Stali tak wpatrzeni i starszą Panią, która obejmowała ich wzrokiem wnikliwie. Jej oceniający wzrok raz po raz wędrował po chłopaka, a później natychmiast przeniósł się na zziębniętą już lekko półnagą Annabel, okrytą jedynie płóciennym płaszczem Charliego. Gdyby nie fakt, że staruszka jako jedyna z całej wioski pasterskiej, do której dotarli po kilkugodzinnym wałęsaniu się po lesie Hoia Baciu, stanęła naprzeciw nich i zainteresowała się ich losem, dziewczyna odwróciłaby się na pięcie w poszukiwaniu pomocy u kogoś innego, który bez zbędnych pytań mógłby chociażby rzucić im kawałek chleba.
– Bogna to moja najstarsza wnuczka, wyjechała do miasta „spełniać marzenia”. – odparła dumna babcia – Jeśli chciałbyś się obmyć z brudu, to tam za tamtymi drzwiami jest łazienka, tylko trzeba zagrzać szybciej wodę. – ciągnęła sugestywnie.
– Nie dziękuję Ilinko, ale chętnie bym coś zjadł. – najwyraźniej nie do końca wiedział o co jej chodziło. – Cały dzień nic nie miałem w ustach.
Tymczasem w pokoju, na strychu, do którego ku jej niepocieszeniu wchodziło się schodami, Annabel siedziała na starannie zaścielonym łóżku, w pokoju i rozglądała się po typowo urządzonym pokoju młodej ambitnej dziewczyny. Największym elementem stanowiła ogromna kolekcja podniszczonych książek, ułożona od najmniejszej do największej w sporej wielkości wiekowej biblioteczce, która przywodziła Annabel na myśl jej ulubione miejsce w zamku, gdzie tłumów nigdy nie było i gdzie potrafiła odciąć się od swoich opiekunów. Drugim wielkościowo elementem było lustro, które niezbyt pasowało swoim wyglądem do reszty mebli w pokoju. Wydawało się drogie, ale mimo wszystko zachowała tą uwagę dla siebie i podnosząc się na proste nogi spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Widząc je, wzdrygnęła się. Rozmazany makijaż oczu i sucha, brudna skóra nie napawały ją optymizmem. Zaczęła się zastanawiać, czy wcześniejsze spojrzenia wieśniaków nie miały jednak innego powodu niż, ten który obstawiała wcześniej.
– Nie martw się, tutaj nikt nie wygląda dobrze. – zaczepiła ją dziewczynka, zauważając jej zatroskaną minę. – Nie jesteś stąd, pochodzisz z dużego miasta, tak? – mówiąc to wróciła do przeszukiwania szafy swojej starszej siostry. – Ta sukienka powinna być odpowiednia. Moja siostra niegdyś dostała ją od jednego ze swoich oblubieńców.
Annabel schyliła się, nie miała ochoty na żadne rozmowy, ale gdy tylko dotknęła szaty stwierdziła, że przede wszystkim była prosta i praktyczna. Zabarwiona na mocny niebieski kolor, wąska w tali, ale szeroka w dodatkowo wydłużonych rękawach. Wyróżniały ją wszyte na dole sukni złote nici, które na Islay świadczyły o klasie średniej właściciela odzienia.
– Twoja siostra miewała wielu amantów?
– Wielu. Głównie z miasta, była piękna i miała nietypową urodę. – odwiesiła sukienkę na drzwi od szafy. – Tutaj nawet krążyły pogłoski, że zainteresowała sobą pewnego szlachcica. W każdym razie od zawsze próbowała uciec z tej wsi. Proszę, sukienka długo leżała w szafie, ale jest zdatna do noszenia. Dziewczynka ukłoniła się nisko i ruszyła w stronę schodów, a Annabel zdążyła rzucić do niej tylko zdawkowe dziękuję.
