Po raz kolejny została wezwana do biura Matei’a. Miała wrażenie, że ostatnio przebywała tam częściej niżeli powinna. Nie wiedziała o co mogło mu chodzić, ale miała pewne podejrzenia, czego jej wizyta mogła dotyczyć. Przeszła przez plac mijając innych współpracowników, którzy spoglądali na nią spode łba. Annabel znała to uczucie, nie znosiła go. Od kiedy po rezerwacie rozeszła się wieść, że opiekuje się Czarnym Hebrydzkim słyszała różne oskarżenia kierowane pod swoim adresem. Oczywiście w zazdrosnym szale rzucane na nią za jej plecami. Nikt nie odważyłby się spojrzeć jej w oczy i powiedzieć co mu leży na sercu. Mimo iż była jedną z młodszych smokologów, budziła bliżej nieznany im respekt. Mało kto mógłby czuć się przy niej komfortowo, biła od niej tajemnicza aura, chociaż nikt nie wiedział dlaczego.
Annabel liczyła na to, że mogło chodzić o jej pochodzenie, o ten królewski blask, który aż bije z jej oczu. Nie, nie było to oznaką pychy, po prostu wychowała się w Państwie, w którym wierzono w takie rzeczy z całych sił. Jednak przeczyła tylko sama sobie.
Dotarła na miejsce i zapukała w drzwi. Niemal od razu została przywołana do środka.
– Chciał mnie Pan widzieć?
Matei uśmiechnął się tylko i wskazał jej krzesło naprzeciw siebie. Posłusznie wykonała polecenie i mimowolnie obejrzała się dookoła, jakby chciała dostrzec coś, co niewidzialne.
– Doszły mnie słuchy panno Foutley, że ostatniej nocy ktoś wkroczył na teren tego rezerwatu. Może coś ci o tym wiadomo?
Annabel pokiwała przecząco głową, milczała. Nie chciała niepotrzebnie wszczynać alarmu. Miała pewność, że była to tylko jednorazowa wizyta nie ciągnąca za sobą żadnych poważniejszych konsekwencji. W końcu chodziło tylko i wyłącznie o nią, a nie o smoki, nad którymi rezerwat obecnie stanowił pieczę.
– Obawiam się, że nie będę mogła pomóc.
– Mamy świadków, którzy widzieli degenerata w pobliżu pani namiotu. Czy nadal utrzymujesz, że nic nie wiesz o tej sytuacji?
– Z pewnością Panie Matei. Położyłam się spać wcześniej i nawet jeśli ktoś chodził po moim terenie mogłam po prostu nie zdać sobie z tego sprawy.
Kto jak kto, ale sztukę oszukiwania innych Annabel opanowała po mistrzowsku. Siedziała dumnie na krześle i spoglądała kamiennym wzrokiem na swojego przełożonego. Ten zaś przyglądał się jej uważnie, jakby szukając oznak łgarstwa, jednak było to dla niego nieosiągalne.
– To wszystko panno Foutley. Możesz wrócić do siebie.
W jego głosie dziewczyna wyczuła nie tyle co niezadowolenie, a podejrzliwość. Jednak postanowiła, że nie będzie się tym przejmować. Wiedziała, że nie przekona go do swojej niewinności. Zawsze był nazbyt ostrożny, co czyniło go tylko wymarzonym przywódcą. Mimo to nie posiadał żadnych dowodów na to, że kłamała, dlatego nie mógł iść dalej z tym tropem.
Pokiwała głową ze zrozumieniem i skierowała swoje kroki do wyjścia. Wtem przypomniała sobie o sprawie, która męczyła ją od dłuższego czasu. Postanowiła skorzystać z okazji, że została z szefem sam na sam, dlatego odwróciła się jeszcze w jego kierunku.
– Panie Matei, mogłabym zadać jedno pytanie?
– Jeśli musisz. – mruknął jakby od niechcenia.
– Czy wiadomo już coś o tych młodych smokach z lasu? Dlaczego się tam znalazły?
Mężczyzna posuszył się niespokojnie na krześle i wbił swój dociekliwy wzrok z biurko.
– Powiadomiłem Ministerstwo o tej sytuacji. W odpowiedzi otrzymałem jedynie informację o tym, że na terenie Rumunii działa nielegalna grupa przestępcza, handlująca smoczymi jajami.
