czwartek, 30 listopada 2023

II.III

"Nigdy nie ufaj niczemu i nikomu, jeśli nie wiesz, gdzie jest jego mózg."

 

Charlie, trzymając w ręku zeszyty pełne notatek, kierował się w stronę biura Pani Margaret Luci — nowej szefowej rezerwatu rumuńskiego Smoków. Drzwi były solidne, a młody smokolog chwilę zastanowił się, czy powinien zapukać, zanim postanowił wziąć głęboki oddech i wstąpić do środka. Pani Margaret siedziała za biurkiem, skupiona nad jakimiś dokumentami. Jej srogie spojrzenie uniosło się, gdy Charlie wszedł do pokoju, a wyrazista postać kobiety była niczym osa, gotowa zabezpieczyć swój ul na wszelkie wyzwania.

– Witaj, Panie Weasley. Jak mogę pomóc?

– Dzień dobry, Pani Luco. Przepraszam, że przerywam. Mam dla Pani coś ważnego – powiedział, czując, jak żywo drżą mu w dłoniach pergaminy.

– To notatki dotyczące Pana byłego już podopiecznego, prawda? – zapytała, lekko unosząc brwi, jednocześnie unikając bezpośredniego kontaktu wzrokowego.

– Tak, właśnie tak, ale mam pewne wątpliwości co do jakości mojej pracy. Mam dziwne wrażenie, że Ministerstwo może nie uznać moich badań za wystarczające – wyznał szczerze.

Pani Margaret spojrzała na niego przez chwilę, a potem wróciła wzrokiem ponownie na notatki. Jej wyraz twarzy był nieczytelny, co sprawiało, że Charlie czuł się jeszcze bardziej nieswojo.

– Nie jestem zwolenniczką straty czasu, Panie Weasley. Jeśli masz coś ważnego do przekazania, mów od razu – oznajmiła sucho.

Charlie spojrzał na Panią Margaret z lekkim zdumieniem. Jej wyraz twarzy był surowy, a spojrzenie ostrzejsze niż topór do cięcia drewna. Wydawała się kobietą, która nie traci czasu na zbędne gadanie. Skupiona, pewna siebie, jak królowa swojego małego królestwa smoków. Wizerunek osy, gotowej do obrony swojego ulu, idealnie pasował do sylwetki czarownicy, a jej krótkie włosy, zaczesane do tyłu, zdawały się mieć pewien porządek, ale jednocześnie emanowały energią nieposkromionej siły. Charlie zastanawiał się, czy kiedykolwiek udałoby się jej złagodzić ten surowy wyraz, czy może to był integralny element jej charakteru, niepodlegający zmianom.

– Pani Luco, może to tylko kwestia mojej niepewności, ale myślę, że moje badania mogą być źle zinterpretowane przez Ministerstwo Magii. Mam wrażenie, że bez odpowiedniego zrozumienia mogą uznać moje notatki za nadmierną fantazję smokologa, a nie za rzetelne obserwacje – wyznał, zaciskając dłonie na pergaminy.

Pani Margaret spojrzała na niego, unosząc jedną z wysoko podniesionych brwi. Jej spojrzenie było pełne lekceważenia, jakby Charlie próbował się z nią wymieniać argumentami, a ona miała dość czasu na takie pustosłowie.

– Panie Weasley, Ministerstwo Magii zajmuje się wieloma sprawami. Jeśli chcesz, aby zainteresowali się twoimi notatkami, musisz przedstawić im coś więcej niż tylko domysły. – powiedziała z tonem, który sprawiał, że młody smokolog czuł się jak uczeń w szkole, który właśnie otrzymał naganę od nauczyciela.

Charlie otworzył usta, próbując znaleźć odpowiednie słowa, ale Pani Margaret przerwała mu zdecydowanym gestem.

– Jeśli chcesz zasięgnąć mojej opinii, to przynieś mi dowody. Fakty, nie domysły. Ministerstwo nie toleruje tych, którzy tracą ich czas. A ja także nie mam zamiaru. – oznajmiła sucho, skierowawszy swoją uwagę z powrotem na dokumenty na biurku. Charlie zaś spojrzał na Panią Margaret z determinacją. Mimo surowego tonu kobiety postanowił, że pokaże, iż jego badania są naprawdę warte uwagi.

– Mam szczegółowe szkice, a także dokładne notatki z obserwacji, obejmujące nawet opinie starszych smokologów. Chciałem jednak uzyskać Pani opinię i ewentualne sugestie przed oficjalnym przedstawieniem tego Ministerstwu.

Pomimo swoich słów i towarzyszących im surowego wyrazu, byłaby niesprawiedliwym szefem, gdyby nie zwróciła jednak uwagi na pergaminy, które przed nią postawiono. Nachyliła się nad nimi, a w miarę przewracania kolejnych stron notatek, jej dotychczasowa pewność siebie zaczęła się chwiać. Przeczytane frazy były wnikliwe, pełne szczegółów dotyczących zachowania jego smoka, a także opisów niespotykanych jak dotąd wśród długorogów rumuńskich cech fizycznych. Pani Margaret nie była smokologiem, ale nawet dla laika te notatki były imponujące. Charlie spojrzał na reakcję Pani Margaret z ukrytą nadzieją na uznanie, a nieco zaskoczona kobieta zaczęła coraz intensywniej czytać notatki. Jej srogie spojrzenie zmiękło, a brwi opadły nieco niżej, wskazując na rosnące zainteresowanie. Po dłuższej chwili Pani Margaret odłożyła notatki na biurko i spojrzała na Charliego z zupełnie innym wyrazem twarzy. Tym razem nie było w tym lekceważenia czy surowości, a jedynie cicha ocena.

– Panie Weasley, czy to wszystko pochodzi z badań, dotyczących jednego osobnika? – zapytała, unosząc wzrok znad notatek, a jej oczy zajarzyły się pewnego rodzaju oświeceniem.

– Tak, Pani Luco. To rezultat mojej niedawnej rozmowy z klanem rodziny MacFusty, zamieszkującym Hebrydy. Moja partnerka pochodzi z tamtych okolic i umożliwiła mi bezpieczny kontakt z nimi. A tamci z kolei zdradzili mi wiele mało znanych faktów dotyczących rozwoju smoków Hebrydzkich. Lumini, wyglądem bardzo przypomina pozostałe długorogi zamieszkujące rezerwat, ale rozwijał się w podobnym czasie i w ten sam sposób co młode Hebrydzkie.

– Hmm, interesujące – odezwała się Pani Margaret, spuszczając notatki na biurko i skupiając się teraz całkowicie na rozmowie. – MacFustowie są dość hermetyczni, a jeśli udało ci się zdobyć takie informacje, to mogą być one istotne. Jednak, Panie Weasley, zawsze pamiętaj, żeby mieć twardą podstawę dla swoich twierdzeń. Ministerstwo potrzebuje dowodów, nie tylko opowieści rodzinnej.

Charlie kiwnął głową, czując ulgę, że w końcu zdobył jej pełną uwagę.

– Zdaję sobie sprawę, Pani Luco. Pracuję nad zebraniem dodatkowych dowodów, zwłaszcza jeśli chodzi o dzielenie smoczej krwi pomiędzy przedstawicielami kilku gatunków. Chcę, aby Ministerstwo zobaczyło, że to nie czyjeś fantazje, ale solidne badania smokologii. Moje notatki to dopiero początek.

– Dobrze, Panie Weasley. Przynieś mi te dodatkowe relacje, a potem omówimy, jak przedstawić je Ministerstwu. Czas płynie szybko, a ja nie mam zamiaru marnować go na słuchanie niepotwierdzonych opowieści. Teraz idź i pracuj nad tym, co masz. Nie zawiedź mnie.

Charlie czuł mieszankę zadowolenia i wyzwania. Zdawał sobie sprawę, że teraz naprawdę musi dostarczyć solidne dowody, ale wiedział, że to szansa na to, by jego badania zostały docenione.

– Dziękuję, Pani Luco. Nie zawiodę. Postaram się dostarczyć jak najwięcej solidnych faktów. – odpowiedział z uśmiechem.

