tym wcale nie wie­dział o jej wcze­śniejszej eska­pa­dzie po za gra­nice Dres­den, a jego zezna­nia mogłyby zaszko­dzić jej spra­wie. Dla­tego też posta­no­wiła wziąć na sie­bie całą winę, będąc prze­ko­naną, że jej kuzyn i tak nie byłby w sta­nie jej uka­rać.
– Anna­bel…
Wyżej wymie­niona usły­szała cichy głos nie­opo­dal, po czym spoj­rzała na osobę, na którą poprzez pośpiech nie zwró­ciła wcze­śniej uwagi. Oczy zaszkliły jej się na chwilę, gdy dostrze­gła naprze­ciw sie­bie swoją uko­chaną kuzynkę, z którą dzie­liła wiele pięk­nych wspo­mnień. Wraz zigno­ro­wała Króla i całą swoją uwagę prze­kie­ro­wała na swoją przy­ja­ciółkę. Moni­to­ro­wała ją wzro­kiem przez kilka sekund. Stała się piękną kobietą, o bar­dzo deli­kat­nej twa­rzy. Skó­rze nie­mal pozba­wio­nej skaz i błysz­czą­cych, niczym małe dia­men­ciki wło­sach. Anna­bel pamię­tała, iż Księż­niczka od dziecka była uwa­żana za naj­pięk­niej­szą dziew­czynkę w całym Kró­le­stwie. Teraz, gdy już doro­sła jej uroda zda­wała się być jesz­cze bar­dziej wyeks­po­no­wana. Jed­nak to oczy były zwier­cia­dłem duchy, a oczy Chri­stine – jak już Anna­bel zdą­żyła zauwa­żyć, prze­peł­nione były bólem, a usilne próby ukry­cia cieni pod jej oczami, dosad­niej świad­czyły o racji Foutley.
– Chri­stine…
Dziew­czyna sły­sząc jej słowa zerwała się z krze­sła i niczym dziecko stę­sk­nione za matką pobie­gła wprost na kuzynkę i rzu­ciła jej się w ramiona. Przy­ci­snęła ją moc­niej do sie­bie i nie chciała puścić. Anna­bel rów­nież nie zamie­rzała prze­ry­wać tej sceny. Współ­czuła Chri­stine z całych sił, wojna musiała odbić swoje piętno i na niej, a sytu­acja, którą zastała w Pań­stwie i która spra­wiała, że Foutley chciała opu­ścić do prze­klęte miej­sce jak naj­szyb­ciej musiała dodat­kowo pogłę­bić jej bli­zny.
– Myli­łam się, jesteś sil­niej­sza ode mnie, Chri­stine. – wyszep­tała do jej ucha. Kuzynka nie odpowie­działa jej, przy­ci­snęła ją jesz­cze moc­niej, że aż Anna­bel zabra­kło tchu. – Fizycz­nie rów­nież. - dodała żar­tem.
Księż­niczka wypu­ściła ją z swo­ich objęć i z zakło­po­ta­niem spoj­rzała na swoją przy­ja­ciółkę. Anna­bel odwza­jem­niła przy­mil­nie spoj­rze­nie, po czym – tak samo jak wcze­śniej z Kró­lem roze­śmiały się jed­no­cze­śnie.
Po całej tej sce­nie Król bar­dziej nie­cier­pli­wiony, acz­kol­wiek w dal­szym ciągu nazbyt spo­kojny wziął obie dziew­czyny pod ramię i kro­kami praw­dzi­wego dżen­tel­mena odpro­wa­dził je do stołu, odsu­nął im krze­sła, po czym sam zasiadł na swoim miej­scu.
Rozmowa toczyła się spo­koj­nie przez dłuż­szy czas. Cała trójka zde­cy­do­wa­nie wolała delek­to­wać się sma­kiem potraw sta­ran­nie przy­rzą­dzo­nych przez naj­lep­szych kucha­rzy w sto­licy. W cza­sie posiłku roz­ma­wiali nie­wiele, głów­nie wspo­mi­nali dawne czasy, gry na dwo­rze i zabawne sytu­acje z ich dzie­ciń­stwa. Mimo iż atmos­fera na pierw­szy rzut oka wyda­wała się rodzinna i spo­kojna. Napię­cie prze­wi­jało się głów­nie pomię­dzy rodzeń­stwem, któ­rzy sta­rali się nie patrzeć na sie­bie i odpo­wia­dać zdaw­kowo na swoje pyta­nia. Anna­bel czuła się dziw­nie sie­dząc pomię­dzy nimi i roz­glą­dała się na boki spe­cjal­nie prze­sy­ła­jąc im spoj­rze­nia świad­czące o jej docie­kli­wo­ści. Jed­nak jej sta­ra­nia speł­zły na niczym. Król jakby nie rozu­mie­jąc o co jej cho­dzi uśmie­chał się, odsta­wia­jąc i podno­sząc co rusz kie­lich z winem. Za to Chri­stine uno­siła brwi, dając jej jasny znak, że nie chce o tym roz­ma­wiać, przy­naj­mniej nie w obec­no­ści jej brata.
