środa, 26 kwietnia 2023

XVI



Stali tak wpa­trzeni i star­szą Panią, która obej­mo­wała ich wzro­kiem wni­kli­wie. Jej oce­nia­jący wzrok raz po raz wędro­wał po chło­paka, a póź­niej natych­miast prze­niósł się na zzięb­niętą już lekko pół­nagą Anna­bel, okrytą jedy­nie płó­cien­nym płasz­czem Char­liego. Gdyby nie fakt, że sta­ruszka jako jedyna z całej wio­ski paster­skiej, do któ­rej dotarli po kil­ku­go­dzin­nym wałę­sa­niu się po lesie Hoia Baciu, sta­nęła naprze­ciw nich i zain­te­re­so­wała się ich losem, dziew­czyna odwró­ci­łaby się na pię­cie w poszu­ki­wa­niu pomocy u kogoś innego, który bez zbęd­nych pytań mógłby cho­ciażby rzu­cić im kawa­łek chleba. 

Anna­bel mogła jedy­nie podej­rze­wać, co dzieje się w jej umy­śle i jakie zbe­reźne przy­pusz­cze­nia może w nim tkać. Sama pew­nie zacho­wa­łaby się w podobny spo­sób, śmie­jąc się jed­no­cze­śnie z komicz­no­ści tej sytu­acji. Oglą­dała się dookoła i czę­sto krzy­żo­wała swoje spoj­rze­nie z spoj­rze­niami pro­stych chło­pów, zapewne w więk­szo­ści znu­dzo­nymi swo­imi zha­ro­wa­nymi i szybko sta­rze­ją­cymi się fizycz­nie żonami, dla któ­rych widok, mło­dej szczu­płej dziew­czyny, o bar­dzo cha­rak­te­ry­stycz­nych rysach twa­rzy pra­wie nagiej jest wido­kiem, który budzi ich pier­wotne instynkty. Z dru­giej zaś strony takie zacho­wa­nie jest dla niej nie­spo­dzianką, wyobra­ża­jąc sobie, że mogliby po pro­stu na jej widok zacząć pluć na zie­mię i wołać na nią okre­śle­niem kobiety lek­kich oby­cza­jów. Char­liemu zaś głowę zaprzą­tała jedna myśl - czy smo­kom, zamie­nio­nym przez Anna­bel w zawieszki do naszyj­nika na czas ich powrotu do Rezer­watu nic się nie sta­nie i czy będzie mogła je ona ponow­nie odmie­nić do ich natu­ral­nej formy już na miej­scu. Chło­pak mino tego iż wie­dział, że dziew­czyna jest bar­dzo uzdol­nioną cza­row­nicą, o nie­zwy­kłych umie­jęt­no­ściach trans­mu­ta­cyj­nych mar­twił się o ich los. Co chwilę grze­bał w kie­szeni i wyszu­ki­wał pal­cami ich kształtu, upew­nia­jąc się, że dalej tam są bez­piecz­nie scho­wa­nie. 
– Hoia Baciu to bar­dzo nie­bez­pieczny las. Wilki w nim nie są naj­więk­szym zagro­że­niem. – odparła po chwili. – Pro­szę za mną. – zachę­ciła ich ręką. – Legendy gło­szą, że pewien pasterz z wio­ski nie­da­leko stąd, chciał sprze­dać stado dwu­stu owiec. Leśna ścieżka, którą miał zamiar popro­wa­dzić stado była czę­sto uczęsz­czaną przez miej­sco­wych drogą do tar­go­wi­ska, ale poga­nia­jąc nią zwie­rzęta, mimo dobrej zna­jo­mo­ści szlaku, ni­gdzie już nie dotarł. Dokładne poszu­ki­wa­nia na nic się zdały, nikomu las nie wydał ani ciała Baciu*, ani żad­nej z jego owiec. Oko­liczni miesz­kańcy uwa­żają, że las jest pełen dia­bel­skich mocy, wiele osób póź­niej tam ginęło. Mie­li­ście szczę­ście. Oto moja chata. – zakoń­czyła weso­łym akcen­tem. 

