środa, 2 sierpnia 2023

XX


Matei siedział za swoim biurkiem, pisząc coś na kawałku pergaminu. Jego ruchy były gwałtowne, a nadgarstek ledwo co wyrabiał ogrom myśli, jakie mężczyzna chciał zawrzeć w liście. Annabel spojrzała pytająco na Charliego, który uniósł ramiona w geście braku zrozumienia dla tej sytuacji. Nie chcieli mu przerywać, ale nagłe ponaglenie jego asystenta mówiło im, że musiało być to naprawdę ważne. Weasley chrząknął, żeby zwrócić na nich jego uwagę, a wzrok mężczyzny od razu skierował się na tą dwójkę, zaraz potem wskazał im miejsca siedzące, dopisał kilka słów na kartce i odłożył pióro.

– Jeden z handlarzy, którego aurorzy złapali w tamtej wiosce nie jest skłonny do tego, aby cokolwiek więcej nam powiedzieć, jednak nieświadomie podsunął nam kilka wskazówek, z którymi chciałbym was skonfrontować.

– Zwykły handlarz i tak nie mógłby nam nic powiedzieć. Przesłuchany powinien być tej czarodziej, który nas zaatakował. – odezwała się Annabel.

– Pracujemy nad tym, ale to walenie głową w ścianę, nie chce nic mówić. Jednak Właśnie skończyłem pisać obszerny list do Ministerstwa z prośbą o możliwość użycia Veritaserum, ponieważ cytuję " ...zagraża to bezpośrednio smokom, oraz czarodziejom którzy tu pracują i może stanowić ryzyko dla funkcjonowania całego Departamentu Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami" – odłożył pergamin na miejsce. – Jednak prawie na pewno odrzucą, sprawa jest jeszcze na mało rozdmuchana, żeby mogli traktować ją chociaż w połowie tak poważnie jak byśmy sobie tego życzyli.

Matei zjadł niegdyś zęby na znajomości funkcjonowania całego Ministerstwa, które w jego ocenie działa w większości bardzo chaotycznie, czego mógł doświadczyć podczas swojej krótkiej służby Czarnemu Panu. Jeszcze za tamtych czasów brak odpowiedniej organizacji  z ich strony sprawiło, iż mógł na tyle odeprzeć zarzuty skierowanie pod jego adresem, ażeby po krótkiej resocjalizacji mógł swobodnie funkcjonować i wspinać się po szczeblach kariery aż do tego miejsca. Jednak teraz bierność pracowników Ministerstwa co do przedstawianej im sprawy zaczęła powoli go irytować, dlatego właśnie wziął sprawy w swoje ręce, o czym dwójka jego pracowników miała się dopiero dowiedzieć.

– Jakie wskazówki zostawił handlarz? – tym razem to Charlie zabrał głos.

– Na tyle mocne, ażeby Biuro Wyszukiwania i Oswajania Smoków, zorganizowało wyprawę badawczą na tereny lasu Hoia Baciu. W niedługim czasie udało się odnaleźć domniemaną kryjówkę handlarzy, jednak była ona pusta. Podejrzewamy, że musieli przewidzieć rozwój wydarzeń po ich nieudanym ataku na waszą dwójkę i przenieść się gdzieś indziej. –  Charlie pokiwał głową ze zrozumieniem, a Matei rzucił im przed nos dwa skoroszyty. – W nich zawarte są szczegółowe informacje dotyczące ich kryjówki, czy na tej podstawie możecie mi potwierdzić, że to właśnie tam was przetrzymywano?

Annabel złapała na róg pergaminu i szybko przeleciała po tekście wzrokiem, to samo zrobił Charlie, ale dziewczyna podejrzała, że chłopak nie będzie mógł mieć stu procentowej pewności co do swoich wspomnień ponieważ wówczas został uderzony w głowę przez jeden z lecących kamieni.

– Nie widzieliśmy całej kryjówki, ale opis jednej z jaskiń zgadza się z tym, co tam zobaczyliśmy – potwierdził chłopak – Liczne ślady zadrapań i smoczych zębów na ścianach, słabo oświetlona zaledwie dwoma pochodniami, wysoka na kilkaset metrów, przy czym bardzo wąska...– wyliczał Charlie.