Pani Margaret skinęła mu głową, a jej surowy wyraz twarzy nieco się złagodził.

– Mam nadzieję, Panie Weasley. A jeśli mowa o Pana partnerce, to proszę jej przekazać, żeby w najbliższym czasie pojawiła się w moim biurze. Teraz idź i działaj.

Charlie opuścił biuro Pani Margaret zdecydowany i pełen determinacji, a w drodze do swojego namiotu zastanawiał się nad reakcją swojej szefowej. Choć była surowa i wymagająca, zaczynała dostrzegać potencjał w jego badaniach. Z jednej strony czuł się pod presją, ale z drugiej — podekscytowany, że może udowodnić wartość swojej pracy.

Po dotarciu do namiotu zanurzył się w analizie swoich dotychczasowych notatek. Zastanawiał się, jak uzupełnić je dodatkowymi informacjami i dowodami. Współpraca z klanem MacFausty była kluczowa, więc postanowił skonsultować się ponownie z partnerką, ale wcześniej przekazał jej, że Pani Luca wzywa ją do swojego gabinetu.

 

Annabel przekroczyła próg biura Pani Margaret, jej kroki zdawały się wibrować od napięcia. Czuła, jakby stąpała na terenie obcego stada smoków, gdzie każdy ruch wymagał ostrożności. Nieufność do szefowej była jak kamień, który ciążył jej na sercu od momentu objęcia pracownicy Departamentu Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami pozycji, która wcześniej należała do kogoś innego. Jej przekonanie, że Pani Luca zajęła miejsce ich poprzedniego szefa, było nieodłącznym elementem każdej interakcji z nową liderką rezerwatu smoków. W jej oczach Pani Margaret była osobą, która przyczyniła się do zwolnienia Pana Mateia, oskarżając go o rażące zaniedbania w prowadzeniu rezerwatu, a także o zagrożenie życia młodych podopiecznych, zamieszkujących ten teren. Natomiast prawdą było to, że on jako jedyny zrobił dla nich więcej niż całe Ministerstwo razem wzięte przez ostatnie lata.

Gdy Annabel usiadła naprzeciwko Pani Margaret, spojrzała na nią z powątpiewaniem, próbując odczytać z jej wyrazu twarzy jakiekolwiek ukryte intencje. Otrzymała jednak tylko enigmatyczny uśmiech, który nie napawał jej zaufaniem. Pani Margaret spoglądała na nią, a Annabel wyraźnie dostrzegła w tych oczach coś, co nie dawało się łatwo zinterpretować. Wydawało się, że szefowa znała wszystkie karty, ale wciąż trzymała swoje zamiary w głębokim ukryciu. W powietrzu unosiła się zaś atmosfera napięcia, jak w przedstawieniu, w którym każda z postaci walczy o swoje terytorium.

– Panno Foutley, zapraszam – odezwała się Pani Margaret, wskazując na fotel naprzeciwko swojego biurka.

Dziewczyna posłusznie usiadła, trzymając na kolanach pergaminy pełne notatek. W jej oczach migotał ogień nieufności, gotów do wybuchu w każdej chwili. Pani Luca spojrzała na Annabel, a ich spojrzenia zderzyły się w powietrzu jak iskry elektryczne. W biurze unosiła się atmosfera, którą można było ciąć nożem. Chociaż szefowa starała się utrzymać neutralne oblicze, to w oczach dziewczyny dostrzegła coś, co nie dawało jej spokoju.

– Wiem, że ostatnio mamy pewne różnice zdań co do wydarzeń w Rezerwacie i co do mojej roli tutaj – Annabel spojrzała na nią pytająco, czekając na dalsze wyjaśnienia. Jej dłonie nerwowo zaciskały się na pergaminach, a oczy przeszywał intensywny wzrok szefowej. – Zanim zaczniemy, chciałabym, żebyś zrozumiała, że nie jestem tu, aby zająć miejsce Pana Mateia. Był on niezaprzeczalnie kompetentnym pracownikiem, ale ubiegłoroczna sytuacja z handlarzami wymagała pewnego rodzaju konsekwencji.

– Pan Matei był bardzo dobrym szefem. Jedną dobrze przemyślaną sytuacją doprowadził do uwięzienia handlarzy, znajdujących się niedaleko Rezerwatu. Zwolnienie go z posady było okrutną karą za ten heroiczny czyn.

– Nie przewidziano takiego zakresu jego odpowiedzialności, panno Foutley. Potrzebujemy kogoś, kto podejmie jednak bezpieczniejsze i zgodne z regulaminem kroki w zakresie ochrony smoków, oraz pracowników i utrzymania równowagi w Rezerwacie.

Annabel wiedziała, że musi uważać na każde słowo. Nie było miejsca na błędy w rozmowie z Panią Lucą. Jej niepodważalna wiara, dotycząca niewłaściwości opinii szefowej wynikało z głębokiego szacunku do Pana Mateia, a także z przekonania, że to on sam byłby w stanie lepiej chronić smoki i utrzymać harmonię w Rezerwacie. Rozmowa między Annabel a Panią Margaret toczyła się więc jak taniec na linie napięcia i nieufności. Dziewczyna zdawała sobie sprawę, że musi dobrze wyważyć swoje słowa, aby nie narazić się na dodatkowe kłopoty. Jej oddanie dla smoków i Rezerwatu było głębokie, a przekonanie o niewłaściwości zwolnienia Pana Mateia tkwiło głęboko w jej sercu.

– Musimy skoncentrować się na przyszłości Rezerwatu. Niezaprzeczalnie osiągnął on sukcesy, ale jedna operacja nie wystarcza, aby zagwarantować bezpieczeństwo smoków na dłuższą metę.

– Pan Matei nie tylko znał smoki, ale też rozumiał ich potrzeby. Przez lata zyskał ich zaufanie. Uważam, że w tej chwili potrzebujemy kogoś, kto ma takie umiejętności i doświadczenie – stwierdziła, utrzymując spokojny ton.

Pani Margaret spojrzała na nią z zaciekawieniem. W jej oczach pojawił się ślad zrozumienia w powątpiewanie młodej smokolog w predyspozycje swojej zwierzchniczki do prowadzenia Rezerwatu, ale jednocześnie utrzymywała prawidłowy dla jej stanowiska dystans.

– Panno Foutley, doceniam twoje zaangażowanie w ochronę smoków, ale sytuacja zmieniła się od czasu, gdy Pan Matei sprawował nadzór. Nadszedł moment, abyśmy podjęli nowe środki bezpieczeństwa i działania, a ja jestem tu, aby zapewnić, że te zmiany zostaną przeprowadzone z myślą o dobru smoków.

Annabel czuła, że to tylko część prawdy. Była jednak zdecydowana bronić swojego stanowiska i przekonań, jednak nie mogła w taki sposób kontynuować dyskusji, rozmawiała przecież ze swoją przełożoną, która mogłaby bez zająknięcia zwolnić ją z Rezerwatu.

– Z jakiego powodu zostałam tutaj wezwana? – spytała bezpardonowo, próbując, chociaż na razie ukrócić dyskusję, którą przecież sama tak niedawno zaczęła. Wiedziała bowiem, że musi znaleźć sposób na przekonanie Pani Luci do swojego punktu widzenia, jednocześnie unikając konfrontacji, która mogłaby zaszkodzić jej pracy w Rezerwacie.

– Panno Foutley, chcę, abyś zrozumiała, jak poważna jest sytuacja. Ministerstwo dokładnie monitoruje działania handlarzy, a niedawno udało się nam rozbicie jednego z ich obozów w północnej Macedonii. Znaleźliśmy tam coś, co nas zaniepokoiło — samicę smoka, którą określamy jako „Projekt Zephyr”. To stworzenie ma cechy, które do złudzenia przypominają te Aseriela i Luminiego.

Annabel zamarła na chwilę, jej serce mocniej zabiło. Myśli krążyły w jej głowie jak wściekłe pszczoły. Pojęcie „Projekt Zephyr” rozbrzmiewało w jej umyśle niczym dzwonek alarmowy. Wiedziała, że Aseriel i Lumini byli dwoma najbardziej wartościowymi smokami w Rezerwacie, a także najbliższymi jej sercu, ale czy to oznaczało, że takich jak oni jest więcej?

