czwartek, 30 listopada 2023

II.III

"Nigdy nie ufaj niczemu i nikomu, jeśli nie wiesz, gdzie jest jego mózg."

 

Charlie, trzymając w ręku zeszyty pełne notatek, kierował się w stronę biura Pani Margaret Luci — nowej szefowej rezerwatu rumuńskiego Smoków. Drzwi były solidne, a młody smokolog chwilę zastanowił się, czy powinien zapukać, zanim postanowił wziąć głęboki oddech i wstąpić do środka. Pani Margaret siedziała za biurkiem, skupiona nad jakimiś dokumentami. Jej srogie spojrzenie uniosło się, gdy Charlie wszedł do pokoju, a wyrazista postać kobiety była niczym osa, gotowa zabezpieczyć swój ul na wszelkie wyzwania.

– Witaj, Panie Weasley. Jak mogę pomóc?

– Dzień dobry, Pani Luco. Przepraszam, że przerywam. Mam dla Pani coś ważnego – powiedział, czując, jak żywo drżą mu w dłoniach pergaminy.

– To notatki dotyczące Pana byłego już podopiecznego, prawda? – zapytała, lekko unosząc brwi, jednocześnie unikając bezpośredniego kontaktu wzrokowego.

– Tak, właśnie tak, ale mam pewne wątpliwości co do jakości mojej pracy. Mam dziwne wrażenie, że Ministerstwo może nie uznać moich badań za wystarczające – wyznał szczerze.

Pani Margaret spojrzała na niego przez chwilę, a potem wróciła wzrokiem ponownie na notatki. Jej wyraz twarzy był nieczytelny, co sprawiało, że Charlie czuł się jeszcze bardziej nieswojo.

– Nie jestem zwolenniczką straty czasu, Panie Weasley. Jeśli masz coś ważnego do przekazania, mów od razu – oznajmiła sucho.

Charlie spojrzał na Panią Margaret z lekkim zdumieniem. Jej wyraz twarzy był surowy, a spojrzenie ostrzejsze niż topór do cięcia drewna. Wydawała się kobietą, która nie traci czasu na zbędne gadanie. Skupiona, pewna siebie, jak królowa swojego małego królestwa smoków. Wizerunek osy, gotowej do obrony swojego ulu, idealnie pasował do sylwetki czarownicy, a jej krótkie włosy, zaczesane do tyłu, zdawały się mieć pewien porządek, ale jednocześnie emanowały energią nieposkromionej siły. Charlie zastanawiał się, czy kiedykolwiek udałoby się jej złagodzić ten surowy wyraz, czy może to był integralny element jej charakteru, niepodlegający zmianom.

– Pani Luco, może to tylko kwestia mojej niepewności, ale myślę, że moje badania mogą być źle zinterpretowane przez Ministerstwo Magii. Mam wrażenie, że bez odpowiedniego zrozumienia mogą uznać moje notatki za nadmierną fantazję smokologa, a nie za rzetelne obserwacje – wyznał, zaciskając dłonie na pergaminy.

Pani Margaret spojrzała na niego, unosząc jedną z wysoko podniesionych brwi. Jej spojrzenie było pełne lekceważenia, jakby Charlie próbował się z nią wymieniać argumentami, a ona miała dość czasu na takie pustosłowie.

– Panie Weasley, Ministerstwo Magii zajmuje się wieloma sprawami. Jeśli chcesz, aby zainteresowali się twoimi notatkami, musisz przedstawić im coś więcej niż tylko domysły. – powiedziała z tonem, który sprawiał, że młody smokolog czuł się jak uczeń w szkole, który właśnie otrzymał naganę od nauczyciela.

Charlie otworzył usta, próbując znaleźć odpowiednie słowa, ale Pani Margaret przerwała mu zdecydowanym gestem.

– Jeśli chcesz zasięgnąć mojej opinii, to przynieś mi dowody. Fakty, nie domysły. Ministerstwo nie toleruje tych, którzy tracą ich czas. A ja także nie mam zamiaru. – oznajmiła sucho, skierowawszy swoją uwagę z powrotem na dokumenty na biurku. Charlie zaś spojrzał na Panią Margaret z determinacją. Mimo surowego tonu kobiety postanowił, że pokaże, iż jego badania są naprawdę warte uwagi.

– Mam szczegółowe szkice, a także dokładne notatki z obserwacji, obejmujące nawet opinie starszych smokologów. Chciałem jednak uzyskać Pani opinię i ewentualne sugestie przed oficjalnym przedstawieniem tego Ministerstwu.

