Wybiła godzina wieczerzy. Jadalnia jak zwykle przepełniona mieszkańcami zamku, tym razem zdawała się kompletnie opustoszała. Przy wielkim, drewnianym stole siedziały tylko dwie osoby. Brat i siostra. Pokrewieństwo, co już bliższego być nie może. Kiedyś – do ognia by za sobą skoczyli, dzisiaj- nie potrafią już nawet na siebie spojrzeć.
Obydwoje niecierpliwie wyczekują na pojawienie się gościa, który przerwie niezręczną ciszę miedzy nimi. Spoglądają co rusz na zegar, który jako jedyny wydaje z siebie jakieś dźwięki. 5,10,15 minut. Król zniecierpliwiony stukał swym grubym mosiężnym pierścieniem o drewniany stół. Nie cierpiał spóźnialskich, ażeby to udowodnić zawsze pojawiał się na umówionym miejscu wcześniej.
Jedno pozostawało pewne – jeszcze nigdy nikt w całym jego życiu nie kazał mu tyle na siebie czekać.
Stukał coraz głośniej, coraz częściej. Zdawał zachować pozory spokoju, ale jego siostra znała go aż za dobrze. Nieśmiało patrzyła na brata, który obdarzał ją– jak jej się wydawało nieszczerym uśmiechem.
– Jak minęło spotkanie z księciem Skye Christine? – odezwał się Król, próbując przerwać ciszę.
– Skye to bardzo piękna wyspa, Wasza Wysokość. Książę jest nazbyt uprzejmy, a Jego poddani powitali mnie bardzo ciepło.
Christine próbowała opowiedzieć o swojej wizycie bardzo ogólnikowo. Nie dawała po sobie poznać iż niepokoją ją posunięcia brata w toczącej się wojnie, w tym posłanie jej w ramiona obcego mężczyzny dla kilku tysięcy ludzi. Od dziecka była uczona posłuszeństwa Królowi, a później mężowi. Nieistotnym było to iż posiadała swój własny rozum, miała stanowić jedynie ozdobę uwieszoną na szyi przypisanego jej męża. Lalkę salonową, a później Królową Matką. Mimo iż czuła się sprzedana nie miała odwagi na to, aby pójść własną drogą. Nie była przygotowana do samodzielnego życia.
– Jeremy wydawał się zachwycony twoją urodą, siostro. Pisał mi nawet w liście, że nie może doczekać się ożenku.
Christine wzdrygnęła się lekko na słowa brata. Wiedziała z czym wiąże się wyjście za mąż. Nie chciała o tym myśleć, czekała na cud, na koniec wojny, albo kogoś, kto będzie w stanie przemówić Królowi do rozsądku nie bojąc się narażenia na gniew Władcy.
W tym momencie w drzwiach pojawiła się Annabel. Wydawała się zdyszana, ale próbując na siłę to ukryć uśmiechnęła się łagodnie, po czym pochyliła się nisko.
– Wybacz spóźnienie Wasza Wysokość, zabłądziłam w ogrodach, pławiąc się ich pięknem. – schyliła posłusznie głowę.
– Martwiliśmy się o ciebie kuzynko. Sir Euan powinien zawsze być do twojej dyspozycji i ochraniać przed takimi właśnie sytuacjami. – Król zmarszczył czoło.
– Sir Euan bardzo dobrze wykonuje swoją pracę Królu, to ja prosiłam o chwilę dla siebie, a później niemądrze oddaliłam się od niego. – ponownie uchyliła głowę.
Annabel nie chciała mieszać w jej sprawy sir Euana, wydawał się jej lojalnym podwładnym Króla, dlatego ciężko byłoby uwierzyć komukolwiek w jego zaniedbanie. Po za tym wcale nie wiedział o jej wcześniejszej eskapadzie po za granice Dresden, a jego zeznania mogłyby zaszkodzić jej sprawie. Dlatego też postanowiła wziąć na siebie całą winę, będąc przekonaną, że jej kuzyn i tak nie byłby w stanie jej ukarać.