Annabel zmarszczyła brwi, zauważając jeden wers gdzie było napisane o odnalezieniu części smoczych szkieletów, zidentyfikowanych przez pracowników Departamentu jako należące do czterech różnych ras smoczych. W ich ocenie czaszki były pozbawione rogów, a na kościach znajdowało się wiele uszkodzeń i złamań. Największym dla niej szokiem było i tak to, że były to smoki mniej więcej w wieku Luminiego i Aseriela. Tamte młode musiały wówczas za życia przechodzić katusze, handlarze zdzierali im brutalnie łuski, albo pozbawiali ich pazurów. Zatrzymała się na tym fragmencie i przeczytała go kilka razy, czując narastającą złość z każdym nowo przeczytanym słowem. Tak bardzo żałowała tych biednych stworzeń, które przez wzgląd na swój wiek nie były w stanie w żaden sposób bronić się przed miotającymi w nich zaklęciami ze wszystkich stron. Typowe zagranie, przecież podczas ich ucieczki próbowano to samo zrobić z nią, a mimo iż miała skórę o wiele grubszą od nich,dodatkowo zabezpieczoną twardymi łuskami odczuwała ból, więc w takim samym wypadku co musiały czuć one.

– Annabel, wszystko w porządku? – spytał Charlie zauważając pojawiający się rumień na jej twarzy.

– Tak wszystko w porządku. - pokiwała głową wymijająco na boki, a chłopak dostrzegając przy jakim wersie zatrzymały się jej palce spojrzał na nią współczująco, już wtedy wiedział, że musiała postawić się na ich miejscu. – "Na niektórych kościach udowych udało się dostrzec ślady spopielenia, układające się w powtarzalny symbol". – zacytowała. – Gdy jeszcze przetrzymywali Aseriela i Luminiego ich również oznaczono w taki sposób, ale udało nam się to magicznie usunąć, jednak kości pamiętają. Musieli używać jakiegoś zaklęcia, ponieważ sam rozżarzony metal nie pozostawiłby żadnych śladów na ich skórze. Już samo to musiało świadczyć o tym, że kryjówka, którą odnaleziono była tą samą, z której uciekli.

– To bardzo ważnie informacje. Dziękuję. – powiedział Matei, potem napisał kilka słów, ale tym razem już z swoim brązowym notatniku, z którym nigdy się nie rozstawał.

– Czy pracownikom Departamentu udało się zaobserwować jakieś uchybienia, albo dziwne niekształtne odchylenia na tych kościach? 

– Wszystko co wiemy znajduje się w raporcie, który masz przed sobą Panno Foutley. Czy to pytanie ma jakiś głębszy sens?

– Taki, że jak już wiemy Aseriel i Lumini są hybrydami, prawdopodobnie to potomstwo dwóch odmiennych ras smoków, co zdarza się w naturze naprawdę bardzo rzadko. Jeśli więc uda się potwierdzić, że taką samą hybrydą był któryś z tych smoków, będziemy wiedzieli, że zostało to zainicjowane przez człowieka, nie przez naturę.

– Racja. – wtrącił Charlie. – Z tego co mój ojciec mi opowiadał, osób, które zajmują się takimi smoczymi krzyżówkami jest na świecie zaledwie garstka. Może uda się ustalić, która z nich może współpracować z handlarzami, być może ona będzie bardziej skłonna do rozmów.

– Weźmiemy wasze słowa pod uwagę, lecz nie sądzę, aby było to potrzebne. – odparł pod nosem –Jednak wyślę do Biura Kontroli owe kości z prośbą o ich dokładniejsze oględziny. – zgodził się Matei. – Cieszę się, że poruszyliśmy ten temat, proszę spójrzcie dwie strony dalej, chciałbym zbliżyć się do meritum naszego obecnego spotkania.

Annabel przewróciła strony i zaczęła czytać jeden z fragmentów, mówiący o tym jak Aseriel i Lumini tak właściwie znaleźli się w lesie. Handlarz przyznał, że jeden z nich dowiedziawszy się na bardzo wczesnym etapie o tym, iż są one mieszanką dwóch odmiennych ras smoków, chciał wypuścić je na wolność. Był to człowiek pełen idei, jednak jego pomysły utworzenia nowych gatunków magicznych bestii zostały odesłane z kretesem przez Rezerwat, a potem przez Ministerstwo. Uważa;i oni, że owe krzyżówki genetyczne posiadają wiele defektów i mogłyby stanowić zagrożenie dla obecnego ekosystemu świata magicznego. Później próbował jeszcze kilka razy wprowadzić własny plan, powołując się na co rusz nowsze argumenty, jednak zawsze skutek był ten sam. W pewnym momencie odrzucony i poniżony znalazł swoje miejsce wśród handlarzy, gdzie jego pomysły zdobyły uznanie przez żądnych łatwych galeonów osób. Handlarz wspomniał o tym, że gdy tylko tamten zaproponował przedłużenie ich nowego gatunku już na wolności, oraz ścisłe obserwowanie go, został zwyzywany i postanowiono, że młode zostaną tam gdzie są, ponieważ było to zbyt duże ryzyko. Rozgoryczony, pewnej nocy wkradł się do pomieszczenia, gdzie zostały one odosobnione i wykradł je, z nadzieją, że zdąży wypuścić je na wolność, niestety zauważył go jeden z strażników i wszczął alarm. Mężczyzna uciekał, ale został złapany kilka godzin później, już bez smoków, zginął od razu z rak swoich wspólników.