Pomimo swoich słów i towarzyszących im surowego wyrazu, byłaby niesprawiedliwym szefem, gdyby nie zwróciła jednak uwagi na pergaminy, które przed nią postawiono. Nachyliła się nad nimi, a w miarę przewracania kolejnych stron notatek, jej dotychczasowa pewność siebie zaczęła się chwiać. Przeczytane frazy były wnikliwe, pełne szczegółów dotyczących zachowania jego smoka, a także opisów niespotykanych jak dotąd wśród długorogów rumuńskich cech fizycznych. Pani Margaret nie była smokologiem, ale nawet dla laika te notatki były imponujące. Charlie spojrzał na reakcję Pani Margaret z ukrytą nadzieją na uznanie, a nieco zaskoczona kobieta zaczęła coraz intensywniej czytać notatki. Jej srogie spojrzenie zmiękło, a brwi opadły nieco niżej, wskazując na rosnące zainteresowanie. Po dłuższej chwili Pani Margaret odłożyła notatki na biurko i spojrzała na Charliego z zupełnie innym wyrazem twarzy. Tym razem nie było w tym lekceważenia czy surowości, a jedynie cicha ocena.

– Panie Weasley, czy to wszystko pochodzi z badań, dotyczących jednego osobnika? – zapytała, unosząc wzrok znad notatek, a jej oczy zajarzyły się pewnego rodzaju oświeceniem.

– Tak, Pani Luco. To rezultat mojej niedawnej rozmowy z klanem rodziny MacFusty, zamieszkującym Hebrydy. Moja partnerka pochodzi z tamtych okolic i umożliwiła mi bezpieczny kontakt z nimi. A tamci z kolei zdradzili mi wiele mało znanych faktów dotyczących rozwoju smoków Hebrydzkich. Lumini, wyglądem bardzo przypomina pozostałe długorogi zamieszkujące rezerwat, ale rozwijał się w podobnym czasie i w ten sam sposób co młode Hebrydzkie.

– Hmm, interesujące – odezwała się Pani Margaret, spuszczając notatki na biurko i skupiając się teraz całkowicie na rozmowie. – MacFustowie są dość hermetyczni, a jeśli udało ci się zdobyć takie informacje, to mogą być one istotne. Jednak, Panie Weasley, zawsze pamiętaj, żeby mieć twardą podstawę dla swoich twierdzeń. Ministerstwo potrzebuje dowodów, nie tylko opowieści rodzinnej.

Charlie kiwnął głową, czując ulgę, że w końcu zdobył jej pełną uwagę.

– Zdaję sobie sprawę, Pani Luco. Pracuję nad zebraniem dodatkowych dowodów, zwłaszcza jeśli chodzi o dzielenie smoczej krwi pomiędzy przedstawicielami kilku gatunków. Chcę, aby Ministerstwo zobaczyło, że to nie czyjeś fantazje, ale solidne badania smokologii. Moje notatki to dopiero początek.

– Dobrze, Panie Weasley. Przynieś mi te dodatkowe relacje, a potem omówimy, jak przedstawić je Ministerstwu. Czas płynie szybko, a ja nie mam zamiaru marnować go na słuchanie niepotwierdzonych opowieści. Teraz idź i pracuj nad tym, co masz. Nie zawiedź mnie.

Charlie czuł mieszankę zadowolenia i wyzwania. Zdawał sobie sprawę, że teraz naprawdę musi dostarczyć solidne dowody, ale wiedział, że to szansa na to, by jego badania zostały docenione.

– Dziękuję, Pani Luco. Nie zawiodę. Postaram się dostarczyć jak najwięcej solidnych faktów. – odpowiedział z uśmiechem.

Pani Margaret skinęła mu głową, a jej surowy wyraz twarzy nieco się złagodził.

– Mam nadzieję, Panie Weasley. A jeśli mowa o Pana partnerce, to proszę jej przekazać, żeby w najbliższym czasie pojawiła się w moim biurze. Teraz idź i działaj.

Charlie opuścił biuro Pani Margaret zdecydowany i pełen determinacji, a w drodze do swojego namiotu zastanawiał się nad reakcją swojej szefowej. Choć była surowa i wymagająca, zaczynała dostrzegać potencjał w jego badaniach. Z jednej strony czuł się pod presją, ale z drugiej — podekscytowany, że może udowodnić wartość swojej pracy.