– Smoczymi jajami? – spytała, lustrując go wzrokiem.
Nie odpowiedział, otworzył jedną ze swoich szuflad i wyciągnął z niej kawałek pergaminu. Poprosił podwładną, aby podeszła bliżej i podłożył jej go pod nos. Była to niewielka mapka Rumunii z zaznaczonymi na niej kilkoma miejscami znajdującymi się w różnych odległościach od siebie.
– Grupa liczy około trzydziestu czarodziejów, wędruje po całym kraju w poszukiwaniu jam i legowisk z których kradnie smocze jaja. – Matei przejechał palcem po kilku tych punktach. – Ministerstwo wysłało aurorów za ich tropem, okazało się, że działają według ściśle określonego planu. Zakradają się do miejsca, gdzie mogą je znaleźć i w razie potrzeby używają masowego zaklęcia oszałamiającego na agresywnych samcach i samicach próbujących ochronić swoje młode.
– Twierdzi Pan, że te młode wykluły się z jaj, które były przeznaczone na sprzedaż?
– Nie ja, Ministerstwo, a z nimi nie wolno się kłócić.
Annabel słyszała, że w ostatnich latach znaleziono wiele zastosowań sproszkowanej wersji smoczych jaj, jednak nie mogła oprzeć się wrażeniu, że nie jest to jedyne przestępstwo, jakim mogą się szczycić. Równie dobrze mogli także handlować samymi smokami, tylko dlaczego w takim razie porzucili Luminiego i Aseriela?
Annabel,Dotarła na miejsce i zapukała w drzwi. Niemal od razu została przywołana do środka.
– Chciał mnie Pan widzieć?
Matei uśmiechnął się tylko i wskazał jej krzesło naprzeciw siebie. Posłusznie wykonała polecenie i mimowolnie obejrzała się dookoła, jakby chciała dostrzec coś, co niewidzialne.
– Doszły mnie słuchy panno Foutley, że ostatniej nocy ktoś wkroczył na teren tego rezerwatu. Może coś ci o tym wiadomo?
Annabel pokiwała przecząco głową, milczała. Nie chciała niepotrzebnie wszczynać alarmu. Miała pewność, że była to tylko jednorazowa wizyta nie ciągnąca za sobą żadnych poważniejszych konsekwencji. W końcu chodziło tylko i wyłącznie o nią, a nie o smoki, nad którymi rezerwat obecnie stanowił pieczę.
– Obawiam się, że nie będę mogła pomóc.
– Mamy świadków, którzy widzieli degenerata w pobliżu pani namiotu. Czy nadal utrzymujesz, że nic nie wiesz o tej sytuacji?
– Z pewnością Panie Matei. Położyłam się spać wcześniej i nawet jeśli ktoś chodził po moim terenie mogłam po prostu nie zdać sobie z tego sprawy.
Kto jak kto, ale sztukę oszukiwania innych Annabel opanowała po mistrzowsku. Siedziała dumnie na krześle i spoglądała kamiennym wzrokiem na swojego przełożonego. Ten zaś przyglądał się jej uważnie, jakby szukając oznak łgarstwa, jednak było to dla niego nieosiągalne.
– To wszystko panno Foutley. Możesz wrócić do siebie.
W jego głosie dziewczyna wyczuła nie tyle co niezadowolenie, a podejrzliwość. Jednak postanowiła, że nie będzie się tym przejmować. Wiedziała, że nie przekona go do swojej niewinności. Zawsze był nazbyt ostrożny, co czyniło go tylko wymarzonym przywódcą. Mimo to nie posiadał żadnych dowodów na to, że kłamała, dlatego nie mógł iść dalej z tym tropem.
Pokiwała głową ze zrozumieniem i skierowała swoje kroki do wyjścia. Wtem przypomniała sobie o sprawie, która męczyła ją od dłuższego czasu. Postanowiła skorzystać z okazji, że została z szefem sam na sam, dlatego odwróciła się jeszcze w jego kierunku.
– Panie Matei, mogłabym zadać jedno pytanie?
– Jeśli musisz. – mruknął jakby od niechcenia.
– Czy wiadomo już coś o tych młodych smokach z lasu? Dlaczego się tam znalazły?