Dwójka smokologów niemal jednocześnie odłączyła swój wzrok od skoroszytów i spojrzeli na swojego szefa z nadzieją, że uda im się dowiedzieć czegoś więcej.

– Pracownicy Departamentu, uznali, że ten mężczyzna, dowiedziawszy się o tym, iż został odkryty musiał diametralnie zmienić swój plan. Podejrzewają, że zostawił smoki w lesie i przypiął je łańcuchami do pnia tak, aby nie odleciały, może właśnie dlatego zostały odnalezione tak blisko lasów naszego Rezerwatu, na jego własne życzenie.

– Ustaliliśmy na początku, że smoki spędziły w lesie kilka dni, więc jak było to możliwe, że nikt ich nie zauważył przez ten czas? – zadziwiła się Annabel.- I jak to możliwe, że nie zostały zaatakowane przez większe wygłodzone stworzenia? Młode, bezbronne i przykute smoki stanowiły bardzo prosty cel.

– Jestem pewien, że ten mężczyzna zabezpieczył je w taki sposób, aby nie było możliwości, żeby ktokolwiek je odnalazł, dopóki nie wróci. Jak dla mnie brzmi to jak najprostszy magiczny kamuflaż, który z czasem przestał po prostu działać. Możemy sobie tak  dalej gdybać, ale tracimy z oczu prawdziwy cel naszego zebrania.

– Dzięki temu dowiemy się, który z pracowników może mieć powiązania z handlarzami! – wystrzelił nagle Charlie, a Matei uśmiechnął się pod nosem.

– Dlaczego? – spytała zdziwiona Annabel, spoglądając niecierpliwie na chłopaka.

– Ten handlarz, tak samo jak ty Annabel nie miał prawa wiedzieć, że wszystkie wnioski składane do Ministerstwa są przechowywane w archiwach, a one wszystkie są imienne. Składający wniosek podpisuje się, a pracownicy  mają poświadczyć o autentyczności podpisu.

– Co chcesz mi przez to powiedzieć?

– Połączyliśmy ze sobą wszystkie fakty i powiązaliśmy tego mężczyznę z pracownikami rezerwatu. Jeden z naszych stażystów, którego przyjęliśmy niespełna rok temu. Douglas Boffe, sprawdziliśmy jego przeszłość. Wniosek, który został dostarczony do Ministerstwa przez tamtego handlarza o zmodyfikowaniu prawa na temat smoczych gatunków, był oznaczony jego podpisem jako pośrednika. Znaczy to, że jest jednym z handlarzy, a jego zadaniem było ułatwić obejście naszych zabezpieczeń w Rezerwacie i wpuścić do niego niepożądanych gości. – wyjaśnił Matei. – Dodatkowo data jego zatrudnienia pokrywa się z datą pojawienia się tutaj waszych podopiecznych.

– To trzeba go jak najszybciej złapać. – mruknęła Annabel.– Jeśli dowie się, że wiemy, może być już za późno na działania.

– Niekoniecznie, nie dowiemy się od niego niewiele więcej niż od tamtego, ale to że znamy jego tajemnicę daje nam przewagę. Chciałbym podzielić się z wami pewnym planem, a że obejmuje on udział Aseriela i Luminiego, postanowiłem podzielić się tym i z wami.