– Nie rozumiem.

– Tę samicę znaleziono w opłakanym stanie, ranną i agresywną Panno Foutley. Nikt nie potrafi nad nią zapanować. Jej obecność stanowiła poważne zagrożenie dla personelu oraz innych smoków w Rezerwacie. To właśnie dlatego zgłosiłam ten przypadek do Ministerstwa, a teraz, patrząc na twoje umiejętności i doświadczenie, chcę, abyś zajęła się nią osobiście.

– Dlaczego to mnie powierzono zadanie takich gabarytów? Ten Rezerwat posiada najlepszych w swoim fachu smokologów. Na pewno sprawdzą się lepiej w tej sytuacji.

– Czasami musimy podejmować trudne decyzje. Twoje umiejętności są bez wątpienia imponujące, a z tego, co słyszałam, masz specjalny dar w nawiązywaniu więzi ze smokami. Jednakże, w przypadku tej smoczycy, jest coś więcej, co chcę, abyś odkryła sama. „Projekt Zephyr” obejmuje tak samo twojego dawnego podopiecznego, jak i wychowanka pana Weasley'a. Sądziłam, że chociażby ze względu na ten fakt zainteresujesz się tą sprawą.

Annabel wiedziała, że ta prośba to nie tylko kwestia opieki nad rannym stworzeniem, ale też czymś więcej, co w niedalekiej sytuacji przyjdzie jej poznać. Spojrzenie jej wędrowało po twarzy Pani Margaret, próbując zgłębić, co może kryć się za jej słowami.

– Dobrze, podejmuję się tego zadania, lecz chciałabym pełnej współpracy i otwartości w tej sprawie. Nie chcę działać w ciemnościach ani czuć, że zataja się przede mną jakiekolwiek informacje. – stwierdziła zdecydowanie.

Pani Margaret skinęła głową z aprobatą.

– To wszystko, czego od ciebie oczekuję, Panno Foutley. Jestem pewna, że odpowiednie podejście smoków przyniesie oczekiwane rezultaty. Musisz jednak być gotowa na wszystko, a odpowiedzi na twoje pytania mogą prowadzić do wielu interesujących odkryć.

Annabel pochyliła głowę w akcie posłuszeństwa, ale w jej wnętrzu płonęła resztka nieufności wobec Pani Margaret. Jednakże teraz miała zadanie do wykonania, a dla młodej smokolożki zawsze priorytetem było dobro smoków.

 
 
Główny plac rezerwatu pulsuje od oczekiwań, gdy Annabel i Charlie zastanawiają się nad tajemniczym „Projektem Zephyr”. Dyskusja między nimi jest intensywna, a teorie krążą w powietrzu jak motyle, jednak żadna z nich nie zdaje się stanowić odpowiedzi na zagadkę smoczycy.

– To musi być coś naprawdę nietypowego, skoro nawet Pani Luca nie była w stanie dostarczyć jasnych informacji – zauważyła Annabel, jej brwi zaciągnęły się w zastanowieniu.

Charlie kiwnął głową, zgadzając się z jej uwagą.

– Ale co może mieć Projekt Zephyr, czego nie reprezentowali Lumini i Aseriel? To przecież niesprawiedliwe, że musiała pojawić się ona, by w końcu zajęli się sprawą ingerencji w smoczy ekosystem. – zastanawiał się głośno, próbując zrozumieć naturę tej smoczej zagadki.

– Myślę, że to może być związane z eksperymentem genetycznym – mówiła Annabel, przerywając moment milczenia. – Pani Margaret wspomniała o cechach przypominających Aseriela i Luminiego. Może to być próba stworzenia tego samego gatunku smoka.

– Twierdzisz, że może ich być więcej? – spytał chłopak, a w jego głowie zapaliła się czerwona lampka, sugerująca, że cała ta sytuacja może tylko się przyczynić do osiągnięcia ich celu.

– Tak, wydaje mi się, że cała ta sytuacja może być próbą stworzenia większej ilości osobników tego unikalnego gatunku. – odpowiedziała Annabel, zastanawiając się nad możliwymi konsekwencjami. – Może to być nawet krok w eksploracji możliwości smoczej biologii, coś, co wykracza poza to, co w pewnym momencie życia osiągnęli Lumini i Aseriel.

Charlie zamyślił się na chwilę, zastanawiając się nad tym, co powiedziała Annabel.

– Ale czy to nie grozi zakłóceniem naturalnego porządku rzeczy? Smoki są integralną częścią środowiska świata magicznego od wieków, czy próba masowego rozpłodu nowego gatunku może prowadzić do nieprzewidywalnych konsekwencji?

– To jedno z głównych pytań, które musimy sobie postawić. Czy takie postępowanie to innowacyjny krok naprzód, czy może ryzykowny eksperyment, który może naruszyć delikatną równowagę ekosystemu smoczego? – Charlie skinął głową ze zrozumieniem. – Niepokoi mnie tylko fakt, że nasza szefowa macza w tym swoje palce.

– Sugerujesz, że zechce kontynuować dzieło handlarzy? – spytał szeptem. – Czy Ministerstwo nie powinno w jakiś sposób zareagować?

– Nic nie sugeruję bez powodu Charlie, ale jej niezdrowa fascynacja tą sprawą jest co najmniej niepokojąca. Za mocno ciskała się na procesie Mateia, żeby go zwolniono. Może już wtedy wiedziała, że zajmie jego miejsce i będzie mogła przyjrzeć się bliżej tej hybrydzie.

W centrum rezerwatu, w miejscu, gdzie oczekiwanie pulsuje najmocniej, nagle pojawił się potężny łomot. Z dala dało się słyszeć ludzkie krzyki i wrzawę. Wszyscy, którzy znajdowali się na placu, obrócili się, aby spojrzeć w kierunku źródła tego zamieszania. Główny plac wypełniony był coraz większą liczbą smokologów, którzy z niecierpliwością oczekiwali na spektakularne wydarzenie — wprowadzenie tajemniczego smoka do rezerwatu w ramach Projektu Zephyr. Wszyscy byli zdumieni, gdy ogromne drzwi hali otworzyły się, ujawniając metaliczny klatkowóz zabezpieczający nastoletniego już smoka.

Smoczyca był imponująca jak na jej wiek, ale jej ciało było pokryte bliznami i ranami. Płaty łusek były postrzępione, a niektóre z nich świeciły się zielonkawym światłem, co od razu zwróciło uwagę smokologów, świadcząc o tym, że rzeczywiście miała więcej wspólnego z ich dawnymi podopiecznymi niż jakikolwiek inny smok zamieszkujący Rezerwat. Jej skrzydła, choć potężne, były połamane, a ogon zdawał się znajdować w stanie permanentnego skrętu. Gdy smoczyca zbliżała się do ludzi, agresywnie reagowała na każde zbliżające się stworzenie. Wzgardliwie prychała i trzaskała zębami, wysyłając strumienie dymu znośnego zapachu. Jej ogon kiwał z niepohamowanym gniewem, przewracając wściekłe spojrzenia na każdą stronę. Wokół placu rezerwatu zebrały się też inne Długorogi, ale były zaniepokojone i zaintrygowane pojawieniem się nowego osobnika. Atmosfera stała się jeszcze bardziej napięta, gdy wszyscy obserwowali, co wydarzy się dalej. Smoczyca zdominowana uczuciem niepokoju wobec innych, otaczających ją smoków rozejrzała się dziko wokół siebie, wysyłając gorące strumienie ognia w różne kierunki. Czarodzieje na placu cofnęli się, a niektórzy z nich wytworzyli tarczę chroniącą ich przed palącym oddechem smoka. To samo zrobił Charlie, który jakby wyczuwając, że jej następny podmuch ognia będzie wyslany w ich stronę, szybko chwycił za różdżkę i otoczył siebie oraz Annabel potężną tarczą. Wtedy ich pełne zaniepokojenia spojrzenia spotkały się w pewnym momencie. Smok wydawał się egzytować w agonii, a jednocześnie był wściekły, jakby całe jego istnienie było jednym wielkim bólem.

