poniedziałek, 17 lipca 2023

XVIII

Christine wstała z swojego łoża, jak zwykle obudzona przez służkę, jednak tym razem ta dostała polecenie od Króla, aby niezwłocznie doprowadzić siostrę przed jego oblicze. Kobieta stała niecierpliwie czekając, aż Księżniczka założy na siebie odzienie. Nie odważyła się jej poganiać, ale jej wzrok mówił Christine, że jest to naprawdę ważne, dlatego nie zważając na śniadanie które składało się z świeżo upieczonego chleba, masła, czterech rodzajów sera i szynki z dzika ubrała się szybko, wyminęła tacę z posiłkiem (sam zapach powodował u Christine głód) wyszła ze swoich komnat. Pozdrowiła skinieniem głowy ochroniarza, pilnującego jej od kilku miesięcy i pognała przed siebie. Po drodze spotkała jeszcze kilku rycerzy, którzy zawsze tęskno za nią spoglądają. Christine była piękna, niezależnie od sytuacji, biła od niej łagodność i posłuszeństwo, wychowywana jeszcze na starych zasadach, gdzie to mężczyzna był Panem domu, a jednocześnie pożądana przez wielu.

 Dziewczyna nigdy nie określała się jako osoba która czerpie radość z tego, że kilku mężczyzn ślini się na jej widok, odpychało ją to, a jej największym marzeniem odkąd zaczęła dorastać, a jej ciało zmieniać było takim, aby ktoś pokochał ją za to kim naprawdę jest - Shiloh był tą osobą, nigdy nie czuła się przy nim jak przedmiot, czyjaś ozdoba tylko jako człowiek, już nawet nie kobieta, po prostu człowiek ogarnięty marzeniami, szanowany i doceniony za swój wkład w sztukę. Tak, Księżniczka uwielbiała grać na harfie, te dźwięki tak wdzięczne, a jednocześnie dojrzałe. Robiła to od wielu lat, odkąd Annabel podarowała jej ten dziwny instrument. Zazwyczaj grała dla siebie, czasami dla swojej kuzynki, a rzadziej dla swoich służek. Dziewczyna nie była pewna czy słuchają jej dlatego, że musiały to robić, czy dlatego, że odnalazły w niej talent. Ten zwykły talent, a nie to przekleństwo jasnowidzenia.

Przekroczyła korytarz, który prowadził bezpośrednio do sali tronowej, ale zatrzymała się w miejscu. Właściwie dlaczego jej brat tak szybko chciał się z nią zobaczyć? Czyżby dowiedział się o jej potajemnych schadzkach z Shilohem Flockhartem? Christine poczuła jak ogarnia ją niepokój, wybudzona nagle i poganiana nie miała nawet czasu na myślenie. Temperatura jej ciała znacznie wzrosła, ewidentnie przeraziła się wizją, gdzie jej brat dowiaduje się o romansie i zamyka ją w komnatach, albo gorzej w lochach. Zaraz potem druga wizja, gdzie Książe Skye zrywa sojusz dowiedziawszy się o tym, że być można Christine nie jest "czysta", co pokrywa się trzecią wizją, tragedią Islay. Księżniczka oparła się o ścianę plecami próbując wyrównać puls, miała nawet wrażenie, że świat wiruje, ale otrząsnęła się w jednym momencie. Właściwie dlaczego od razu założyła najgorsze? Sytuacji mogło zdarzyć się wiele, a gdyby naprawdę chodziło o jej potajemne schadzki, dlaczego miałaby się sama pojawić przed oblicze Króla. Bardziej obstawiałaby, że jego zaufani ludzie siłą doprowadziliby ją do niego. Christine wyrównała oddech, przybrała maskę zatroskanej siostry i wbiegła przez wrota do sali tronowej.