Prowokacja zaplanowana przez ich szefa obejmowało ogłoszenie wśród smokologów, tego że za trzy dni Aseriel i Lumini zostaną przetransportowane do innego rezerwatu celem badań, które miałyby wyjaśnić szczegóły dotyczące ich fizycznych predyspozycji i oficjalnego uznania go za "nowo powstały gatunek", co wiązałoby się z ich szczególną ochroną Ministerstwa. Matei miał pewność, że po ogłoszeniu tego komunikatu, handlarze - wyraźnie mocno zainteresowani tą dwójką nie będą chcieli pod żadnym warunkiem dopuścić do owej sytuacji, ponieważ ich odzyskanie stałoby się wtedy automatycznie niemożliwe i prawdopodobnie wcześniej podejmą próbę ich przechwycenia. Zaprzyjaźnieni autorzy wówczas będą stale obserwować rozwój wydarzeń i w odpowiednim momencie wkroczą do akcji, aby ich schwytać. Annabel i Charlie słuchali tego planu z zainteresowaniem, ale gdy tylko skończył przedstawiać im szczegóły, chłopak się odezwał.

– Nie zgadzam się. – mruknął poważnie spoglądając spode łba na szefa - To zbyt niebezpieczne, a co jeśli będą lepiej przygotowani od nas i uda im się położyć na nich łapy? Wtedy to my moglibyśmy ich już nigdy nie odzyskać.

Matei spojrzał na Weasleya, a później skierował wzrok na Annabel, która siedziała po cichu próbując przetworzyć w głowie to, co właśnie usłyszała. Mężczyzna wiedział, że ów plan niesie za sobą ryzyko niepowodzenia, ale nie sądził, aby inny (mniej inwazyjny) plan mógł odpowiednio zadziałać.

– Rozumiem twoje obawy Panie Weasley, wiem też, że darzy Pan dużym zaufaniem Ministerstwo, ale handlarze, czy też kłusownicy od lat działają na tych terenach i od kiedy tutaj pracuję, nie usłyszałem aby jakkolwiek działali na rzecz tych biednych stworzeń.

– Udało im się przecież doprowadzić nas do, tego, który nas zdradził. Może nie działają zbyt szybko, ale muszą mieć ku temu jakieś powody.

– Nasza strategia jest bardzo dobrze przemyślana i ma naprawdę spore powodzenie na sukces. Dodatkowo udział autorów w tym przedsięwzięciu daje nam wielką przewagę nad handlarzami. Ten plan może okazać się jedynym sposobem na ostateczne rozbicie tej grupy. Naszym obowiązkiem jest ochrona wszelkich smoków zamieszkałych nie tylko na naszym terenie. Wystarczy, że mi zaufacie i będziecie liczyć na to, że plan się powiedzie.

Matei nie zamierzał odpuszczać, zawsze był człowiekiem czynu, który nigdy nie zostawał nikomu dłużny. Oczywiście wiele razy spotkał się z dezaprobatą za swoje działania, ale wtenczas nie słuchał innych osób, dlatego właśnie ta rozmowa była dla niego tylko i wyłącznie przejawem dobrej woli. Smoki nigdy nie były ich własnością, a póki mieszkały w Rezerwacie, miał pełne prawo decydować o ich losie.

Charlie dyskutował ze swoim szefem, podczas gdy Annabel słuchała ich argumentów. Nie wiedziała kto miał w tym momencie rację. Zastanawiała się również co powiedziały by na to Aseriel i Lumini gdyby zdawały sobie sprawę z tego co się wokół nich dzieje. Sama Annabel nie chciałaby, aby ktokolwiek zrobił z młodych przynętę, ale czy to nie powinno wydarzyć się w imię większych celów? A co będzie, gdy w końcu będą musieli wypuścić smoki na wolność? Nie podobała jej się myśl, że nigdy nie mogłyby zaznać spokoju, a przecież nie mogłaby je ochraniać całe życie, niezależnie od tego jak bardzo ta wizja wydawała jej teraz prosta do zrealizowania. W końcu nie chodziło tylko o ich podopiecznych, chodziło tutaj również o każdego innego smoka bestialsko dręczonego przez kłusowników.

– Czy ci aurorzy są godni zaufania? – spytała Annabel, przerywając ich dyskusję.

– Na tyle, na ile godni zaufania mogą być elitarni czarodzieje chroniący życia innych, a nie możemy zbagatelizować faktu, iż czarnoksiężnicy są o wiele potężniejsi od handlarzy.

– Jeśli zgodzę się uczestniczyć w tym planie, możecie mi zagwarantować, że bezpieczeństwo Aseriela i Luminiego będzie na pierwszym miejscu i jeśli tylko coś pójdzie nie tak to akcja zostanie niezwłocznie przerwana?