– Annabel…
Wyżej wymieniona usłyszała cichy głos nieopodal, po czym spojrzała na osobę, na którą poprzez pośpiech nie zwróciła wcześniej uwagi. Oczy zaszkliły jej się na chwilę, gdy dostrzegła naprzeciw siebie swoją ukochaną kuzynkę, z którą dzieliła wiele pięknych wspomnień. Wraz zignorowała Króla i całą swoją uwagę przekierowała na swoją przyjaciółkę. Monitorowała ją wzrokiem przez kilka sekund. Stała się piękną kobietą, o bardzo delikatnej twarzy. Skórze niemal pozbawionej skaz i błyszczących, niczym małe diamenciki włosach. Annabel pamiętała, iż Księżniczka od dziecka była uważana za najpiękniejszą dziewczynkę w całym Królestwie. Teraz, gdy już dorosła jej uroda zdawała się być jeszcze bardziej wyeksponowana. Jednak to oczy były zwierciadłem duchy, a oczy Christine – jak już Annabel zdążyła zauważyć, przepełnione były bólem, a usilne próby ukrycia cieni pod jej oczami, dosadniej świadczyły o racji Foutley.
– Christine…
Dziewczyna słysząc jej słowa zerwała się z krzesła i niczym dziecko stęsknione za matką pobiegła wprost na kuzynkę i rzuciła jej się w ramiona. Przycisnęła ją mocniej do siebie i nie chciała puścić. Annabel również nie zamierzała przerywać tej sceny. Współczuła Christine z całych sił, wojna musiała odbić swoje piętno i na niej, a sytuacja, którą zastała w Państwie i która sprawiała, że Foutley chciała opuścić do przeklęte miejsce jak najszybciej musiała dodatkowo pogłębić jej blizny.
– Myliłam się, jesteś silniejsza ode mnie, Christine. – wyszeptała do jej ucha. Kuzynka nie odpowiedziała jej, przycisnęła ją jeszcze mocniej, że aż Annabel zabrakło tchu. – Fizycznie również. - dodała żartem.
Księżniczka wypuściła ją z swoich objęć i z zakłopotaniem spojrzała na swoją przyjaciółkę. Annabel odwzajemniła przymilnie spojrzenie, po czym – tak samo jak wcześniej z Królem roześmiały się jednocześnie.
Po całej tej scenie Król bardziej niecierpliwiony, aczkolwiek w dalszym ciągu nazbyt spokojny wziął obie dziewczyny pod ramię i krokami prawdziwego dżentelmena odprowadził je do stołu, odsunął im krzesła, po czym sam zasiadł na swoim miejscu.
Rozmowa toczyła się spokojnie przez dłuższy czas. Cała trójka zdecydowanie wolała delektować się smakiem potraw starannie przyrządzonych przez najlepszych kucharzy w stolicy. W czasie posiłku rozmawiali niewiele, głównie wspominali dawne czasy, gry na dworze i zabawne sytuacje z ich dzieciństwa. Mimo iż atmosfera na pierwszy rzut oka wydawała się rodzinna i spokojna. Napięcie przewijało się głównie pomiędzy rodzeństwem, którzy starali się nie patrzeć na siebie i odpowiadać zdawkowo na swoje pytania. Annabel czuła się dziwnie siedząc pomiędzy nimi i rozglądała się na boki specjalnie przesyłając im spojrzenia świadczące o jej dociekliwości. Jednak jej starania spełzły na niczym. Król jakby nie rozumiejąc o co jej chodzi uśmiechał się, odstawiając i podnosząc co rusz kielich z winem. Za to Christine unosiła brwi, dając jej jasny znak, że nie chce o tym rozmawiać, przynajmniej nie w obecności jej brata.
Później rozmowa skierowała się na tematy obecnego życia Annabel, jej zajęcia, ludzi których poznała i sposobu bycia mieszkańców żyjących po za granicami jej kraju tak bardzo różniącego się od wszystkich innych. Rodzeństwo nie mogło wyjść z podziwu, jak bardzo ich kuzynka zaangażowała się w opiekę na smokami i stanowi ją do tego stopnia dobrze, że aż dostała jednego z nich do wychowania, mimo iż znali prawdę o jej wcieleniu. Tajemnicą dla nich nie była także moc magiczna, o którą kiedyś posądzano, jak się okazało słusznie – jej matkę. Z powodu właśnie tych pogłosek i niechętnych spojrzeń Królowa musiała opuścić wyspę, zostawiając swoją rodzinę i od tego czasu słuch po niej zaginął.
Wieczerza ciągnęła się już od godziny, a przez ten czas Annabel nie potrafiła skoncentrować się na tyle, ażeby ułożyć w głowie scenariusz rozmowy z Królem na temat tego, w jakim opłakanym stanie zastała Państwo. Miała w głowie wiele pytań, ale jedno nurtowało ją w o wiele większym stopniu niż wszystkie.