Póź­niej roz­mowa skie­ro­wała się na tematy obec­nego życia Anna­bel, jej zaję­cia, ludzi któ­rych poznała i spo­sobu bycia miesz­kań­ców żyją­cych po za gra­ni­cami jej kraju tak bar­dzo róż­nią­cego się od wszyst­kich innych. Rodzeń­stwo nie mogło wyjść z podziwu, jak bar­dzo ich kuzynka zaan­ga­żo­wała się w opiekę na smo­kami i sta­nowi ją do tego stop­nia dobrze, że aż dostała jed­nego z nich do wycho­wa­nia, mimo iż znali prawdę o jej wcie­le­niu. Tajem­nicą dla nich nie była także moc magiczna, o którą kie­dyś posą­dzano, jak się oka­zało słusz­nie – jej matkę. Z powodu wła­śnie tych pogło­sek i nie­chęt­nych spoj­rzeń Kró­lowa musiała opu­ścić wyspę, zosta­wia­jąc swoją rodzinę i od tego czasu słuch po niej zagi­nął.
Wie­cze­rza cią­gnęła się już od godziny, a przez ten czas Anna­bel nie potra­fiła skon­cen­tro­wać się na tyle, ażeby uło­żyć w gło­wie sce­na­riusz roz­mowy z Kró­lem na temat tego, w jakim opła­ka­nym sta­nie zastała Pań­stwo. Miała w gło­wie wiele pytań, ale jedno nur­to­wało ją w o wiele więk­szym stop­niu niż wszyst­kie.
– Kuzynko, jestem bar­dzo ura­do­wany fak­tem jak dosko­nale radzisz sobie w cał­ko­wi­cie obcym miej­scu. – odparł Vic­tor i pogła­dził się po bro­dzie. – Pra­gnął­bym jed­nak widy­wać cię czę­ściej i na pewno być pewien, że jesteś bez­pieczna.
– To bar­dzo miłe z two­jej strony, Wasza Wyso­kość. Jed­nak mogę zapew­nić, że moja moc jest na tyle potężna, abym mogła się sama obro­nić.
– W to nie wąt­pię, od zawsze byłaś wyjąt­kowa.
Anna­bel nie podo­bał się spo­sób, w jaki Król zaczął się nagle wysła­wiać. Nagłe zmiany zacho­wa­nia jej kuzyna potra­fiły nie­źle zszo­ko­wać, nawet jego wier­nych dorad­ców. Był to język zbyt ofi­cjalny jak na spo­tka­nie wyłącz­nie rodzinne, zmarsz­czyła więc czoło i pyta­jąco spoj­rzała na swoją przy­ja­ciółkę, która wzru­szyła jedy­nie ramio­nami.
– Wojna toczy się tutaj, Wasza Wyso­kość. Rumu­nia jest wolna od takich wyda­rzeń… – prze­rwała, gdy Król wstał z miej­sca i zaczął prze­cha­dzać się po jadalni. – Tam jestem spo­koj­niej­sza, niżeli gdzieś indziej. A jeśli już o woj­nie mówimy, to z całym sza­cun­kiem, ale jestem zanie­po­ko­jona sytu­acją panu­jącą w Kraju. Straszne wie­ści docho­dzą do moich uszu.
– Praw­do­po­dob­nie więk­szość owiana jest plot­kami Anna­bel, a dosko­nale zda­jesz sobie sprawę z tego, że plotki potra­fią mieć dzia­ła­nie destruk­cyjne. – opo­no­wał Król i przy­śpie­szył kroku.
Anna­bel skrzy­wiła się na te słowa. Od razu pomy­ślała o swo­jej mamie.
– Tak, to racja… – prze­rwała, zasta­na­wia­jąc się jak dalej pokie­ro­wać roz­mowę. – Ale jestem cie­kawa skąd bie­rzemy pie­nią­dze na opła­ca­nie tak dużych wojsk.