Przebijając się przez gęste lasy i niewydeptane wcześniej ścieżki, biegnąc na psami, które zdołały wyczuć zapach księżniczki Annabel jeden z nich upadł potykając się o długi korzeń wyrastający z ziemi. Chwilę leżał, próbując złapać oddech, co dodatkowo utrudniały inni mu podobni, zdeterminowani łowcy, depcząc go jeden po drugim. W końcu wstał, otrzepał ubranie i z trudem ruszył przed siebie. Nagle rozbrzmiał znajomy mu dźwięk, który informował o tym, że ważny trop został podjęty. Zatrzymał się i przeciskając się przez tłum dostrzegł na ziemi zmasakrowanie ciało jednego z wilków, zamieszkujących watahą pobliskie tereny. Od razu je rozpoznał, mimo iż brakowało znacznej części tułowia zwierzęcia i kawałka nadgryzionej szyi.
Psy również zgubiły trop i wyczuwając zwłoki zaczęły podgryzać pozostałości. Były często głodzone, ponieważ miały być wtedy skuteczniejsze w znajdowaniu owych zwłok, które świadczyły o przebywaniu w pobliżu młodych, nieuważnych smoków.
– Byli tutaj niedawno. – odparł przywódca oddziału, kucając nad zwłokami. – Szczęki mają podobny rozstaw, a długości pomiędzy siekaczami zgadzają się z naszymi danymi dotyczącymi alti*.
– Szefie, mamy krew, ale to raczej nie wilka. – zawołał jeden z nich, który najprawdopodobniej znudzony za długimi oględzinami ciała, poszedł na stronę.
Większość z łowców spojrzało w jego stronę, po czym odsuwając się na bok przepuścili tego najważniejszego, który oglądał niewielką kałużę krwi z zainteresowaniem. Grupa była bardzo dobrze wyszkolona i doskonale wiedziała jak ma się zachować w różnych sytuacjach. Starannie wyselekcjonowana z osób, które spełniały oczekiwania i które jak nikt inny zdawały sobie sprawę z bogactwa i sławy jakie można uzyskać w dzisiejszych czasach, pokazując coś nienaturalnego i coś co wydawałoby się nie ma prawa bytu istnienia. Aż strach pomyśleć jak bardzo ta hołota musiała się rozwinąć na całym świecie, nie tylko w Rumunii.
– Czy zwiadowcy mają informację na temat wiosek znajdujących się w pobliżu? – ten najważniejszy zwrócił się kogoś podobnie klasyfikowanego do siebie.
– Sir, w przeciągu trzydziestu kilometrów stąd znajduje się tylko jedna niewielka osada zajmująca się głównie wypasem owiec. Mimo zgubionego przez psy tropu, przywódca już wiedział, że mogli się udać jedynie w tamtą stronę.
Królewska maniera Annabel objawiała się bardzo często w najmniej osobliwych sytuacjach, tak samo jak wtedy, gdy przyodziawszy suknię podarowaną jej przez Tshilabę i względnym ogarnięciu swojej twarzy, oraz fryzury, schodziła kurtuazyjnie z długich schodów. Na ten widok Charlie spożywający zupę niemal wypluł połowę na stół. Widywał często swoją przyjaciółkę (bo tak ją zawsze traktował) w wielu oryginalnych, ale jednocześnie eleganckich strojach, lecz nigdy nie było mu dane spojrzeć na nią zupełnie inaczej.
– Wyglądasz jak prawdziwa dama. – rzekła dźwięcznie Ilinka. Była zachwycona tym widokiem, i omal uroniła łzę, co by oznaczało że czcigodna staruszka musiała naprawdę tęsknić za swoją najstarszą wnuczką. – Jak myślisz młodzieńcze?
– Tak, wygląda dobrze. – mruknął pod nosem i odwrócił wzrok w drugą stronę, zajadając się zupą cebulową. Wyglądał tak, jakby chciał coś jeszcze dodać, ale nic, po za bułką nie potrafiło przejść mu przez gardło.
– Bardzo dziękujemy za gościnność w tak niesprzyjających warunkach. – odparła niecierpliwie Annabel – Jednak będziemy musieli już ruszyć w dalszą drogę. Na pewno bliscy się o nas martwią, nie daliśmy im znaku życia od kilku godzin.
Dziesięciolatka musiała bardzo polubić Annabel, ponieważ złapała jej rękę i spojrzała na nią proszącym wzrokiem. Najwyraźniej próbóując zatrzymać dwójkę smokologów na dłużej. Czarownica była jednak nieubłagana, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że ich wizyta tutaj naraża mieszkańców tej spokojnej wioski na niebezpieczeństwo. Handlarze byli nieustępliwi w swoich działaniach, a jeśli dodatkowo poznali jej tożsamość to nawet nie chciała sobie wyobrażać jaki chory plan powstał w ich głowach.