– Patrz, jak cierpi. To jest nieludzkie. Jak oni mogli ją przewieźć tutaj w takim opłakanym stanie? – szepnął Charlie, ale jego słowa zostały zagłuszone przez huk ognistych strumieni.

Gdy smoczyca poruszała się po placu, widać było, że jej ruchy są niezdolne do swobodnego poruszania. Chociaż starano się ją uspokoić, reagowała agresywnie na każdą próbę zbliżenia się do niej. Ogniste płomienie wypływały z jej pyska, a oczy wyrażały agresję przez strach.

– Ona potrzebuje pomocy, a nie traktowania jej jak monstrum na pokaz. Jestem za nią odpowiedzialna – odpowiedziała mu, a zaraz potem wybiegła spod tarczy i rzuciła na siebie własne protego.

– Annabel, tak bez planu?! – krzyknął za nią Charlie, ale jego partnerka była już za daleko, aby w tym harmidrze móc to usłyszeć.

W międzyczasie tłum na placu podzielił się na dwa obozy — ci, którzy oburzali się widokiem cierpiącego smoka, i ci, którzy uważali go za potencjalne zagrożenie, które byli gotowi utrzymać z dala od swoich namiotów. Sytuacja stała się gorąca, a atmosfera w rezerwacie napięta. Tymczasem Annabel, otoczona osłoną własnej tarczy, zbliżyła się do smoczycy z determinacją. Jej serce biło mocno, widząc istotę w tak złym stanie. Wszystko to wydawało się sprzeczne z duchem Projektu Zephyr, który przecież zakładał ochronę smoków, takich jak ona. Charlie, zaniepokojony, utrzymywał nad sobą tarczę ochronną, gotów na każde możliwe niebezpieczeństwo.

Smoczyca, choć agresywna, wydawała się reagować na Annabel w sposób bardziej spokojny. Czarownica ostrożnie próbowała się do niej zbliżyć, odbijając każde z wystrzeliwanych płomieni. Jej determinacja wynikała zarówno z troski o istotę cierpiącą, jak i z chęci zrozumienia, co kryje się za tym niespodziewanym i dramatycznym przybyciem. Brała do siebie każdy rozpaczliwy krzyk smoczycy. Wydźwięk ryków szumiał jej w uszach i zagłuszał logiczne myślenie, które nakazywało jej postąpić zgodnie z zasadami Rezerwatu i pozostawić próbę poskromienia jej starszym smokologom.

– Jesteśmy tutaj, aby ci pomóc, spokojnie – odparła, starając się dotrzeć do smoczycy za pomocą łagodnego tonu głosu, jednak ta pozostawała nieufna i wściekła.

Charlie, obserwując rozwijającą się scenę, zastanawiał się, jak doszło do tego punktu. Czy Projekt Zephyr miał naprawdę na celu dobro smoków, czy może było to coś znacznie bardziej złożonego? W tle pojawiły się szepty i spekulacje, a atmosfera stawała się coraz bardziej gorąca. Sytuacja, taka jak ta zdarzała się w Rezerwacie bardzo często, szczególnie przy wprowadzaniu nowego osobnika, ale nigdy nie rozwijała się taką skalę, jak zrobiła to dzisiaj.

W miarę jak Annabel zbliżała się do smoczycy, ta zaczęła reagować coraz bardziej spokojnie. Jej płomienie stawały się mniej intensywne, a oczy wyrażały już niepewność i przerażenie. Czarownica zdała sobie sprawę, że smoczyca potrzebuje pomocy, a jej stan zdrowia i zachowanie mogą być wynikiem trudnych doświadczeń, w których była zmuszona w przeszłości uczestniczyć.

– Jesteśmy tutaj, aby cię ochronić i pomóc. Nikt cię nie skrzywdzi – mówiła Annabel, starając się przekonać smoczycę do zaufania. Jej umiejętności komunikacyjne były kluczowe w tej sytuacji, ponieważ każdy błąd mógłby spowodować eskalację agresji.

Tymczasem Charlie obserwował całą sytuację z zaniepokojeniem. Chociaż rozumiał troskę Annabel, to obawa przed ewentualnym niebezpieczeństwem, jakie niesie za sobą agresywny smok, nie opuszczała go ani przez sekundę. Jednak w sercu chłopaka tliła się nadzieja, że smoczyca wyczuje podobieństwo do siebie w dzikszym obliczu jego partnerki.

– Annabel bądź ostrożna! – krzyknął, informując o gotowości do interwencji w razie potrzeby.

Smoczyca, chociaż nieco uspokojona, wciąż trzymała się na dystans od Annabel. Trącała dziewczynę nosem, a ta starała się stać w jednym miejscu i nie robić żadnych gwałtownych ruchów. Pewne było to, że bestia w jakiś sposób wyczuła w niej coś więcej niż tylko zwykłe człowieczeństwo. W pewnym momencie słysząc, jak oddech smoczycy łagodnieje, Annabel postanowiła użyć swoich umiejętności magicznych, aby delikatnie złagodzić ból i cierpienie smoczycy. Vulnera Sanentur — Zaczęła wypowiadać zaklęcia lecznicze, kierując je w stronę rannego stworzenia, by wyleczyć jego rany.

W czasie, jak zaklęcia docierały do smoczycy, jej ruchy stawały się bardziej płynne, a opór słabł. Charlie zaś przygotował się do rzucenia mocniejszych czarów ochronnych, gotów na każdy możliwy rozwój sytuacji.

– Vulnera Sanentur. – Ponowiła zaklęcie, aby zasklepić całkowicie rany, a krąg wytworzony przez jej dłoń objął całkowicie ciało cierpiącej już coraz mniej bestii, która na ten moment otoczona należną opieką, zaczęła zmieniać się przed oczami zgromadzonej publiczności. Jej skrzydła zaczęły się zrastać, a blizny na ciele powoli zanikały.

– Uda jej się... – szepnął Charlie, próbując uspokoić swoje nerwy.

Młoda smokolog kontynuowała zaklęcia, mając nadzieję, że zaklęcie pomoże smoczycy odzyskać zdrowie. Wokół niej zapanowała cisza, a wszyscy patrzyli przezornie na to zjawisko, gotowi do wspólnej ochrony jednej z nich. Scena w rezerwacie była teraz nasycona napięciem, ale jednocześnie pełna oczekiwania na dalszy rozwój tej sytuacji. Bestia, która jeszcze niedawno tak mocno cierpiała, teraz zmieniała się przed oczami smokologów, regenerując swoje ciało i nabierając nowego życia.

– Udało jej się. – wyszeptał ktoś z tłumu, a te słowa szybko rozchodziły się lawinowo po placu. – Odzyskaliśmy ją!

Annabel kontynuowała rzucanie różnych zaklęć leczniczych, skupiając swoją magię na procesie uzdrawiania smoczycy. Jej serce biło mocno, a oczy świeciły się intensywnym błękitnym blaskiem, który tylko Charlie mógł odpowiednio zinterpretować. Teraz gdy hybryda była stabilna, Annabel zdecydowała się zbliżyć do niej. Delikatnie dotknęła jej łusek, sprawdzając, czy wszelkie rany zniknęły. Smoczyca odpowiedziała na ten gest ciepłem, które wydzielała, wyrażając wdzięczność wobec swojej wybawicielki.

Tłum wokół nich zaczął reagować z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony była radość z uspokojenia smoczej istoty, z drugiej jednak pojawiały się pytania i obawy co do samego Projektu Zephyr.

– Musimy poinformować o tym Departament Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami. – powiedział Charlie, patrząc na partnerkę z powagą. – Ta sytuacja nie może pozostać bez echa.

Annabel kiwnęła głową, zgadzając się z nim. Oboje zdawali sobie sprawę, że muszą zgłosić to, czego doświadczyli i zastanowić się, czy Projekt Zephyr rzeczywiście służy dobru smoków, czy może kryje w sobie coś więcej.
 