Mężczyzna posuszył się niespokojnie na krześle i wbił swój dociekliwy wzrok z biurko.
– Powiadomiłem Ministerstwo o tej sytuacji. W odpowiedzi otrzymałem jedynie informację o tym, że na terenie Rumunii działa nielegalna grupa przestępcza, handlująca smoczymi jajami.
– Smoczymi jajami? – spytała, lustrując go wzrokiem.
Nie odpowiedział, otworzył jedną ze swoich szuflad i wyciągnął z niej kawałek pergaminu. Poprosił podwładną, aby podeszła bliżej i podłożył jej go pod nos. Była to niewielka mapka Rumunii z zaznaczonymi na niej kilkoma miejscami znajdującymi się w różnych odległościach od siebie.
– Grupa liczy około trzydziestu czarodziejów, wędruje po całym kraju w poszukiwaniu jam i legowisk z których kradnie smocze jaja. – Matei przejechał palcem po kilku tych punktach. – Ministerstwo wysłało aurorów za ich tropem, okazało się, że działają według ściśle określonego planu. Zakradają się do miejsca, gdzie mogą je znaleźć i w razie potrzeby używają masowego zaklęcia oszałamiającego na agresywnych samcach i samicach próbujących ochronić swoje młode.
– Twierdzi Pan, że te młode wykluły się z jaj, które były przeznaczone na sprzedaż?
– Nie ja, Ministerstwo, a z nimi nie wolno się kłócić.
Annabel słyszała, że w ostatnich latach znaleziono wiele zastosowań sproszkowanej wersji smoczych jaj, jednak nie mogła oprzeć się wrażeniu, że nie jest to jedyne przestępstwo, jakim mogą się szczycić. Równie dobrze mogli także handlować samymi smokami, tylko dlaczego w takim razie porzucili Luminiego i Aseriela?
– A jaka jest Pana wersja?
– Cóż, wydaje mi się, że była to sprawa ściśle powiązana z tym gangiem, jednak nie oni zostawili te młode smoki w lesie.
– A te punkty to miejsca ich pobytów? Dobrze rozumiem?
– Przynajmniej miejsca, o których Ministerstwo wie. Mogą być wszędzie, dlatego rozumie Pani, że bezpieczeństwo Rezerwatu jest teraz dla nas priorytetem?
Mężczyzna spojrzał niejednoznacznie na jej twarz. Wiedziała co próbuje jej zainsynuować. Jednak pozostawała nieugięta w tym punkcie, a to że z pozornie niewinnej sprawy zrobiła się afera na skalę krajową tylko utwierdziło ją w tym przekonaniu. Zmarszczyła jednak czoło stroskana, nie podobała jej się ta sytuacja. SMOKI NIE SĄ NA SPRZEDAŻ. Chociaż z drugiej strony i tak nie pomogłaby za dużo, jeśli chciałaby w jakiś sposób ukrócić ich poczynania. Jej umiejętności wcale nie były do tego przeznaczone. Poza tym mogłaby zwrócić uwagę innych Czarodziejów, już nie wspominając o tym, że sama mogłaby narazić się na niebezpieczeństwo i wpaść w szpony grabieżców.
– Oczywiście szefie. – mruknęła pod nosem.
Wyszła z namiotu pełna sprzeczności i nowych myśli, które prawdopodobnie zaczną ją przytłaczać na nowo. Miała naprawdę dużo spraw na głowie, co nie przeszkadzało jej martwieniu się o inne młode, które wyklują się z jaj skradzionych przez ten tajemniczy gang. Ubolewała nad ich losem, dlatego też postanowiła, że jeśli przyjdzie taka potrzeba i jeżeli którykolwiek z nich będzie chciał położyć swoje ohydne łapska na Aserielu, Luminim lub smokach z rezerwatu zrobi wszystko aby ich powstrzymać.
– Cóż, wydaje mi się, że była to sprawa ściśle powiązana z tym gangiem, jednak nie oni zostawili te młode smoki w lesie.
– A te punkty to miejsca ich pobytów? Dobrze rozumiem?
– Przynajmniej miejsca, o których Ministerstwo wie. Mogą być wszędzie, dlatego rozumie Pani, że bezpieczeństwo Rezerwatu jest teraz dla nas priorytetem?