Przed Char­liem i Anna­bel wyro­sła jakby zni­kąd nie­wielka drew­niana chatka, która swoim wyglą­dem róż­niła się znacz­nie od innych domostw tej wio­ski. Była zadbana i dobrze obu­do­wa­nia. Dorodna sta­ruszka, odziana w gruby swe­ter, praw­do­po­dob­nie uszyty ręcz­nie i długą do kostek czarną spód­nicę prze­szła przez ogro­dze­nie, spe­cjal­nie prze­zna­czoną do tego zdep­taną ścieżkę i otwo­rzyła drzwi, zapra­sza­jąc gości do sie­bie. – Bar­dzo dzię­ku­jemy Pani… – Chi­riac, ale mów­cie mi pro­szę Ilinka. 
– Ilinko jeste­śmy dozgon­nie wdzięczni za gościn­ność. – odparł szar­mancko Char­lie, prze­pusz­cza­jąc Anna­bel w wej­ściu. 
Gdzieś tam w kącie sie­działa nie­spełna 10-let­nia, brą­zo­wo­oka dziew­czynka z grzywką, która czy­tała książkę. Anna­bel nie zdo­łała doj­rzeć jej tytułu, ale zdu­miała ją jej gru­bość. Brą­zowa okładka, praw­do­po­dob­nie z imi­ta­cji brą­zo­wej skóry wyglą­dała na solidną, skry­wa­jącą około 800 stron.
– Tshi­labo, mamy gości – Ilinka zwró­ciła się do swo­jej wnuczki. – Pro­szę odłóż książkę, nie czas na to. Zapro­wadź Panią do pokoju Bogny. I wybierz jej jakieś odzie­nie, niech się na Boga okryje. 
Dziew­czynka posłusz­nie chwy­ciła Anna­bel za rękę i pocią­gnęła ją za sobą, nie zanie­dbu­jąc spo­sob­no­ści spy­ta­nia jej, czemu nie ma na sobie odpo­wied­niego ubra­nia.

– Bogna to moja naj­star­sza wnuczka, wyje­chała do mia­sta „speł­niać marze­nia”. – odparła dumna bab­cia – Jeśli chciał­byś się obmyć z brudu, to tam za tam­tymi drzwiami jest łazienka, tylko trzeba zagrzać szyb­ciej wodę. – cią­gnęła suge­styw­nie.

– Nie dzię­kuję Ilinko, ale chęt­nie bym coś zjadł. – naj­wy­raź­niej nie do końca wie­dział o co jej cho­dziło. – Cały dzień nic nie mia­łem w ustach.

Tym­cza­sem w pokoju, na stry­chu, do któ­rego ku jej nie­po­cie­sze­niu wcho­dziło się scho­dami, Anna­bel sie­działa na sta­ran­nie zaście­lo­nym łóżku, w pokoju i roz­glą­dała się po typowo urzą­dzo­nym pokoju mło­dej ambit­nej dziew­czyny. Naj­więk­szym ele­men­tem sta­no­wiła ogromna kolek­cja podnisz­czo­nych ksią­żek, uło­żona od naj­mniej­szej do naj­więk­szej w spo­rej wiel­ko­ści wie­ko­wej biblio­teczce, która przy­wo­dziła Anna­bel na myśl jej ulu­bione miej­sce w zamku, gdzie tłu­mów ni­gdy nie było i gdzie potra­fiła odciąć się od swo­ich opie­ku­nów. Dru­gim wiel­ko­ściowo ele­men­tem było lustro, które nie­zbyt paso­wało swoim wyglą­dem do reszty mebli w pokoju. Wyda­wało się dro­gie, ale mimo wszystko zacho­wała tą uwagę dla sie­bie i podno­sząc się na pro­ste nogi spoj­rzała na swoje odbi­cie w lustrze. Widząc je, wzdry­gnęła się. Rozma­zany maki­jaż oczu i sucha, brudna skóra nie napa­wały ją opty­mi­zmem. Zaczęła się zasta­na­wiać, czy wcze­śniej­sze spoj­rze­nia wie­śnia­ków nie miały jed­nak innego powodu niż, ten który obsta­wiała wcze­śniej.