Czy smoczyca była efektem miotu genetycznego, o którym wcześniej mówili? Czy Projekt Zephyr miał na celu ocalenie smoków, które są unikatowe? Te pytania krążyły w powietrzu, podobnie jak ich wcześniejsze teorie. Jedno było pewne – ta tajemnicza hybryda przyciągnęła uwagę wszystkich smokologów, a jej obecność w rezerwacie stała się punktem zwrotnym dla całego Projektu Zephyr.

piątek, 17 listopada 2023

II.II

"Cierpienie jest rzeczą równie ludzką co oddychanie. " 

 

Oślepiły ją promiennie mocnego, letniego słońca, tworząc barierę, przez którą ciężko było cokolwiek dostrzec. Widziała nieostre kształty pojedynczych drzew, które majestatycznie wzbijały się w powietrze, górując nad żywo-zielonymi gołymi polami traw dokładnie tak, jakby ich gałęzie chciały wzbić się do chmur. Próbowała wyostrzyć wzrok, ale na marne. Wbrew wszystkiemu spojrzała w górę, a z ręki utworzyła imitację dachu, aby odciąć skrzenie się słońca od jej oczu. Poczuła lekki wiatr, który na kilka sekund dał jej ukojenie w upalny dzień, a gdy ostatni jego podmuch odbił się od jej pleców, odwróciła się na pięcie. Za nią rozciągała się niekończąca się droga, pokryta lekko trzcinami i zielonkawym mchem. Na horyzoncie widziała jedynie malutką wieś, otoczoną drzewami i polami uprawnymi, a decyzja, którą podjęła, wisiała w powietrzu jak tamta nierozwiązana zagadka.

– Księżniczko, kocham cię całym sercem, jesteś dla mnie jak córka, której mi poskąpiono. Wszakże nie wiem, czy będę w stanie okłamywać Króla w tak niebotycznej sprawie, jaką jest zaginięcie jego siostry.

Annabel spojrzała w kierunku wieży, która była jedynym punktem orientacyjnym w tej okolicy. Wiedziała, że zwykle była zamieszkana przez ludzi, którzy mogliby ją rozpoznać i niepotrzebnie ukrócić zaufanie, którym bezsprzecznie Agatha cieszyła się wśród arystokracji zamieszkującej zamek.

– Agatho, doskonale wiesz, że Victor jest mężczyzną surowym i nieprzeniknionym. Jeśli nie spróbuje odnaleźć swojej zaginionej siostry, to kto inny to zrobi?  – spytała retoryczne Annabel, a na jej twarzy odbijały się promienie słońca, jakby pokazując wsparcie niebios w jej wyborze. – Nie możemy przymykać oczu na to, iż mój kuzyn wiele nie zrobił, aby odnaleźć Christine, ale coś karze mi ufać, że gdy tylko otrzyma jakąś wskazówkę, zrobi co w swojej mocy, aby ją odzyskać. Nie może tylko wiedzieć, że ta wskazówka wyszła ode mnie. Jest na to zbyt dumny.

Agatha wahała się rozważając dylemat przedstawiony przez Annabel. Spojrzała na nią z niepewnością, a jej czoło zaczęło marszczyć się w zamyśleniu, sprawiając, iż przez ten moment, na twarzy przybyło jej dziesięć lat więcej.

– Dlaczego księżniczko? Dlaczego? Wielką niesprawiedliwością jest stawiać mnie przed wyborem pomiędzy lojalnością wobec Króla, czy wobec ciebie. – zauważyła, chociaż zabrzmiała bardziej na zaniepokojoną niż kategoryczną.

– Rozumiem twoje obawy i wiem, że stawiam cię w trudnej sytuacji, ale proszę, zrób to dla mnie i dla Christine. Niech Victor nie wie, że to ja przekazałam ci tę informację. Musimy zachować dyskrecję. Jeśli znajdziemy jakąś wskazówkę, która może pomóc w odnalezieniu mojej kuzynki, to musimy działać szybko. Sam Bóg wie, co oni planują jej zrobić. – Annabel spojrzała na Agathę, świadoma trudności sytuacji, w jakiej postawiła swoją przyjaciółkę. Słońce w dalszym ciągu padało z nieustającą mocą, a gorący wiatr powoli przemieszczał się przez zielonkawe pola, unosząc zapach trawy i kwiatów.  – Serce mi się kraje, gdy pomyślę o tym, co mogło się jej przytrafić. 

– To nie jest tak proste. Nie tylko o moją lojalność chodzi, Księżniczko. Jeśli zataimy przed Królem fakt, że posiadasz informacje dotyczące zaginięcia jego siostry, to sami staniemy się podejrzani. A jeśli Król uzna to za zdradę? – Agatha westchnęła głęboko, zaciskając dłonie na sukni. Jej wewnętrzna walka malowała się na twarzy.

– Rozumiem ryzyko, ale musisz uwierzyć, że to jedyna szansa na odnalezienie Christine. Victor ma dostęp do zasobów i informacji, których my nie mamy. Wszak mamy moralny obowiązek pomóc Christine, a jeśli tego nie zrobimy, Flockhart może wykorzystać sytuację dla swoich podstępnych celów. Nie chcę, aby moja kuzynka stała się pionkiem w jego grze. Już wystarczająco smutny jest fakt, że brat wydał ją za mąż dla swoich własnych celów. – Annabel pochyliła się lekko ku swojej opiekunce, biorąc jej dłonie w swoje.– Musisz mi obiecać, że nikt nie dowie się, że to ja przekazałam ci informacje. Zostaniesz w cieniu, a ja zajmę się resztą.

Agatha przyglądała się Annabel, zastanawiając się nad jej słowami. Głęboko oddała się służbie rodzinie królewskiej, ale także była wierna swojej opinii. Jej serce drgało wewnętrznym konfliktem przez chwilę, ale w końcu wydała ciche westchnienie i skinęła głową.

– Rozumiem. Zgadzam się, że musimy działać szybko i w tajemnicy przed Victorem. Jeśli takie jest twoje życzenie, to uczynię to dla ciebie.

– Ryzyko jest ogromne Agatho, a jeśli Victor przyłapie cię na zatajaniu faktów, stracę jedynego sprzymierzeńca na Islay. Musisz działać roztropnie.

– Stoisz na skraju głębokiego morza, moja Pani. Ryzykujesz wiele, ale musisz wiedzieć, iż takich jak ja, którzy w dalszym ciągu uważają cię za prawowitą następczynię tronu, jest wiele.

Siła słońca nadal opalała krajobraz, a w oczach księżniczki migotała zdecydowana determinacja. Agatha zaś, wewnętrznie walcząc z lojalnością wobec króla i oddaniem dla Annabel, patrzyła na nią z głębokim zrozumieniem. Zanim jednak zdążyła wyrazić swoje dalsze wątpliwości, dziewczyna przerwała ciszę.

– Moim celem nigdy nie było to, ażeby zasiadać na tronie. Moja matka, choć zrezygnowała na rzecz swojego brata, zrobiła to, by uchronić nasze dziedzictwo przed ciężarem korony. Nie chcę być marionetką w rękach czarodziejów czy intrygantów dworskich, a przede wszystkim, nie chcę, aby historia powtórzyła się z moim udziałem tak, jak to było z moją matką.

Agatha skinęła głową, aczkolwiek jej spojrzenie było pełne troski. Jako jedna z nielicznych wiedziała o smoczym dziedzictwie swojej podopiecznej. Nie znosiła tej wiedzy, która wywoływała u niej niepokój za każdym razem, gdy kategorycznie odmawiała czegoś młodej Annabel. Obawiała się jej daru, którego nie potrafiła wówczas kontrolować, ale jako jedyna w jej otoczeniu miała magiczne zdolności, które nie raz potrafiły zapanować nad roszczeniowym wówczas charakterkiem dziewczynki.

– Księżniczko, rozumiem twoje obawy. Jednakże, w obliczu zaginięcia twojej kuzynki i zagrożenia ze strony Flockharta, musisz zrozumieć, że twój los jest ściśle związany z losem całego królestwa. Jeśli mimo informacji, które udało ci się ustalić, Mości Król nie podejmie działań, aby odnaleźć  Lady Christine, to nie tylko ona będzie zagrożona, ale również cała wasza dynastia.