Vic­tor usły­szaw­szy to pyta­nie przy­sta­nął w miej­scu. Ta kwe­stia wyraź­nie musiała go zmie­szać. Mil­czał przez chwilę, a Anna­bel wbiła w niego swój ocze­ku­jący wzrok. Po raz kolejny zwąt­piła w uczci­wość swo­jego kuzyna i jeśli oka­za­łoby się prawdą to, co tam­ten rycerz mówił stra­ci­łaby do niego swoje cał­ko­wite zaufa­nie.
– Rze­czy­wi­ście ta sprawa wydaje się nie­po­ko­jąca i osoby nie­upo­waż­nione nie powinny się o to mar­twić, kuzynko. – zaak­cen­to­wał twardo to ostat­nie słowo. – Jed­nak mogę zapew­nić, że są one pozy­ski­wane z cał­ko­wi­cie legal­nego źró­dła.
– Tak, ale nie­któ­rzy twier­dzą, że…
– Od kiedy to słu­chasz plo­tek, kuzynko? – prze­rwał jej. – Prze­cież już mówi­łem, że trzeba trak­to­wać je z przy­mru­że­niem oka. – mruk­nął ostro.
Anna­bel zamil­kła, bała się roz­zło­ścić Vic­tora jesz­cze bar­dziej. Kie­dyś, gdy byli mło­dzi zapewne wygar­nę­łaby mu to wszystko co leży jej na sercu, ale teraz sprawy miały się ina­czej. W końcu był teraz Kró­lem, a jego słów nie można było baga­te­li­zo­wać. Zła na sie­bie opu­ściła niżej głowę, nie była taka odważna jak pró­bo­wała sobie wmó­wić, a sytu­acja ta, dosko­nale o tym świad­czyła.
Król widząc reak­cję Anna­bel wes­tchnął ciężko. Nie chciał tra­cić nad sobą kon­troli, tym bar­dziej że zmie­rzał do cze­goś cał­ko­wi­cie odwrot­nego. Wobec tego pod­szedł do niej i wysta­wił rękę, Anna­bel zauwa­ża­jąc ten gest spoj­rzała w górę i zauwa­żyła, że wyraz jego twa­rzy kom­plet­nie się zmie­nił. Uśmiech­nęła się lekko, zła­pała jego dłoń i podnio­sła się z miej­sca. Gdy tylko to zro­biła, Król deli­kat­nie oto­czył jej dło­nie swo­imi i je uca­ło­wał.
– Wybacz mi moje wcze­śniejsze zacho­wa­nie kuzynko. – odparł deli­kat­nie. – Powi­nie­nem być bar­dziej wyro­zu­miały. To nor­malne, że mar­twisz się o Islay, tym bar­dziej, że przez tyle lat nie wie­działaś co tak wła­ści­wie dzieje się na wyspie.
Poczuła się winna. Tak nagle nasko­czyła na kuzyna nie posia­da­jąc dowo­dów na to, że to co mówił tam­ten męż­czy­zna było prawdą. Znała go dobrze, wiele mogło się zmie­nić w jego zacho­wa­niu, ale takie rze­czy do niego po pro­stu nie paso­wały. Już nawet chciała coś powie­dzieć, ale w tym samym momen­cie usły­szała gło­śne trza­śnię­cie drzwi, a Chri­stine już nie było.
Spoj­rzała zanie­po­ko­jona na swo­jego kuzyna, ale ten w odwe­cie wzru­szył ramio­nami.
– Musisz wyba­czyć jej zacho­wa­nie, Anna­bel. Chyba nie do końca radzi sobie ze stre­sem zwią­za­nym ze swoim zamąż­pój­ściem.
– Czy ja rów­nież mogła­bym wró­cić do swo­ich komat, Królu? – spy­tała, ale prawda była taka, że jak naj­szyb­ciej chciała ją dogo­nić i zorien­to­wać się w sytu­acji.
Vic­tor spoj­rzał na nią zatro­ska­nym wzro­kiem i ski­nął dum­nie głową na wznak zgody.
Wtem w te pędy Anna­bel wyszła z sali zosta­wia­jąc Króla samego sobie. Nie wie­działa w którą stronę poszła Chri­stine, ale dzięki sir Euanowi, udało jej się odna­leźć kom­naty księż­niczki w nadziei, że to wła­śnie tam skie­ro­wały się jej kroki. Zapu­kała cicho w drzwi, ale nie było odzewu. Zła­pała za klamkę i pocią­gnęła do sie­bie. Wychy­liła nos zza drzwi i dostrze­gła tam swoją kuzynkę, która sie­działa na łożu i bacz­nie przy­glą­dała się jakie­muś błysz­czą­cemu przedmio­towi, który trzy­mała w dło­niach. Anna­bel dosko­nale wie­działa czym on jest.