W środku czekał już na nią Victor, ale nawet nie zwrócił uwagi na to, że Christine przekroczyła próg komnaty. Rozejrzała się dookoła, ale jej brat był sam, ulżyło jej po stokroć, wtedy już miała pewność, że nie chodzi o nią, a o coś innego. Król miał bardzo zatroskaną minę, a gdy Christine przybliżyła się do niego niemal bezgłośnie, zauważyła, że ten pochyla się nad kawałkiem pergaminu, przez to od razu wiedziała, że przybył list od Annabel i raczej nie zawierał on ani dobrych wieści, ani luźnych pozdrowień.

– Królu. – Christine przytaknęła przytrzymując rąbek swej sukni. - Przybyłam niezwłocznie, chciałeś mnie widzieć?

– Podejdź tu na chwilę. – mruknął dalej wpatrując się w pergamin.

Dziewczyna wykonała polecenie, czując, że w każdy nowy krok musiała włożyć więcej energii. Pomyślała, że coś się stało Annabel, albo jej smoczemu obliczu. Przeszła przez próg szybciej i w sekundzie stała oko w oko ze swoim bratem.

– Długo zastanawiałem się, czy przekazywać ci treść listu, który kruk przyniósł mi z samego rana.- pomachał nim przed jej nosem. – Już dla mnie jest on ogromnym szokiem, a w twoim przypadku może być czymś gorszym, jednak myślę, że może być on dla ciebie wyjaśnieniem moich następnych działań.

Sięgnęła listu zaciekawiona i czytała linijka po linijce. Victor przyglądał jej się wnikliwie, oczekując jej reakcji, miał wrażenie, że trwa to wieczność, dlatego wstał zniecierpliwiony, stał tak długo póki jej wzrok nie odłączył się od pergaminu i nie powędrował na jego twarz.

– Synowie Nomadu wrócili. – ściszyła głos, a Victor pokiwał troskliwie głową. – Jeden z nich o mało nie schwytał Annabel. – Bracie, powiedz mi proszę, że jest to nieprawdą.

– Niestety, list był oznaczony pieczęcią Annabel.

Christine opadła na tron i schowała twarz w dłoniach. Stało się to, co prawie piętnaście lat temu było przyczyną zniszczenia wyspy i śmierci wielu setek wysoko postawionych szlachciców Islay.

– Jak to się mogło stać? Nasz ojciec rozbił tę grupę u samego źródła, jak mimo tego te nauki zdołały utrzymać się na wyspie?

– Toczymy wojnę przeciwko Jurze, z wielu starć wychodzimy zwycięsko, dlatego Flockhart zaczął szukać sojuszników głębiej, musiał odnaleźć niedobitków z lat poprzednich i na nowo rozpalić ogień w ich sercach, srebrnikami przede wszystkim.

Christine zastanowiła się przez chwilę.

– Bracie, zastanawia mnie to od dłuższego czasu, ale czy Flockhart nie stara się aż nadto? Czyżby na  Islay nie ma czegoś więcej? – Victor spojrzał na nią zaciekawiony. – Oczywiście niektóre magiczne bestie żyjące na wyspie są bardzo cenne, a szczególnie ich rogi czy łuski, ale czy to jest warte każdej ceny, aby całe swoje życie poświęcić na zdobycie tego bogactwa?

– Są rzeczy o których nie wiesz siostrzyczko, na przykład o chęci objęcia władzy. "Dla pożądających władzy nie istnieje droga pośrednia między szczytem a przepaścią". – zacytował – Tacyt zdawał się posiadać rozległą wiedzę. Jako najwybitniejszy historyk rzymski, miał bardzo wielką świadomość psychologiczną, dlatego trafność jego poglądów była tak wysokim poziomie. Jeśli do tego dołożyć świadomość porażki historycznej jego rodu mamy skrywany głęboko żal i brak panowania nad sobą.

– Anthony Flockart nie cofnie się przed niczym. –  szepnęła, a Król przytaknął – Chociażby Synowie Nomadu za następny cel obraliby sobie Jurę. Historia przecież lubi zataczać koło, a zdradę traktują jako niezbędny środek do osiągnięcia celu.

– I tu właśnie mamy przewagę Christine. Znamy przeszłość, a kto zna przeszłość, ten ma władzę nad przyszłością.