– Działać będę dla dobra królestwa, Agatho. - odparła zniecierpliwiona, kontrolując wybuch cynizmu, którzy tlił się gdzieś w jej głębi. – Jednak to nie oznacza, że muszę być królową. Wykorzystaj swoje umiejętności, swoje koneksje, abyśmy mogły odnaleźć Christine. Jednak nie mów nikomu o moim zaangażowaniu. Chcę działać w cieniu, bez świateł reflektorów. Victor toczy swój własny taniec intryg, a Flockhart jest gotów grać nieczysto. 

Agatha pochyliła głowę, akceptując zadanie postawione przed nią przez Annabel. Choć wewnętrznie wahała się i czuła ciężar odpowiedzialności, wiedziała, że musi działać zgodnie z wolą księżniczki.

– Rozumiem.– odparła ciężko, ale widać było, że słowa Annabel nie przypadły jej do gustu.– Postaram się działać dyskretnie i skorzystam ze wszystkich dostępnych środków, aby odnaleźć Christine.

– Dziękuję, Agatho Informuj mnie regularnie o postępach, ale uważaj, byś nie wpadła w sidła intryg. Flockhart jest niebezpieczny, a mój kuzyn... cóż, z jego strony też można się spodziewać wielu niespodzianek.

Agatha skinęła głową, zrozumiała ważność zadania przed nią postawionego. Obydwie kobiety, każda z własnymi obawami i celami, stanęły na skraju tej opowieści, która miała zadecydować o losach Księżniczki Christine. Słońce nadal świeciło mocnym blaskiem, a wiatr delikatnie ułatwiał chwilę zadumy. 

Myśli Annabel zabłądziły natenczas w krainie tajemnic, gdzie wcześniej szukała śladów zaginionej kuzynki. Jednocześnie wzrok jej utkwił w wieży, która zdawała się przechodzić przez transformację, zatopioną w złocistym blasku palącego słońca.


 

Charlie Weasley przebywał w swoim namiocie na obrzeżach Rezerwatu smoków, otulony gęstym zapachem dymu i przypalonej drewnianej podłogi. W pokoju panowała ciężka atmosfera, a żarzące się oczy Charliego podkreślały zmęczenie i zmartwienie. Drewniana podłoga zaś skrzypiała pod ciężarem jego myśli, gdy przemieszczał się z jednego końca pokoju na drugi. Za oknem, niebo przybierało odcienie pomarańczy pod wpływem zachodzącego słońca, a na ścianie wisiał stary koc z rdzawymi wypalonymi śladami. Charlie obracał w dłoniach jedną ciemnozielonych łusek, gładząc ją mechanicznie. Usiadł na skórzanym fotelu, opierając głowę na dłoniach, które osłaniały twarz. W jego myślach toczyły się burzliwe obrazy ostatnich dni — chwile, w których Lumini rozwinął skrzydła, unosząc się w powietrzu, tym samym odlatując w świat smoków, który stał już przed nim otworem. Charlie czuł dumę, ale jednocześnie w sercu miał głęboką ranę.

Niedaleko leżała sterta notatek i podręczników o smokach, porozrzucanych na podłodze. Charlie zgubił się w pyłach wiedzy, próbując zrozumieć, dlaczego nawet teoretyczne przygotowanie nie zdołało ułatwić mu rozstania się z Luminim. Na stoliku przed nim wiły się także zszargane notatki. Rozmyślał nad każdym szczegółem związanym z opieką nad smokami, a wszystkie myśli krążyły mu wokół jednego punktu. Ostatnim zadaniem dla młodego smokologa było zawarcie w swoich notatkach wszystkich, nawet najdrobniejszych informacji dotyczących rozwoju i zachowań Luminiego. Chciał dostarczyć Ministerstwu kompletnych informacji, aby jego podopieczny mógł zostać uznany za nowy gatunek, co otworzyłoby drogę do specjalnej opieki Departamentu Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami. Było to jego obowiązkiem, ale również źródłem niepokoju dla samego Charliego. Zatopiony w fotelu, masując skronie, próbował złapać oddech. Jego myśli krążyły między zadaniem smokologa a troską o Annabel, która oddała notatki dotyczące Aseriela już kilka dni wcześniej, a towarzyszące jej słowa, „To tylko przysporzy ci cierpienia,” brzmiały mu w głowie. Jednocześnie widział w jej oczach ukryty żal, który w tym czasie tak skrzętnie próbowała przed nim ukryć.

Niebo za oknem stopniowo tonęło w mroku, a jedyne światło w namiocie pochodziło z trzęsącego się ogniska. Charlie spojrzał na nie, widząc w płomieniach tańczące cienie, które odzwierciedlały jego własne wewnętrzne zamieszanie. Wstał z fotela, podszedł do okna i przeciągnął zasłony, odsłaniając ostatnie promienie zachodzącego słońca. Patrzył w dal, a zarazem widział tylko kontury Luminiego unoszącego się na tle purpurowego nieba. To był obraz, który pozostawił w jego umyśle głęboką wiarę. Postanowił ponadto zebrać rozrzucone notatki, próbując w ten sposób poukładać w sobie myśli. Zajęcie to miało także symboliczne znaczenie — jak gdyby porządkowanie archiwaliów miało przyczynić się do uporządkowania jego roztrzaskanego świata. Rękami przesuwał papiery, a każda strona zawierała kawałek tej niezwykłej historii, która teraz zdawała się mu wymykać.

Głęboko pogrążył się w pracy nad dokumentacją, próbując zgromadzić wszelkie informacje na temat Luminiego. Jego myśli krążyły między teoretycznymi aspektami smokologii a osobistym doświadczeniem utraty. Z każdym przewróconym arkuszem papieru odkrywał kolejne szczegóły związane z rozwojem i zachowaniami smoka. 
W miarę jak zapisywał kolejne obserwacje, Charlie zdał sobie sprawę, że jego zadanie jako smokologa stawało się również rodzajem terapii. To wydawało się jedyne, co teraz posiadał — skupienie na pracy, analizowanie faktów i tworzenie porządku z chaosu emocji. Podczas gdy słońce chyliło się ku zachodowi, Charlie wciąż przeglądał notatki, zastanawiając się, czy da się znaleźć sens w tym, co się stało. Wiedział, że jego praca może przyczynić się do uzyskania specjalnej ochrony dla Luminiego ze strony Ministerstwa, co mimo ogromnego bólu, który nawiedził jego nadgarstek, dawało mu dodatkową motywację do działania.

W pewnym momencie zauważył ostatnie promienie zachodzącego słońca, które oświetlały namiot, tworząc złote refleksy na ścianach. Zdecydował się przerwać pracę na chwilę i spojrzeć na to widowisko. Zewsząd płynące dźwięki Rezerwatu smoków — od odległych ryku do subtelnych szmerów nocy — wypełniły namiot, a nadmiar myśli i ogrom ciężkiej pracy posłał go w objęcia Morfeusza


Annabel powróciła do Rezerwatu w nocnej ciszy, gdzie gwiazdy migotały na niebie niczym odległe punkty magicznej choreografii. Wcześniejsza mżawka deszczu ustąpiła miejsca wilgotnej atmosferze, a ścieżki były oświetlone bladym światłem księżyca. Jednak nawet ta malownicza sceneria nie mogła ukoić wewnętrznego chaosu młodej smokolożki.

W miarę jak przemierzała Rezerwat, mroczne myśli krążyły w jej umyśle niczym cienie. Rozmowa z Agathą ciągle powracała, a przymus wypuszczenia Aseriela na wolność nadal wzbudzał w niej smutek i głęboką niesprawiedliwość. Wewnątrz czuła ciężar odpowiedzialności za los smoka, który stał się nie tylko jednym z najbliższych jej sercu istot w Rezerwacie, a także w pewnym sensie potomstwem, którego jej smocza część przygarnęła i otoczyła należytą opieką. Pamięć przenosiła ją do chwil, kiedy Aseriel był jeszcze młodym smokiem, pełnym beztroski i radości. Widziała go, jak bezgranicznie bawił się w kaskadzie płomieni, które sam wytworzył. Jego czarne łuski lśniły w blasku ognia, a oczy świeciły się z radości. W jej sercu tęsknota mieszała się z żalem. Odczuwała utratę, jakby coś ważnego zostało oderwane z jej życia. Rozmowa z Agathą dodatkowo pogłębiła wewnętrzny konflikt. Z jednej strony lojalność wobec rodziny królewskiej, do której przecież już nie powinna należeć a z drugiej, tęsknota za tym, co utraciła — za Aserielem, który teraz musiał znaleźć swoje miejsce w dzikim, wolnym świecie.