Po dotarciu do namiotu zanurzył się w analizie swoich dotychczasowych notatek. Zastanawiał się, jak uzupełnić je dodatkowymi informacjami i dowodami. Współpraca z klanem MacFausty była kluczowa, więc postanowił skonsultować się ponownie z partnerką, ale wcześniej przekazał jej, że Pani Luca wzywa ją do swojego gabinetu.

 

Annabel przekroczyła próg biura Pani Margaret, jej kroki zdawały się wibrować od napięcia. Czuła, jakby stąpała na terenie obcego stada smoków, gdzie każdy ruch wymagał ostrożności. Nieufność do szefowej była jak kamień, który ciążył jej na sercu od momentu objęcia pracownicy Departamentu Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami pozycji, która wcześniej należała do kogoś innego. Jej przekonanie, że Pani Luca zajęła miejsce ich poprzedniego szefa, było nieodłącznym elementem każdej interakcji z nową liderką rezerwatu smoków. W jej oczach Pani Margaret była osobą, która przyczyniła się do zwolnienia Pana Mateia, oskarżając go o rażące zaniedbania w prowadzeniu rezerwatu, a także o zagrożenie życia młodych podopiecznych, zamieszkujących ten teren. Natomiast prawdą było to, że on jako jedyny zrobił dla nich więcej niż całe Ministerstwo razem wzięte przez ostatnie lata.

Gdy Annabel usiadła naprzeciwko Pani Margaret, spojrzała na nią z powątpiewaniem, próbując odczytać z jej wyrazu twarzy jakiekolwiek ukryte intencje. Otrzymała jednak tylko enigmatyczny uśmiech, który nie napawał jej zaufaniem. Pani Margaret spoglądała na nią, a Annabel wyraźnie dostrzegła w tych oczach coś, co nie dawało się łatwo zinterpretować. Wydawało się, że szefowa znała wszystkie karty, ale wciąż trzymała swoje zamiary w głębokim ukryciu. W powietrzu unosiła się zaś atmosfera napięcia, jak w przedstawieniu, w którym każda z postaci walczy o swoje terytorium.

– Panno Foutley, zapraszam – odezwała się Pani Margaret, wskazując na fotel naprzeciwko swojego biurka.

Dziewczyna posłusznie usiadła, trzymając na kolanach pergaminy pełne notatek. W jej oczach migotał ogień nieufności, gotów do wybuchu w każdej chwili. Pani Luca spojrzała na Annabel, a ich spojrzenia zderzyły się w powietrzu jak iskry elektryczne. W biurze unosiła się atmosfera, którą można było ciąć nożem. Chociaż szefowa starała się utrzymać neutralne oblicze, to w oczach dziewczyny dostrzegła coś, co nie dawało jej spokoju.

– Wiem, że ostatnio mamy pewne różnice zdań co do wydarzeń w Rezerwacie i co do mojej roli tutaj – Annabel spojrzała na nią pytająco, czekając na dalsze wyjaśnienia. Jej dłonie nerwowo zaciskały się na pergaminach, a oczy przeszywał intensywny wzrok szefowej. – Zanim zaczniemy, chciałabym, żebyś zrozumiała, że nie jestem tu, aby zająć miejsce Pana Mateia. Był on niezaprzeczalnie kompetentnym pracownikiem, ale ubiegłoroczna sytuacja z handlarzami wymagała pewnego rodzaju konsekwencji.

– Pan Matei był bardzo dobrym szefem. Jedną dobrze przemyślaną sytuacją doprowadził do uwięzienia handlarzy, znajdujących się niedaleko Rezerwatu. Zwolnienie go z posady było okrutną karą za ten heroiczny czyn.

– Nie przewidziano takiego zakresu jego odpowiedzialności, panno Foutley. Potrzebujemy kogoś, kto podejmie jednak bezpieczniejsze i zgodne z regulaminem kroki w zakresie ochrony smoków, oraz pracowników i utrzymania równowagi w Rezerwacie.

Annabel wiedziała, że musi uważać na każde słowo. Nie było miejsca na błędy w rozmowie z Panią Lucą. Jej niepodważalna wiara, dotycząca niewłaściwości opinii szefowej wynikało z głębokiego szacunku do Pana Mateia, a także z przekonania, że to on sam byłby w stanie lepiej chronić smoki i utrzymać harmonię w Rezerwacie. Rozmowa między Annabel a Panią Margaret toczyła się więc jak taniec na linie napięcia i nieufności. Dziewczyna zdawała sobie sprawę, że musi dobrze wyważyć swoje słowa, aby nie narazić się na dodatkowe kłopoty. Jej oddanie dla smoków i Rezerwatu było głębokie, a przekonanie o niewłaściwości zwolnienia Pana Mateia tkwiło głęboko w jej sercu.