Księżniczka przytaknęła zgodnie. Znała brata od bardzo wielu stron, jednak dopiero teraz potrafiła dostrzec, jak Victor zmienił się przez ostatnie miesiące. Stał się o wiele bardziej pewny siebie i mądrzejszy, a przecież jeszcze jakiś czas temu był gotów uklęknąć przed Annabel byle tylko zgodziła się użyć swoich smoczych zdolności, aby ocalić wyspę.

– Czy jest jeszcze coś, co chciałbyś mi powiedzieć Królu? Czy ten list był jedynym powodem ku temu, aby się tutaj niezwłocznie pojawić?

– Oczywiście, na początku wspomniałem o tym, że chęć zdradzenia ci treści listu nie była podyktowana tylko troską, a tym że musiałem podjąć kilka dodatkowych kroków, aby ponownie przesunąć szalę zwycięstwa na naszą stronę. Christine, twoja rola w całym planie jest jedną z ważniejszych. Jeszcze dzisiaj wczesnym rankiem spotkałem się z księciem Jeremy i uważam, że jest to dobry czas, aby przypieczętować nasz sojusz ze Skye.

– Królu. - wyprostowała się nagle. – Małżeństwo miało zostać zawarte po wygranej wojnie z Jurą. To był mój warunek, dlaczego taka decyzja została zawarta za moimi plecami? – próbowała zachować spokój, ale wewnątrz czuła jakby właśnie miała eksplodować.

– Okoliczności zadecydowały. Christine, zdaję sobie sprawę z tego, że ojciec niegdyś obiecał, że sama będziesz mogła wybrać sobie męża, ale w tym wypadku musimy robić wszystko, aby utrzymać nasze dziedzictwo.

– "Nasze dziedzictwo?", Królu proszę o to abyś jeszcze raz zastanowił się nad tą decyzją. Już tak szybkie zaręczyny były dla mnie nieprzyjemne. Jestem pewna, że musi być inny sposób na przypieczętowanie sojuszu. Zastanów się, wyspa Skye jest mała, nie ma na niej zbyt wielu bogactw. Oddając im mnie w tym momencie tracisz jedną ze swoich ważniejszych kart przetargowych, jest tyle wysp, które mogą zaoferować nam więcej dzięki małżeństwu. Skye do nich nie należy.

– Jak uczy nas historia wojownicy ze Skye są jednymi z potężniejszych rycerzy z Hybryd Wewnętrznych. Ich program treningowy wydał na świat wielu wybitnych wojów, a to jest teraz o wiele ważniejsze niż pieniądze. – skarcił ją Victor – A bogactwami się nie przejmuj, za kilka dni mam spotkanie z przedstawicielem wyspy Mull. Tamtejszy władca zauroczył się wyglądem Annabel, jeśli uda zaaranżować nam się ich małżeństwo, Flockhart będzie musiał uznać swoją porażkę.

– Jeśli o mnie chodzi, możesz ze mnie robić marionetkę w rękach naszych sojuszników, ale Annabel szybciej poświęci swoje smocze oblicze niż zgodzi się na wyjście za obcego człowieka.– mruknęła, odwracając się na pięcie i pełna gniewu wyszła z sali tronowej.

Christine ruszyła w stronę swoich komnat, ciągle myśląc o wszystkim co się wydarzyło. Miała mieszane uczucia, z jednej strony martwiła się o Annabel, z drugiej zaś irytowało ją to, że Król po raz kolejny zrobił coś za jej plecami, a tym razem to dotknęło jej samej, a nie tylko wyspy Islay. 