– Kuzynko, jestem bardzo uradowany faktem jak doskonale radzisz sobie w całkowicie obcym miejscu. – odparł Victor i pogładził się po brodzie. – Pragnąłbym jednak widywać cię częściej i na pewno być pewien, że jesteś bezpieczna.
– To bardzo miłe z twojej strony, Wasza Wysokość. Jednak mogę zapewnić, że moja moc jest na tyle potężna, abym mogła się sama obronić.
– W to nie wątpię, od zawsze byłaś wyjątkowa.
Annabel nie podobał się sposób, w jaki Król zaczął się nagle wysławiać. Nagłe zmiany zachowania jej kuzyna potrafiły nieźle zszokować, nawet jego wiernych doradców. Był to język zbyt oficjalny jak na spotkanie wyłącznie rodzinne, zmarszczyła więc czoło i pytająco spojrzała na swoją przyjaciółkę, która wzruszyła jedynie ramionami.
– Wojna toczy się tutaj, Wasza Wysokość. Rumunia jest wolna od takich wydarzeń… – przerwała, gdy Król wstał z miejsca i zaczął przechadzać się po jadalni. – Tam jestem spokojniejsza, niżeli gdzieś indziej. A jeśli już o wojnie mówimy, to z całym szacunkiem, ale jestem zaniepokojona sytuacją panującą w Kraju. Straszne wieści dochodzą do moich uszu.
– Prawdopodobnie większość owiana jest plotkami Annabel, a doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że plotki potrafią mieć działanie destrukcyjne. – oponował Król i przyśpieszył kroku.
Annabel skrzywiła się na te słowa. Od razu pomyślała o swojej mamie.
– Tak, to racja… – przerwała, zastanawiając się jak dalej pokierować rozmowę. – Ale jestem ciekawa skąd bierzemy pieniądze na opłacanie tak dużych wojsk.
Victor usłyszawszy to pytanie przystanął w miejscu. Ta kwestia wyraźnie musiała go zmieszać. Milczał przez chwilę, a Annabel wbiła w niego swój oczekujący wzrok. Po raz kolejny zwątpiła w uczciwość swojego kuzyna i jeśli okazałoby się prawdą to, co tamten rycerz mówił straciłaby do niego swoje całkowite zaufanie.
– Rzeczywiście ta sprawa wydaje się niepokojąca i osoby nieupoważnione nie powinny się o to martwić, kuzynko. – zaakcentował twardo to ostatnie słowo. – Jednak mogę zapewnić, że są one pozyskiwane z całkowicie legalnego źródła.
– Tak, ale niektórzy twierdzą, że…
– Od kiedy to słuchasz plotek, kuzynko? – przerwał jej. – Przecież już mówiłem, że trzeba traktować je z przymrużeniem oka. – mruknął ostro.
Annabel zamilkła, bała się rozzłościć Victora jeszcze bardziej. Kiedyś, gdy byli młodzi zapewne wygarnęłaby mu to wszystko co leży jej na sercu, ale teraz sprawy miały się inaczej. W końcu był teraz Królem, a jego słów nie można było bagatelizować. Zła na siebie opuściła niżej głowę, nie była taka odważna jak próbowała sobie wmówić, a sytuacja ta, doskonale o tym świadczyła.
Król widząc reakcję Annabel westchnął ciężko. Nie chciał tracić nad sobą kontroli, tym bardziej że zmierzał do czegoś całkowicie odwrotnego. Wobec tego podszedł do niej i wystawił rękę, Annabel zauważając ten gest spojrzała w górę i zauważyła, że wyraz jego twarzy kompletnie się zmienił. Uśmiechnęła się lekko, złapała jego dłoń i podniosła się z miejsca. Gdy tylko to zrobiła, Król delikatnie otoczył jej dłonie swoimi i je ucałował.
– Wybacz mi moje wcześniejsze zachowanie kuzynko. – odparł delikatnie. – Powinienem być bardziej wyrozumiały. To normalne, że martwisz się o Islay, tym bardziej, że przez tyle lat nie wiedziałaś co tak właściwie dzieje się na wyspie.