– Musimy skoncentrować się na przyszłości Rezerwatu. Niezaprzeczalnie osiągnął on sukcesy, ale jedna operacja nie wystarcza, aby zagwarantować bezpieczeństwo smoków na dłuższą metę.

– Pan Matei nie tylko znał smoki, ale też rozumiał ich potrzeby. Przez lata zyskał ich zaufanie. Uważam, że w tej chwili potrzebujemy kogoś, kto ma takie umiejętności i doświadczenie – stwierdziła, utrzymując spokojny ton.

Pani Margaret spojrzała na nią z zaciekawieniem. W jej oczach pojawił się ślad zrozumienia w powątpiewanie młodej smokolog w predyspozycje swojej zwierzchniczki do prowadzenia Rezerwatu, ale jednocześnie utrzymywała prawidłowy dla jej stanowiska dystans.

– Panno Foutley, doceniam twoje zaangażowanie w ochronę smoków, ale sytuacja zmieniła się od czasu, gdy Pan Matei sprawował nadzór. Nadszedł moment, abyśmy podjęli nowe środki bezpieczeństwa i działania, a ja jestem tu, aby zapewnić, że te zmiany zostaną przeprowadzone z myślą o dobru smoków.

Annabel czuła, że to tylko część prawdy. Była jednak zdecydowana bronić swojego stanowiska i przekonań, jednak nie mogła w taki sposób kontynuować dyskusji, rozmawiała przecież ze swoją przełożoną, która mogłaby bez zająknięcia zwolnić ją z Rezerwatu.

– Z jakiego powodu zostałam tutaj wezwana? – spytała bezpardonowo, próbując, chociaż na razie ukrócić dyskusję, którą przecież sama tak niedawno zaczęła. Wiedziała bowiem, że musi znaleźć sposób na przekonanie Pani Luci do swojego punktu widzenia, jednocześnie unikając konfrontacji, która mogłaby zaszkodzić jej pracy w Rezerwacie.

– Panno Foutley, chcę, abyś zrozumiała, jak poważna jest sytuacja. Ministerstwo dokładnie monitoruje działania handlarzy, a niedawno udało się nam rozbicie jednego z ich obozów w północnej Macedonii. Znaleźliśmy tam coś, co nas zaniepokoiło — samicę smoka, którą określamy jako „Projekt Zephyr”. To stworzenie ma cechy, które do złudzenia przypominają te Aseriela i Luminiego.

Annabel zamarła na chwilę, jej serce mocniej zabiło. Myśli krążyły w jej głowie jak wściekłe pszczoły. Pojęcie „Projekt Zephyr” rozbrzmiewało w jej umyśle niczym dzwonek alarmowy. Wiedziała, że Aseriel i Lumini byli dwoma najbardziej wartościowymi smokami w Rezerwacie, a także najbliższymi jej sercu, ale czy to oznaczało, że takich jak oni jest więcej?

– Nie rozumiem.

– Tę samicę znaleziono w opłakanym stanie, ranną i agresywną Panno Foutley. Nikt nie potrafi nad nią zapanować. Jej obecność stanowiła poważne zagrożenie dla personelu oraz innych smoków w Rezerwacie. To właśnie dlatego zgłosiłam ten przypadek do Ministerstwa, a teraz, patrząc na twoje umiejętności i doświadczenie, chcę, abyś zajęła się nią osobiście.

– Dlaczego to mnie powierzono zadanie takich gabarytów? Ten Rezerwat posiada najlepszych w swoim fachu smokologów. Na pewno sprawdzą się lepiej w tej sytuacji.

– Czasami musimy podejmować trudne decyzje. Twoje umiejętności są bez wątpienia imponujące, a z tego, co słyszałam, masz specjalny dar w nawiązywaniu więzi ze smokami. Jednakże, w przypadku tej smoczycy, jest coś więcej, co chcę, abyś odkryła sama. „Projekt Zephyr” obejmuje tak samo twojego dawnego podopiecznego, jak i wychowanka pana Weasley'a. Sądziłam, że chociażby ze względu na ten fakt zainteresujesz się tą sprawą.