– Nie martw się, tutaj nikt nie wygląda dobrze. – zacze­piła ją dziew­czynka, zauwa­żając jej zatro­skaną minę. – Nie jesteś stąd, pocho­dzisz z dużego mia­sta, tak? – mówiąc to wró­ciła do prze­szu­ki­wa­nia szafy swo­jej star­szej sio­stry. – Ta sukienka powinna być odpo­wied­nia. Moja sio­stra nie­gdyś dostała ją od jed­nego ze swo­ich oblu­bień­ców.

Anna­bel schy­liła się, nie miała ochoty na żadne roz­mowy, ale gdy tylko dotknęła szaty stwier­dziła, że przede wszyst­kim była pro­sta i prak­tyczna. Zabar­wiona na mocny nie­bie­ski kolor, wąska w tali, ale sze­roka w dodat­kowo wydłu­żo­nych ręka­wach. Wyróż­niały ją wszyte na dole sukni złote nici, które na Islay świad­czyły o kla­sie śred­niej wła­ści­ciela odzie­nia.

– Twoja sio­stra mie­wała wielu aman­tów?

– Wielu. Głów­nie z mia­sta, była piękna i miała nie­ty­pową urodę. – odwie­siła sukienkę na drzwi od szafy. – Tutaj nawet krą­żyły pogło­ski, że zain­te­re­so­wała sobą pew­nego szlach­cica. W każ­dym razie od zawsze pró­bo­wała uciec z tej wsi. Pro­szę, sukienka długo leżała w sza­fie, ale jest zdatna do nosze­nia. Dziew­czynka ukło­niła się nisko i ruszyła w stronę scho­dów, a Anna­bel zdą­żyła rzu­cić do niej tylko zdaw­kowe dzię­kuję.

Prze­bi­ja­jąc się przez gęste lasy i nie­wy­dep­tane wcze­śniej ścieżki, bie­gnąc na psami, które zdo­łały wyczuć zapach księż­niczki Anna­bel jeden z nich upadł poty­ka­jąc się o długi korzeń wyra­sta­jący z ziemi. Chwilę leżał, pró­bu­jąc zła­pać oddech, co dodat­kowo utrud­niały inni mu podobni, zde­ter­mi­no­wani łowcy, dep­cząc go jeden po dru­gim. W końcu wstał, otrze­pał ubra­nie i z tru­dem ruszył przed sie­bie. Nagle roz­brzmiał zna­jomy mu dźwięk, który infor­mo­wał o tym, że ważny trop został pod­jęty. Zatrzy­mał się i prze­ci­ska­jąc się przez tłum dostrzegł na ziemi zma­sa­kro­wa­nie ciało jed­nego z wil­ków, zamiesz­ku­ją­cych watahą pobli­skie tereny. Od razu je roz­po­znał, mimo iż bra­ko­wało znacz­nej czę­ści tuło­wia zwie­rzę­cia i kawałka nad­gry­zio­nej szyi.

Psy rów­nież zgu­biły trop i wyczu­wa­jąc zwłoki zaczęły pod­gry­zać pozo­sta­ło­ści. Były czę­sto gło­dzone, ponie­waż miały być wtedy sku­tecz­niej­sze w znaj­do­wa­niu owych zwłok, które świad­czyły o prze­by­wa­niu w pobliżu mło­dych, nie­uważ­nych smo­ków.

– Byli tutaj nie­dawno. – odparł przy­wódca oddziału, kuca­jąc nad zwło­kami. – Szczęki mają podobny roz­staw, a dłu­go­ści pomię­dzy sie­ka­czami zga­dzają się z naszymi danymi doty­czą­cymi alti*. 

– Sze­fie, mamy krew, ale to raczej nie wilka. – zawo­łał jeden z nich, który naj­praw­do­po­dob­niej znu­dzony za dłu­gimi oglę­dzi­nami ciała, poszedł na stronę.