Coś huknęło na dworze, co niemal od razu przykuło ulotną uwagę dziewczynki. Pobiegła do okna i stanąwszy na palcach wyjrzała przez szybę. – Babciu, tam się coś dzieje. Charlie zrobił to samo, po czym podbiegł do Annabel i szepnął jej na ucho, że muszą uciekać. Ruszyli w stronę drzwi, mijając skołowaciałą staruszkę, która zareagowała na uwagę swojej wnuczki i błądziła wzrokiem po szybie próbując odszukać źródło zakłóceń. W tym momencie cisze przeciął czyiś krzyk dochodzący z sąsiedztwa. – Nie jest dobrze Fouley. – mruknął Charlie i spojrzał jeszcze raz na dziewczynę, która właśnie wyciągnęła różdżkę z rękawa i wycelowała nią w okno, przy którym czatowała staruszka z wnuczką. – Obliviate. Zaklęcie zapomnienia w zamyśle Annabel miało zapobiec możliwości dotarcia do nich przez osoby trzecie, a także uchronić przed nieprzyjemnościami i zagrożeniem dla rodziny ze strony handlarzy. – Evanesco. – Tym razem ze stołu zniknęły naczynia z krótych Charlie spożyłał posiłek i zanim Pani Chirac zdołała się odwrócić tej dwójki już nie było.
Wyszli tylnim wyjściem, które prowadziło bezpośrednio na pole wypasu owiec otoczone przez drewniany niski płot, rozejrzeli się dookoła, a dostrzegając grupkę handlarzy która torowała sobie przemocą drogę i siłą odciągała bezbronnych mieszkańców od ich domostw cofnęli się zapobiegawczo do tyłu.
– Gdybyśmy mieli dwie różdżki. – żachnęła Annabel.
– Da się załatwić. – Zaraz po tych słowach Charlie poprosił Annabel o różdżkę i rzucił na siebie zaklęcie kameleona, po czym podkradł się do jednego z nich – tego najdalej odsuniętego od reszty.
Dziewczyna wodziła za nim wzrokiem, jednocześnie obserwując kłusowników*, krórzy według niej krążyli zdruzgotani po całej wiosce, co zmuszało ich do coraz brutalniejszych zachowań
– Petrificus totalus. Mężczyzn runął jak długi na ziemięugodzony zaklęciem Charliego, zaskoczony i pozbawiony jakiejkowiek formy ochrony. – Tak! – niemal krzyknęła w myślach Annabel, podczas gdy jej kompan przeszukiwał nieprzytomnego handlarza.
– Co się tam dzieje? – jeden z handlarzy, ubrany w złotą maskę z rogami, przypominającymi harpię, najwyraźniej po to, by ukryć swoją tożsamość, zaczął niebezpiecznie zbliżać się do Charliego, wykrywając dziwne zakrzywienie światła niedaleko siebie. Annabel miała wrażenie, że skądś znała tą maskę.
– Cholera. – mruknął cicho chłopak - Jak mnie wykrył z takiej odległości. Charlie nie mógł tak po protu uciec bez drugiej różdżki, dosknale zdawał sobie sprawę z tego, że nieprzytomny handlarz, ugodzony zaklęciem paraliżującym co było widać gołym okiem mógłby zaalarmować resztę o przebywaniu tu niemugolskej osoby, a w dalszym rozwoju wydarzeń wywołać pojedynek, który w pojedynkę mógłby się dla nich skończyć porażką. – No dalej. – ręka zaczęła mu drżeć w rytm zbliżających się kroków, ale w pewnym momencie jego palec dotknął czegoś drewnianego i zakrzywionego. Była to różdżka, chłopak zawinął ją do siebie i zaczął biec w stronę Annabel, nie zdając sobie sprawy z tego, że jego ruch spowodował zwiękoszną wykrywalność.
Wtem zaklęcie pognało w jego stronę, Charlie w ostatnim momencie zdołał użyć tarczy, ukazując swoją obecność. Potężna tarcza odbiła zaklęcie, a chłopak w odwecie rzucił drętwotę na zamaskowaniego osobnika, ten także ją odbił.