Mężczyzna spojrzał niejednoznacznie na jej twarz. Wiedziała co próbuje jej zainsynuować. Jednak pozostawała nieugięta w tym punkcie, a to że z pozornie niewinnej sprawy zrobiła się afera na skalę krajową tylko utwierdziło ją w tym przekonaniu. Zmarszczyła jednak czoło stroskana, nie podobała jej się ta sytuacja. SMOKI NIE SĄ NA SPRZEDAŻ. Chociaż z drugiej strony i tak nie pomogłaby za dużo, jeśli chciałaby w jakiś sposób ukrócić ich poczynania. Jej umiejętności wcale nie były do tego przeznaczone. Poza tym mogłaby zwrócić uwagę innych Czarodziejów, już nie wspominając o tym, że sama mogłaby narazić się na niebezpieczeństwo i wpaść w szpony grabieżców.
– Oczywiście szefie. – mruknęła pod nosem.
Wyszła z namiotu pełna sprzeczności i nowych myśli, które prawdopodobnie zaczną ją przytłaczać na nowo. Miała naprawdę dużo spraw na głowie, co nie przeszkadzało jej martwieniu się o inne młode, które wyklują się z jaj skradzionych przez ten tajemniczy gang. Ubolewała nad ich losem, dlatego też postanowiła, że jeśli przyjdzie taka potrzeba i jeżeli którykolwiek z nich będzie chciał położyć swoje ohydne łapska na Aserielu, Luminim lub smokach z rezerwatu zrobi wszystko aby ich powstrzymać.
grudzień zbliża się wielkimi krokami na Islay. Nasi zwiadowcy donieśli nam, że buntownicy na ten czas planują oddalić się od naszych granic. Nic dziwnego, wydaje się, że zima w tym roku będzie wyjątkowo ostra. Zdziwiłbym się, gdyby zostali na swoich pozycjach narażając się na wyziębienie.
Wojska mogą odetchnąć, dlatego też żywię płomienną nadzieję, że spędzisz z nami więcej czasu. Christine bardzo się ucieszy na Twoją wizytę, dobrze wiesz - czuje się samotna. Ja również chciałbym Cię ujrzeć i posłuchać o pobycie w południowo-wschodniej Europie. Na pewno jest ekscytujące i znacznie różni się od warunków życia na wyspie.
Jego Wysokość, Król Victor Isbell
Przeczytała ten list już któryś raz z rzędu. Nie mogła uwierzyć, że dostała pozwolenie na powrót do domu. W jej głowie kłębiło się multum myśli. Bardzo tęskniła za Islay, za tamtejszymi warunkami i niemal średniowiecznym klimatem. Pragnęła, aby znowu przejść się po tamtejszych lasach, których przecież było o wiele więcej na wyspie niżeli gdziekolwiek indziej. Miała jednak wątpliwości, buntownicy byli zbyt agresywni, ażeby rezygnować z przyczyn pogodowych. Przecież poprzedni król nie bez powodu zabronił jej wracać do domu nawet zimą. Podejrzewała, że za rządów jego mniej ostrożnego syna wiele zmieni się na wyspie. Nie wiedziała jednak czy na dobre, czy wręcz przeciwnie. Victor zawsze charakteryzował się porywczością, pomimo swojej niezdarności. Przeważnie przyjmował stanowisko ofensywne, podczas gdy jego ojciec wolał zajmować się defensywą. Nie bez powodu od dłuższego czasu miała nieodparte wrażenie, że wojna wisi na włosku. Jak nie zainicjowana przez buntowników, to wszczęta przez samego króla.
Uzmysłowiła sobie też, że wszystko co kocha, najprawdopodobniej znika. Rozpływa się pod ciężarem zamachów, pochłaniających wszelkie oszczędności Państwa. Teraz Rumunia była jej domem, chociaż nigdy nie chciała przebywać tak daleko wyspy. Zastanawiała się, czy w ogóle ma do czego wracać. Spojrzała raz jeszcze na list, a jej wzrok spoczął na imieniu „Christine”.Pamiętała ją jako łagodną dziewczynę. Jej jedyną przyjaciółkę niosącą na barkach ogrom swojej niezwykłej umiejętności. Tęskniła za nią, zastanawiała się jaka teraz jest. Być może wyrosła na silną i mądrą kobietę o innym spojrzeniu na świat i nieograniczonych możliwościach, a może odwrotnie… nie zmieniła się w ogóle.