– Jeśli coś pójdzie nie tak Panno Foutley, to mogę zagwarantować, że zostanę natychmiast zwolniony z rezerwatu i będę oskarżony o nadużycie swojej władzy. – Matei poprawił się na krześle i przysunął się bliżej do dziewczyny. – Dlatego też zapewniam, że będę osłaniał te smoki całym swoim ciałem, dopóty nie skonam.

Annabel pokiwała głową i spojrzała przekonująco na Charliego, który wydawał się nieco wstrząśnięty propozycją ich szefa.

– Myślę, że powinniśmy się na to zgodzić.

– Annabel, ten plan jest absurdalny, to nie jest zabawa i nigdy bym nie zgadł, że będziesz w stanie się na to szaleństwo zgodzić.

Dziewczyna położyła delikatnie swoją dłoń na jego dłoni. 

– Wiesz jak to jest być zagrożonym przez to kim się jest. – odparła patrząc na jego dłoń, która w tym momencie oplotła jej – Jeśli handlarze nie zostaną schwytani, ani Aseriel, ani Lumini już nigdy nie będą bezpieczne, nawet jeśli wypuścimy je na wolność, a one odlecą w nieznane. Oni zawsze powędrują za nimi, tacy są, niezłomni w swoich działaniach.

Charlie zastanowił się na chwilę, jego wzrok wbił się w pustą ścianę namiotu. Nastąpiła chwila ciszy, a Matei patrzył wyczekująco na Weasley'a. W końcu chłopak z ciężkim sercem musiał zgodzić się na ten plan, wiedząc że i tak pozostał w mniejszości.

~~*~~

Następne trzy dni minęły im na przygotowaniach do zrealizowania ich planu. Dwójka młodych smokologów spędzała dużo czasu w namiocie ich szefa dogrywając szczegóły i rozmawiając z kilkoma autorami, którzy zgodzili się zaoferować swoją pomoc. List z prośbą o użycie Veritserum został zgodnie z przeczuciem odrzucony, ale szef rezerwatu nie zamierzał odpuścić. Udał się więc do Departamentu Ochrony Magicznych Stworzeń, gdzie używając swoich licznych znajomości udało mu się wynegocjować sprzęt ochronny i specjalnie zaprojektowany wóz do przetransportowania młodych smokologów z punktu A do punktu B.

Charlie wyróżniał się szczególnie determinacją i dzięki swojej uporczywości udało mu się uzyskać zgodę na to, aby razem z Annabel towarzyszyć młodym smokom w ich podróży. Byli gotowi bronić ich przed jakimkolwiek zagrożeniem z zewnątrz, ale w powietrzu było czuć spięcie między nimi, a dodatkowo sytuacji nie ułatwili im inni smokolodzy, którzy co rusz próbowali pocieszać Annabel i Charliego, że przecież młode będą teraz w innym rezerwacie bezpieczniejsze, było to dla nich przykrym przeżyciem, ale jednocześnie świadczyło o tym, że ich kłamstwo stało się na tyle prawdopodobne i rozdmuchane na cały rezerwat, że z pewnością doszło już do uszy handlarzy.

 ~~*~~


Gdy nadszedł ten dzień konwój, który składał się z specjalnego ogromnego wozu, w którym przewiezione miały być smoki, a w którym jechali również Charlie i Annabel, kierowca i dwóch innych wtajemniczonych z akcję smokologów, oraz trzech innych samochodów prowadzonych przez aurorów, oraz poprzedzającego wszystkie wozy, pojazd prowadzony przez ich szefa wyjechał niemal punktualnie o 11. Każdy z pojazdów miał nałożone na siebie zaklęcie ochronne, ażeby uchronić je przez wścibskim wzrokiem mugoli, gdzie pojazd takich gabarytów mógłby wywołać nie małą sensację.

Aurorzy przewidzieli, że atak prawdopodobnie nastąpi gdzieś w połowie drogi, aby możliwie oddalić się jak najdalej od rezerwatu, a równocześnie zachować sobie pewien odstęp od miejsca, do którego mieli dotrzeć. Konwój poruszał się bardzo powoli, ażeby nie stresować młodych smoków, które kompletnie nieprzyzwyczajone do jazdy zaczęły krzątać się po swoich klatkach i pomrukiwać niezadowolone.

– Boją się. – odparł Charlie, który włożył palec między kratkę, tak żeby Lumini mógł spokojnie otrzeć się o jego skórę, próbując dodać mu otuchy. 