Kiedy dotarła do swoich komnat, sama nie była pewna co powinna robić. Część z niej czuła, że powinna działać w obronie swojej wyspy, ale równocześnie zdawała sobie sprawę z tego, że może to oznaczać jej oddanie w ręce księcia Jeremy'ego. Zdecydowała więc, że musi rozmawiać ze swoim bratem i spróbować przekonać go do zmiany zdania. W końcu był on najbliższą jej osobą i miała nadzieję, że zrozumie jej punkt widzenia. Po chwili zastanowienia Christine postanowiła zebrać swoje myśli i spokojnie porozmawiać z Królem w bardziej formalny sposób. Wybiegła z komnat i skierowała się w stronę sali tronowej, gdzie wkrótce miało odbyć się kolejne spotkanie z jego królewską mością. Mimo że Christine była pewna, że Król będzie chciał ustanowić zasadę, iż to on decyduje o tym, z kim księżniczka ma się ożenić, to jeszcze długo nie zamierzała pozwolić mu na to, aby zrobił to za jej plecami. Zdawała sobie sprawę z tego, że potrzebowała jak najlepszych sojuszników, ale też chciała być szanowaną i docenianą za swoje pomysły i działania. Gdy w końcu dotarła na miejsce spotkania z Królem, stwierdziła, że na szczęście jest jeszcze wcześnie i ma jeszcze czas na przemyślenie swoich słów. Postanowiła po prostu poczekać, aż Król zwróci na nią uwagę i usiądzie na tronie. Kiedy już to zrobił, Christine nie czekała długo i przemówiła głośnym, rozważnym głosem.

– Bracie, zdaję sobie sprawę, że nie mam wyboru co do wyjścia za mąż dla księcia Jeremy'ego, ale chciałabym Cię przekonać, abyś przemyślał jeszcze raz swoją decyzję. Wiem, że potrzebujemy dobrych sojuszników, ale nie powinniśmy zapominać o tym, że Burgess Flockhart, syn Anthony'ego, może stanowić poważne zagrożenie dla naszej wyspy, w końcu jest czarodziejem, tak samo jak Anthony. Dlatego uważam, że powinniśmy zastanowić się nad znalezieniem innych bardziej 'magicznych" sojuszników, którzy będą nam pomagać w walce z Flockhartem, a jednocześnie pozwalają nam zachować nasze wartości.

Król spojrzał na Christine z powagą, uświadamiając jak wiele racji kryło się w słowach jego siostry.

– Masz rację Christine - musisz to zrobić, aby pomóc nam przetrwać ten ciężki czas, decyzja i tak już zapadła, ale w jednym muszę się z tobą zgodzić, fakt że potrafią czarować sprawia, że mają przewagę. Na dniach postaram się spotkać z Ministrem Magii. Odpowiem mu o całej sytuacji, w końcu Flockhartowie podlegają ich jurysdykcji, a teraz stanowią zagrożenie dla nas - nie magicznych.

Christine uśmiechnęła się, może nie udało jej się osiągnąć tego, czego oczekiwała, ale była zadowolona, że Król wysłuchał jej słów i w jakimś stopniu docenił jej spostrzeżenie. Miała nadzieję, że aby chronić siebie i swoje uczucia powinna bardziej udzielać się w sprawach Królestwa, może nie było jeszcze za późno, aby zaczęła decydować sama o sobie i pewnego dnia poczuć się na tyle pewnie, żeby bez konsekwencji narzucić swoje zdanie Królowi.



Krążyła u wejścia do namiotu, w którym na czas ich pracy mieszkał Charlie. Jeszcze rano była przekonana, że wyjawienie mu całej prawdy dotyczącej swojego daru, a także tożsamości było dobrym posunięciem. Męczyły ją te wszystkie tajemnice, które wytworzyły między nimi taką przepaść, że nagle zaczęli siebie unikać i ograniczyć kontakt do absolutnego minimum, które zazwyczaj oznaczało opiekę nad młodymi smokami.

Annabel wzięła wdech, nie chciała przyznawać przed sobą, że boi się konsekwencji swoich zachowań. Wyjawianie swojej tajemnicy wcześniej było czymś irytującym dla niej, zazwyczaj była zmuszona zrobić to przez sytuację, która tego wymagała - nigdy z własnej woli. Dzisiaj jednak było inaczej. Zrobiła kilka kroków w przód, a potem znowu w tył. Zwracała na siebie uwagę innych pracowników, którzy mimo wszystko jednak zawsze od razu, gdy jej spojrzenie skrzyżowało się z ich odwracali wzrok i kontynuowali dyskusję ze sobą nawzajem. Jej ręka zbliżyła się do drzwi, ale gdy usłyszała zbliżające głosy Charliego i Damona dyskutującego o czymś intensywnie odskoczyła na bok i schowała się w pobliskim krzaku.