Więk­szość z łow­ców spoj­rzało w jego stronę, po czym odsu­wa­jąc się na bok prze­pu­ścili tego naj­waż­niej­szego, który oglą­dał nie­wielką kałużę krwi z zain­te­re­so­wa­niem. Grupa była bar­dzo dobrze wyszko­lona i dosko­nale wie­działa jak ma się zacho­wać w róż­nych sytu­acjach. Sta­ran­nie wyse­lek­cjo­no­wana z osób, które speł­niały ocze­ki­wa­nia i które jak nikt inny zda­wały sobie sprawę z bogac­twa i sławy jakie można uzy­skać w dzi­siej­szych cza­sach, poka­zu­jąc coś nie­na­tu­ral­nego i coś co wyda­wa­łoby się nie ma prawa bytu ist­nie­nia. Aż strach pomy­śleć jak bar­dzo ta hołota musiała się roz­wi­nąć na całym świe­cie, nie tylko w Rumu­nii.

– Czy zwia­dowcy mają infor­ma­cję na temat wio­sek znaj­du­ją­cych się w pobliżu? – ten naj­waż­niej­szy zwró­cił się kogoś podob­nie kla­sy­fi­ko­wa­nego do sie­bie.

– Sir, w prze­ciągu trzy­dzie­stu kilo­me­trów stąd znaj­duje się tylko jedna nie­wielka osada zaj­mu­jąca się głów­nie wypa­sem owiec. Mimo zgu­bio­nego przez psy tropu, przy­wódca już wie­dział, że mogli się udać jedy­nie w tamtą stronę.

 

Kró­lew­ska maniera Anna­bel obja­wiała się bar­dzo czę­sto w naj­mniej oso­bli­wych sytu­acjach, tak samo jak wtedy, gdy przy­odziaw­szy suk­nię poda­ro­waną jej przez Tshi­labę i względ­nym ogar­nię­ciu swo­jej twa­rzy, oraz fry­zury, scho­dziła kur­tu­azyj­nie z dłu­gich scho­dów. Na ten widok Char­lie spo­ży­wa­jący zupę nie­mal wypluł połowę na stół. Widy­wał czę­sto swoją przy­ja­ciółkę (bo tak ją zawsze trak­to­wał) w wielu ory­gi­nal­nych, ale jed­no­cze­śnie ele­ganc­kich stro­jach, lecz ni­gdy nie było mu dane spoj­rzeć na nią zupeł­nie ina­czej.

– Wyglą­dasz jak praw­dziwa dama. – rze­kła dźwięcz­nie Ilinka. Była zachwy­cona tym wido­kiem, i omal uro­niła łzę, co by ozna­czało że czci­godna sta­ruszka musiała naprawdę tęsk­nić za swoją naj­star­szą wnuczką. – Jak myślisz mło­dzień­cze?

– Tak, wygląda dobrze. – mruk­nął pod nosem i odwró­cił wzrok w drugą stronę, zaja­da­jąc się zupą cebu­lową. Wyglą­dał tak, jakby chciał coś jesz­cze dodać, ale nic, po za bułką nie potra­fiło przejść mu przez gar­dło.

– Bar­dzo dzię­ku­jemy za gościn­ność w tak nie­sprzy­ja­ją­cych warun­kach. – odparła nie­cier­pli­wie Anna­bel – Jed­nak będziemy musieli już ruszyć w dal­szą drogę. Na pewno bli­scy się o nas mar­twią, nie dali­śmy im znaku życia od kilku godzin.

Dzie­się­cio­latka musiała bar­dzo polu­bić An­na­bel, ponie­waż zła­pała jej rękę i spoj­rzała na nią pro­szą­cym wzro­kiem. Naj­wy­raź­niej pró­bóując zatrzy­mać dwójkę smo­ko­lo­gów na dłu­żej. Czarownica była jed­nak nie­ubła­gana, dosko­nale zda­wała sobie sprawę z tego, że ich wizyta tutaj naraża miesz­kań­ców tej spo­koj­nej wio­ski na nie­bez­pie­czeń­stwo. Han­dla­rze byli nie­ustę­pliwi w swo­ich dzia­ła­niach, a jeśli dodat­kowo poznali jej toż­sa­mość to nawet nie chciała sobie wyobra­żać jaki chory plan powstał w ich gło­wach.