 - Zaczynam żałować, że się na to zgodziłam. – przyznała Annabel, patrząc jak Aseriel niespokojnie porusza ogonem, a z każdą nowo napotkaną dziurą w jezdni wydaje z siebie stłumione powarkiwania. – Nadal jesteś na to zły, prawda?

–  Jestem zły na to, że nie mieliśmy innego wyjścia. – odpowiedział chłopak łagodnie, ale Annabel wiedziała, że to nie jest jedynym powodem jego zachowania.

– Zawsze mogliśmy czekać na ruch Ministerstwa. – otworzyła klatkę jednym ruchem różdżki i wpuściła Aseriela na swoje kolana. Czując jego ciężar, przysunęła nogi do siebie i poprawiając się niezdarnie na fotelu oparła o nie swoje plecy. Aseriel zaś dosięgał jej już spokojnie do brody, więc przysunął łeb do jej szyi i zainteresował się kosmykami włosów, opadającymi na jej twarz.

– Te klatki mają specjalne zabezpieczenia, chyba nie powinniśmy tego robić. – odparł Charlie dostrzegając tą sytuację.

– Będzie gorzej, jak staną się na tyle przestraszone, że będziemy mieli problem, żeby nad nimi później zapanować. - odpowiedziała i pogładziła Aseriela pod pyskiem.

Charlie przytaknął zgodnie, w ostanim nie miał czasu, na to aby spędzić czas z Luminim, ot tak po prostu, siedząc sobie, oddając się pieszczotom i ciesząc się swoim towarzystwem, dlatego tak ochoczo powtórzył to, co przed sekundą zrobiła Annabel, z tą różnicą, że gdy tylko klatka została otworzona zaklęciem, młody długoróg wyfrunął sprintem w powietrzu i okręcając się wąsko opadł bezwiednie na rękę chłopaka i ugryzł go delikatnie w ucho, tak że Charlie skrzywił się z bólu, a wolną ręką złapał się za bolące miejsce. To było swoiste powitanie Luminiego, gdyż bardzo często gryzł Charliego w tą część ciała jak tylko był czymś mocno podekscytowany.

– To nie jest śmieszne. – mruknął pod nosem chłopak, zauważając uśmiech współpracowniczki. – Ja go tego nigdy nie uczyłem, nie wiem skąd mu się to wzięło.

– Mimo rozmiarów to wciąż nadal dziecko. – odpowiedziała mu Annabel posyłając łagodne spojrzenie.

– Dziecko, które wali ogonem tak mocno, że niedługo wybije nim okno. – odparł sarkastycznie Charlie, a w tym samym momencie młode przysunęły do siebie pyszczki i zaczęły bawić się w najlepsze, podgryzając się nawzajem.

– One po prostu chciały być razem. –  mruknęła dziewczyna obserwując ich zabawę.

 ~~*~~ 

Po kilku godzinach jazdy konwój wszedł na wąską, nieutwardzoną drogę, prowadzącą przez gęsty las. Aurorzy zaczęli zwiększać czujność, a ich wóz przyspieszył, zostawiając pozostałe wozy tyle, że nie było już z nimi kontaktu wzrokowego. Nagle, przed nimi pojawiła się barykada zrzucona na drogę przez kłusowników, co oznaczało, że ci złapali haczyk. Pojazd zatrząsł się pod wpływem zaklęć, które zostały posyłane w ich stronę, a klatki z smokami zaczęły na siebie napierać. Powietrze wypełniło się dźwiękiem spłoszonych smoków, które rykami próbowały uciekać z zamknięcia, a Annabel złapała obie klatki, aby te nie upadły na podłogę. Wóz zatrzymał się gwałtownie, a jeden z aurorów na tyłach wozu wypuścił czerwone światło z różdżki informując wszystkich o ataku.

– Zostań tutaj. – rozkazał Charlie, po czym wyszedł szybko z wozu i zaklęciem zabezpieczył dojście do młodych smoków.

Rozejrzał się, a zauważając dookoła siebie wiele drzew, uświadomił sobie, że żadna trasa, którą mieli jechać nie miała prowadzić przez las. W pierwszym założeniu, trasa miała odbywać się w większości przez rozległe pola, tak aby w razie czego zwiększyć pozostałym aurorom widoczność. Chłopak wyciągnął pośpiesznie różdżkę z specjalnego futeraliku, obwiązanego na biodrach i wyostrzył wzrok. Podszedł na przód wozu, gdzie miał siedzieć kierowca, ale miejsce było puste. Zacisnął palce na swojej różdżce i pognał z powrotem do Annabel, ale zaklęcie, posłane z niewiadomego kierunku o mało go nie ogłuszyło.