– Chri­stine. – mruk­nęła cicho, aby zwró­cić na sie­bie uwagę kuzynki. – Mogę wejść.
Dziew­czyna spoj­rzała spode łba na kuzynkę, wło­żyła owy przedmiot pod poduszkę, pocią­gnęła nosem i pośpiesz­nie otarła ręka­wem oczy. Anna­bel dopiero teraz zauwa­żyła, że jej przy­ja­ciółka pła­kała i wcale nie pró­bo­wała tego ukryć. Wska­zała dło­nią sir Euanowi, aby pocze­kał na nią na zewnątrz i pod żad­nym pozo­rem nie wpusz­czał nikogo do kom­naty. Potem deli­kat­nie zamknęła drzwi i usia­dła obok księż­niczki.
– Chri­stine, nie musia­łaś cho­wać tego przede mną.
– Nie chcia­ła­bym, abyś mnie oce­niała Anna­bel. Pew­nie myśla­łaś, że już dawno o tym zapo­mniałam.
– Nie uję­ła­bym tego w taki spo­sób. Cho­ciaż, rze­czy­wi­ście dziw­nym jest fakt, że będąc zarę­czo­nym można na­dal trzy­mać pre­zent od innego męż­czy­zny. – odparła i zauwa­żyła skru­chę malu­jącą się na twa­rzy swo­jej kuzynki. – Dla­czego ukry­wasz swoje uczu­cia przed kró­lem?
To miało być pyta­nie reto­ryczne, Anna­bel od dziecka widziała kto miał być pisany Chri­stine. Kogo tak naprawdę uko­chała od samego początku. Nie podo­bał jej się wybór kuzynki,
tym bar­dziej zwa­ża­jąc na to, co obec­nie dzieje się na wyspie i kto jest za to odpo­wie­dzialny.
Chło­pa­kiem o któ­rym mowa, a wła­ści­wie potom­kiem rodu który nie­gdyś wła­dał całą Islay, a teraz sprze­ci­wił się obec­nej wła­dzy, tym samym anu­lu­jąc wszel­kie usta­le­nia była ta sama osoba, która odwie­dziła ją cał­kiem nie­dawno, pró­bu­jąc wydu­sić z niej prawdę – Bur­gess Floc­khart.
– Cóż, wydaje mi się, że z tego samego powodu, dla­czego ty wymy­kasz się z zamku, bez wcze­śniejszego infor­mo­wa­nia o tym mojego brata.
Anna­bel zmarsz­czyła brwi, skąd ona mogła o tym wie­dzieć, skoro wyje­chała z wyspy na kilka dni. Czyżby jej zdol­no­ści mogły roz­wi­nąć się bar­dziej? Przez chwilę mil­czała zasta­na­wia­jąc się w jaki spo­sób mia­łaby usto­sun­ko­wać się do tego stwier­dze­nia, ale uzna­jąc, że od Króla i tak nie mogłaby nic wię­cej wycią­gnąć, a jej kuzynki nie warto okła­my­wać, posta­no­wiła więc podzie­lić się z nią swo­imi oba­wami i domy­słami.
– Chri­stine, może Ty powiesz mi co się dzieje na wyspie. Pró­bo­wałam dowie­dzieć się na wła­sną rękę, jed­nak jedy­nie tylko namie­sza­łam cza­rami.
– Wie­ści szybko roz­no­szą się po Dres­den, Anna­bel. Wielu ludzi zaczęło snuć opo­wie­ści podobne do tych, któ­rych doświad­czyła Twoja matka. Powin­naś była nie reago­wać, a przy­naj­mniej zawo­łać innych straż­ni­ków. Król, rów­nież ma swoje domy­sły i aż mnie zdzi­wiło, że nie poru­szył te kwe­stii na wie­cze­rzy. – Schy­liła się ku mnie, szep­cząc – Ludzie zaczną się Cie­bie bać.
– To nie było zbyt roz­sądne. – mruk­nęła pokor­nie, zda­jąc sobie sprawę ze swo­jej lek­ko­myśl­no­ści. – Nie mogłam jed­nak pozwo­lić na to, żeby zabili tamtą rodzinę. Chri­stine, powiedz mi tylko jedną rzecz. Czy straż­nicy okra­dają ubo­gich z roz­kazu Króla?