Zamiast wrócić do namiotu, Annabel szła bez celu po Rezerwacie. Każdy krok przypominał jej o dawnych czasach, o chwilach, gdy Aseriel był jeszcze małym smoczym podopiecznym. Wspomnienia powoli ożywały przed jej oczami. Przypomniała sobie pierwsze spotkanie, kiedy to znalazła poranionego smoka w gęstwinie. Jego łuskowate ciało było niewielkie, a oczy pełne lęku. Annabel musiała go przygarnąć, a w miarę upływu czasu ich więź rosła. Mały Aseriel podążał za nią wszędzie, niczym ciekawe dziecko, odkrywając piękno Rezerwatu i tajemnice otaczające ich świat.

Te wspólne przeżycia stanowiły kolorową mozaikę, teraz jednak poplamioną łzami tęsknoty. Pierwszy raz, gdy Aseriel wzbił się w niebo, rozbłysła w jej pamięci. Jego łuski migotały w świetle wschodzącego słońca, a Annabel czuła, że świadkowie ich szczęścia to nie tylko gwiazdy, lecz także same siły natury. Natomiast teraz, tamte chwile były jak bajkowy sen, zbyt krótki i efemeryczny.

Z tą myślą postanowiła wrócić do namiotu, lecz zanim to zrobiła, rzuciła ostatnie spojrzenie na scenerię, która świadczyła o ich wspólnych przygodach. Jej serce zabiło w piersi, a myśli krążyły wokół obecnej sytuacji. Decyzja o wypuszczeniu Aseriela była bolesna, ale konieczna. Smok musiał znaleźć swoje miejsce w świecie, a Annabel miała za zadanie znaleźć siłę, by kontynuować walkę o bezpieczeństwo rodziny królewskiej i odnalezienie zaginionej Christine.

Zbierając ostatnie wspomnienia z Rezerwatu, Annabel ruszyła w kierunku namiotu, a przeplatające się myśli o Aserielu, Rezerwacie i zaginionej krewnej sprawiały, że czuła się jak narrator nieodgadnionej opowieści, która nadal miała przed sobą wiele rozdziałów.

Namiot w Rezerwacie przywitał ją ciepłem i blaskiem światła. Annabel usiadła, pochylając się nad mapami,  próbując rozwiązać skomplikowany układ, który ukrywał odpowiedzi na pytania o losy Christine. Chociaż zewsząd dobiegały dźwięki nocnej przyrody, w jej umyśle nadal echały rozmowy z Agathą. Podejmowanie trudnych decyzji było nieuchronną częścią jej roli, ale teraz musiała spojrzeć w przyszłość i zebrać siły, by kontynuować poszukiwania. Odpowiedzi tkwiły gdzieś w podziemiach wyspy, a Annabel była zdeterminowana, by je odnaleźć.



 

Następnego dnia, o poranku, Annabel spotkała się z Charliem przy drewnianym stole na tarasie, gdzie śniadanie serwowano pod otwartym niebem. Delikatny wiatr rozwiewał zapachy świeżo naparzonej herbaty i rozkładających się owoców, a ptaki śpiewały wesoło na tle szumiących liści, tworząc harmonię natury, zakłóconą jedynie żwawą dyskusją pomiędzy partnerami.

– Musiałam z nią porozmawiać, Charlie. Musiałam powiedzieć, co wiem, Agatha jest jedyną czarownicą na dworze, której lojalność jest niepodważalna.

– Lojalność wobec kogo, Annabel? – Charlie leniwie odłożył łyżeczkę, którą przed chwilą energicznie mieszał w swoim kubku pełnym kawy. – Wobec ciebie, czy Króla?

Annabel spojrzała na Charliego, a w jej oczach pojawiło się rozterka. Delikatny cień niepewności mknął po jej twarzy, ale zaraz potem ustawiła się prosto i odpowiedziała, utrzymując kontakt wzrokowy.

– Nie jestem pewna, Charlie. Może obu, ale to nie jest teraz ważne. Agatha potrafi czarować i jestem przekonana, że dowie się o czymś, czego ja nie jestem w stanie z poziomu Rezerwatu uczynić. Znam ją tyle lat. Jest mądra i całą pewnością nie zrobi niczego, co pogrzebałoby szanse na odnalezienie Christine.

– Ale co z Victorem? – spytał nagle, ucinając temat kobiety. – Nie znasz przecież wszystkich kart, jakie chowa w rękawie, a te mogą być nawet takie, że twój kuzyn doskonale wie, gdzie może znajdować się jego siostra, ale z jakiejś przyczyny nie zamierza jej szukać.

– Co masz na myśli? – spytała, a Charlie spojrzał na nią z pewnym zastanowieniem, próbując dojść do sedna sprawy.

– Chodzi mi o to, że może istnieć jakiś układ, umowa, czy tajemnica, której nie znamy. Victor może mieć swoje własne powody, dlaczego jest taki bierny w tej sytuacji. Nie możemy zakładać, że wszystko jest takie, jakim się wydaje. W końcu jego siostra zaginęła, a doskonale pamiętam, jak mi mówiłaś, że zrobił absolutnie minimum, aby ją odnaleźć. – przerwał, ukradkiem spoglądając na reakcję swojej partnerki. – Gdyby to był ktoś z mojego rodzeństwa, zrobiłbym wszystko, aby ich uratować. Postąpiłbym jak ty, nie jak on.

Annabel spojrzała na Charliego z wyrazem zdumienia i niepewności. Jego słowa o Victorze budziły w niej wątpliwości i niepokój. Mimo że ufała w intencje swojego kuzyna, teraz zaczęła się zastanawiać, czy rzeczywiście znała go tak dobrze, jak sądziła.

– Charlie, nie możemy zakładać najgorszego. Victor może mieć swoje powody, których nikt nie zna. – próbowała tłumaczyć, starając się znaleźć usprawiedliwienie dla jego działań.

– Annabel, to o jego siostrze mówimy. Księżniczce Islay. Co więcej o jego możliwej zastępczyni. Gdybyś ty zniknęła, czy ja siedziałbym bezczynnie i czekał na cud? Nie wydaje ci się, że Victor powinien robić więcej? – spojrzał na nią poważnie, dostrzegając w jej oczach refleksje, a słońce coraz wyżej wznosiło się na niebie, rzucając złote promienie na ich rozmowę. – Ludzie potrafią być zaskakująco skomplikowani, zwłaszcza gdy chodzi o ukrywanie prawdy.

Annabel spojrzała na Charliego z głębokim westchnieniem, a ich rozmowa na chwilę ustała. Wokół nich świat migotał w blasku porannego słońca, które sprawiało, że liście drzew tańczyły w rytmie delikatnego wiatru. Odczuwała, jak atmosfera wokół nich staje się coraz bardziej nasycona emocjami, lecz poranna cisza, tylko przełamana szumem liści i śpiewem ptaków, zdawała się stanowić idealne tło dla ich rozważań. 

Charlie spoglądał na nią z intensywnym wyrazem twarzy, a światło słońca podkreślało cienie na jej rysach. Jego słowa brzmiały jak sensowna analiza sytuacji, która sprawiła, że przez chwilę Annabel pomyślała, iż może istnieć coś więcej niż tylko pozorna oczywistość. Jednak nie była do końca przekonana, czy emocje, odnośnie niechęci do jej kuzyna nie biorą góry nad jego zdrowym osądem. Oczywiście istniała również możliwość, że to właśnie Charlie patrzy na sprawę trzeźwo, a to ona robi to zupełnie na odwrót, kierując się jakimiś niedorzecznymi ideałami, które wpajano jej od dziecka. 