– Annabel! – krzyknął Charlie, odsuwając się od wejścia jak najdalej i obtaczając się zaklęciem obronnym.– Chyba zostaliśmy sami!

Dziewczyna nie mogła pozwolić na to, żeby Charlie sam walczył z kłusownikami, więc naprędce uśpiła smoki, które powoli zaczynały robić się agresywne i wyrywać się spod jej kontroli, następnie zmieniła je w zawieszki do naszyjnika, jak zrobiła to poprzednio i włożyła je w swój gorset, zawieszając je wcześniej na kawałku żyłki. Później wybiegła z wozu, po cym zauważyła jak chłopak odbija zaklęcia miotane w niego z dwóch stron. Włączyła się do ochrony, ale miała problemy w zlokalizowaniu przeciwników, którzy zwinnie poruszali się pośród drzew. Jedno zaklęcie przeleciało jej przed twarzą, ale ku jej zdziwieniu ugodziło jednego z handlarzy. Rzucił je Matei, który biegł w ich kierunku, a gdy stanął obok Charlie zlokalizował powalił drugiego przeciwnika na ziemię.

– Gdzie są aurorzy? – spytała Annabel. – Mieli nas ubezpieczać.

– Dostaliśmy informacje od naszego kierowcy, że musimy pojechać na zachód, ale chwilę później rumuński akcent go przypadkowo zdradził, to nie mógł być on. To ktoś inny musiał po cichu zająć jego miejsce. Zaraz tu będą.

Po drugiej stronie strumyka ukazał się ruch, a kilka postaci w czarnych płaszczach zaczęło zbliżać się do nich w szybkim tempie, powalając zaklęciami drzewa, które stały im na drodze.

– Smoki zabezpieczone? – spytał szybko Charlie zwracając się do Annabel.

– Wszystko zgodnie z planem.– potwierdziła dziewczyna i podniosła różdżkę. – Póki aurorzy się nie pojawią musimy się bronić.

Charlie potwierdził jej słowa i obydwoje z Mateiem włączyli się do walki. Dziewczyna skupiła się na unikach i ochronie siebie a Matei ją osłaniał. Charlie zaś używał różnorodnych zaklęć ofensywnych i defensywnych, starając się ustawić tak, aby mieć jak najwięcej przeciwników w polu widzenia. 

Walka trwała już dobrych kilka minut, ale aurorzy jeszcze się nie pojawili, musieli błądzić po lesie. W międzyczasie, Annabel udało się pozbawić kilku przeciwników możliwości walki. Charlie, zaś, miał więcej pracy, ponieważ kilku innych kłusowników się na niego rzuciło. Foutley wiedziała, że nie mogła ograniczać się jedynie do własnej defensywy, musiała ochraniać również Charliego, który w pewnym momencie, został powalony na ziemię przez jedno z zaklęć. Annabel natychmiast rzuciła się do jego obrony, otoczyła go tarczą ochronną, która rozbiła kolejne z zaklęć w drobny mak. Dzięki temu Charlie miał czas, by się podnieść i zacząć walczyć dalej. Jednakże, kłusownicy zaczęli zbliżać się ku nim coraz bliżej. 

Wtem jeden z ogłuszonych wcześniej aurorów przeteleportował się obok nich i przytaknął do szefa rezerwatu. Był już w pełni gotowości, a gdy uniósł różdżkę i wypowiedział formułkę zaklęcia, reszta jego grupy jak tornado zaczęło pojawiać się wokół nich rzucając zaklęciami krępującymi w kłusowników. Sytuacja zaczęła się powoli stabilizować, a kiedy Matei zauważył wyraźny ruch snujący się w ciemności, pokręcił nadgarstkiem - Priori incantatem. Ich oczom ukazał się mężczyzna, którego Annabel rozpoznała. Był to ten sam czarodziej, który uderzył ją wcześniej w twarz.

– Znowu bronisz tych bestii Matei? – zawarczał. – Szkoda, że musiałeś upaść tak bardzo nisko, gdy Czarny Pan został pokonany.

– A ty się nigdy nie zmieniasz. Od początku po tej gorszej stronie.