Później wszystko działo się szybko. Annabel złapała różdżkę handlarza rzuconą jej przez Charliego i zaczęła bombardować zaklęciami przeciwnika, który bez większego problemu odbijał każde z nich, otoczony przez wiernie chroniąca go tarczę.
– Ktoś bardzo chciałby Cię poznać, czarownico. – zamaskowany spojrzał na Annabel. Był to potężny czarodziej, jednak jakość w tym wypadku ustępuje przed ilością. Charlie wraz z Annabel stojąc blisko siebie napierali atakami na mężczyznę, który był zmusozny ulec tej dwójce i zrobić kilka kroków w tył.
Niestety, było to tylko złudzenie, odbijane zaklęcia trafiały w chatki robiąc spore zanieszanie, a odgłosy walki zwabiły do nich innych handlarzy. Nie minęła minuta, a odcięto im drogę ucieczki, zostali otoczeni, już nie byli w stanie atakować, więc przeszli w defensywę – Mamy jakiś plan? Dziewczyna czuła jak narasta w niej niepokój, a jej smocze oblicze pragnęło wyrwać się na powierzchnię i spalić wszystkich na popiół. To uczucie nasilało się z każdą sekundą, ale Annabel musiała trzymać swoje dziedzictwo w garści, doskonale wiedziała, że mogłaby stracić nad sobą kontrolę. Charlie również coraz bardziej tracił na sile, nie było nikogo kto mógłby im pomóc. Ludzie z wioski uciekli przerażeni dotrzegając niecodzienne zjawisko używania magii, nie żeby mugole w jakiś sposób mogliby im pomóc.
– Depulso – Zaklęcie odpychające dosięgnęło Annabel, przebiło jej tarcze, a ona sama odleciała do tyłu, prosto w ręce kłusowników, wyglądała tak, jakby straciła przytomność.
– Nie! – krzyknął Charlie po czym oberwał urokiem Incancerous. Lina otoczyła jego ciało i skrępowała je, tak że nie mógł się ruszyć, a każda chociaż najmniejsza próba wydostania się z niej dusiła go coraz bardziej.
– Głupie dzieciaki. – mruknął zamaskowany – Nie spodziewaliście się chyba wyjdziecie cało z tej maskarady.
– Czego od nas chcecie? – zapytał chłopak oddając się w pełni linie, co umożliwiło mu poluzowanie ścisku.
– Smoków. – odezwał się jeden z kłusowników występując przed szereg. – Gdzie je ukryliście?
– Myślisz, że ci powiem? – spytał retorycznie chłopak, tarzając się po podłodze. – Porzuciliście je, dlaczego teraz chcecie je odzyskać? Wśród handlarzy rozszedł się drwiący śmiech.
– Zostały nam skradzione, nie my je wyrzuciliśmy.
– Zamilcz głupcze. - wszedł mu w słowo zamaskowany i popchnął kłusownika na bok. – Nie sądzisz chłopcze, że to nie ty jesteś tutaj w pozycji do zadawania pytań?
Annabel odzyskała świadomość, ale gdy tylko dostrzegła w jakiej sytuacji znajdują sie z Charliem próbowała wydostać się z silnego chwtytu handlarzy, ale ich siła była dla niej nie do przejścia. Głowa pulsowała jej z bólu, co jeszcze bardziej stawiało ją w pozycji ofiary. Szarpnęła się jeszcze raz, ale męskie ramię zdawało się nie odpuszcać.
– Kto do nas wrócił? Nasza śpiąca królewna. – zamaskowany mężczyzna utracił zainteresowanie Weasley'em i z zadziornym uśmieszkiem podszedł do Annabel.
– Nawet nie wiecie jak bardzo duży błąd w tym momencie popełniliście. – zagroziła Annabel pełną determinacją w głosie.
– Oczywiście, że wiemy, wiemy wszystko księżniczko.
– Księżniczko? – zabrzmiał pełen bólu głos Charliego.
– Czyżby twój towarzysz niedoli o niczym nie wiedział?
– Jak to nie wiedział, co nie wiedział, Annabel?