A Victor? Czy władza sprawiła, że zmężniał? Spoważniał na tyle, ażeby zaprzestać podburzać tłumy przeciw decyzji jego ojca? Przyjąć jego stanowisko i utrzymać je takie jakie zostało ustalone?
Wątpiła w to. Świadczył o tym chociażby podpis złożony na liście, który z całą pewnością nie należał do niego, a do doradcy Jego Wysokości. Znaczyło to, że jej zaproszenie może okazać się wcale nie takie niewinne jak wydaje się na pierwszy rzut oka. Tradycyjnie, niezdrowa ciekawość po raz kolejny wzięła górę nad obawami.
– Aseriel, spróbuj jeszcze raz. Nie możesz cały czas liczyć na to, aż ja ci je podgrzeję.
Annabel wbiła swój zniecierpliwiony wzrok w smoka i pomachała kawałkiem mięsa przed jego pyszczkiem. Młody również patrzył na nią swoimi mądrymi oczkami, zdawało się, że rozumie doskonale każde jej słowo, z tą równicą tylko, że nie potrafił wykonać polecenia.
– Nadal sądzisz, że jest jeszcze w stanie ziać ogniem?
– Oczywiście, może wolniej się uczy. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Początek grudnia zaczął się mroźnie. Śnieg w dużych ilościach sypał się z nieba i przykrywał znaczną część rezerwatu. Dziewczyna spojrzała w szare niebo, w całości pokryte ciężkimi chmurami. Przycisnęła szalik do szyi, czując tą mroźną aurę. Martwiła się o Aseriela, od kiedy trafił do ich rezerwatu nie potrafi wykrzesać z siebie chociażby małego płomyczka, już o podgrzaniu pożywienia nie było mowy. Wielu twierdziło, iż Hebrydzki po prostu nie potrafi ziać ogniem. Annabel słyszała, że takie rzeczy zdarzają się stosunkowo często, ale nie chciała dać temu wiary. Gdzieś tam w środku wydawało się, że jej podopieczny po prostu wolniej się uczy, już nie wspominając o tym, że wydarzenia z przeszłości mogą go blokować. W końcu nikt nie wie, co działo się z młodymi przed ich znalezieniem w lesie.
– Może jeśli poobserwuje Lumini’ego to zechce go naśladować.
– Przebywa z nim cały czas, to nic nie daje. – pokręciła głową.
– Może jest zapatrzony w ciebie. – zaśmiał się Charlie.
Foutley niemal prychnęła śmiechem. Spojrzała na chłopaka wzrokiem, mówiącym „Ty chyba oszalałeś” i ponownie pochyliła się nad swoim smokiem.
– Zaraz sprawdzimy twoją tezę.
– Zamierzasz ziać ogniem?
Charlie nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo było to nie niemożliwe. Mogła to zrobić nawet teraz, jednak nie byłoby to zbyt mądrym pomysłem. Pokiwała jedynie przecząco głową i wyciągnęła zza pasa swoją różdżkę.
– Nie w taki sposób. – odparła poważnie.
Odwróciła się bokiem do smoka, który przyglądał się jej uważnie i wydawał z siebie ciche piski, przypominające skowyt małego psiaka. Przyłożyła różdżkę do swojego policzka tak, aby nie było jej widać i rozdziawiła usta. Zaraz potem użyła zaklęcia, wywołującego ogień.
Zdawała sobie sprawę z tego, że wygląda to tak, jakby niedawno uciekła z Świętego Munga, jednak mimo gry pozorów okazało się to skuteczne. Lumini niemal natychmiast wzbił się w powietrze i dołączył do młodej smokolożki. Latał dookoła niej i radośnie ział ogniem na wszystkie strony.
Charlie nie wierzył, w to co widzi. Annabel Foutley, ta sama Annabel, która zawsze wszystkim wydawała się dumna i pozbawiona krzty humoru w tym momencie wyglądała tak, jakby jej życiową rolą było odgrywanie klauna w cyrku. Długo powstrzymywał śmiech w nadziei, że Aseriel zrozumie to, co chciała mu przekazać i w końcu się przełamie. Jednak nie wytrzymał w pewnym momencie. Wybuchnął niepohamowanym śmiechem tak głośno, że zagłuszył odgłos jarzącego się ognia.