– To musi być duże wydarzenie, w końcu Hiryu od jajka przebywał w naszym Rezerwacie. – Weasley był czymś wyraźnie podekscytowany.

– Wiem, że zazwyczaj hucznie obchodzimy pożegnanie naszych podopiecznych, ale wolałbym wypuścić go osobiście, towarzyszył mi od samego początku. Nie potrzebujemy nikogo więcej.


Annabel nadstawiła ucho, a jej smocze zdolności pozwalały jej wyraźnie słyszeć to, czego dotyczyła ich niemal "przyjacielska" rozmowa.

– Gdyby Lumini musiał mnie nagle opuścić czułbym to samo, ale pomyśl – kolejny smok, który lata na wolności, to szansa na przedłużenie gatunku i zwiększenie populacji Długorogów. A z tego co wiemy ta nie ma się za dobrze. Po to właśnie stworzono ten Rezerwat.

Damonowi nie podobała się ta sytuacja, bardzo zżył się z swoim smokiem, ale Annabel wiedziała od dłuższego czasu, iż Hiryu od dawna powinien zostać wypuszczony na wolność, a Hutcheanance niepotrzebnie odwlekał całą sytuację, narażając swojego podopiecznego na problemy z oswojeniem się z nowym środowiskiem, gdyż im smok starszy tym gorzej znosi jakiekolwiek zmiany.

Rozmowa - nawiasem mówiąc pomiędzy tą dwójką toczyła się nad wyraz spokojnie, różniła się znacznie od tych, które toczyli jeszcze miesiąc temu. Annabel zastanawiała się co takiego mogło się między nimi wydarzyć podczas jej chwilowej nieobecności, żeby zaczęli się chociażby tolerować, a tym bardziej komunikować się w niemal przyjacielski sposób. Ustaliła ze sobą, że dowie się o co tej dwójce chodzi, ale na chwilę obecną nie chciała im przeszkadzać, ani dłużej podsłuchiwać. Czując ulgę już chciała się oddalić od namiotu, gdy Damon odwrócił się na pięcie i zostawił Weaslaey'a samego, który jakby wyczuwając jej obecność spojrzał się w jej stronę.

– Annabel wiem, że tam jesteś. Widziałem jak się chowasz.

Dziewczyna wstała na równe nogi i niewzruszona otrzepała ubranie z liści, które najwyraźniej upodobały sobie jej jedwabny sweter.

– Nie ukrywałam się – zaprzeczyła – nie chciałam wam przeszkodzić w rozmowie. Damon wydawał się przygnębiony tym, że zwraca Hiryu wolność.

– Jak dla mnie on zawsze tak wygląda. – parsknął Charlie.

Annabel nie odpowiedziała, nastąpiła między nimi niezręczna cisza. Charlie schował ręce w kieszeniach, również czując się nieswojo w jej towarzystwie. Minione wydarzenia miały ogromny wpływ na ich relację i mimo, że Charlie już dawno przestał chować do niej urazę, nadal nie potrafił komunikować się z nią jak wcześniej.

– Więc, chciałaś coś konkretnego?

– Tak, to chyba dobry czas żebyśmy porozmawiali, ale nie tutaj. Wolałabym zachować chociaż pozory prywatności. – odpowiedziała miarowo.

Charlie pokiwał głową, po czym otworzył namiot i jednym ruchem zaprosił ją do środka. Annabel rozejrzała się dookoła i minęła chłopaka, a zaraz później usiadła na wskazane przez niego miejsce.