Coś huk­nęło na dwo­rze, co nie­mal od razu przy­kuło ulotną uwagę dziew­czynki. Pobie­gła do okna i sta­nąw­szy na pal­cach wyj­rzała przez szybę. – Bab­ciu, tam się coś dzieje. Char­lie zro­bił to samo, po czym pod­biegł do Anna­bel i szep­nął jej na ucho, że muszą ucie­kać. Ruszyli w stronę drzwi, mija­jąc sko­ło­wa­ciałą sta­ruszkę, która zare­ago­wała na uwagę swo­jej wnuczki i błą­dziła wzro­kiem po szy­bie pró­bu­jąc odszu­kać źró­dło zakłó­ceń. W tym momen­cie cisze prze­ciął czyiś krzyk docho­dzący z sąsiedz­twa. – Nie jest dobrze Fouley. – mruk­nął Char­lie i spoj­rzał jesz­cze raz na dziew­czynę, która wła­śnie wycią­gnęła różdżkę z rękawa i wyce­lo­wała nią w okno, przy którym cza­to­wała sta­ruszka z wnuczką. – Obli­viate. Zaklę­cie zapo­mnie­nia w zamy­śle Anna­bel miało zapo­biec moż­li­wo­ści dotar­cia do nich przez osoby trze­cie, a także uchro­nić przed nie­przy­jem­no­ściami i zagro­że­niem dla rodziny ze strony han­dla­rzy. – Eva­ne­sco. – Tym razem ze stołu znik­nęły naczy­nia z kró­tych Char­lie spo­ży­łał posi­łek i zanim Pani Chi­rac zdo­łała się odwró­cić tej dwójki już nie było.

Wyszli tyl­nim wyj­ściem, które pro­wa­dziło bez­po­śred­nio na pole wypasu owiec oto­czone przez drew­niany niski płot, rozej­rzeli się dookoła, a dostrze­ga­jąc grupkę han­dla­rzy która toro­wała sobie prze­mocą drogę i siłą odcią­gała bez­bron­nych miesz­kań­ców od ich domostw cof­nęli się zapobiegawczo do tyłu.

– Gdy­by­śmy mieli dwie różdżki. – żach­nęła Anna­bel.

– Da się zała­twić. – Zaraz po tych sło­wach Char­lie popro­sił Anna­bel o różdżkę i rzu­cił na sie­bie zaklę­cie kame­le­ona, po czym pod­kradł się do jed­nego z nich – tego naj­da­lej odsu­nię­tego od reszty. 

Dziew­czyna wodziła za nim wzro­kiem, jed­no­cze­śnie obser­wu­jąc kłu­sow­ni­ków*, kró­rzy według niej krą­żyli zdru­zgo­tani po całej wio­sce, co zmu­szało ich do coraz bru­tal­niej­szych zacho­wań

 – Petri­fi­cus tota­lus. Męż­czyzn runął jak długi na zie­mięugodzony zaklęciem Charliego, zasko­czony i pozba­wiony jakiej­ko­wiek formy ochrony. – Tak! – nie­mal krzyk­nęła w myślach Anna­bel, pod­czas gdy jej kom­pan prze­szu­ki­wał nie­przy­tom­nego han­dla­rza.

– Co się tam dzieje? – jeden z han­dla­rzy, ubrany w złotą maskę z rogami, przy­po­mi­na­ją­cymi har­pię, naj­wy­raź­niej po to, by ukryć swoją toż­sa­mość, zaczął nie­bez­piecz­nie zbli­żać się do Char­liego, wykry­wa­jąc dziwne zakrzy­wie­nie świa­tła nie­da­leko sie­bie. Anna­bel miała wra­że­nie, że skądś znała tą maskę.