Annabel wiedziała, że ta prośba to nie tylko kwestia opieki nad rannym stworzeniem, ale też czymś więcej, co w niedalekiej sytuacji przyjdzie jej poznać. Spojrzenie jej wędrowało po twarzy Pani Margaret, próbując zgłębić, co może kryć się za jej słowami.

– Dobrze, podejmuję się tego zadania, lecz chciałabym pełnej współpracy i otwartości w tej sprawie. Nie chcę działać w ciemnościach ani czuć, że zataja się przede mną jakiekolwiek informacje. – stwierdziła zdecydowanie.

Pani Margaret skinęła głową z aprobatą.

– To wszystko, czego od ciebie oczekuję, Panno Foutley. Jestem pewna, że odpowiednie podejście smoków przyniesie oczekiwane rezultaty. Musisz jednak być gotowa na wszystko, a odpowiedzi na twoje pytania mogą prowadzić do wielu interesujących odkryć.

Annabel pochyliła głowę w akcie posłuszeństwa, ale w jej wnętrzu płonęła resztka nieufności wobec Pani Margaret. Jednakże teraz miała zadanie do wykonania, a dla młodej smokolożki zawsze priorytetem było dobro smoków.

 
 
Główny plac rezerwatu pulsuje od oczekiwań, gdy Annabel i Charlie zastanawiają się nad tajemniczym „Projektem Zephyr”. Dyskusja między nimi jest intensywna, a teorie krążą w powietrzu jak motyle, jednak żadna z nich nie zdaje się stanowić odpowiedzi na zagadkę smoczycy.

– To musi być coś naprawdę nietypowego, skoro nawet Pani Luca nie była w stanie dostarczyć jasnych informacji – zauważyła Annabel, jej brwi zaciągnęły się w zastanowieniu.

Charlie kiwnął głową, zgadzając się z jej uwagą.

– Ale co może mieć Projekt Zephyr, czego nie reprezentowali Lumini i Aseriel? To przecież niesprawiedliwe, że musiała pojawić się ona, by w końcu zajęli się sprawą ingerencji w smoczy ekosystem. – zastanawiał się głośno, próbując zrozumieć naturę tej smoczej zagadki.

– Myślę, że to może być związane z eksperymentem genetycznym – mówiła Annabel, przerywając moment milczenia. – Pani Margaret wspomniała o cechach przypominających Aseriela i Luminiego. Może to być próba stworzenia tego samego gatunku smoka.

– Twierdzisz, że może ich być więcej? – spytał chłopak, a w jego głowie zapaliła się czerwona lampka, sugerująca, że cała ta sytuacja może tylko się przyczynić do osiągnięcia ich celu.

– Tak, wydaje mi się, że cała ta sytuacja może być próbą stworzenia większej ilości osobników tego unikalnego gatunku. – odpowiedziała Annabel, zastanawiając się nad możliwymi konsekwencjami. – Może to być nawet krok w eksploracji możliwości smoczej biologii, coś, co wykracza poza to, co w pewnym momencie życia osiągnęli Lumini i Aseriel.

Charlie zamyślił się na chwilę, zastanawiając się nad tym, co powiedziała Annabel.

– Ale czy to nie grozi zakłóceniem naturalnego porządku rzeczy? Smoki są integralną częścią środowiska świata magicznego od wieków, czy próba masowego rozpłodu nowego gatunku może prowadzić do nieprzewidywalnych konsekwencji?

– To jedno z głównych pytań, które musimy sobie postawić. Czy takie postępowanie to innowacyjny krok naprzód, czy może ryzykowny eksperyment, który może naruszyć delikatną równowagę ekosystemu smoczego? – Charlie skinął głową ze zrozumieniem. – Niepokoi mnie tylko fakt, że nasza szefowa macza w tym swoje palce.

– Sugerujesz, że zechce kontynuować dzieło handlarzy? – spytał szeptem. – Czy Ministerstwo nie powinno w jakiś sposób zareagować?

– Nic nie sugeruję bez powodu Charlie, ale jej niezdrowa fascynacja tą sprawą jest co najmniej niepokojąca. Za mocno ciskała się na procesie Mateia, żeby go zwolniono. Może już wtedy wiedziała, że zajmie jego miejsce i będzie mogła przyjrzeć się bliżej tej hybrydzie.