Od razu zwróciło to uwagę Annabel, która natychmiast skończyła swoje przedstawienie, a jej twarz nabrała nowej barwy – buraczanej.
– I z czego rżysz?! – krzyknęła zawstydzona.
– Nie myślałaś czasem o karierze cyrkowej? – zażartował i o mało niekontrolowanie upadł na ziemię. Oparł się jedynie o piedestał, na którym wcześniej stał długoróg, próbując złapać oddech.
– Dla twojej wiadomości Weasley, robiłam to dla dobra Aseriela. Nie widzę powodu, dla którego miałoby to być zabawne. – żachnęła się dziewczyna i nerwowo podeszła do gada, nawet nie patrząc w odwecie na Charliego.
Mogła nadal nadaremnie próbować namawiać młodego na zianie ogniem. Jednak nie było to jej celem. Wiedziała, że gdy zostanie wypuszczony na wolność, nie poradzi sobie bez potężnej broni jaką jest ogień i narazi się na niebezpieczeństwo ze strony swoich pobratymców. Z tego względu nie mogła postąpić inaczej. Musiała spróbować wszystkich sposobów na to, aby nauczyć Hebrydzkiego używać ognia, zanim uzna swoją porażkę jako smokolog i jako jego opiekun.
Nie mogła jednak zrozumieć jednej rzeczy – dlaczego u licha nie zrobiła tego, gdy była sama, a ośmieszała się akurat przed Weasleyem?
– Spokojnie Foutley, nie mówiłem, że to zły pomysł. Po prostu wyglądało to komicznie.
Odpowiedziała mu cisza, nie miała ochoty na rozmowy z nim. Całą swoją uwagę skupiła na Aserielu, który starał się naśladować swoją opiekunkę. Otwierał pyszczek raz po razie, jednak buchał z niego jedynie słaby dym. Mentorka marszczyła brwi na ten widok. Wiedziała, że bardzo się męczy, jednak nie mogła mu przerywać. Ciągle miała nadzieję, że coś się zmieni, powtarzała w myślach „no dalej mały”, jakby chciała skomunikować się z nim telepatycznie. Bezskutecznie. Zrezygnowany opuścił głowę żałując za swoją nieporadność. Annabel widząc tą żałosną postawę przywołała na swoją twarz sztuczny uśmiech i ręką podrapała małego pod szyją.
– Wszystko będzie w porządku Aseriel. Popracujemy jeszcze nad tym.
Wtedy poczuła, jak temperatura jego łusek ponownie zmalała. W przypadku tak młodych smoków było to niedopuszczalne, bowiem nie posiadały one tak dużej odporności na warunki pogodowe jak dorosłe osobniki tego gatunku. Wystawiła więc rękę aby przenieść go w inne miejsce, a młody od razu na nią wskoczył. Annabel dopiero teraz dostrzegła, jak bardzo urósł. Jego skrzydło było wielkości dwóch jej dłoni, a przecież jeszcze niedawno wyglądało jak zaciśnięta pięść. Obrócił się dookoła swojej osi, ale najwyraźniej nie było mu za wygodnie, ponieważ wzbił się w powietrze i zajął swoje miejsce na jej ramieniu wbijając się pazurkami w skórę.
– Oczywiście, może wolniej się uczy. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Początek grudnia zaczął się mroźnie. Śnieg w dużych ilościach sypał się z nieba i przykrywał znaczną część rezerwatu. Dziewczyna spojrzała w szare niebo, w całości pokryte ciężkimi chmurami. Przycisnęła szalik do szyi, czując tą mroźną aurę. Martwiła się o Aseriela, od kiedy trafił do ich rezerwatu nie potrafi wykrzesać z siebie chociażby małego płomyczka, już o podgrzaniu pożywienia nie było mowy. Wielu twierdziło, iż Hebrydzki po prostu nie potrafi ziać ogniem. Annabel słyszała, że takie rzeczy zdarzają się stosunkowo często, ale nie chciała dać temu wiary. Gdzieś tam w środku wydawało się, że jej podopieczny po prostu wolniej się uczy, już nie wspominając o tym, że wydarzenia z przeszłości mogą go blokować. W końcu nikt nie wie, co działo się z młodymi przed ich znalezieniem w lesie.