– Cho­lera. – mruk­nął cicho chło­pak - Jak mnie wykrył z takiej odle­gło­ści. Char­lie nie mógł tak po protu uciec bez dru­giej różdżki, dosk­nale zda­wał sobie sprawę z tego, że nie­przy­tomny han­dlarz, ugo­dzony zaklę­ciem para­li­żu­ją­cym co było widać gołym okiem mógłby zaalar­mo­wać resztę o prze­by­wa­niu tu nie­mu­gol­skej osoby, a w dal­szym roz­woju wyda­rzeń wywo­łać poje­dy­nek, który w poje­dynkę mógłby się dla nich skoń­czyć porażką. – No dalej. – ręka zaczęła mu drżeć w rytm zbli­ża­ją­cych się kro­ków, ale w pew­nym momen­cie jego palec dotknął cze­goś drew­nia­nego i zakrzy­wio­nego. Była to różdżka, chło­pak zawi­nął ją do sie­bie i zaczął biec w stronę Anna­bel, nie zda­jąc sobie sprawy z tego, że jego ruch spo­wo­do­wał zwię­koszną wykry­wal­ność.

Wtem zaklę­cie pognało w jego stronę, Char­lie w ostat­nim momen­cie zdo­łał użyć tar­czy, uka­zu­jąc swoją obec­ność. Potężna tar­cza odbiła zaklę­cie, a chło­pak w odwe­cie rzu­cił drę­twotę na zama­sko­wa­niego osob­nika, ten także ją odbił.

Póź­niej wszystko działo się szybko. Annabel zła­pała różdżkę handlarza rzu­coną jej przez Char­liego i zaczęła bom­bar­do­wać zaklę­ciami prze­ciw­nika, który bez więk­szego pro­blemu odbi­jał każde z nich, oto­czony przez wiernie chroniąca go tar­czę.

– Ktoś bar­dzo chciałby Cię poznać, cza­row­nico. – zama­sko­wany spoj­rzał na Anna­bel. Był to potężny cza­ro­dziej, jed­nak jakość w tym wypadku ustę­puje przed ilo­ścią. Char­lie wraz z Anna­bel sto­jąc bli­sko sie­bie napie­rali ata­kami na męż­czy­znę, który był zmu­so­zny ulec tej dwójce i zro­bić kilka kro­ków w tył. 

Nie­stety, było to tylko złu­dze­nie, odbi­jane zaklę­cia tra­fiały w chatki robiąc spore zanie­sza­nie, a odgłosy walki zwa­biły do nich innych han­dla­rzy. Nie minęła minuta, a odcięto im drogę ucieczki, zostali oto­czeni, już nie byli w sta­nie ata­ko­wać, więc prze­szli w defen­sywę – Mamy jakiś plan? Dziew­czyna czuła jak nara­sta w niej nie­po­kój, a jej smo­cze obli­cze pra­gnęło wyrwać się na powierzch­nię i spa­lić wszyst­kich na popiół. To uczu­cie nasi­lało się z każdą sekundą, ale Anna­bel musiała trzy­mać swoje dzie­dzic­two w gar­ści, dosko­nale wie­działa, że mogłaby stra­cić nad sobą kon­trolę. Char­lie rów­nież coraz bar­dziej tra­cił na sile, nie było nikogo kto mógłby im pomóc. Ludzie z wio­ski ucie­kli prze­ra­żeni dotrze­ga­jąc nie­co­dzienne zja­wi­sko uży­wa­nia magii, nie żeby mugole w jakiś spo­sób mogliby im pomóc.

Depulso – Zaklę­cie odpy­cha­jące dosię­gnęło Anna­bel, prze­biło jej tar­cze, a ona sama odle­ciała do tyłu, pro­sto w ręce kłu­sow­ni­ków, wyglą­dała tak, jakby stra­ciła przy­tom­ność.

– Nie! – krzyk­nął Char­lie po czym obe­rwał uro­kiem Incan­ce­rous. Lina oto­czyła jego ciało i skrę­po­wała je, tak że nie mógł się ruszyć, a każda cho­ciaż naj­mniejsza próba wydo­sta­nia się z niej dusiła go coraz bar­dziej.

– Głu­pie dzie­ciaki. – mruk­nął zama­sko­wany – Nie spo­dzie­wa­li­ście się chyba wyj­dzie­cie cało z tej maskarady.

– Czego od nas chce­cie? – zapy­tał chło­pak odda­jąc się w pełni linie, co umoż­li­wiło mu polu­zo­wa­nie ści­sku.