Poczuła się winna. Tak nagle naskoczyła na kuzyna nie posiadając dowodów na to, że to co mówił tamten mężczyzna było prawdą. Znała go dobrze, wiele mogło się zmienić w jego zachowaniu, ale takie rzeczy do niego po prostu nie pasowały. Już nawet chciała coś powiedzieć, ale w tym samym momencie usłyszała głośne trzaśnięcie drzwi, a Christine już nie było.
Spojrzała zaniepokojona na swojego kuzyna, ale ten w odwecie wzruszył ramionami.
– Musisz wybaczyć jej zachowanie, Annabel. Chyba nie do końca radzi sobie ze stresem związanym ze swoim zamążpójściem.
– Czy ja również mogłabym wrócić do swoich komat, Królu? – spytała, ale prawda była taka, że jak najszybciej chciała ją dogonić i zorientować się w sytuacji.
Victor spojrzał na nią zatroskanym wzrokiem i skinął dumnie głową na wznak zgody.
Wtem w te pędy Annabel wyszła z sali zostawiając Króla samego sobie. Nie wiedziała w którą stronę poszła Christine, ale dzięki sir Euanowi, udało jej się odnaleźć komnaty księżniczki w nadziei, że to właśnie tam skierowały się jej kroki. Zapukała cicho w drzwi, ale nie było odzewu. Złapała za klamkę i pociągnęła do siebie. Wychyliła nos zza drzwi i dostrzegła tam swoją kuzynkę, która siedziała na łożu i bacznie przyglądała się jakiemuś błyszczącemu przedmiotowi, który trzymała w dłoniach. Annabel doskonale wiedziała czym on jest.
– Christine. – mruknęła cicho, aby zwrócić na siebie uwagę kuzynki. – Mogę wejść.
Dziewczyna spojrzała spode łba na kuzynkę, włożyła owy przedmiot pod poduszkę, pociągnęła nosem i pośpiesznie otarła rękawem oczy. Annabel dopiero teraz zauważyła, że jej przyjaciółka płakała i wcale nie próbowała tego ukryć. Wskazała dłonią sir Euanowi, aby poczekał na nią na zewnątrz i pod żadnym pozorem nie wpuszczał nikogo do komnaty. Potem delikatnie zamknęła drzwi i usiadła obok księżniczki.
– Christine, nie musiałaś chować tego przede mną.
– Nie chciałabym, abyś mnie oceniała Annabel. Pewnie myślałaś, że już dawno o tym zapomniałam.
– Nie ujęłabym tego w taki sposób. Chociaż, rzeczywiście dziwnym jest fakt, że będąc zaręczonym można nadal trzymać prezent od innego mężczyzny. – odparła i zauważyła skruchę malującą się na twarzy swojej kuzynki. – Dlaczego ukrywasz swoje uczucia przed królem?
To miało być pytanie retoryczne, Annabel od dziecka widziała kto miał być pisany Christine. Kogo tak naprawdę ukochała od samego początku. Nie podobał jej się wybór kuzynki,
tym bardziej zważając na to, co obecnie dzieje się na wyspie i kto jest za to odpowiedzialny.
Chłopakiem o którym mowa, a właściwie potomkiem rodu który niegdyś władał całą Islay, a teraz sprzeciwił się obecnej władzy, tym samym anulując wszelkie ustalenia była ta sama osoba, która odwiedziła ją całkiem niedawno, próbując wydusić z niej prawdę – Burgess Flockhart.
– Cóż, wydaje mi się, że z tego samego powodu, dlaczego ty wymykasz się z zamku, bez wcześniejszego informowania o tym mojego brata.
Annabel zmarszczyła brwi, skąd ona mogła o tym wiedzieć, skoro wyjechała z wyspy na kilka dni. Czyżby jej zdolności mogły rozwinąć się bardziej? Przez chwilę milczała zastanawiając się w jaki sposób miałaby ustosunkować się do tego stwierdzenia, ale uznając, że od Króla i tak nie mogłaby nic więcej wyciągnąć, a jej kuzynki nie warto okłamywać, postanowiła więc podzielić się z nią swoimi obawami i domysłami.
– Christine, może Ty powiesz mi co się dzieje na wyspie. Próbowałam dowiedzieć się na własną rękę, jednak jedynie tylko namieszałam czarami.
– Wieści szybko roznoszą się po Dresden, Annabel. Wielu ludzi zaczęło snuć opowieści podobne do tych, których doświadczyła Twoja matka. Powinnaś była nie reagować, a przynajmniej zawołać innych strażników. Król, również ma swoje domysły i aż mnie zdziwiło, że nie poruszył te kwestii na wieczerzy. – Schyliła się ku mnie, szepcząc – Ludzie zaczną się Ciebie bać.