– Może jeśli poobserwuje Lumini’ego to zechce go naśladować.
– Przebywa z nim cały czas, to nic nie daje. – pokręciła głową.
– Może jest zapatrzony w ciebie. – zaśmiał się Charlie.
Foutley niemal prychnęła śmiechem. Spojrzała na chłopaka wzrokiem, mówiącym „Ty chyba oszalałeś” i ponownie pochyliła się nad swoim smokiem.
– Zaraz sprawdzimy twoją tezę.
– Zamierzasz ziać ogniem?
Charlie nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo było to nie niemożliwe. Mogła to zrobić nawet teraz, jednak nie byłoby to zbyt mądrym pomysłem. Pokiwała jedynie przecząco głową i wyciągnęła zza pasa swoją różdżkę.
– Nie w taki sposób. – odparła poważnie.
Odwróciła się bokiem do smoka, który przyglądał się jej uważnie i wydawał z siebie ciche piski, przypominające skowyt małego psiaka. Przyłożyła różdżkę do swojego policzka tak, aby nie było jej widać i rozdziawiła usta. Zaraz potem użyła zaklęcia, wywołującego ogień.
Zdawała sobie sprawę z tego, że wygląda to tak, jakby niedawno uciekła z Świętego Munga, jednak mimo gry pozorów okazało się to skuteczne. Lumini niemal natychmiast wzbił się w powietrze i dołączył do młodej smokolożki. Latał dookoła niej i radośnie ział ogniem na wszystkie strony.
Charlie nie wierzył, w to co widzi. Annabel Foutley, ta sama Annabel, która zawsze wszystkim wydawała się dumna i pozbawiona krzty humoru w tym momencie wyglądała tak, jakby jej życiową rolą było odgrywanie klauna w cyrku. Długo powstrzymywał śmiech w nadziei, że Aseriel zrozumie to, co chciała mu przekazać i w końcu się przełamie. Jednak nie wytrzymał w pewnym momencie. Wybuchnął niepohamowanym śmiechem tak głośno, że zagłuszył odgłos jarzącego się ognia.
Od razu zwróciło to uwagę Annabel, która natychmiast skończyła swoje przedstawienie, a jej twarz nabrała nowej barwy – buraczanej.
– I z czego rżysz?! – krzyknęła zawstydzona.
– Nie myślałaś czasem o karierze cyrkowej? – zażartował i o mało niekontrolowanie upadł na ziemię. Oparł się jedynie o piedestał, na którym wcześniej stał długoróg, próbując złapać oddech.
– Dla twojej wiadomości Weasley, robiłam to dla dobra Aseriela. Nie widzę powodu, dla którego miałoby to być zabawne. – żachnęła się dziewczyna i nerwowo podeszła do gada, nawet nie patrząc w odwecie na Charliego.
Mogła nadal nadaremnie próbować namawiać młodego na zianie ogniem. Jednak nie było to jej celem. Wiedziała, że gdy zostanie wypuszczony na wolność, nie poradzi sobie bez potężnej broni jaką jest ogień i narazi się na niebezpieczeństwo ze strony swoich pobratymców. Z tego względu nie mogła postąpić inaczej. Musiała spróbować wszystkich sposobów na to, aby nauczyć Hebrydzkiego używać ognia, zanim uzna swoją porażkę jako smokolog i jako jego opiekun.
Nie mogła jednak zrozumieć jednej rzeczy – dlaczego u licha nie zrobiła tego, gdy była sama, a ośmieszała się akurat przed Weasleyem?
– Spokojnie Foutley, nie mówiłem, że to zły pomysł. Po prostu wyglądało to komicznie.
Odpowiedziała mu cisza, nie miała ochoty na rozmowy z nim. Całą swoją uwagę skupiła na Aserielu, który starał się naśladować swoją opiekunkę. Otwierał pyszczek raz po razie, jednak buchał z niego jedynie słaby dym. Mentorka marszczyła brwi na ten widok. Wiedziała, że bardzo się męczy, jednak nie mogła mu przerywać. Ciągle miała nadzieję, że coś się zmieni, powtarzała w myślach „no dalej mały”, jakby chciała skomunikować się z nim telepatycznie. Bezskutecznie. Zrezygnowany opuścił głowę żałując za swoją nieporadność. Annabel widząc tą żałosną postawę przywołała na swoją twarz sztuczny uśmiech i ręką podrapała małego pod szyją.