Chri­stine prych­nęła cicho pod nosem, co kom­plet­nie wybiło Anna­bel z rytmu. Nie mogła dać jed­nak tego po sobie poznać. Chłodno spo­glą­dała na ściany szu­ka­jąc jakie­goś punktu odnie­sie­nia, na któ­rym mogłaby sku­pić swoją uwagę i z dumą przy­jąć całą prawdę, jak­kol­wiek okropna by ona nie była.
– Wiem, że pod tą fasadą dumy i dystansu skry­wasz osobę o dobrym sercu Anna­bel. – mruk­nęła Chri­stine. – Jed­nak cza­sami bywasz naiwna jak dziecko. Znasz Króla tak samo jak ja, a nawet lepiej i nie wie­rzę w to, że uwie­rzy­łaś w te oszczer­stwa.
– Tak, ja…
– Mojemu bratu można zarzu­cić bar­dzo wiele. Nie rzą­dzi w taki spo­sób, w jaki powi­nien, ale na pewno nie dopu­ściłby się takich czy­nów…– wes­tchnęła ciężko. – Przy­naj­mniej nie świa­do­mie.
– Co przez to rozu­miesz?
– Po pro­stu przy­myka oczy na wiele podob­nych spraw i sku­pia się tylko na woj­nie. Zamie­rza ją wygrać… nawet za wszelką cenę.
Foutley wes­tchnęła ciężko. Nie brała pod uwagę takiej opcji, ale jeśli jest tak jak Chri­stine powie­działa, Król rów­nież mógłby tak bar­dzo chcieć wygrać i przez to za jakiś czas być w sta­nie i tak zdo­by­wać pie­nią­dze na opła­ce­nie wojsk.
– Czyli to, że chce ochro­nić całą wyspę przed najaz­dem Floc­khar­tów jest złe?
Anna­bel nie wie­działa jak utrzy­mać roz­mowę na wyso­kim pozio­mie. Nigdy nie czuła się swo­bod­nie na dwo­rze, a zacho­wa­nia kró­lew­skie nie przy­cho­dziły jej tak swo­bod­nie jak Vic­torowi. Już nawet nie wspo­mi­na­jąc o fak­cie, że przez wiele lat nie uczest­ni­czyła w tym dostoj­nym życiu, a jedy­nie jak to zwy­kła cza­row­nica pra­co­wała na sie­bie bar­dzo ciężko i przez lata zapo­mniała o luk­su­sach miesz­ka­jąc w nie­wiel­kim namio­cie w obo­zo­wi­sku smo­ko­lo­gów.
– Anna­bel pro­szę cię, wyjedź stąd jak naj­szyb­ciej. – odparła despe­racko, łapiąc za oba ramiona swo­jej kuzynki. Spoj­rzała na nią swo­imi nie­na­tu­ralni jasnymi błę­kit­nymi oczami, które za wszelką cenę od zawsze pró­bo­wała zakry­wać szkieł­kami, a które po raz kolejny objęły się pła­czem.
– Chri­stine, nic nie rozu­miem, dopiero co przy­je­cha­łam.
Księż­niczka po raz kolejny usia­dła sku­lona na łożu. Nie odzy­wała się przez chwilę, cicho łkała do sie­bie. Jed­nak nie zmie­niła się wiele od młod­szych lat. Wielu uwa­żało, że jest nie­spełna rozumu wła­śnie przez takie zmienne nastroje, jed­nak tylko Anna­bel i Vic­tor na tą chwilę wie­dzieli, że Chri­stine posia­dała moce jasno­widz­twa, jed­nak słabe i prze­wyż­sza­jące jej zdol­no­ści psy­cho­fi­zyczne.
– Mój brat wcale nie zapro­sił cię bez powodu. – mruk­nęła i wyjęła spod poduszki wcze­śniej scho­wany przedmiot i zaczęła powoli obra­cać nim w pal­cach.
– Chri­stine, wiesz coś co jest bar­dzo ważne, mam rację? I wcale nie chcesz mi mówić.
Anna­bel gwał­tow­nie wstała i spoj­rzała kar­cą­cym wzro­kiem na kuzynkę, od początku czuła, że za tym zapro­sze­niem musi kryć się coś wię­cej, ale nie dawała tego po sobie poznać. Poczuła się zła i wyko­rzy­stana, co od razu rzu­ciło się na jej spo­kój już i tak dość zachwiany przez ostat­nie dnie.
– Król sam chciałby z tobą poroz­ma­wiać, Anna­bel. Już i tak za dużo powie­działam.
– Sama to z niego wycią­gnę. – powie­działa twardo i uprzed­nio obra­ca­jąc się na pię­cie wyszła zde­ner­wo­wana z kom­naty Chri­stine.