– Bestia nie jedno ma imię – puścił jego uwagę mimo uszu i spojrzał wymownie na Annabel, która w sekundzie oblała się falą gorąca. – Szczególnie jeśli to bestia o szlachetnej krwi. – dodał po czym wycelował różdżką w jej piersi. – Masz coś co jest mi potrzebne.

– Bestia też nigdy nie wybacza wyrządzonych jej krzywd. – Annabel zmarszczyła czoło.

– Annabel odsuń się. – odparł Charlie gotowy do ataku, celując w mężczyznę różdżką.

– Nie... – mruknął Matei i odsunął Charliego na bok. – To jest moja walka. Depulso!

Pojedynek między nimi rozpoczął się szybko i nieprzewidywalnie. Matei miał już swoje lata, ale przez to posiadał większe doświadczenie w walkach czarodziejów, więc stawiał mężczyźnie czynny opór co rusz odbijając zaklęcia i rzucając własne. Annabel i Charlie stanęli z boku, gotowi do interwencji, ale Matei wydawał się radzić sobie całkiem dobrze. Oczy miał skupione na przeciwniku, nie wahając się ani przez chwilę. Z każdym kolejnym zaklęciem Annabel zaciskała pięści. Wiedziała, że Matei musi stawić mężczyźnie czoła samemu, że to jest ich prywatny pojedynek. Jednocześnie jednak była przerażona, widząc, jak jej szef, wedle obietnicy ryzykował swoje życie dla zdrowia młodych. Chciała interweniować, pomóc mu, ale wiedziała, że nie powinna wychodzić przed szereg, szczególnie, że musiała oszczędzać energię na ochronie Luminiego i Aseriela. W końcu jednak udało mu się, odbił ostatnie zaklęcie Protego Maxima, gdy ten przybliżył się do niego na odpowiednią odległość, co sprawiło, że napastnik oberwał, a siła odśrodkowa posłała go kilka metrów w tył.

– To był tylko przedsmak tego, co jeszcze na was czeka – syknął, próbując szybko się podnieść, ale Matei już na niego wyskoczył, unieruchamiając go zaklęciem krępującym.

– Ty już nic nie zrobisz. - powiedział za spokojem, podchodząc bliżej i nabierając pewności siebie. – Aurorzy się tobą zajmą, a ja upewnię się, że nigdy już nie będziesz miał możliwości krzywdzenia smoków.

Młodzi smokolodzy stanęli u jego boku, wciąż gotowi do obrony, ale w oczach Mateia widać było wyraźną ulgę. Walka się skończyła, a oni wygrali. Pozostali kłusownicy dostrzegając porażkę swojego szefa ogłosili odwrót, ale nikomu nie udało się uciec.

  ~~*~~

Matei od razu po walce udał się do Ministerstwa w akompaniamencie aurorów, aby dopilnować by żaden handlarz przypadkowo nie dał nogi, a przy okazji musiał złożyć obszerne wyjaśnienia dotyczące tego, czego udało im się dokonać. Przed wyjściem poprosił jednak swoich pracowników o to, aby na razie zachowali dla siebie wydarzenia w których dziś wzięli udział. Annabel i Charlie wrócili więc do rezerwatu. Na niebie malował się wówczas zmrok, więc nie było ryzyka, żeby ktoś mógłby zadawać niewygodne dla nich pytania, mimo to uśmiechnięci i zmęczeni odprowadzili swoich podopiecznych do ich klatek, uprzednio upewniając się, że transmutacja nie wywołała u nich żadnych efektów ubocznych. Na sam koniec nakarmili je i rozmawiając wydarzeniach tego dnia rozeszli się po swoich domów, lecz gdy tylko Annabel weszła do swojego namiotu, dostrzegła na komodzie list adresowany do niej i zabezpieczony królewską pieczęcią. Było to zaproszenie na ślub Christine.

1 komentarz:

  1. Mam wrażenie, że ten rozdział był chyba najdłuższy ze wszystkich jak do tej pory, co oczywiście niezmiernie mnie cieszy. Tak samo cieszę się, że Aseriel i Lumini nie zostały jednak porwane. Nadal nie mam pewności czy tak się nie stanie, ale to już kwestia przyszłości.
    Szykuje się też ślub. Nie zdziwię się, jak zgotuje się tam jakiś chaos. Teraz pytanie czy w pozytywnym tego słowa znaczeniu i czy będą z tego jakieś korzyści ;)

    Zdrowia i weny!

    OdpowiedzUsuń