– Wszystko będzie w porządku Aseriel. Popracujemy jeszcze nad tym.
Wtedy poczuła, jak temperatura jego łusek ponownie zmalała. W przypadku tak młodych smoków było to niedopuszczalne, bowiem nie posiadały one tak dużej odporności na warunki pogodowe jak dorosłe osobniki tego gatunku. Wystawiła więc rękę aby przenieść go w inne miejsce, a młody od razu na nią wskoczył. Annabel dopiero teraz dostrzegła, jak bardzo urósł. Jego skrzydło było wielkości dwóch jej dłoni, a przecież jeszcze niedawno wyglądało jak zaciśnięta pięść. Obrócił się dookoła swojej osi, ale najwyraźniej nie było mu za wygodnie, ponieważ wzbił się w powietrze i zajął swoje miejsce na jej ramieniu wbijając się pazurkami w skórę.
Poczuła lekkie ukłucie w tamtym rejonie, ale nie śmiałaby zagonić go w inne miejsce. Nie posłuchałby nawet, ponieważ uwielbiał podróżować w taki sposób. Wyrwała się więc do przodu, aby odstawić Aseriela, do swojej klatki, w ogrzewanym budynku zaczarowanym tak, aby temperatura utrzymywała się na tym samym poziomie.
W tym momencie usłyszała odgłos nadlatującego kruka z przywiązaną do kostki kopertą, zaadresowaną do niej. Nie spodziewała się na dzisiaj poczty, ale przywołała ptaka do siebie dłonią. Podleciał posłusznie do niej, a ona jednym zwinnym ruchem odwiązała wiadomość.
– Kruki? – spytał Charlie, dostrzegając jak owy ptak odlatuje. – Nie macie tam sów?
– Sowy są o wiele wolniejsze niż kruki i pewnie głupsze. – odparła na odczepne i obróciła kopertą, aby dostrzec imię nadawcy. – Czyżby anonim?
Otworzyła ją szybko, a następnie z jej wnętrza wydobyła mały kawałek papirusu na którym było napisane jedno niepokojące zdanie. „Uważaj co pijesz".
W tym momencie usłyszała odgłos nadlatującego kruka z przywiązaną do kostki kopertą, zaadresowaną do niej. Nie spodziewała się na dzisiaj poczty, ale przywołała ptaka do siebie dłonią. Podleciał posłusznie do niej, a ona jednym zwinnym ruchem odwiązała wiadomość.
– Kruki? – spytał Charlie, dostrzegając jak owy ptak odlatuje. – Nie macie tam sów?
– Sowy są o wiele wolniejsze niż kruki i pewnie głupsze. – odparła na odczepne i obróciła kopertą, aby dostrzec imię nadawcy. – Czyżby anonim?
Otworzyła ją szybko, a następnie z jej wnętrza wydobyła mały kawałek papirusu na którym było napisane jedno niepokojące zdanie. „Uważaj co pijesz".
Symulacja ziania ogniem w wykonaniu Annabel była świetna. Ja bym to nazwała połykaczem ognia, a nie klaunem ;)
OdpowiedzUsuńNareszcie parę słów o wyczekiwanej przeze mnie postaci. Teraz tylko czekać na jej oficjalne wystąpienie.
List pewnie przysłał ten typ spod ciemnej gwiazdy z poprzedniego rozdziału, albo jakiś następny jeszcze nie przedstawiony nieprzyjaciel.
W końcu pochodzenie z rodziny arystokratów często niestety wiążę się z posiadaniem licznych wrogów.
Coś mi się wydaje, że Aseriel zionie ogniem w jakimś ważnym momencie dopiero. Albo rzeczywiście wcale.
OdpowiedzUsuńEj, a z tymi głupimi sowami, to z tego co mi wiadomo prawda. Tzn. nie wiem czy kruki są mądre, ale sowy, wbrew temu, że są uważane za symbol mądrości, wcale takie mądre nie są.
Ta średniowieczna otoczka bardzo fajna, lubię, nie wiem czy już pisałam. Pasuje do świata czarodziejów, no spójrzmy chociaż na Hogwart.