– Na początek chciałabym ci podziękować za to, że mi pomogłeś, wtedy gdy zostałam ogłuszona przez kłusowników, a później za to jak wspaniale zająłeś się Aserielem. Zauważyłam nawet, że upodobał sobie wyścigi z innymi młodymi. Niech zgadnę - błona pomiędzy jego paliczkami rozwija się szybciej niż powinna? – Charlie pokiwał twierdząco głową. – Tak w ogóle mam jeszcze kilka spostrzeżeń, które udało mi się zaobserwować i mam nadzieję, że któregoś razu prześledzisz ze mną cykl ich rozwoju. Różni się on bardzo od reszty, jak pewnie wiesz, u Luminiego jest to samo.

– Annabel wystarczy. – przerwał jej Charlie. –  Cały czas ładujesz się w niebezpieczne sytuacje, o ile początkowe potrafię zrozumieć, tak teraz za dużo się zdarza wokół ciebie żebym mógł uznać to za przypadek. Powiedz o co chodzi.

– Próbuję, ale to nie jest proste, nigdy wcześniej mi się to nie zdarzało. Przez kontakty ze mną jesteś teraz bardziej zagrożony, więc chciałbym ci to wszystko wyjaśnić w najmniej skomplikowany sposób.

– Nagle zaczęłaś się martwić? Teraz kiedy mało brakowało żeby nas zabili? – spytał pretensjonalnie. – Gdybym wiedział wcześniej, że znajomość z tobą jest tak niebezpieczna, inaczej bym na to wszystko spojrzał.

– Naprawdę nie ułatwiasz mi tego. Spojrzałbyś inaczej, czyli jak? – Annabel również zaczęła miarowo podnosić głos. Nie pokazała tego po sobie, ale kontakty z Charliem naprawdę były dla niej ważne, więc zmartwiła się tym, że chłopak mógł żałować, że spędzał z nią ostatnio tak dużo czasu. Spojrzała na niego wyczekująco, jednak uzyskała odpowiedzi. Już wiedziała. – To nie ma sensu, lepiej już pójdę i postaram się nie narzucać ci się już więcej. –  wstała gotowa do wyjścia.

Weasley podszedł do niej.

– Nie no, poczekaj.– popchnął ją delikatnie na sofę i usiadł obok. – Kompletnie nie o to mi chodziło. Chciałbym być po prostu lepiej przygotowany na takie niespodzianki. Próbować nas ochronić, czy coś takiego, ale nie wiem jak mógłbym to zrobić skoro cały czas kreujesz się na osobę która nie potrzebuje pomocy, która jest na tyle samowystarczalna, żeby zmierzyć się z tuzinem dziwnych typów.

– Tam ich było więcej niż dwanaście. poprawiła go, ale zauważając minę Charliego, sprostowała –  Wiem o co chodzi, próbuję robić to samo względem Ciebie, ale.... – przerwała. – Nie jestem do końca pewna czy bardziej niebezpieczna jest dla ciebie wiedza, czy jednak niewiedza.

Milczeli przez dłuższą chwilę, na zewnątrz dochodziły odgłosy rozmów innych smokologów. Annabel spojrzała na zegar - była dwunasta, czyli czas na przerwę. Pomyślała, że od kilku dni o tej godzinie specjalnie zostawała dłużej, ze smokami, żeby tylko nie natknąć się na Charliego i odwlekać rozmowę do czasu, aż aurorzy nie wyłapią tych kłusowników i nie zamkną ich na długie lata w Azkabanie. Jednak widząc jak "doskonale:" zajmują się tą sprawą traktując pomoc smokom jako problem drugiej kategorii stwierdziła, że nie ma co na nich czekać.

– Wiesz, wolałabym aby smoki mnie spaliły lub zjadły, ale śmierć chroniąc bliskie mi oosoby też jest świetna. – zaśmiał się nieśmiało, rozładowując atmosferę, a dziewczyna również wydała z siebie ciche chrząknięcie i uśmiechnęła się do niego. 