– Smo­ków. – ode­zwał się jeden z kłu­sow­ni­ków wystę­pu­jąc przed sze­reg. – Gdzie je ukry­li­ście?

– Myślisz, że ci powiem? – spy­tał reto­rycz­nie chło­pak, tarza­jąc się po podło­dze. – Porzu­ci­li­ście je, dla­czego teraz chce­cie je odzy­skać? Wśród han­dla­rzy roz­szedł się drwiący śmiech.

– Zostały nam skra­dzione, nie my je wyrzu­ci­li­śmy.

– Zamilcz głup­cze. - wszedł mu w słowo zama­sko­wany i popchnął kłu­sow­nika na bok. – Nie sądzisz chłop­cze, że to nie ty jesteś tutaj w pozy­cji do zada­wa­nia pytań?

Anna­bel odzy­skała świa­do­mość, ale gdy tylko dostrze­gła w jakiej sytu­acji znaj­dują sie z Char­liem pró­bo­wała wydo­stać się z sil­nego chw­tytu han­dla­rzy, ale ich siła była dla niej nie do przej­ścia. Głowa pul­so­wała jej z bólu, co jesz­cze bar­dziej sta­wiało ją w pozy­cji ofiary. Szarp­nęła się jesz­cze raz, ale męskie ramię zda­wało się nie odpusz­cać.

– Kto do nas wró­cił? Nasza śpiąca kró­lewna. – zama­sko­wany męż­czy­zna utra­cił zain­te­re­so­wa­nie Weasley'em i z zadzior­nym uśmiesz­kiem pod­szedł do Anna­bel.

– Nawet nie wie­cie jak bar­dzo duży błąd w tym momen­cie popeł­ni­li­ście. – zagro­ziła Anna­bel pełną deter­mi­na­cją w gło­sie.

– Oczy­wi­ście, że wiemy, wiemy wszystko księż­niczko.

– Księż­niczko? – zabrzmiał pełen bólu głos Char­liego.

– Czyżby twój towa­rzysz nie­doli o niczym nie wie­dział?

– Jak to nie wie­dział, co nie wie­dział, Anna­bel?

– Nie będziemy teraz o tym roz­ma­wiać Weasley. – odparła Anna­bel, wie­dząc że tym razem nie będzie w sta­nie wymy­ślić niczego, co tłu­ma­czy­łoby wyda­rze­nia, przez które chło­pak wpa­ko­wał się w takie nie­bez­pie­czeń­stwo. – Wiem kim jesteś, wiem skąd pocho­dzisz – Anna­bel zwró­ciła się teraz do zama­sko­wa­nego, a co ten skwi­to­wał to tylko jed­nym sło­wem – Doprawdy?

– Nie zależy ci na smo­kach, tam­tym zależy, nie zależy ci na Char­liem, zależy ci na mnie więc masz czego chcia­łeś, wypuść go w tym momencie.

– Nim zaj­mie się ktoś inny, a na cie­bie czeka bar­dzo wysoko posta­wiony czło­wiek ofe­ru­jący nie­małą for­tunę za twoją głowę. Anna­bel znów zaczęła się szar­pać. – Czy żywą, czy mar­twą.

– Zaś twoje tru­chło nie będzie warte zła­manego knuta. – odgry­zła się Anna­bel, a jej oczy zaja­rzyły się błę­kitną poświatą, zwia­stu­jącą poja­wie­nie się smoka. Nastała mię­dzy nimi chwi­lowa cisza, dziew­czyna bez mru­gnię­cia okiem spo­glą­dała na męż­czy­znę, jed­nak maska którą nosił zakry­wała jego obecny wyraz twa­rzy i Annabel nie była w stanie stwierdzić, czy zdołała w jakiś sposób przerazić mężczyznę. Wtem poczuła ude­rze­nie, ręka han­dla­rza osu­nęła się na policzku dziew­czyny z dużą pręd­ko­ścią. Upa­dła na kolana, czu­jąc swój pie­kący poli­czek. Po czym zama­sko­wany wyszar­pał Anna­bel do góry jak zwy­klą chłopką, bez krzty szacunku i objął pal­cami jej twarz.