– Nie będziemy teraz o tym rozmawiać Weasley. – odparła Annabel, wiedząc że tym razem nie będzie w stanie wymyślić niczego, co tłumaczyłoby wydarzenia, przez które chłopak wpakował się w takie niebezpieczeństwo. – Wiem kim jesteś, wiem skąd pochodzisz – Annabel zwróciła się teraz do zamaskowanego, a co ten skwitował to tylko jednym słowem – Doprawdy?
– Nie zależy ci na smokach, tamtym zależy, nie zależy ci na Charliem, zależy ci na mnie więc masz czego chciałeś, wypuść go w tym momencie.
– Nim zajmie się ktoś inny, a na ciebie czeka bardzo wysoko postawiony człowiek oferujący niemałą fortunę za twoją głowę. Annabel znów zaczęła się szarpać. – Czy żywą, czy martwą.
– Zaś twoje truchło nie będzie warte złamanego knuta. – odgryzła się Annabel, a jej oczy zajarzyły się błękitną poświatą, zwiastującą pojawienie się smoka. Nastała między nimi chwilowa cisza, dziewczyna bez mrugnięcia okiem spoglądała na mężczyznę, jednak maska którą nosił zakrywała jego obecny wyraz twarzy i Annabel nie była w stanie stwierdzić, czy zdołała w jakiś sposób przerazić mężczyznę. Wtem poczuła uderzenie, ręka handlarza osunęła się na policzku dziewczyny z dużą prędkością. Upadła na kolana, czując swój piekący policzek. Po czym zamaskowany wyszarpał Annabel do góry jak zwyklą chłopką, bez krzty szacunku i objął palcami jej twarz.
– No dalej Księżniczko. Zamień się w tą łuskowatą bestię, spal mnie na popiół, chyba że nie potrafisz.
W istocie nie potrafiła, ból spowodowany zaklęciem depulso dawał się jej we znaki, strapiona podróżą, nie mająca w ustach nic od dłuższego czasu i pozabwiona regenerującego snu była bezsilna. Chociaż próbowała z całych sił wyglądać na zdolną do przemiany zamaskowany czarodziej bezbłędnie ocenił jej położenie. Annabel jednak kątem oka dostrzegła strugę magii, która usunęła linę oplatającą Charliego.
– Expeliarmus! –krzyknął chłopak i powalił na ziemię nic nie spodziewającego się zamaskowanego, zaraz potem błyskawicznie odrzucił od dziewczyny dwóch trzymających ją handlarzy. Dobiegł do Annabel nim upadła na kolana i objął ją ramieniem, trzymając brodę na jej głowie. Ta znowu złapała go w pasie i wtuliła się w jego tors czując jak opada z sił. Różne zaklęcia miotane z niewidomych miejsc dosięgały resztę handlarzy, większość zdołała uciec, ale część udało się unieruchomić. Charlie wiedział co się wydarzyło, ojciec nie raz opowadał mu jak wyglądają standardowe procedury aurorów w przypadku pojedynków na obszarach mugolskich, a przed nimi pojawił się jeden z nich. Był to mężczyzna w średnim wieku ubrany w beżowy płaszcz i czarne spodnie.
– Wszystko w porządku? – spytał
– Że mną tak, ale Annabel oberwała silnym zaklęciem trzeba jej pomocy medyka. – odpowiedział Charlie i wypuścił ją w objęć tak, żeby auror mógł udzielić jej szybkiej pomocy. Dziewczyna spojrzała na chłopaka.
– Charlie, jeśli chodzi o tamto…– odparła słabym głosem.
– Jak sama słusznie zauważyłaś nie będziemy o tym teraz rozmawiać. – odpowiedział jej, ale Annabel miała wrażenie, że w jego głosie ukryła się nutka goryczy, jakiej wcześniej u niego nie słyszała.
Zaraz świat zawirował. A ona aprtowała się z aurorem do Świętego Munga, zostwaiając Charliego pod opieką innych aurorów.
---.----
Baciu* - Pasterz, który niegdy nie wrócił do domu.
Alti* - inny* z języka Rumuńskiego. Kłusownicy często nazywają tak smoki, które nie wpisywały się w kanony znanych im gatunków smoków.
Kłusownicy* - zatrudniani przed handlarzy specjaliści w tropieniu i łapaniu niebezpiecznych magicznych bestii