W centrum rezerwatu, w miejscu, gdzie oczekiwanie pulsuje najmocniej, nagle pojawił się potężny łomot. Z dala dało się słyszeć ludzkie krzyki i wrzawę. Wszyscy, którzy znajdowali się na placu, obrócili się, aby spojrzeć w kierunku źródła tego zamieszania. Główny plac wypełniony był coraz większą liczbą smokologów, którzy z niecierpliwością oczekiwali na spektakularne wydarzenie — wprowadzenie tajemniczego smoka do rezerwatu w ramach Projektu Zephyr. Wszyscy byli zdumieni, gdy ogromne drzwi hali otworzyły się, ujawniając metaliczny klatkowóz zabezpieczający nastoletniego już smoka.

Smoczyca był imponująca jak na jej wiek, ale jej ciało było pokryte bliznami i ranami. Płaty łusek były postrzępione, a niektóre z nich świeciły się zielonkawym światłem, co od razu zwróciło uwagę smokologów, świadcząc o tym, że rzeczywiście miała więcej wspólnego z ich dawnymi podopiecznymi niż jakikolwiek inny smok zamieszkujący Rezerwat. Jej skrzydła, choć potężne, były połamane, a ogon zdawał się znajdować w stanie permanentnego skrętu. Gdy smoczyca zbliżała się do ludzi, agresywnie reagowała na każde zbliżające się stworzenie. Wzgardliwie prychała i trzaskała zębami, wysyłając strumienie dymu znośnego zapachu. Jej ogon kiwał z niepohamowanym gniewem, przewracając wściekłe spojrzenia na każdą stronę. Wokół placu rezerwatu zebrały się też inne Długorogi, ale były zaniepokojone i zaintrygowane pojawieniem się nowego osobnika. Atmosfera stała się jeszcze bardziej napięta, gdy wszyscy obserwowali, co wydarzy się dalej. Smoczyca zdominowana uczuciem niepokoju wobec innych, otaczających ją smoków rozejrzała się dziko wokół siebie, wysyłając gorące strumienie ognia w różne kierunki. Czarodzieje na placu cofnęli się, a niektórzy z nich wytworzyli tarczę chroniącą ich przed palącym oddechem smoka. To samo zrobił Charlie, który jakby wyczuwając, że jej następny podmuch ognia będzie wyslany w ich stronę, szybko chwycił za różdżkę i otoczył siebie oraz Annabel potężną tarczą. Wtedy ich pełne zaniepokojenia spojrzenia spotkały się w pewnym momencie. Smok wydawał się egzytować w agonii, a jednocześnie był wściekły, jakby całe jego istnienie było jednym wielkim bólem.

– Patrz, jak cierpi. To jest nieludzkie. Jak oni mogli ją przewieźć tutaj w takim opłakanym stanie? – szepnął Charlie, ale jego słowa zostały zagłuszone przez huk ognistych strumieni.

Gdy smoczyca poruszała się po placu, widać było, że jej ruchy są niezdolne do swobodnego poruszania. Chociaż starano się ją uspokoić, reagowała agresywnie na każdą próbę zbliżenia się do niej. Ogniste płomienie wypływały z jej pyska, a oczy wyrażały agresję przez strach.

– Ona potrzebuje pomocy, a nie traktowania jej jak monstrum na pokaz. Jestem za nią odpowiedzialna – odpowiedziała mu, a zaraz potem wybiegła spod tarczy i rzuciła na siebie własne protego.

– Annabel, tak bez planu?! – krzyknął za nią Charlie, ale jego partnerka była już za daleko, aby w tym harmidrze móc to usłyszeć.

W międzyczasie tłum na placu podzielił się na dwa obozy — ci, którzy oburzali się widokiem cierpiącego smoka, i ci, którzy uważali go za potencjalne zagrożenie, które byli gotowi utrzymać z dala od swoich namiotów. Sytuacja stała się gorąca, a atmosfera w rezerwacie napięta. Tymczasem Annabel, otoczona osłoną własnej tarczy, zbliżyła się do smoczycy z determinacją. Jej serce biło mocno, widząc istotę w tak złym stanie. Wszystko to wydawało się sprzeczne z duchem Projektu Zephyr, który przecież zakładał ochronę smoków, takich jak ona. Charlie, zaniepokojony, utrzymywał nad sobą tarczę ochronną, gotów na każde możliwe niebezpieczeństwo.

Smoczyca, choć agresywna, wydawała się reagować na Annabel w sposób bardziej spokojny. Czarownica ostrożnie próbowała się do niej zbliżyć, odbijając każde z wystrzeliwanych płomieni. Jej determinacja wynikała zarówno z troski o istotę cierpiącą, jak i z chęci zrozumienia, co kryje się za tym niespodziewanym i dramatycznym przybyciem. Brała do siebie każdy rozpaczliwy krzyk smoczycy. Wydźwięk ryków szumiał jej w uszach i zagłuszał logiczne myślenie, które nakazywało jej postąpić zgodnie z zasadami Rezerwatu i pozostawić próbę poskromienia jej starszym smokologom.