– To nie było zbyt rozsądne. – mruknęła pokornie, zdając sobie sprawę ze swojej lekkomyślności. – Nie mogłam jednak pozwolić na to, żeby zabili tamtą rodzinę. Christine, powiedz mi tylko jedną rzecz. Czy strażnicy okradają ubogich z rozkazu Króla?
Christine prychnęła cicho pod nosem, co kompletnie wybiło Annabel z rytmu. Nie mogła dać jednak tego po sobie poznać. Chłodno spoglądała na ściany szukając jakiegoś punktu odniesienia, na którym mogłaby skupić swoją uwagę i z dumą przyjąć całą prawdę, jakkolwiek okropna by ona nie była.
– Wiem, że pod tą fasadą dumy i dystansu skrywasz osobę o dobrym sercu Annabel. – mruknęła Christine. – Jednak czasami bywasz naiwna jak dziecko. Znasz Króla tak samo jak ja, a nawet lepiej i nie wierzę w to, że uwierzyłaś w te oszczerstwa.
– Tak, ja…
– Mojemu bratu można zarzucić bardzo wiele. Nie rządzi w taki sposób, w jaki powinien, ale na pewno nie dopuściłby się takich czynów…– westchnęła ciężko. – Przynajmniej nie świadomie.
– Co przez to rozumiesz?
– Po prostu przymyka oczy na wiele podobnych spraw i skupia się tylko na wojnie. Zamierza ją wygrać… nawet za wszelką cenę.
Foutley westchnęła ciężko. Nie brała pod uwagę takiej opcji, ale jeśli jest tak jak Christine powiedziała, Król również mógłby tak bardzo chcieć wygrać i przez to za jakiś czas być w stanie i tak zdobywać pieniądze na opłacenie wojsk.
– Czyli to, że chce ochronić całą wyspę przed najazdem Flockhartów jest złe?
Annabel nie wiedziała jak utrzymać rozmowę na wysokim poziomie. Nigdy nie czuła się swobodnie na dworze, a zachowania królewskie nie przychodziły jej tak swobodnie jak Victorowi. Już nawet nie wspominając o fakcie, że przez wiele lat nie uczestniczyła w tym dostojnym życiu, a jedynie jak to zwykła czarownica pracowała na siebie bardzo ciężko i przez lata zapomniała o luksusach mieszkając w niewielkim namiocie w obozowisku smokologów.
– Annabel proszę cię, wyjedź stąd jak najszybciej. – odparła desperacko, łapiąc za oba ramiona swojej kuzynki. Spojrzała na nią swoimi nienaturalni jasnymi błękitnymi oczami, które za wszelką cenę od zawsze próbowała zakrywać szkiełkami, a które po raz kolejny objęły się płaczem.
– Christine, nic nie rozumiem, dopiero co przyjechałam.
Księżniczka po raz kolejny usiadła skulona na łożu. Nie odzywała się przez chwilę, cicho łkała do siebie. Jednak nie zmieniła się wiele od młodszych lat. Wielu uważało, że jest niespełna rozumu właśnie przez takie zmienne nastroje, jednak tylko Annabel i Victor na tą chwilę wiedzieli, że Christine posiadała moce jasnowidztwa, jednak słabe i przewyższające jej zdolności psychofizyczne.
– Mój brat wcale nie zaprosił cię bez powodu. – mruknęła i wyjęła spod poduszki wcześniej schowany przedmiot i zaczęła powoli obracać nim w palcach.
– Christine, wiesz coś co jest bardzo ważne, mam rację? I wcale nie chcesz mi mówić.
Annabel gwałtownie wstała i spojrzała karcącym wzrokiem na kuzynkę, od początku czuła, że za tym zaproszeniem musi kryć się coś więcej, ale nie dawała tego po sobie poznać. Poczuła się zła i wykorzystana, co od razu rzuciło się na jej spokój już i tak dość zachwiany przez ostatnie dnie.
– Król sam chciałby z tobą porozmawiać, Annabel. Już i tak za dużo powiedziałam.
– Sama to z niego wyciągnę. – powiedziała twardo i uprzednio obracając się na pięcie wyszła zdenerwowana z komnaty Christine.