Wraz stało się coś bardzo dziwnego i niezrozumiałego, wbrew wszelkim pozorom i nie zamierzając tego kompletnie Annabel nachyliła się i pocałowała go prosto w usta. Charlie początkowo był zaskoczony i nie wiedział, co się dzieje, ale szybko odpowiedział na pocałunek, zaciskając dłonie na plecach dziewczyny. Chłopak a chwilę zapomniał o swoim gniewie, który ustąpił przed zdziwieniem i względną ekscytacją. Nie odłączył się jednak mino tego, zrobiła to ona, a zaraz potem jakby nigdy nic odsunęła się od niego i spojrzała na ścianę, z ruszającymi się zdjęciami rodziny Weasley.

– Urodziłam się na wyspie Islay, tak jak mówiłam, ale nie jestem zwykłym obywatelem, pochodzę z rodziny tam panującej. Moim kuzynem jest obecnie panujący tam Król Victor Isbell, a ja biorąc pod uwagę zasady dziedziczenia na linii czarodziej-mugol, na chwilę obecną jestem trzecia do dziedziczenia tronu...– przerwała czekając na reakcję chłopaka, ale nic nie powiedział – W każdym razie Król wraz z siostrą są mugolami, którzy w imieniu mojej matki - czarodziejki, która zaginęła lata temu opiekują się całą wyspą. Ojciec zmarł gdy byłam dzieckiem, chroniąc mnie przed wrogami z sąsiedniej wyspy Jury. Obie wyspy są teraz w stanie wojennym. Chcą mnie dopaść, przez wzgląd na moje dziedzictwo, ale także to, że stwarzam realne zagrożenie dla wrogów. – Ich spojrzenia skrzyżowały się, twarz chłopaka zbladła bardziej niż poprzednio. – Nie będę cię zanudzać opowieścią o historii Islay, musisz wiedzieć, że w ten dzień gdy uciekliśmy, ten potężny czarodziej nie był ani handlarzem, ani kłusownikiem, pochodził z Islay, ale pewnie współpracuje z Koroną Jury więc myślę, że ich współpraca opiera się na zasadzie on dostaje mnie, a oni smoki.

– Dlaczego stanowisz zagrożenie dla nich, czemu chcą cię dopaść? – spytał zachowując pozorny spokój w głosie.

– Moja matka również zamieniała się w smoka, jak ja, i nie nie jestem animagiem jak założyłeś, moja moc jest czymś więcej, jest wrodzona. Nie zamieniam się w smoka bo tak mi wygodnie, zamieniam się pod wpływem silnych emocji, strachu. Ja jestem smokiem, dlatego właśnie moja mama została wygnana z wyspy przez przerażonych mugoli bo nim była, dlatego właśnie stanowię dla Jury zagrożenie i mogłabym jednym silnym podmuchem ognia zmieść wyspę z powierzchni ziemi, ale tego nie zrobię, chociaż Victor naciska. Nie zrobię tego, ponieważ smoka we mnie ciężko jest kontrolować, mogłabym temu nie podołać i całkowicie poddać się instynktowi. Wiem, że kłamałam, łgałam na każdym kroku, ale mam nadzieję, że teraz rozumiesz dlaczego to wszystko się wydarzyło, teraz znasz mój sekret, a Victor wie o sojuszu, to tylko kwestia czasu, aż podejmie odpowiednie kroki. 

Charlie wpatrywał się w Annabel, jeszcze nie do końca dowierzając temu co usłyszał. To wszystko było tak niespodziewane i niezapowiedziane, że musiał zebrać myśli żeby wiedzieć, co powiedzieć. 

– Dlaczego nie powiedziałeś mi tego wcześniej? – zapytał w końcu. 

– Ponieważ nie spodziewałam się, że ktoś inny może wiele wiele stracić przez moje tajemnice. – odpowiedziała spokojnie.