Była jednak zmuszona podejść do sytuacji z rozwagą, ale zarazem nie mogła wykluczyć żadnej możliwości. Oddawała jego spojrzenie z wewnętrznym konfliktem, próbując zbalansować swoje uczucia wobec Victora i zdrowe podejście do rzeczywistości. Zdawała sobie sprawę, że świat dworskich intryg jest pełen sprzeczności i niewiadomych, a jej lojalność wobec rodziny w jakiś sposób kolidowała z troską o bezpieczeństwo zaginionej Christine. Charlie zaś z powagą wskazywał na możliwość ukrytych motywacji i tajemnic, które mogły kryć się za biernością Victora. Nie umknął jej jednak fakt, iż ten poznał Króla tylko od tej gorszej strony. Niewykluczone nawet jest to, że to właśnie ona nieświadomie w jakiś sposób wpłynęła na jego opinię, stawiając go w niekorzystnym świetle.

– Masz rację Charlie, ale nie chcę postrzegać zgoła swojego kuzyna jako zdrajcy. Znam go zbyt dobrze, by uwierzyć, że mógłby działać wbrew dobru wyspy. Trzeba znaleźć równowagę między zrozumieniem a byciem gotowym na odkrycie prawdy – powiedziała Annabel, starając się wyrazić swoje wewnętrzne rozterki. – Może być też tak, że oboje mamy po części słuszność.

– Annabel, nie sugeruję, żebyś od razu zakładała, że Victor jest zdrajcą. Po prostu radzę, żebyś była ostrożna i nie ufała mu w taki ślepy sposób. Działanie w tej sytuacji wymaga równowagi między lojalnością a zdrowym sceptycyzmem. Musimy działać ostrożnie i z głową – kontynuował Charlie. – Spróbujmy dowiedzieć się więcej, bez podejmowania pochopnych decyzji. Poczekajmy na to, co ustali Agatha. Dobrze?

Annabel przytaknęła w geście zgody. Wobec powyższego postanowili kontynuować śniadanie, głęboko zanurzeni w rozmowie o strategii, jaką w późniejszym czasie przyjmą w poszukiwaniach Christine. Drewniany stół na tarasie stał się miejscem narad, gdzie w cieniu porannego słońca rozważali każdy możliwy trop. Jednak w miarę pogłębiającej się rozmowy Annabel zauważyła zmęczenie, które coraz bardziej malowało się na twarzy Charliego. Dzień dopiero się zaczął, a jej partner nigdy nie miał problemu ze snem. Jego zazwyczaj żywe oczy były trochę przygaszone, a mimika twarzy wydawała się bardziej przygnębiona niż zwykle.

– Czy wszystko z tobą w porządku? – zapytała z troską, jednocześnie podnosząc filiżankę z herbatą do ust. – Wydajesz się być wycieńczony.

Chłopak uniósł wzrok z talerza, na którym rozłożone były resztki śniadania, i uśmiechnął się lekko, choć był to grymas pełen wytężonego wysiłku.

– Po prostu źle spałem – odpowiedział, starając się brzmieć jak najbardziej przekonująco.

– Charlie, znam cię na tyle dobrze, żeby wiedzieć, kiedy kłamiesz. Co się dzieje naprawdę? Zdajesz się być przytłoczony czymś większym niż tylko zwykłą nieprzespaną nocą.

Charlie wzruszył lekko ramionami, ale w jego oczach malował się ślad niepokoju. Annabel nigdy nie miała problemu z rozszyfrowaniem jego emocji. Tym samym nigdy nie pozwalała mu błądzić samemu wewnątrz swoich myśli. Była to rzecz nieprzeciętnie cudowna, ale jednocześnie niepokojąco gorzka.

– Przez połowę nocy zastanawiałem się nad Luminim. Notatki, które przygotowuję dla Ministerstwa, nie wydają mi się wystarczająco dobre. Obawiam się, że przez to nie uzna go za nowy gatunek smoka.

– Jesteś zbyt krytyczny wobec siebie. – odparła bez namysłu. – Zawsze jesteś niezwykle zaangażowany w swoją pracę, zwłaszcza jeśli chodziło o Luminiego.

– Ministerstwo jest surowe, a ja nie wiem, czy uznają moje odkrycia za wystarczające, by uznać moją rację. Nie martwi cię to, że ta sama zasada dotyczy Aseriela? – spytał z dozą ironii.

Annabel spojrzała na niego z wyrazem zrozumienia, zdając sobie sprawę, że Charlie często narzekał na siebie, nawet wtedy, gdy jego osiągnięcia były imponujące. Często obarczał się również niepotrzebnym stresem związanym z pracą, tak jakby martwiąc się tym, co może zyskać czy stracić w oczach innych ludzi.

– Wiem, że nie można kontrolować, jak Ministerstwo oceni nasze odkrycia. To, co dla ciebie jest fascynujące i ważne, może wymagać czasu, aby zostać zrozumiane przez innych. Możesz być spokojny. Bądź co bądź, nikt nie zna Luminiego i biurokratycznych wymagań tak dobrze jak ty. 

Charlie spojrzał na Annabel z refleksją. Jej słowa brzmiały jak balsam na jego zranione ego, które często poddawało się wątpliwościom. Jednak nadal nie był przekonany co do jej słów, mimo, iż Annabel zawsze była dla niego wsparciem, zarówno w życiu prywatnym, jak i w pracy smokologa.

– Może masz rację, być może to tylko moje nadmierne zmartwienie. – Charlie uśmiechnął się, ale w jego spojrzeniu pozostał pewien cień niepewności.

Annabel wiedziała, że nie może pozostawiać Charliego samego z tym obciążającym go poczuciem niepewności. Chociaż nie była w stanie rozwiązać wszystkich jego problemów, postanowiła zrobić wszystko, co w jej mocy, aby go wesprzeć. Podniosła się z krzesła i podszedła do niego, obejmując go delikatnie. Czuła, jak jego ciało się rozluźnia w jej objęciach, a on oparł głowę na jej ramieniu.

– Charlie, nie musisz być perfekcyjny, żeby być wspaniałym smokologiem. Nasza praca jest niesamowita, a ty jesteś jednym z najbardziej utalentowanych ludzi, jakich znam. Nie pozwól, aby niewątpliwości w takiej sytuacji cię przytłoczyły. Zaufaj sobie, tak jak ja ufam tobie. – powiedziała, starając się przekazać mu swoją pewność.– I powiem nawet więcej – odparła, dodatkowo łapiąc go za rękę. – Pójdziemy do twojego namiotu i razem przejrzymy notatki. Może zobaczymy, że są lepsze, niż mi się wydawało. 

Charlie spojrzał na nią z uznaniem i wdzięcznością. Ujął delikatnie dłoń Annabel i pocałował jej grzbiet, ukazując swoje zobowiązanie. Zaraz potem energicznie wystrzelił w górę i jakby odzyskując swój optymizm, pociągnął ją za sobą do namiotu, gdzie czekały na nich zeszyty, notatki i wszelkie dokumenty związane z anatomią ich podopiecznych, oraz badaniami nad nimi. W ciągu kolejnych godzin Annabel i Charlie zanurzyli się w tym morzu informacji, analizując każdy szczegół. Razem starali się znaleźć kluczowe elementy, które mogłyby przekonać Ministerstwo o odkryciu nowego gatunku smoka i o wartości ich pracy.

W trakcie analizy notatek Annabel coraz bardziej fascynowała się nietypową anatomią ich smoków. Jej oczy świeciły się entuzjazmem, a Charlie nie mógł oprzeć się uśmiechowi, obserwując, jak jego partnerka zanurza się w szczegółach. Tak samo jej uwaga nie skupiała się tylko na treści naukowej, ale także na twarzy Charliego, na wyrazie jego pasji i trudu, jakie wkładał w swoje badania. Wspólnie rozważali każdy szczegół, dzieląc się pomysłami i spostrzeżeniami.

Wtedy właśnie Annabel zdawała sobie sprawę, że czasem jego perfekcjonizm i samokrytyka przysłaniały mu oczy na własne sukcesy. Działała więc wtedy jak lusterko, odzwierciedlając jego wartość i wkład w badania, a z czasem Charlie zaczął doceniać jej obecność jeszcze bardziej niż wcześniej.