– No dalej Księż­niczko. Zamień się w tą łusko­watą bestię, spal mnie na popiół, chyba że nie potra­fisz.

W isto­cie nie potra­fiła, ból spo­wo­do­wany zaklę­ciem depulso dawał się jej we znaki, stra­piona podróżą, nie mająca w ustach nic od dłuż­szego czasu i poza­bwiona rege­ne­ru­ją­cego snu była bez­silna. Cho­ciaż pró­bo­wała z całych sił wyglą­dać na zdolną do prze­miany zama­sko­wany cza­ro­dziej bez­błęd­nie oce­nił jej poło­że­nie. Anna­bel jed­nak kątem oka dostrze­gła strugę magii, która usu­nęła linę opla­ta­jącą Char­liego.

– Expe­liar­mus! –krzyk­nął chło­pak i powa­lił na zie­mię nic nie spo­dzie­wa­ją­cego się zama­sko­wa­nego, zaraz potem bły­ska­wicz­nie odrzu­cił od dziew­czyny dwóch trzy­ma­ją­cych ją han­dla­rzy. Dobiegł do Anna­bel nim upa­dła na kolana i objął ją ramie­niem, trzy­ma­jąc brodę na jej gło­wie. Ta znowu zła­pała go w pasie i wtu­liła się w jego tors czu­jąc jak opada z sił. Różne zaklę­cia mio­tane z nie­wi­do­mych miejsc dosię­gały resztę han­dla­rzy, więk­szość zdo­łała uciec, ale część udało się unie­ru­cho­mić. Char­lie wie­dział co się wyda­rzyło, ojciec nie raz opo­wa­dał mu jak wyglą­dają stan­dar­dowe pro­ce­dury auro­rów w przy­padku poje­dyn­ków na obsza­rach mugol­skich, a przed nimi poja­wił się jeden z nich. Był to męż­czy­zna w śred­nim wieku ubrany w beżowy płaszcz i czarne spodnie.

– Wszystko w porządku? – spy­tał

– Że mną tak, ale Anna­bel obe­rwała sil­nym zaklę­ciem trzeba jej pomocy medyka. – odpowie­dział Char­lie i wypu­ścił ją w objęć tak, żeby auror mógł udzie­lić jej szyb­kiej pomocy. Dziew­czyna spoj­rzała na chło­paka.

– Char­lie, jeśli cho­dzi o tamto…– odparła sła­bym gło­sem.

– Jak sama słusz­nie zauwa­ży­łaś nie będziemy o tym teraz roz­ma­wiać. – odpowie­dział jej, ale Anna­bel miała wra­że­nie, że w jego gło­sie ukryła się nutka gory­czy, jakiej wcze­śniej u niego nie sły­szała.

 Zaraz świat zawirował. A ona apr­to­wała się z auro­rem do Świę­tego Munga, zostwa­ia­jąc Char­liego pod opieką innych auro­rów.


---.----

Baciu* - Pasterz, który niegdy nie wrócił do domu.

Alti* - inny* z języka Rumuńskiego. Kłusownicy często nazywają tak smoki, które nie wpisywały się w kanony znanych im gatunków smoków.

Kłusownicy* - zatrudniani przed handlarzy specjaliści w tropieniu i łapaniu niebezpiecznych magicznych bestii 

2 komentarze:

  1. Taki powrót, to ja rozumiem!
    Opisy, ciekawostki, akcja - wszystko mi tu zagrało jak trzeba, żeby przelecieć przez rozdział, jak na skrzydłach ;)
    W ogóle też nie odniosłam wrażenia, że powstał on po tak długiej przerwie, co świadczy o tym, że nie wypadłaś z formy z pisaniem.

    Zdrowia i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurczę, ja już myślałam, że historia porzucona, inne rzeczy na głowie, a tu taka miła niespodzianka (zwłaszcza że sama dodanie rozdziału odkryłam). Teraz, jak już Charlie się dowiedział, ale jeszcze nie było okazji tego obgadać, mam nadzieję, że rozdział pojawi się nieco szybciej. No zwłaszcza, że tak szybko mi minął- ledwo czytać zaczęłam, a tu już koniec </3

    OdpowiedzUsuń