Charlie zaczął przetwarzać w głowie informacje, które właśnie usłyszał. To wszystko wyjaśniało wiele rzeczy – jej tajemniczą przeszłość, ochronę jej ze strony aurorów i zachowanie młodych smoków w jej obecności. To wszystko także jego stawiało w niebezpieczeństwie i sprawiało, że musi uważać na każdym kroku. Zastanawiał się, co teraz zrobić, jak ma pomóc Annabel i jak zareaguje na tą sytuację jej brat. Pytań było wiele, a Charlie czuł się przerażony myślą, że może zaszkodzić jej jeszcze bardziej, jeśli zrobi coś źle. 

–  Chcę Ci pomóc Annabel, w każdy sposób w jaki tylko mogę, ale nie wiem jak, jeszcze teraz ten pocałunek, poważnie Annabel, dlaczego to zrobiłaś?

– Nie wiem sama. - odpowiedziała zastanawiając się przez chwilę. – Może to była impulsywna decyzja, albo znak mojego zdefiniowania się jako osoby, która chce otworzyć się na relacje z innymi. Może chodziło mi o to, żeby cię przekonać, że jestem zupełnie normalnym człowiekiem, a nie Księżniczką, którą trzeba traktować w przypiętym kagańcu...

– A może to po prostu zrobiłaś, bo chciałaś mnie pocałować. – przerwał jej żartobliwie Charlie.

– Aż taki wspaniały nie jesteś Weasley – zaśmiała się pod nosem .– Po za tym nie słyszałam słowa sprzeciwu.

Tak minęło kilka chwil, w których Annabel czuła jak przyjemne ciepło rozchodzi się po całym jej ciele, a Charlie patrzył na nią z tą samą ciekawością, jaką zawsze miał na poznawanie smoków, ich spojrzenia spotkały się ponownie, a cisza w tym momencie sprawiała, że każde ich następne słowo może oznaczać coś więcej niż powinno.

 – Powiem ci jedno Charlie – powiedziała Annabel po chwili, przenosząc wzrok na ścianę za jego plecami. – Nikt nigdy jeszcze nie poznał mnie tak dobrze jak ty. Od momentu, kiedy się poznaliśmy widziałeś we mnie coś, czego ja sama nie potrafiłam dostrzec.

– Zawsze byłem dobry w poznawaniu smoków, ale wydaje mi się, że z ludźmi jest trochę trudniej.–Charlie uśmiechnął się zadowolony, czując, że to co zdarzyło się między nimi, nie zmieniło ich relacji, tylko wzmocniło ich zaufanie do siebie nawzajem. 

– Tak, ale jesteś w tym mistrzem.

 Charlie uśmiechnął się szeroko, czując się trochę lepiej wiedząc o jej tajemnicach i mając teraz wrażenie, że znają się naprawdę dobrze. 

 – Czyli co teraz? – zapytał. 

– Teraz żyjemy jak zwykle. – odpowiedziała Annabel poważnie. – Ale będę cię prosić o jedno, nie traktuj mnie inaczej ze względu na to kim jestem. Chcę, żebyśmy zachowali to co było wcześniej między nami. 

Charlie zrozumiał co mówi, widząc w jej spojrzeniu szczerość i prawdziwość. 

– Oczywiście, nie zmieniamy naszej relacji. Jesteś dla mnie przyjaciółką, a nie Księżniczką.

2 komentarze:

  1. Ten rozdział, to jeden wielki progres!
    Annabel otwiera się nareszcie przed Charliem i wyjawia mu swój smoczy sekret (plus pocałunek), a Christine odważnie i stanowczo mówi królowi, co myśli (przypominała mi tu Jasminę z "Aladyna" jak nic), dzięki czemu już nie będzie dla mnie nigdy sprawiała wrażenia tak nieśmiałej i przerażonej dziewczyny.
    Natomiast boję się o Hiryu. Coś mi mówi, że może zginąć...

    Zdrowia i weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Totalnie nie spodziewałam się, że Annabel w końcu pocałuje Charliego. Oczywiście musiała mieć milion argumentów "dlaczego", ale myślę, że Ch. miał rację. Ogólnie to tak, Annabel otworzyła się totalnie, no może nie totalnie, ale jak na nią to tak - zobaczymy czy da się bardziej.

    #teamchristine

    OdpowiedzUsuń