– Jesteśmy tutaj, aby ci pomóc, spokojnie – odparła, starając się dotrzeć do smoczycy za pomocą łagodnego tonu głosu, jednak ta pozostawała nieufna i wściekła.

Charlie, obserwując rozwijającą się scenę, zastanawiał się, jak doszło do tego punktu. Czy Projekt Zephyr miał naprawdę na celu dobro smoków, czy może było to coś znacznie bardziej złożonego? W tle pojawiły się szepty i spekulacje, a atmosfera stawała się coraz bardziej gorąca. Sytuacja, taka jak ta zdarzała się w Rezerwacie bardzo często, szczególnie przy wprowadzaniu nowego osobnika, ale nigdy nie rozwijała się taką skalę, jak zrobiła to dzisiaj.

W miarę jak Annabel zbliżała się do smoczycy, ta zaczęła reagować coraz bardziej spokojnie. Jej płomienie stawały się mniej intensywne, a oczy wyrażały już niepewność i przerażenie. Czarownica zdała sobie sprawę, że smoczyca potrzebuje pomocy, a jej stan zdrowia i zachowanie mogą być wynikiem trudnych doświadczeń, w których była zmuszona w przeszłości uczestniczyć.

– Jesteśmy tutaj, aby cię ochronić i pomóc. Nikt cię nie skrzywdzi – mówiła Annabel, starając się przekonać smoczycę do zaufania. Jej umiejętności komunikacyjne były kluczowe w tej sytuacji, ponieważ każdy błąd mógłby spowodować eskalację agresji.

Tymczasem Charlie obserwował całą sytuację z zaniepokojeniem. Chociaż rozumiał troskę Annabel, to obawa przed ewentualnym niebezpieczeństwem, jakie niesie za sobą agresywny smok, nie opuszczała go ani przez sekundę. Jednak w sercu chłopaka tliła się nadzieja, że smoczyca wyczuje podobieństwo do siebie w dzikszym obliczu jego partnerki.

– Annabel bądź ostrożna! – krzyknął, informując o gotowości do interwencji w razie potrzeby.

Smoczyca, chociaż nieco uspokojona, wciąż trzymała się na dystans od Annabel. Trącała dziewczynę nosem, a ta starała się stać w jednym miejscu i nie robić żadnych gwałtownych ruchów. Pewne było to, że bestia w jakiś sposób wyczuła w niej coś więcej niż tylko zwykłe człowieczeństwo. W pewnym momencie słysząc, jak oddech smoczycy łagodnieje, Annabel postanowiła użyć swoich umiejętności magicznych, aby delikatnie złagodzić ból i cierpienie smoczycy. Vulnera Sanentur — Zaczęła wypowiadać zaklęcia lecznicze, kierując je w stronę rannego stworzenia, by wyleczyć jego rany.

W czasie, jak zaklęcia docierały do smoczycy, jej ruchy stawały się bardziej płynne, a opór słabł. Charlie zaś przygotował się do rzucenia mocniejszych czarów ochronnych, gotów na każdy możliwy rozwój sytuacji.

– Vulnera Sanentur. – Ponowiła zaklęcie, aby zasklepić całkowicie rany, a krąg wytworzony przez jej dłoń objął całkowicie ciało cierpiącej już coraz mniej bestii, która na ten moment otoczona należną opieką, zaczęła zmieniać się przed oczami zgromadzonej publiczności. Jej skrzydła zaczęły się zrastać, a blizny na ciele powoli zanikały.

– Uda jej się... – szepnął Charlie, próbując uspokoić swoje nerwy.

Młoda smokolog kontynuowała zaklęcia, mając nadzieję, że zaklęcie pomoże smoczycy odzyskać zdrowie. Wokół niej zapanowała cisza, a wszyscy patrzyli przezornie na to zjawisko, gotowi do wspólnej ochrony jednej z nich. Scena w rezerwacie była teraz nasycona napięciem, ale jednocześnie pełna oczekiwania na dalszy rozwój tej sytuacji. Bestia, która jeszcze niedawno tak mocno cierpiała, teraz zmieniała się przed oczami smokologów, regenerując swoje ciało i nabierając nowego życia.

– Udało jej się. – wyszeptał ktoś z tłumu, a te słowa szybko rozchodziły się lawinowo po placu. – Odzyskaliśmy ją!

Annabel kontynuowała rzucanie różnych zaklęć leczniczych, skupiając swoją magię na procesie uzdrawiania smoczycy. Jej serce biło mocno, a oczy świeciły się intensywnym błękitnym blaskiem, który tylko Charlie mógł odpowiednio zinterpretować. Teraz gdy hybryda była stabilna, Annabel zdecydowała się zbliżyć do niej. Delikatnie dotknęła jej łusek, sprawdzając, czy wszelkie rany zniknęły. Smoczyca odpowiedziała na ten gest ciepłem, które wydzielała, wyrażając wdzięczność wobec swojej wybawicielki.

Tłum wokół nich zaczął reagować z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony była radość z uspokojenia smoczej istoty, z drugiej jednak pojawiały się pytania i obawy co do samego Projektu Zephyr.

– Musimy poinformować o tym Departament Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami. – powiedział Charlie, patrząc na partnerkę z powagą. – Ta sytuacja nie może pozostać bez echa.

Annabel kiwnęła głową, zgadzając się z nim. Oboje zdawali sobie sprawę, że muszą zgłosić to, czego doświadczyli i zastanowić się, czy Projekt Zephyr rzeczywiście służy dobru smoków, czy może kryje w sobie coś więcej.
 
Czy smoczyca była efektem miotu genetycznego, o którym wcześniej mówili? Czy Projekt Zephyr miał na celu ocalenie smoków, które są unikatowe? Te pytania krążyły w powietrzu, podobnie jak ich wcześniejsze teorie. Jedno było pewne – ta tajemnicza hybryda przyciągnęła uwagę wszystkich smokologów, a jej obecność w rezerwacie stała się punktem zwrotnym dla całego Projektu Zephyr.

4 komentarze:

  1. Kiedy tylko Lumini i Aseriel pojawili się po raz pierwszy, zaczęła gryźć mnie kwestia ich pochodzenia. Tak myślałam, że ich matki (lub matka, jeśli okażą się braćmi, bo po tym rozdziale nie zdziwiłoby mnie to wcale), mogą być jakimiś hybrydami, ojcowie (lub ojciec) rzecz jasna też. Dobrze się dowiedzieć, że jest więcej takich hybryd. Czyżby szykowała się jakaś grubsza akcja ratunkowa z tym związana?
    Annabel oczywiście łączy się w bólu z każdym smokiem, co ma jak widać korzystny wpływ na jej czary, bo zakładam, że uleczenie smoka, nie należy do rzeczy prostych, a ona tego dokonała bez większego wysiłku. Czy dostąpi zaszczytu nadania samicy imienia, o ile ta już go nie posiada?
    Tak to jest z ludźmi i smokami: jedni chcą uwięzić, drudzy uwolnić, a trzeci ubić. Czego oczekują ci od Projektu Zephyr - nie wiem. Nazwa może być myląca i wcale niczego z wolnością nie mieć wspólnego, bo właśnie z tym mi się od zawsze wiatr kojarzy - z byciem wolnym.

    Zdrowia i weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, że Aseriel i Lumini są hybrydami było już wcześniej powiedziane. Tak samo jak to, że są braćmi. Pozostaje tylko kwestia tego, czy takich jak oni jest więcej ☺️

      Mogłam sprostować to, w jakim wieku jest ta samica. Jest niewiele starsza od Luminiego i Aseriela gdy kończyła się 1 część tej opowieści. Więc uleczenie jej nie jest już tak dużym osiągnięciem jak by się mogło wydawać 😁 Prawdą jednak było to, że w jakiś sposób jej smocza część pomogła Annabel uspokoić tą smoczcę

      Usuń
  2. Charlie jest za uczciwy (I pewnie ma ten słynny syndrom oszusta; bo jak razem z A. do tych notatek przysiedli; to na bank były wybitne), powinien pójść tam i to sprzedać, zachwalając. XD Baba by o żadne dowody nawet nie spytałam! Starczyliby świadkowie.
    O, czyli wychodzi na to; że pani Smoczyca niekoniecznie jest smokiem naturalnie powstałym w wyniku skrzyżowania die różnych gatunków? Czyli A. i L. prawdopodobnie też nie są?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może coś jest na rzeczy z tym syndromem oszusta :D nie patrzyłam na to w taki sposób. Dobrze, że o tym napisałaś. Hahaha.

      Usuń